wtorek, 30 lipca 2019

Wybór idealnej włóczki do projektu - Secret of Life

Od momentu publikacji wzoru na sweterek Secret of Life otrzymałam wiele pytań dotyczących doboru włóczki do tego projektu. Jako że zamknęłam sklepik, włóczka, z której powstał oryginał (Alpacino DK), jest oczywiście już niedostępna. Doskonale rozumiem, że brakowało Wam informacji "co w zamian?". Postanowiłam więc napisać na blogu na ten temat i nie tylko podać listę polecanych przeze mnie włóczek, ale również opowiedzieć Wam odrobinę o procesie dobierania włóczki do tego konkretnego projektu.
 
Sugerowana włóczka przy projekcie na Ravelry jest niezwykle pomocna - nawet jeśli nie zdecydujemy się na tę samą markę, możemy szybko dowiedzieć się szczegółów (metraż, waga), przyjrzeć się jej na zdjęciach (nie tylko tych reklamowych, ale również na zdjęciach dziewiarek) i zobaczyć jak prezentuje się w innych projektach. Jeśli zależy nam na zakupie dokładnie tego samego produktu, to wystarczy wykonać dwa, trzy kliknięcia i już lądujemy na stronie producenta albo sklepiku z owym producentem współpracującym. Ravelry wiele upraszcza!

Jeśli jednak włóczka jest niedostępna, wycofana, nieosiągalna to oczywiście musimy poszukać czegoś sami. Doświadczone dziewiarki, które zdążyły już pracować niemalże z każdym włóknem jaki istnieje na tym świecie, każdym rodzajem, grubością, jakością, zapewne mogą już z zamkniętymi oczami wskazać kandydata - najprawdopodobniej w ich szafie wisi kilka przykładów jego użycia i doskonale obrazują one efekt, jaki osiągną. Wiedzą co je zadowoli. Ale po drodze musiały wydziergać trochę "średniaków", albo spruć wiele nieudanych projektów i wykorzystać tę wełnę do lepszych celów. Każdy projekt to dodatkowa informacja. Zapewne obserwowały też innych, porównywały swoje prace i zastanawiały się gdzie leży różnica. Czytały, sprawdzały, testowały. 
Ale i po wieloletniej pracy z drutami można czuć się zagubionym w tym temacie! I nie ma sensu czuć się z tego powodu jak dziewiarka gorszego sortu:). To nie jest takie proste i oczywiste! Każdy z nas ma inny umysł - dla przykładu: ja i mój mąż. Przy urządzaniu mieszkania potrafię w głowie skompletować całe umeblowanie, machnąć ściany na odpowiedni kolor, nawrzucać dodatki, kwiatki, zasłonki i ocenić czy to pasuje do naszego wnętrza. Mateusz musi to zobaczyć na żywo, inaczej robi wielkie oczy, a jego mózg wyrzuca komunikat o błędzie. Ale gdy już to zobaczy to potrafi dobrze ocenić co do siebie pasuje a co nie.

Myślę jednak, że nawet jeśli nie posiadamy tego szczególnego daru intuicyjnego dobierania materiału do projektu, to można się tego w łatwy sposób po prostu wyuczyć czy też "podglądać" u innych i wcielać w życie. To najlepszy sposób na uzyskanie satysfakcjonującego efektu końcowego i dowiedzenia czegoś nowego!
Na początku mojej przygody z dzierganiem pozwalałam na szaleństwa swojej niegotowej jeszcze na takie rzeczy wyobraźni i cóż, nie mając większej wiedzy i doświadczenia, tworzyłam cuda wianki nie nadające się do noszenia. Nie ma w tym nic złego! To również dobry sposób na naukę, ale jeśli jednocześnie bardzo zależy nam na naprawdę dobrym efekcie i niestraceniu wielu godzin pracy (bo dziergamy tylko w weekendy, wieczorami, z doskoku itp), to warto dać poprowadzić się za rękę.
Mając teraz o wiele mniej czasu niż te 8 lat temu gdy zaczynałam dziergać, w kwestii szycia tak właśnie postępuję - szyję ze wzorów i staram się inspirować pięknymi pracami zdolnych ludzi. Jak już zdobędę odpowiedni warsztat (nauczę się technik, poznam kroje, triki, sposoby...) to będę improwizować.

Nie każda włóczka pasuje do każdego wzoru. Niby oczywiste, ale czasami ciężko nam jasno określić co nam się nie podoba, czemu ten merynos tak źle wypadł w tym projekcie, jak to się stało, że sweter stracił efekt "wow", że nie wygląda jak oryginał... Ręka do góry, kto chociaż raz miał takie myśli (ja, ja!). Włóczki mają różną grubość, skręt, skład, gładkość, sprężystość i w końcu kolor. I to wszystko ma znaczenie. No wiecie, może nie mieć, ale wtedy możliwe, że nie będziemy w pełni usatysfakcjonowani tym co stworzyliśmy.
(Rany, ale się rozgadałam, a miało być krótko!)

Dziś, tak jak wspomniałam na początku wpisu, opowiem Wam trochę o doborze włóczki na konkretny projekt. Nie ma możliwości w łatwy sposób opisać całego tematu, bo jest on baaaardzo rozległy i bez wielu przykładów, słów, zdjęć i wiadra kawy się po prostu nie da.
Pamiętajcie proszę, że wszystko co tu napiszę dotyczy mojego stylu dziergania czy projektowania. Wszak każdy ma swój gust i upodobania. Będę więc do bólu subiektywna :)

Secret of Life to sweter złożony z samych warkoczy i odrobiny ściągacza. To istotna informacja, bo to dość mocno decydowało u mnie o wyborze włóczki. Albo na odwrót, nie ma znaczenia. Można na to patrzeć w dwie strony - mamy wełnę, szukamy wzoru, lub mamy wzór i potrzebujemy idealnej włóczki. Proces działania jest ciut inny, ale uogólnijmy to póki co, bo nie skończę do przyszłego roku:). (Serio, jak zaczynam opisywać co mi siedzi w głowie to okazuje się, że te moje lekkie, przyjemne, kreatywne myśli, które pomagają mi w codziennym tworzeniu, na papierze są niesamowicie techniczne i brzmią jak instrukcja do reaktora!)
 
Mój cel był taki: stworzyć przytulny wizualnie i "namacalnie" sweter, pełen uroczych, obłych (to było ważne, bo warkocze mają przecież kilka odsłon) warkoczy, sweter delikatnie przesadzony by pierwszą rzeczą jaka przychodzi do głowy, gdy się go widzi było "jak słodko!". Czasami umiar jest pożądany, sprawia, że projekt jest przyjemnie neutralny i mimo swojego piękna nie rzuca się od razu w oczy. Tu miało być inaczej - warkocze z przodu, z tyłu, na rękawach. Innej opcji nie było. 
Jednocześnie zależało mi na lekkości i wygodzie. Chciałam by sweter nie krępował ruchów, mieścił się pod zimową kurtką i nie dodawał dziesięciu kilogramów.
Żeby poziom przytulności był odpowiednio wysoki, należało te warkocze upleść z grubszej włóczki. Przy grubości fingering plecione wzory są bardziej płaskie, mniej pulchne. A bycie pulchnym, w przypadku warkoczy w tym swetrze, to bardzo pożądana cecha
No to teraz po kolei! Przede wszystkim grubość. Zdecydowałam się na DK, sweter jest więc odpowiednio ciepły, a warkocze odpowiednio podkreślone. Istotny był w tym przypadku również przekrój włóczki - mimo małej sprężystości (mniejszej niż u merynosa), jest on okrągły, co dodatkowo nadaje kształtu plecionym wzorom. Oczka są równe i grubiutkie. Ściągacz w takim przypadku też prezentuje się niezwykle atrakcyjnie!
Taka grubość gwarantuje również szybkie przyrastanie tego dość czasochłonnego projektu.

Alpaka jest puszysta. Nie chodzi mi tu o posiadanie sporej ilości meszku jak w przypadku moheru czy angory. Ma się wrażenie, że między nitkami, z których skręcona jest włóczka, jest mnóstwo powietrza, która nadaje jej objętości (wizualnej), jednocześnie pozostawiając ją przyjemnie lekką! W porównaniu z merynosem tej samej grubości, wydaje się cieńsza, lżejsza. Po praniu, jak w przypadku singli (ale jednak trochę mniej), puchnie i wypełnia ładnie szczeliny między oczkami. Dzianina oddycha, jest lekka i zwiewna, mimo swojej grubości!
Jej delikatny włosek podkreśla przytulność. Warkocze nie giną, bo jest on bardzo krótki - w zasadzie tworzy wyłącznie delikatną mgiełkę wokół swetra. Taka niepozorna, a jednak przyjemnie otula i grzeje.
Oprócz tego, pomimo meszku jej faktura jest gładka, więc nic nie odwraca uwagi od kształtu warkoczy.

Tu dobrze widać, że od boku dzianina jest całkiem "cienka"

Alpaka jest miękka i zwiewna, sweter opływa ciało, faluje w ruchu, nie sprawia wrażenia ciężkiego i sztywnego. Można zwinąć go w rulonik i spakować do torby nie zajmując wiele miejsca. 
Ale jednocześnie na tyle mięsista by utrzymać w ryzach warkocze i nie pozwolić im się rozpłaszczyć.

Połysk, który nadaje jedwab, jeszcze bardziej podkreśla warkocze - mieni się i zwiększa trójwymiarowy efekt.

I na koniec kolor. Oczywiście jest to kwestia gustu! Ale by uzyskać sweter dokładnie w takim samym klimacie co ja, polecam użyć pastelowych, przydymionych jasnych odcieni. Idealne będą wszelkie kremy i beże, odcienie pudrowego różu, szarości wszelakie, jaśniutkie zielenie, brzoskwinie... Ale to nie znaczy, że w ciemnym bądź jaskrawym kolorze będzie mu źle. Ciemne szarości czy granaty zrobią go bardziej nowoczesnym, ciepłe, przydymione brązy, rudości czy złoto nadadzą wyjątkowy rustykalny klimat... i tak dalej. Ważne by warkocze nie zniknęły. I dlatego odradzam wszystko to co ma więcej niż jeden kolor: melanże, ciapki, połowiczne solidy. Znaj umiar:) Chyba, że lubujesz się w chaosie!

I to jest moje główne zdanie na temat tego projektu. Gdybym miała robić go raz jeszcze kierowałabym się nadal tymi samymi odczuciami. Ale to nie oznacza, że to jedyna opcja, co w piękny sposób pokazały testerki! Sporo dziewczyn wybrało tę samą włóczkę co ja, ale część z nich zdecydowało się na gładkiego, słodkiego i bardzo pulchnego merynosa, albo połączyło dwie nitki (dodając ekstra coś bardziej puchatego) i osiągnęły świetne efekty. Każdą z tych włóczek, które wybrały Wam polecam, bo uważam, że udało im się osiągnąć ten sam (albo odmienny, ale równie dobry!) efekt, trochę innym sposobem - klik! Przyjrzyjcie się tym projektom i znajdziecie z pewnością cechę wspólną tych wszystkich użytych włóczek. 

Dlatego istotne jest by zajrzeć w projekty danego wzoru jeśli nie jesteśmy pewni z czego chcemy dziergać - bardzo możliwe, że znajdziecie tam odpowiedź w ciągu kilku minut. Merynos merynosowi nierówny, alpaka alpace też. Ile włóczek, ile mieszanek, skrętów i grubości, tyle efektów!
Wyszukaj wersje, które Cię zachwycają, ale i te, które nie przypadły Ci do gustu. W pierwszym przypadku zdobędziesz zbiór dobrych włóczek, które warto rozważyć. Zobaczysz co je łączy (struktura? połysk? skręt?), a posiadając tę wiedzę już możesz z łatwością przeszukiwać sklepowe półki w poszukiwaniu ideału. Przyglądając się zaś projektom, które z jakiegoś powodu Cię nie zachwyciły, zastanów się co Ci nie pasuje. Kolor? A może styl, jaki uzyskała autorka, zmieniając rodzaj włóczki. Wzór ginie, a może zbyt mocno rzuca się w oczy? To wcale nie musi oznacza, że dany projekt jest nieudany - ile ludzi, tyle upodobań, prawda? Ale w ten sposób uświadomisz sobie za czym nie przepadasz i jakiego efektu pragniesz unikać. 

Na koniec podam Wam kilka propozycji włóczek, które polecam! Nie miałam okazji z nich dziergać, ale dziergały z nich testerki bądź sama zdecydowałabym się na nie widząc jak prezentują się na zdjęciach lub w innych projektach. Znam również kilka baz, które posiadają ten sam skład i grubość co Alpacino DK.
  1. Lain'amourée Aphrodite DK (ten sam skład co oryginalna włóczka)
  2. The Uncommon Thread Heavenly DK (ten sam skład co oryginalna włóczka)
  3. YAMA DK Lux (połączenie merynos, moheru i alpaki) 
  4. La Bien Aimée Merino DK (100% merynosa. Użyta przez jedną testerkę. Cudowny, pulchniutki i wyjątkowo słodki efekt! Nie ma jeszcze zdjęć, ale Lise (klik!) pokazuje go w swoim ostatnim podcaście. Po francusku:)) 
  5. Dye Dye Done Yakalicious DK (propozycja z Polski: merynos, jak i jedwab. Moim zdaniem nada się świetnie!)
  6. Garnstudio DROPS Puna (100% alpaka. Bardzo fajny, przytulny efekt, dwie testerki z nią pracowały)
Świetnym pomysłem będzie również użycie gładkiej, niezbyt sprężystej włóczki grubości fingering/sport i dodanie delikatnego moheru (co też uczyniła jedna testerka - klik!). Ważne by uzyskana podwójna nitka była dość gruba, a włosek niezbyt szalony. Obiecuję, że gdy tylko trafię na coś więcej, dopiszę to od razu do listy :)

Jestem bardzo ciekawa czy taki temat jest dla Was interesujący i czy mielibyście ochotę na więcej?
Będę wdzięczna za opinię. Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

czwartek, 11 lipca 2019

Baah Yarns

Chwilę po podjęciu decyzji o zamknięciu sklepiku nawiedziła mnie pewna, wyjątkowo przyjemna, myśl... 

Póki miałam Chmurkę i farbowałam włóczki nie czułam w ogóle potrzeby nabywania włóczek z innych miejsc - mój minimalizm bardzo mi w tym pomagał. Wszak motków potrzebuję dopiero wtedy gdy w planach mam konkretny projekt, a gdy mogłam pofarbować sobie wybraną bazę na idealnie dobrany do mnie kolor to już w ogóle nie zajmowałam się zakupami. 
Ale to nie oznacza, że nie podziwiałam... połowa kont, które obserwuje na Instagramie, to właśnie profile farbiarek. Wiele z nich ma swój cudowny, niepowtarzalny styl, gust, sposób, filozofię... Uwielbiam cieszyć oczy ładnymi rzeczami, podziwiać pracę utalentowanych ludzi, inspirować się!

Zapewne już się domyślacie jaka myśl mnie nawiedziła! "Nadchodzą czasy poznawania i podziwiania cudowności wełnianego świata!". Absolutnie nie mogę się tego doczekać! Tego zachwycenia się produktem, marką, kolorem, kupowania i czekania na kuriera z wymarzoną paczuchą. A później rozpakowywania i... ach, no wiecie :)
I chociaż poprzedni sposób "nabywania" włóczek był wyjątkowo satysfakcjonujący, to jest w tym "nowym" coś wyjątkowo ekscytującego...

I niemalże od razu, gdy tylko ogłosiłam swoją wielką zmianę, mogłam tego doświadczyć! Otrzymałam przemiłą wiadomość, od równie przemiłej i utalentowanej osoby, z propozycją współpracy!
W tym bardzo stresującym momencie, gdzie czułam się dość niepewnie zamykając jeden, bardzo ważny, rozdział i decydując się poświęcić projektowaniu wzorów (wątpliwości w takich momentach jest naprawdę wiele, nawet wtedy gdy czujesz, że robisz dobrze, i nie będziesz żałować..), ta propozycja dodała mi skrzydeł! To przemiłe uczucie wiedzieć, że ktoś z wielką chęcią chce oddać w Twoje ręce swoje ukochane, wełniane dzieci i pokłada pełne zaufanie w Twojej wyobraźni i doświadczeniu!:)

Baah Yarns zyskało moją uwagę na początku tego roku - wtedy właśnie trafiłam na zdjęcie ich produktów i szybko dodałam ten profil do obserwowanych (klik!). Włóczki te posiadają wiele cech, które bardzo cenię i które były ważne dla mnie w czasie prowadzenia sklepiku. Piękne zdjęcia, nietuzinkowe kolory, chociaż w przeciwieństwie do Chmurkowych Natasha (bo tak ma na imię właścicielka i autorka kolorów) więcej uwagi poświęca wielokolorowym barwieniom. Niemniej w jej palecie znajduje się sporo obłędnych solidów, a wszystkie z tą charakterystyczną dla niej egzotyczną i rustykalną nutą! Nie może być inaczej gdy włóczki pochodzą z południa Afryki :)

Wiecie, że wiele znaczy dla mnie etyczne pozyskiwanie wełny, więc cieszę się, że co raz więcej farbiarzy oferuje wyłącznie wełnę ze sprawdzonych, wolnych od okrucieństwa hodowli. Baah Yarns oferuje dodatkowo włókna lokalnego pochodzenia. Wełna z RPA! Brzmi kusząco! :)
Nie zdziwi więc was, że gdy tylko przeczytałam wiadomość, z szaleństwem w oczach i szybko bijącym sercem, wpadłam do sklepiku i oddałam bezgranicznie poszukiwaniu tej jednej, jedynej włóczki!

Kolory Natashy podobają mi się szczególnie na singlach, więc wybrałam bazę Lano (100% wełna merino). Jeśli chodzi o kolor to zastanawiałam się kilka dni nad trzema odcieniami. Ugh, to było trudne, ale czym dłużej patrzyłam na jeden z nich, tym bardziej czułam, że to właśnie on powinien zasilić moją szafę. I nie jest to wcale róż. Ani złoto. Nie, zieleń to też nie jest!

To odcień wyjątkowo trudny do określania znanymi nam powszechnie nazwami kolorów. Ale Natasha nadała mu idealne imię. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To jest Rooibos! Czyli kolejny akcent z RPA.


Dwa dni temu, po dość długiej walce z DHL i celnikami, kurier dostarczył mi cztery mięciutkie motki! Ta radość po odpakowaniu... na nowo odkrywam tę przyjemność :)

Zanim wybrałam kolor i bazę wstępnie zaplanowałam i naszkicowałam projekt. Będzie to oczywiście sweter.

Zdziwieni wyborem koloru? :) Ja już nie! Tak jak pisałam Wam kiedyś w poście o garderobie, odkrywam powoli nowe kolory, w których czuję się dobrze i chcę na stałe wprowadzić do mojego życia. Zanim otrzymałam motki, wiedziała że ten nietypowy przydymiony brunatny kolor, z nutą złota, rdzy i nie wiem czego jeszcze, będzie mi pasował i zostanie przyjęty z otwartymi rękoma. Skąd? A bo kupiłam sobie piękną sukienkę. W takim odcieniu właśnie. Początkowo byłam lekko zdziwiona kolorem na żywo (zamawiałam z internetu), miałam chwilowe opory przed założeniem, ale okazało się, że to jest to! Nie stanie na podium z różem, z nim nie wygra żaden kolor, ale zdecydowanie jest na równi ze złotem! 

Ej, ale czemu ja kupiłam sukienkę? Już Wam mówię! Tak długo zastanawiałam się nad pewnym lnem i wzorem na sukienkę, że jak już podjęłam decyzję, to sprzątnęli mi go sprzed nosa. A żaden inny kolor nie wchodził w grę. Postanowiłam poczekać na uzupełnienie magazynu. Ale wybieramy się za kilka dni na urlop i brakowało mi jeszcze tylko lekkiej, krótkiej i zwiewnej sukienki... przypadkiem zajrzałam do sklepiku MLE i obecna kolekcja bardzo przypadła mi do gustu (jest tam nawet sukienka niemalże identyczna jak ta, którą chciałam uszyć!). Zamówiłam dwie, jedną zwróciłam, a Santana (klik!) została ze mną. I tak moja szafa powiększyła się o kolejny kolor, z czego bardzo się cieszę. Świetnie się w nim czuję!

Właśnie zamykam oczka mojego nowego projektu, który pokazywałam Wam kilka postów temu, więc mogę z czystym sumieniem przewijać motki! Rooibos nie pojedzie ze mną na urlop, bo nie będę miała tam głowy do projektowania, ale łapię za nie od razu po powrocie! :)

Jak Wam się podoba ten odcień? 

Pozdrawiam ciepło,
Marzena

niedziela, 7 lipca 2019

Secret of Life!

Moi mili! Wzór na mój najnowszy projekt Secret of Life właśnie został opublikowany! Jeśli więc macie ochotę na coś ekstremalnie uroczego, wygodnego i przytulnego to zapraszam Was do mojego sklepiku na Ravelry - klik!
 

Wzór oczywiście dostępny jest w dwóch językach - polskim i angielskim. Większość instrukcji została przedstawiona za pomocą czytelnych schematów. Taka opcja zdecydowanie oszczędzi Wasze oczy i nerwy :). Każdy rozmiar posiada swój własny plik, dzięki czemu nie ma potrzeby drukowania mnóstwa niepotrzebnych stron, a ryzyko pomyłki podczas dziergania spada niemalże do zera. 

Mimo wielu warkoczy wzór jest naprawdę łatwy i intuicyjny w dzierganiu - obiecuję, że zanim połączycie przód i tył by dziergać korpus, nauczycie się konstrukcji i położenia każdego z warkoczy! 

Z całego serca polecam Wam wydzierganie go z lekkiej, delikatnie puszystej włóczki! Alpaka będzie do tego celu idealna. Mimo dużego metrażu oraz wielu plecionek sweter pozostaje lekki i zwiewny - układa się ładnie przy ciele i nie zajmuje dużo miejsca pod kurtką :)
Do końca jutrzejszego dnia możecie go kupić w promocyjnej cenie - nie ma potrzeby wpisywać żadnego kodu, wystarczy dodać wzór "do koszyka" a cena sama obniży się o 20%:)

Chciałabym podziękować moim cudownym testerkom, które włożyły w prace nad testem mnóstwo serca i zaangażowania! Stworzyły cudowne i perfekcyjne wersje swoich własnych sweterków i zasypały mnie cennymi radami! Dziękuję dziewczyny! 
Koniecznie odwiedźcie zakładkę "projects" i zobaczcie ich projekty:
Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

środa, 3 lipca 2019

Spring Shorts (razy dwa) i Inari Tee

To będzie post zbiorowy. Uprzedzam więc, że zdjęć i treści będzie przynajmniej na jedną dużą kawę :) Ale nie ma sensu tworzyć osobnego posta dla każdej z tych rzeczy. Powstały dwie pary takich samych szortów "Spring Shorts" oraz idealnie do nich pasujący top "Inari Tee". Zrobiliśmy im przedwczoraj wspólną sesję i tym sposobem udało nam się już prawie "odhaczyć" wszystkie wyprodukowane przeze mnie ubrania. Została jeszcze tylko jedna sukienka!

Spring Shorts to darmowy wzór na lekkie, luźne i wygodne spodenki na lato. Rok temu kupiłam takie w Oysho i odkryłam tym sposobem swój ulubiony krój. Jak wyglądają możecie zobaczyć tu: klik! Przy okazji możecie zobaczyć na tym zdjęciu moją ukochaną bluzkę - wszystko w niej mi się podoba! Krój, kolor, materiał. Szukałam takiego wzoru, ale bezskutecznie. Niby są podobne, ale jednak to nie to, więc zaczęłam kombinować sama... może kiedyś coś z tego wyjdzie :)
Te sklepowe wykonane są z lnu, sprawdziły się świetnie, więc nie zastanawiałam się nawet i pozostałam w tym samym klimacie. Wybrałam róż i urocze zielono-różowo-beżowe paski.

Inari Top to wzór płatny, zawiera top i sukienkę. Lubię lekkie, zwiewne i bardzo cienkie bluzki, więc wybrałam przecudowny tencel w kolorze złamanej bieli - jest niesamowicie chłodny i lekki. Gęsto tkany, a jednocześnie przewiewny. Jestem pewna, że kupię jeszcze niejeden kolor. 

Spring Shorts i Inari pasują razem idealnie, więc musiały wystąpić w duecie (takie jest ich przeznaczanie!). Na początek różowa odsłona!
 

Len, z którego szyłam portki to Barre z ulubionego Merchant and Mills. Uwielbiam jego fakturę i kolor! Tkanina ta ma 1.4m szerokości. Kupiłam 1.1m, czyli tyle ile sugeruje wzór, ale myślę, że spokojnie mogłam wziąć mniej. Zwłaszcza, że modyfikowałam długość, o czym będzie szczegółowo poniżej. 

Tencel na top oczywiście też z tego samego sklepu - klik! Nie pamiętam ile go kupiłam... zamawiała Ania, bo akurat była na wyspach. Ale nie było to więcej niż 1.2m. Nie wiem czy to nie był po prostu metr. Tu również były modyfikacje, ale tym razem w drugą stronę - wydłużyłam ją o dobre 10 cm!

Ten nie do końca biały, lekko śmietankowy kolor jest wyjątkowo ładny! Materiał jest lekko prześwitujący, ale absolutnie w granicach tolerancji. Podoba mi się fakt, że jedyny widoczny szew to ten na dolnej krawędzi. "Facing" na dekolcie jest wyłącznie zaprasowany i przymocowany do ramion (udało mi się to zrobić w niewidoczny sposób!). Jako że tkanina lekko prześwituje skróciłam go około 1.5cm. Zbyt mocno się odznaczał pod bluzką i zaburzał proporcje. Teraz koresponduje z wywiniętymi mankietami na rękawach:

Jedyne modyfikacje to skrócony facing oraz spore wydłużenie korpusu. By efekt był jak najlepszy, krawędzie zabezpieczałam overlockiem. Tak ładna i delikatna bluzka zasługiwała na równe brzegi! :) Szorty zaś zabezpieczałam na maszynie.

Czas teraz na zieloną odsłonę!

Bardzo długo się zastanawiałam czy len Olive Wood (oczywiście też z M&M, ale już niedostępny) użyć w sukience czy szortach! Ostatecznie wybrałam wersję bezpieczną, mniejszą - na szorty potrzebowałam metr, a na sukienkę przynajmniej dwa razy więcej (to był całkiem szeroki materiał, bo chyba 1.8m). Okazało się, że to dobry wybór, bo letnia sukienka byłaby moim zdaniem zbyt ciężka. Za to do spodni pasuje idealnie!

Te uszyłam jako drugie, więc poszło łatwiej - wiedziałam już jakie modyfikacje chcę wprowadzić. Dodatkowo uwielbiam wycinać pasiaste/wzorzyste materiały! Paski wiele ułatwiają, chociażby w dobrym złożeniu tkaniny. Kawałki przodu i tyłu mogłam wyciąć w identyczny sposób i są one swoim lustrzanym odbiciem. Podczas zszywania też od razu widać czy wszystko idzie równo i dokładnie tak samo jak po drugiej stronie :)

Materiał ten miał co jakiś czas jeden grubszy zielony pasek. Wycinając kawałki na szorty pomijałam to miejsce (nie ma go więc na spodniach), by później móc zrobić z tego pasa jednokolorowy "sznureczek" do tunelu. Myślę, że pstrokaty wyglądałby gorzej. W obu wersjach pasek do wiązania to po prostu kawałek tego samego materiału, złożony jak lamówka i zszyty.

Do takiego kroju spodenek lubię nosić bluzki wpuszczone w środek. Myślę, że w obu wersjach wygląda nieźle. 
Jakie poczyniłam modyfikacje w szortach? Przede wszystkim zrobiłam je krótsze. Nie lubię ani nogawek do połowy uda, ani rękawów do połowy ramienia. Skróciłam wykrój o pięć centymetrów, a dodatkowo zrezygnowałam z oryginalnego wykończenia - zamiast doszywać brzeg (i tym samym znowu wydłużyć spodenki), po prostu klasycznie je podwinęłam (i skróciłam jeszcze bardziej). Mogłam to zrobić bo zrezygnowałam też z zaokrąglonej krawędzi. Zdecydowanie mi to nie pasowało. Ostatecznie moje nogawki mają 4.5 cm długości. 

Zmieniłam jeszcze jedną rzecz. Lubię szeroką gumkę w pasie, z falbanką na krawędzi, ale oryginalnie była ona bardzo długa. W różowych zostawiłam około 1.5 cm, a w zielonych zupełnie z niej zrezygnowałam. 
 

To były moje pierwsze kieszenie! I jeśli ktokolwiek ma obawy, to uspokajam. Wszywanie ich nie różni się w zasadzie niczym od innych instrukcji. Ot, weź, zepnij, zaprasuj i zszyj do tego miejsca. Jak patrzę na nie po fakcie to wyglądają tak mega profesjonalnie i skomplikowanie! Ale wzór jest tak dobrze napisany, że naprawdę nawet nie zauważysz kiedy zrobisz swoje pierwsze kieszenie :)

Czego się nauczyłam szyjąc szorty i Inarii Tee? Zacznę od topu. Pierwszy raz wszywałam takie rękawy i robiłam wywijany mankiet. Resztę miałam już przećwiczoną na pozostałych ubraniach. Czy jest to top na początek przygody z szyciem? Moim zdaniem tak.

Przy szortach, tak jak pisałam wyżej, zrobiłam kieszenie oraz pierwszy raz obszywałam dziurki na guziki (oczywiście przy pomocy odpowiedniej stopki do maszyny). Najlepiej najpierw poćwiczyć na kawałku materiału, co też uczyniłam. Nie jest to bardzo ryzykowne czy trudne, ale jest tam kilka kroków, które warto opanować zanim zaczniemy masakrować nasze ubranie :). W instrukcji do maszyny wszystko jest szczegółowo opisane, wystarczy tylko spokojnie wykonywać polecenia. A potem bez pośpiechu wycinać dziurkę! Po praniu nic a nic się nie pruje i nie strzępi, więc chyba zrobiłam to dobrze :)

To na koniec o niciach. Wiem, że za każdym razem to piszę, ale naprawdę ciekawe jest jak niekiedy nić różni się w szpulce kolorem do materiału! Ale wystarczy odwinąć kawałek nitki by okazało się, że pasuje perfekcyjnie. W przypadku bluzki użyłam nici Ariadna w kolorze 0808. I wcale nie szyłam białą nicią! Tencel jest delikatnie śmietankowy, więc biała nić bardzo niekorzystnie się wyróżniała na jego tle. Moim zdaniem w takim przypadku lepiej użyć nici ciut ciemniejszej. Zrobiłam Wam zdjęcie podglądowe. Na pierwszy rzut oka - nie ma opcji, nie pasuje! A jednak :) Widać tu kawałek szwu, oraz odwiniętą nić:

Do różowych szortów użyłam beżoworóżowej nici Ariadna o numerze 0770. Delikatną różnicę widać dopiero przy obszytej dziurce, bo jest tam jej o wiele więcej. Na szwach jest niewidoczna! (zdjęcie trochę wyżej).


Jeśli chodzi o zielone paski to oczywiste było, że nie da się ukryć szwu - materiał ma pięć różnych kolorów. Wybrałam kolor prawie najjaśniejszy, czyli beżowy (z delikatną nutą zieleni). Ciemna zieleń moim zdaniem niekorzystnie wyglądałaby na jasnych paskach. Nić to Ariadna, kolor 0876.

Przy szortach wybrałam rozmiar drugi, czyli 10 (a tak przynajmniej mi się wydaje:)), a w Inarii wycinałam według rozmiaru 36.

To chyba wszystko! Jeszcze tylko post o ostatniej sukience i mogę jechać na wakacje. Oczywiście większość nowości zabieram ze sobą :) Wyrobiłam się!

Pozdrawiam Was serdecznie,
Marzena