piątek, 31 marca 2017

Zadbaj o swój sweter... część 3

Już prawie dwa lata minęły od ostatniego wpisu na ten temat! Co prawda akurat w tym przypadku jest to plus, bo mam czas wydziergać nowe, poużywać "stare" i zobaczyć jak się sprawują. Poprzedni post możecie znaleźć tu: klik!  

W tym czasie przychodziły nowe udziergi, odchodziły te nieużywane, cześć umarła śmiercią naturalną. Bardzo lubię tę serię, bo dzięki niej nie dość, że zauważam lepiej swoje błędy w traktowaniu wełnianych rzeczy, to jeszcze mam taki skrót swoich prac, od razu widać jakiego koloru i fasonu mi brakuje :).

Obecnie dziergam z samych wysokogatunkowych wełen, jedwabi, kaszmirów i moheru. Wiem też, że różnica w zużywaniu, noszeniu, dbaniu i wyglądzie jest ogromna! Sweter z dobrej wełny to inwestycja na kilka grubych lat. A jaka jest różnica? Pomijając kwestie estetyczne bo przecież to indywidualna sprawa, dobra wełna po prostu się nie starzeje. Zdarzyło mi się tak z poprzednimi swetrami, że po piątym praniu sweter matowiał, w dotyku był bardziej szorstki, po goleniu wcale nie odzyskiwał świeżości, był "przyklapnięty", tracił puchatość czy sprężystość. No wyglądał na zużyty. 

Nigdy nie oceniam wełny pod kątem mechacenia. Bo akurat niemalże każda wełna się mechaci (są wyjątki, o tym niżej!), w zależności od tego jak jest skręcona, z ilu nitek i z czego dokładnie się składa. Drobne kuleczki, w strategicznych miejscach będą się pojawiać choćbyś nie wiem co wyczyniał. Strategiczne miejsca to dla mnie boki rękawów i pacha. Tam wełna ociera się o siebie i jeśli ma włosek, to ten włosek w końcu się zrobi małą kuleczką. Tak działa wełna, co poradzić. Ale jak pisałam, nigdy nie oceniam wełny pod tym kątem, choć bardzo doceniam fakt, że moje swetry golę raz do roku, albo i rzadziej. 

Dobra wełna będzie po każdym (odpowiednim) praniu, każdym goleniu wyglądać tak samo. To jest moja definicja dobrej wełny :). Będzie mieć połysk, jeśli miała go wcześniej, będzie zadziwiać miękkością i delikatnością, nie straci koloru, nie wyciągnie się, będzie trzymać kształt. Jeśli wełna, z której dziergamy sweter taka właśnie jest, to mamy gwarancję, że jeśli nie schrzanimy czegoś po drodze, to sweter założymy za 10 lat. O ile będzie pasował :).

Z każdym dniem uczę się czegoś nowego o wełnie, poznaję ją, wiem co lubi, czego nie. Dzięki temu, że straciłam już parę swetrów z mojej winy, jestem mądrzejsza! Mam nadzieję, że dzięki temu co napiszę Wam uda się uniknąć paru przykrych chwil. 

Poniżej swetry, o których mam coś do powiedzenia, czyli chodzę w nich często, albo zaobserwowałam coś ciekawego (cała moja obecna kolekcja z szafy na samym końcu :)).
Wszystkie swetry obecnie piorę wyłącznie w zimnej wodzie, z odrobiną Eucalanu (jaśminowy!), wkładam w ręcznik, albo po nim tuptam, albo zapominam o nim na cały dzień, a potem suszę na płasko.

No to najpierw ulubione - róże!
 Od góry:
  1. Mélanie zrobiona z Julie Asselin Fino i moherowej Anatolii. Nie mam milszego swetra w szafie. Anatolia jest tak delikatna, że aż trudno nie miziać jej cały czas. Nic a nic nie gryzie. Włosek jest niewielki, ale nadaje tego puszku, jakiego oczekujemy. Jako że to moher od czasu do czasu wybiorę z rękawa kłaczek bardziej zbity. Nie goliłabym jej z pewnością! To jeden z tych swetrów, których nie trzeba blokować i specjalnie układać by dobrze wyglądał.
  2. Ta słodycz to mój ulubiony kolor :) Sweter to Compass Pullover, zrobiony z Fino (wełna, kaszmir, jedwab). Kto macał fino to wie, że w zdaniu "o ludzie, jak rozkosznie miękko!" nie ma odrobiny przesady! Sweter przeszedł próbę w dniu poprzedzającym nasz ślub. Było chłodno, założyłam sweter do przygotowań, a tam stał wielki namiot z rzepami... Ogólnie średnio wtedy na niego uważałam. Troszkę się potargał w miejscu przyczepienia do namiotu, ale po praniu i leciutkim podgoleniu zniknęło absolutnie wszystko. A co o wzorze? Teraz kilka rzeczy zrobiłabym inaczej. Pewne zmniejszanie przy dziurach nie wygląda estetycznie, troszkę się wyciąga ten karczek. Nie wiem co jest, ale ewidentnie coś nie tak, ale pewnie tylko ja to widzę.
  3. Light Trails dziergałam z własnoręcznie farbowanej wełny BFL. Nie chodzę w nim tak często jak kiedyś, bo mam trochę nowości, które są moimi faworytami, ale nadal trzymam go w szafie, bo zwyczajnie się lubimy. Nic się nie zmienił od czasu poprzedniego wpisu, czyli nadal jest w porządku.
  4. No to teraz Puntilla zrobiona z Julie Asselin Milis. Uwielbiam tę słodką koronkę! Połysk, miękkość i zwiewność nadal ta sama, a to jest sweter, który zakładam bardzo często. Milis to singiel (pojedyncza nitka, słabo skręcona), co sprawia, że jest "puchata" i miękka, ale mechaci się trochę bardziej niż inne. Ale tu znowu mówię tylko o tych strategicznych miejscach, gdzie raz na pół roku pojawia się kilka małych kuleczek. Wełna posiada charakterystyczny meszek, nie należy tego mylić z mechaceniem. W motku jest cieńsza, gładsza, ale należy ją dziergać na ciut większych drutach niż nam się wydaje. Milis puchnie po praniu, wypełnia szczeliny i dostaje tego miziastego meszku. 
  5. Leizu Worsted w Cold Breath, czyli w moim ulubionym, okropnie ciepłym swetrze! Leizu to połączenie merynosa i jedwabiu, ma piękny delikatny połysk, jest bardzo, bardzo sprężysta! Mechaci się tylko po lewej stronie, najpewniej od spodni. Od czasu do czasu znajdę jakąś kulkę, ale nie mam potrzeby go golić. Wygląda jak nowy :).
Kolory ziemi:

  1. Ostatnio wydziergany Old Romance z Fino. Wariuje na punkcie Fino, niech mnie ktoś wyśle do doktora. Wzór bardzo ciekawie dziergany, bardzo trafiony w moim przypadku. Noszę go często - do spodni i do sukienek. Wygodny fason, lekko luźne rękawy. 
  2. Cosy Wifey też zrobiłam z Fino. To sweter - bluza, noszony bardzo często, wszędzie gdzie się da. Nie wypowiem się na temat projektu, bo nie będę obiektywna, ale powiem, że wygodny jak mało który. Nigdy nie golony, za każdym razem, gdy wyjmuję go z szafy nie mogę się nadziwić miękkością i delikatnością. Jest jak nowy. To jest to o czym pisałam wyżej... dobra wełna jest dobra. Zawsze.
  3. Cosy Hubby, oczywiście też jest z Fino. I to Fino świetnie znosi męskie noszenie. Co prawda mężczyzna ten krzywdzi je niekiedy okrutnie, zaciągając i mechacąc go w dwóch tylko miejscach - na środku brzucha i na końcach rękawów. Jak to robi? A kurtką! Rzepy ma na wlocie do kieszeni i przy zamku. Ciągle mu tam muszę golić kłaki :D Po goleniu nie ma śladu zużycia, aż do następnego razu. Wiem też, że sweter grzeje, że o matko, bo ciągle mi przypomina!
  4. A ten na samym dole to Understory, mój najnowszy! Połączenie Milisa i Anatolii. Tak jak z Mélanie - jak połączymy dwie milutkie wełny to wyjdzie sweter milutki x2. Więc to mój drugi najmilszy sweter w szafie. Grzeje przyjemnie. Tyle na razie powiem, bo nosiłam go 4 razy - do sesji wisiał nieruszany! :)
Szarości i mój (rzekomo!) ulubiony żółty:
  1. Oj tak... wielbię miody, musztardy i bursztyny. Tak bardzo, że bojąc się, żeby nie mieć całej szafy w tym kolorze mam tylko jeden żółty sweter! Makabra. Merigold to mój niezniszczalny, nieśmiertelny projekt. No mówię Wam, ten Everlasting Sock od 2.5 lat ciągle w użyciu, ciągle! A nie golony ani razu, nawet jakbym chciała to nie wiem co miałabym tam golić... Tej nitki bardzo mi brakuje z Dream in Color. Nie jest to szaleństwo miękkości, jest po prostu miła i niegryząca, ale ta jakość i wytrzymałość! Kolor nadal tak żywy jak pierwszego dnia.
  2. Poniżej też ta sama nitka, tym razem w Stormwindzie. Rzadziej w nim już chodzę, ale nadal go lubię. Cała reszta patrz punkt wyżej. 
  3. Ta jasna srebrna szarość to Trevor zrobiony z Fino Echo i Piccolo Fusain. O Fino już pisałam, nie będę się powtarzać bo mnie zablokujecie. Ale o samym projekcie powiem tyle - cudny! Tak wygodny, tak klasyczny, tak ładny i prosty! Róbcie!
  4. Ta cieplejsza szarość to Birch w Leizu DK (tu dobrze widać subtelną różnicę między tymi dwoma farbowaniami). Sweter to Mateuszowy Lumberjack - Leizu to świetna włóczka dla tych mniej ostrożnych (czyli naszych mężów, partnerów i dzieci:)). Nie mechaci się, nie zużywa, grzeje jeszcze bardziej niż Cosy Hubby (ciągle o tym słyszę!). Jedna rzecz, którą mam zamiar poprawić - ściągacz. W tej nitce powinien być robiony bardzo ciasno, ponieważ z czasem się rozluźnia. Jeśli chcemy by ściągacz nie był tylko ozdobnym wykończeniem ale też opinał biodra, to wybierzcie o jeden rozmiar mniejsze druty niż planujecie. 
  5. I znowu Leizu DK, w moim długaśnym Blue Sand. Nie zakładam go często, w sumie nie wiem czemu (wystaje mi spod większości kurtek:)). Wełna ta po praniu się wydłuża, należy to uwzględnić przed dzierganiem. Ja jestem optymistką i widzę w tym same plusy! Mniej dziergania i mniej zużycia wełny, a efekt i długość taka jak należy! Ale warto o tym wiedzieć - włóczki z jedwabiem mogą tak mieć.
I skromna kolekcja w fioletowych i niebieskich odcieniach (obecnie na drutach błękit!):

  1. Endearment z Jilly od Dream in Color. Jilly jest niemalże taka sama jak Milis. To też singiel, też puchnie po praniu i ma ten przyjemny dla skóry meszek. Bardzo lubię ten sweterek, świetnie pasuje do sukienek. 
  2. Mój pierwszy większy projekt - Inky! Zrobiony z miłej Filcolana Arwetty Clasic, ma już 3 lata, wygląda dobrze, ale wełna delikatnie się zużyła, tak sądzę. Jest ładna, trzeba ją czasem ogolić, ale nie jest już tak miła. Rok temu zrobiłam mojej Inky operację. Nieudaną :) Chciałam odpruć guziki i przyszyć je inaczej, i zamiast nitki od guzika wycięłam nitkę z sukienki! Musiałam przyszyć plisę na sztywno by to uratować. Brawa dla mnie :).
  3. I po raz kolejny Leizu Worsted w ametystowym kolorze. Wyjątkowo dla mnie w fioletach, ale wcale nie żałuję. Wełna jest bardzo sprężysta, w wzór (Flaum) jeszcze bardziej. Po każdym praniu muszę go leciutko zblokować by się wydłużył.
I na koniec bonus - wszystkie moje (i Mateusza) większe udziergi, plus trzy szale. Pojawiła się tu jeszcze Rosy Cheek, Saoirse i Marina. Nie miałam okazji ich założyć dłuższy czas, więc są tylko w podsumowującej stercie:

To nie są oczywiście wszystkie rzeczy jakie wydziergałam (nie liczę akcesoriów zimowych). Jakiś czas temu oddałam w zaprzyjaźnione łapki trzy swetry i bluzeczkę. Nie lubię magazynować... jeśli wiem, że czegoś nie założę, bo się w tym źle czuję, bo kolor jednak nie mój, to po prostu szukam mu nowego przyjaznego domu. Lubię mieć w szafie (ha, ha! Mamy szafę!!!) tylko to co naprawdę mi się podoba, to co chcę nosić. Inaczej skręca mnie od środka. Jeśli sweter się zużyje to z bólem ale zostaje po prostu wyrzucony. Czasem to moja wina, czasem wełny. Możecie porównać z poprzednimi postami co zniknęło. Ja nie mam serca tak wypunktowywać:)

Kilka słów o szalach - jak widać przełamałam się i zaczęłam je lubić. Mam na razie trzy, póki co swetry nadal mają pierwszeństwo. Wydziergałam każdy z nich z włóczki fingering, każdy ściegiem francuskim. Mimo cienkości włóczki szale grzeją zimą, nie są ciężkie, a na dodatek sprawują się też dobrze w pozostałych porach roku. To chyba najbardziej optymalna grubość wełny na szale. Ścieg francuski dobrze wygląda w takich prostych projektach w geometryczne wzory czy w paski, ale ma ten minus, że po każdym praniu trzeba go dobrze naciągnąć. Ten ścieg "ściąga" nam z czasem robótkę. Po namoczeniu trzeba go bez litości wyciągnąć i wytrzymuje tak mniej więcej do kolejnej kąpieli. Od góry: Angular z Fino i Piccolo, Crescendo z Leizu Fingering i Color Affection z Arwetty Classic i Lang Yarns Jawoll

Jak widać z zieleni mam tylko szal. Mimo rudości nie przepadam za tym kolorem, a raczej ciężko mi znaleźć taki, który byłby tym odpowiednim. Wszelkie wiosenne omijam, szmaragdy bardzo lubię, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, khaki to nie moja bajka. Teraz dorzucę na stosik jeszcze jasny błękit, a potem znając mnie coś różowego, albo może w końcu żółtego. Chociaż faza na brązy i beże jeszcze mnie nie opuściła.

Jak zawsze jestem ciekawa Waszych opinii i doświadczeń!

Pozdrawiam Was ciepło,
Marzena

wtorek, 28 marca 2017

Understory

Oprócz minimalizmu w moich żyłach płynie również miłość do rustykalnego, przytulnego klimatu... Marzę o sielankowym domku na wsi, wśród drzew i zwierząt, o ciepłym kominku, ciszy i spokoju. Kocham lasy, chyba nawet bardziej niż morze, choć wydaje się to niemożliwe. Najlepiej oczywiście gdy mam i jedno i drugie. Lubię leśny klimat pełen żywych roślin i zwierząt, lubię tę niepokojącą ciszę, przerywaną od czasu do czasu szumem wiatru, czy złamaną gałązką. Mogłabym leżeć na mchu i patrzeć w korony drzew cały dzień (bo w nocy moja wyobraźnia lekko przesadza).

Understory to podszycie lasu, pełne brązowych pni, małych drzewek, cienkich gałązek z malutkimi liśćmi i suchymi szyszkami. To właśnie tym inspirowałam się tworząc mój nowy, tajemniczy projekt, moją własną leśną opowieść, którą na reszcie mogę Wam opowiedzieć!

Zapraszam Was do ciemnego lasu, który przyprawił mnie o lekki dreszcz, nie tylko z powodu chłodnego, mocnego wiatru, gradu czy odległych grzmotów. Ta atmosfera była niesamowita! Ciemne, przemoknięte pnie, korony szalejące wcale nie tak wysoko nad głowami i tak niewiele światła. Coś pięknego...
Understory jest dziergany zdecydowanie inaczej, tak zupełnie na odwrót. Osiągnęłam przez to efekt "lejących się", wiszących boków, marszczących się z przodu jak i z tyłu. Ta nietypowa konstrukcja jest bardzo w moim stylu. Uwielbiam wszelkie nieoczywiste formy, szerokie, zwiewne, nowoczesne kształty, przyciągające wzrok. Lubię coś, czego jeszcze nie było...

Tył swetra jest dłuższy, opada miejscami aż do kolan. Ilość miękkiego materiału pozwala dobrze otulić się swetrem, osłonić przed wiatrem, poczuć się komfortowo.



 Długie rękawy by było jeszcze milej i przytulniej.


Rustykalny efekt pomogła mi osiągnąć sama włóczka, a raczej połączenie dwóch nitek - pieprzowego, na pozór chłodnego brązu Milis Poivre i Anatolii Sommet, w kolorach zieleni i trufli. Ale myślę, że dużą rolę odgrywają tu ściegi i wzory inspirowane leśnym podszyciem, gałązkami modrzewia, ściółką...
 

Jest absolutnie taki jak lubię... Czuję się w nim tak dobrze, jak wśród tych drzew, tych cieni, zapachu mokrego lasu, wiatru pędzącego między pniami. 
 
Wzór na Understory jest już dostępny w języku polskim i angielskim w moim sklepiku na Ravelry (klik!), oraz u Chmurki (klik!). Namawiam Was do obejrzenia testowych wersji. Understory można wykonać z połączenia wełny i moheru, ale również z pojedynczej, gładkiej nitki, która daje przepiękny, nowoczesny i stylowy efekt! Bardzo mnie cieszy, że każda z testerek zrobiła wersję, która najbardziej pasuje do jej upodobań, każdą wersję przygarnęłabym z rozkoszą (wątpię, że się podzielą:)). Będziecie mogli znaleźć je tu:

Chciałabym tak publicznie, przy wszystkich podziękować im za tyle poświęconych mi dni, tyle rad i niesamowitą czujność. Cieszę się, ze to na Was właśnie trafiłam! Dziękuję! :)

Pozdrawiam Was z mojego małego leśnego świata!
Marzena

niedziela, 19 marca 2017

Ceń swoje umiejętności!

Jest kilka takich, wydaje mi się, "ciężkich" tematów, o których chciałabym pogadać na blogu. Wiem jednak, że nie każdemu się one spodobają. Nie tematy oczywiście. Moje poglądy :). Być może jednak do kogoś trafią, być może Wy przedstawicie mi swój punkt widzenia i każdy na tym skorzysta! Bo nic tak nie pobudza umysłu jak dyskusja.

Zacznę od tego, że ja mam naprawdę twardy charakter. Nauczyłam się cenić swoje, cieszyć się tym co mam, ale i szanować to co umiem i potrafię. Charakter twardy tam gdzie należy oczywiście, bo miękka jestem okropnie, nad zabitą muchą się użalam, kwiatki na łące wąchać mogę cały dzień, przykrości sprawiać nie znoszę! Doprawdy dziwaczne skrajności we mnie mieszkają, czasem się ze sobą kłócą, ale zazwyczaj żyją w zgodzie. Ale mam swoje granice, których zawzięcie bronię, są sprawy, nad którymi nie przechodzę obojętnie i jak trzeba to głośno o nich mówię. Mam swoje zdanie, i bardzo je lubię, nie ma się co wstydzić. 

A dziś chciałabym pogadać o dzierganiu na zamówienie. Nie raz spotkałam się z pytaniem "Dziewczyny, ile wziąć za sweterek rozmiar 36? Pomocy!" i za każdy razem postanawiałam nie odpowiadać, bo to nie jest pytanie, na które chciałabym odpowiedzieć "weź tyle". Bo jedni przyklasną, drudzy powiedzą żem wariatka. A tu sprawa jest bardziej złożona, i dziś się z Wami tą złożonością w końcu podzielę.

Jeśli masz ochotę, pomogę Ci oszacować kwotę, jaką powinnaś wziąć za swoją pracę, za swój talent. Oczywiście jeśli nie jest to prezent, albo nie sprzedajesz już gotowego produktu, który po prostu do Ciebie nie pasuje i zależy Ci wyłącznie na tym, by się biedak nie marnował w szafie (o tym poniżej!).

To co tworzysz to "towar z wyższej półki". Dlaczego? Bo wybierzesz najprawdopodobniej dobrej jakości materiał i wykonasz to własnoręcznie, stworzysz każde oczko, wpleciesz w to swój czas i umiejętności. Zadbasz o każdy detal, o dobry rozmiar, uwzględnisz uwagi i prośby klienta. Spełnisz jego marzenie, tworząc produkt jedyny w swoim rodzaju, unikalny, i jeśli takie będzie życzenie klienta, będzie to jedyny taki egzemplarz na całej kuli ziemskiej. Brzmi wyjątkowo czyż nie? Nie każdy może to mieć, jest to coś "ekstra"!
Ale na chwilę absolutnie zignorujmy ten artystyczny wkład, fakt, że Twój talent jest nietypowy, że musiałaś wiele poświęcić by umieć te wszystkie cudowności, dobra? 

Odpowiedz sobie najpierw na pytanie ile czasu zajmuje Ci wykonanie swetra. Niektóre moje projekty, od dnia narzuceni oczek do dnia ich zamknięcia wykonuję przykładowo w miesiąc. Wiele się na to składa - prucie, wymyślanie, święta, moje prywatne sprawy, praca itp. Nie dziergam dwóch lub kilku projektów na raz, więc jest mi trochę łatwiej to policzyć. Czasem tworzę sweter w 2 tygodnie, ale załóżmy, że jest to miesiąc! Zróbmy sobie wolne weekendy, i oszacujmy, że w dni robocze dziergamy tylko godzinkę. Mamy więc 20 godzin pracy. Jeśli mamy wybór to nie wybierzemy pracy za minimalną stawkę godzinową, bo przecież najczęściej dzierganie jest tym dodatkowym dochodem, a nie sposobem na życie. Ale ok, jak szacujemy grubo z dołu, to niech będzie! Minimalna stawka godzinowa wynosi w tym roku 13 zł. Z moich obliczeń wynika, że jeśli absolutnie nie szanujesz swojego talentu i traktujesz dzierganie na zamówienie jak typową robotę, jeśli nie dostrzegasz, że tworzysz coś niepowtarzalnego z dobrej jakości materiałów i chcesz zarabiać minimalną krajową to powinnaś policzyć za robociznę 260 zł. Jeśli wybierzesz włóczkę ze średniej półki, to musisz do tej ceny za robociznę doliczyć przynajmniej 100 zł. 
Minimalna cena ręcznie dzierganego swetra powinna wynosić przynajmniej 360 zł.

A teraz pomyślmy jeszcze raz i zastanówmy się czy praca artystyczna (tak, dokładnie!) powinna być liczona tak nisko? Czy kupimy obraz za grosze? Czy ręcznie szyte torebki kosztuję 100 zł? Czy dobry fryzjer z głową pełną oryginalnych pomysłów skromnie poprosi o pięć dyszek?
Więc gdy słyszę, że jakaś Pani powiedziała za ażurowy sweterek 100 zł ("czy to nie za dużo?") to mnie zwyczajnie skręca.
 
W obecnych czasach nie wszyscy potrafią dziergać. Zaryzykuję, i oceniając swoje otoczenie, powiem, że to zdecydowana mniejszość. A żeby dziergać ładnie, trzeba przecież mieć talent! I nie ma co tu ukrywać i być skromnym. Zrobiłaś piękny sweter? To masz po prostu talent! Talent, którego nie ma każdy, talent, który szlifowałaś, włożyłaś w to czas i serce, ćwiczyłaś dniami, tygodniami, miesiącami czy latami! To jest coś Twojego i szanuj to bezwzględnie. Nie daj sobie wmówić, że to "takie nic, każdy może, jeśli tylko będzie miał tyle czasu co Ty" (ach uwielbiam te stwierdzenia! :)). 
Szanuj swoją pracę, bo jeśli Ty tego nie robisz, to nie ma powodu oczekiwać, że ktokolwiek inny będzie ją szanował.
Ten czas, który poświęcisz na dzierganie swetra za grosze mogłabyś wykorzystać dla siebie, na stworzeniu czegoś wymarzonego! Na zadowolenie samej siebie, a przecież nie ma w tym absolutnie nic złego. A tak nie masz ani godziwej wypłaty, ani swetra. Pamiętaj o tym!

Reasumując - mamy pracę naszych rąk, nasz czas, talent, umiejętności, dobrą jakość, staranność wykonania, pomysł, oferujemy usługi, których nie ma w standardowych sklepach jak wybór idealnego koloru, materiału, wzoru, kroju i rozmiaru. Nasz produkt pod każdym względem różni się od tego, który można nabyć w sklepie. To również powinno mieć swoją cenę.


Sieciówki oferują swetry w różnych cenach - zaczynają się na 50 zł, kończą wiadomo, gdzieś tam. Nie mówię tu o wysokiej jakości produktach, z prywatnych mini kolekcji, z butików, luksusowych sklepów. Mówię o tym co w galeriach handlowych każdy spotyka. Swetry te koło wełny najczęściej nawet nie leżały, jest to akryl, który po jednym praniu traci cały urok i nie jest już miękki. Kiedyś mi się wydawało, że swetry to już tak po prostu mają, że mięciutkie są tylko na wieszaku w sklepie. A kto sweter z merynosa wydziergał, ten wie ile w tym prawdy :)

Sweter ten powstaje najprawdopodobniej gdzieś na wschodzie, w okropnej fabryce, z akrylu, za który owe fabryki najprawdopodobniej zapłaciły "grosze", na wielkich maszynach, w ekspresowym tempie. W tej samej fabryce powstaje kilka fasonów, jedne trafiają do sieciówek "luksusowych" i kosztują dwie stówki, pozostałe do tych mniej wyszukanych i można je nabyć za mniej niż sto złotych. I to takie swetry są normą w naszym świecie. 

A teraz poszukaj w sieci polskich sklepików z ręcznie szytymi ubraniami. Modnych, pięknie skrojonych, w wymyślne wzory, z wysokiej jakości materiałów. I zobacz ile kosztuje talent i ręczna praca twórcza. I dodaj do tego fakt, że Ty ten materiał tworzysz od zera. 

Jeśli akrylowy sweter w sieciówce potrafi kosztować 150 zł, to dlaczego cenisz się niżej? 

A teraz z drugiej strony - co myśli potencjalny klient? Otrzymałam już trochę pytań o dzierganie na zamówienie, prowadziłam niejedną rozmową z taką osobą. Jeśli ktoś nie ceni jakości i oryginalnych przedmiotów to za cenę "400 stówki i masz sweter" zostaniesz wyśmiana. A owszem, tak będzie. Ale co z tego? Nie po to masz ten talent by dać się wykorzystywać.
Jeśli maksymalna kwota jaką jest w stanie dać za sweter w sklepie to 100 zł, to fakt, że zapłaci Ci 150 zł sprawia, że uważa, że dał Ci nieźle zarobić, nie? :)

Ale jeśli ktoś ma taką świadomość, zna się na jakości materiałów, zna zalety wełny czy jedwabiu, ceni oryginalność, ma tą całą wiedzę okołoodzieżową (włącznie z warunkami pracy w fabrykach) potrafi docenić dobre produkty, to wcale nie spodziewa się ceny jak ze sklepu, wierz mi. I dla takich klientów warto tworzyć na zamówienie. Bo oni Cię docenią.

Inaczej sprawa się ma z robieniem prezentu. Bo wtedy te godziny są godzinami, spędzonymi dla kogoś bliskiego, kto tego od nas nie wymaga, kto się ucieszy i doceni. Całkiem inaczej dzierga się z takim nastawieniem! Ja osobiście wolałabym wydziergać sweter w prezencie niż czapkę za kilkadziesiąt złotych. Bo nie oczekuję niczego oprócz uśmiechu i radości. A gdy oczekujemy zarobku, to niech on będzie godziwy, adekwatny do tego co z siebie dajemy.
I jeszcze jedna kwestia, którą wybaczam:) i sama stosuje. Mianowicie gdy wydziergam coś z czym ostatecznie się nie polubię, to z chęcią wielką oddaję takie udziergi lub sprzedaję chociażby za cenę włóczki. Nie znoszę jak smutnie wiszą w szafie...

Cenienie swoich umiejętności, swojej pracy, siebie, nie ma nic wspólnego z egoizmem. Jeśli chcesz sprawić komuś przyjemność, to po prostu wydziergaj mu ten sweter za darmo, w prezencie! Będzie Ci wdzięczny, doceni Twoje poświęcenie i pracę. Jeśli chcesz zamienić pasję w pracę, od samego początku musisz starannie ocenić swoją pracę, bez zbędnej skromności. To co tworzysz jest wyjątkowe, całą resztę można kupić w sklepie.  

Pozdrawiam,
Marzena


PS Co robię gdy ktoś mówi, bym zrobiła mu coś na drutach (ach, doprawdy nie lubię tych bezceremonialnych "próśb)? Odpowiadam, że nie dziergam na zamówienie, ale chętnie go nauczę! Póki co żadna z tych osób nie wyraziła chęci :).

środa, 15 marca 2017

Wiosenne promocje!

Uwielbiam wiosnę! Myślę, że to idealny moment na zmiany! Idealny na uśmiech i odrobinę przyjemności. A żeby było o nie łatwiej, mam dla Was bardzo wiosenną promocję u Chmurki. 

Powodów jest kilka - idzie wiosna, będzie ciepło i miło, aż się chce dawać prezenty! Trzeba uczcić nową sprawniejszą chmurkową stronę, i fakt, że udało się już wszystko zrobić w niej jak należy. Ale najważniejszy powód to chęć odświeżenia chmurkowych półek! Julie Asselin jakby czytała w moich myślach, bo postanowiła zrobić dokładnie to samo. Co to oznacza? Cała paleta jej kolorów zostaje zmieniona! Barwniki będą teraz bardziej eko, co ma przecież same plusy :) Julie więc "bawi się" na nowo w przelewanie wyobraźni na przędzę, tworząc kolejne, piękne i oryginalne mieszanki. 


Jakby nie patrzeć, jest to więc ostatnia szansa by zdobyć moteczki w obecnych kolorach! :) Z wielką chęcią organizuję więc wiosenne porządki, które będą trwać od teraz aż do 28 marca! Wszystkie włóczki od Julie Asselin będą w tym czasie przecenione do 17%. Trzeba powitać wiosnę z motkami w rękach :)

Więc jeśli marzyliście o jakimś kolorowym precelku... to zapraszam do mojego sklepiku: uchmurki.pl.

Wszystkiego wiosennego życzę!
Marzena

środa, 8 marca 2017

Old Romance

Zachwyciłam się tym projektem zaraz po jego ukazaniu się, a potem mi troszkę przeszło. Oryginalny sweter wygląda nieźle, między całością a koronką jest mały kontrast, przez co wszystko wygląda subtelnie. Ale wersje dziewiarek z całego świata jakoś nie zawsze do mnie przemawiały. Ale to nie tak, że jakoś specjalnie się zraziłam i obraziłam na ten sweter! Nie, po prostu nie było okazji i większych chęci by go wydziergać. Po ostatnim projekcie zostałam z pustymi drutami na kilka dni, nic specjalnie mnie nie zachwycało w tym czasie, a ja lubię jak zachwyca :). No i wróciłam do tego romansu, jak widać, jest to stary romans, i z poczuciem misji poleciałam do góry wybrać kolory. Mocne kontrasty były zakazane! Koronka w tym samym kolorze co reszta swetra też mi się nie podoba, wtedy Old Romance traci cały urok, ale musiałam być ostrożna, wiecie, żeby sobie jakiegoś wariata nie wydziergać. 

Jak połączyłam chłodne srebro z ciepłym, ale mocno poszarzałym beżem to poczułam, że mi się lampa zapala, że to to chyba i że jednak się zachwycę :) I nie żałuję!

Oto mój Old Romance autorstwa Joji Locatelli! Sweter dziergany bardzo nietypowo!


Po wymagającym pełnego skupienia początku podczas dziergania rękawów, przychodzi moment niesamowitej nudy prawych oczek :) Ale nie myślcie, że ja mam coś przeciw takiej nudzie! Zazwyczaj bardzo łatwo i z wielką przyjemnością dziergam morze prawych i lewych, ale tu akurat po takim początku strasznie mi się nie chciało robić korpusu. Z pomocą temu romansowi, przyszedł inny. Kupiłam Civilizację V, grę komputerową, którą bardzo lubię (a raczej lubiłam trzecią część, i parę lat temu namiętnie w nią grałam) i razem z Mateuszem podbijaliśmy świat! A jak to się ma do dziergania swetra? A tak, że to gra turowa jest, a że graliśmy na jednym komputerze, a tury się wydłużały z każdym rokiem naszej cywilizacji, to przydługa tura Mateusza, gdzie mogłam tylko się przyglądać, była idealnym momentem by wydziergać rządek albo dwa.

 

Koronka powstała z kaszmirowego Fino Echo, miałam małą kulkę wełny po poprzednim sweterku od Joji - Trevorze, a całość to Fino Parchemin, w nietypowo przydymionym, wcale nie żółtym beżu.

Nie powiem, ciężko jest przymierzać sweterek, który dzierga się w ten sposób. Na szczęście trafiłam dobrze z rozmiarem (robiłam S), rękawy są lekko przydługie, tak jak w oryginale. Lubię przydługie rękawy.

W ogóle nie mieszałam motków! Każdy precelek wyglądał tak samo, dobrze widać to w gotowym swetrze :)

Coś wyjątkowo mi się majtało głową podczas sesji. I nawet nie było jakoś zimno bardzo. Nie licząc momentu jak wpadłam na polu w ukrytą kałużę. Ja zawsze muszę zrobić jakiś cyrk :) A Mateusz nie zapomniał tego uwiecznić, no ale wybaczcie... powstrzymam się przed publikacją.

Ta granatowa chmura w tle (piękna co?) to dopiero co mijający grad. Normalny człowiek wychodząc z domu i widząc gradobicie wróci się do chałupy nie? Ale na szczęście my nie jesteśmy normalni.


Łapki, które wydziergały owy sweterek!

Nieskromnie przyznam, że bardzo go lubię. Jest kolejnym takim codziennym swetrem, bardzo wygodnym i jednocześnie kobiecym. Ma to coś, niewątpliwie. Naprawdę polecam!

A teraz na drutach nowy projekt! Jak tylko zakończyłam Romance narzuciłam z prędkością światła oczka na coś własnego. Trafił mnie pomysł, trzeba korzystać :)

Pozdrawiam,
Marzena

poniedziałek, 6 marca 2017

Angular, czyli...

...szal tak nowoczesny, minimalistyczny, geometryczny i słodki jak tylko można :) A do tego sprawiający wrażenie trójwymiaru! Czyli mnóstwo koloru, matematyki i prostoty. I jest już w sprzedaży:)



Wzór można nabyć na Ravelry: klik! lub u Chmurki klik! - gdzie dostępna jest płatność przez PayPal lub przelewem. I mam dla Was niespodziankę. Wzór jest także po polsku!


Angular, dzierga się sam, naprawdę! Testerka rekordzistka zrobiła go w 6 dni, dacie wiarę? Testy poszły tak sprawnie i tak szybko, że nadziwić się nie mogę. A testerki miałam świetne, zdjęcia mówią same za siebie. Oto kilka testowych wersji:



100% minimalizm Lucji:




To nie wszystkie testowe wersje. Na niektóre jeszcze czekam! Ale z zajawek wiem, że to będzie obłęd :) 

Szal towarzyszył mi przez całą zimę, noszony razem z różową czapką i czarnym płaszczem. Na mieście czułam się szałowo :)

Życzę więc Wam miłego dziergania!
Marzena