poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Wymyśliłam sobie idealny plan

Chyba nikt nie zaprzeczy, że dzierganie jest moją wielką pasją. Mam wiele zainteresowań, robię mnóstwo rzeczy, niekiedy całkiem od siebie odległych i różnych, ale to właśnie dzierganie nazwałabym swoim głównym hobby. Poświęcam mu dużo czasu, energii i myśli, to pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy gdy ktoś pyta "czym się zajmujesz?". Dzięki dzierganiu mam swoją małą Chmurkę, więc farbowanie wełny, projektowanie wzorów czy fotografowanie produktów zdecydowanie wlicza się do tej pasji, bo wiadomo, nie obejmuje ona jedynie przekładania oczek. Oj tak, jestem dziewiarką, nie ma co do tego wątpliwości.

Mimo że ta pasja jest obecna w moim życiu na każdym kroku to nigdy nie odnajdywałam w sobie potrzeby otaczania się przedmiotami, które mniej lub bardziej do dziewiarstwa nawiązują. Nie podobają mi się kubki w sweterkach, torby, plecaki, ubrania z takim motywem, choć oczywiście skłamię jeśli powiem, że nic takiego nie mam. Bo mam ciepłe skarpetki z owcą i kłębkiem wełny, noszę płócienne torby z logo Julie Asselin, na ścianie wisi pięknie wyhaftowany obrazek z owcami od przyjaciółki. Ale przedmioty te muszą mi się po prostu podobać, tak obiektywnie. Sam motyw oczek czy drutów ani trochę mnie nie kupuje. Z tego samego powodu nie mam koszulek/plakatów/gadżetów dla fanów gier komputerowych, planszowych, Wiedźmina, Władcy Pierścieni, Harrego Pottera czy na przykład czegokolwiek od ulubionego wykonawcy (oprócz jego płyty:)). 
Nie lubię wypełniać swojej przestrzeni i życia takimi produktami, dlatego prawdopodobnie nigdy nie wydziergam chodniczka, poduszek (choć posiadam jedną, przecudnej urody, którą otrzymałam w prezencie!), abażurów, łapaczy snów czy obrusów - nie odmawiam im urody, ale to po prostu nie jest mój styl. Prawdopodobnie, bo kiedy zastosuję lubiany przeze mnie umiar to podejście może się zmienić. Ale warunkiem koniecznym jest by to co stworzę, to co postawię na stole czy powieszę na ścianie nie przytłaczało, pasowało do wnętrza i nie krzyczało zbyt głośnio "patrz!!! ja robię na drutach!" :). 
 
W gronie dziergających można obserwować mnóstwo przeróżnych gustów. Jedni kochają dzianinę w każdej formie, inni tylko i wyłącznie na sobie lub właśnie zupełnie na odwrót, są tacy co kochają szalone kolory i dyndające nitki, i Ci, dla których istnieją wyłącznie stonowane, klasyczne kolory i minimalistyczne kształty. Mimo że łączy nas pasja to nadal mamy swoje zdanie, charaktery i upodobania. I bardzo dobrze! Inaczej świat, nie tylko ten dziewiarski byłby wyjątkowo nudny.

Moje zdanie na temat przenoszenia motywu dziergania na każdy element wystroju czy ubrania już znacie, ale czemu właściwie poruszyłam ten temat? Bo dziergam obecnie coś, czego nigdy wcześniej nie planowałam! A mianowicie koc i do tego z kwadratów! Zastanawiacie się pewnie co w tym szalonego? :) A to, że po prostu za takimi kocami nie przepadam. Są dla mnie zbyt przytłaczające, za dużo się na nich dzieje, no po prostu nie trafiają w mój gust, nigdy nie chciałam mieć takiego w domu. To tak bardzo ogólnie oczywiście, bo koce i wzory są różne, ale tak się złożyło, że te kwadracikowe były na samym dole mojej listy ulubieńców :).
Co więc mnie skłoniło do zmiany zdania i co więcej - wzięcia sprawy w swoje ręce? Ten koc -klik! W zasadzie to on jeszcze nie powstał, a już mi się bardzo podoba... każdy kwadrat posiada taki sam, delikatnie ażurowy wzór, zaś kolory na tym zdjęciu pięknie ze sobą grają, no i ten beż na krawędzi! Miodzio :) Ale to jeszcze nie przesądziło sprawy. 
Obecnie posiadam dość napięty grafik i brak mi czasu na beztroskie szukanie wzorów czy projektowanie swoich własnych, na dodatek czekam na dostawę bazy do farbowania, więc nie mam gotowych motków na zaplanowany projekt (klik!). Skończyłam przed weekendem niedobry różowy sweter i zostałam z pustymi rękoma. I przyszło olśnienie! Dzierganie jednego kwadratu zajmuje maksymalnie dwa dni, jest to więc idealny projekt dla kogoś kto nie lubi, tak jak ja, mieć dwóch robótek na drutach, nie chce mieć pustych rąk i jednocześnie nie przepada za dzierganiem "wypełniaczy" w postacie próbek kolorów czy wzorów. Kwadraty będą powstawać szybko, choć sam koc dość powoli. Będę tworzyć kolejne elementy między jednym projektem a drugim, i żadne druty czy myśli nie będą zajęte nieskończonym projektem. Plan idealny!
Najważniejszy był dobór kolorów i wzoru. Oczywiście, podobnie jak Melanie, decyduję się wyłącznie na jeden ażurowy wzór, by koc był delikatny i romantyczny. Kolejny plus to wykorzystanie niewielkich kulek włóczki, które zostały po poprzednich projektach. Nie mam ich zbyt dużo, bo nie lubię gromadzić, a na dodatek ograniczam się w tym projekcie wyłącznie do odcieni przydymionego różu, beżu i zieleni, by wszystko ze sobą dobrze grało, ale na szczęście na start mam już kilka moteczków.
Jak widać jest to kolorystyka niemalże identyczna z moim Find Your Fade. Jeden kwadrat gotowy, drugi w odcieniach zieleni i różu zaczęty. Korzystam z tego wzoru - klik! Używam włóczek grubości fingering i drutów 3.5 mm. Powstał mi kwadrat o boku 23 cm.
Planuję zrobić niewielki koc, taki, który będzie leżał w salonie, na kanapie (o ile akurat będzie czas na różowo-zielony wystrój) i czekał aż komuś zmarzną nogi lub ramiona :). Ciekawa jestem jak długo zajmie mi skompletowanie odpowiedniej liczby elementów!

A jak jest u Was? Lubicie otaczać się "dzierganymi" przedmiotami? Dziergacie elementy wystroju domu, torebki, kapcie?

Pozdrawiam Was serdecznie!
Marzena

czwartek, 12 kwietnia 2018

Niedobry sweter, pracowita wiosna i spotkanie robótkowe

Ależ ostatnio jestem zabiegana! Nie chodzi mi tylko o pracę czy obowiązki - mój napięty grafik zawiera również wiele przyjemnych spraw. Niemniej czas mam zajęty od rana do wieczora, na szczęście w "obowiązki" wliczam zawsze zasłużony odpoczynek z książką, filmem czy Mateuszem na kanapie :).
Dzieje się u mnie wiele - od pracy na pełnych obrotach, przez domowe, remontowe sprawy, planowanie podróży życia, po szukanie nowego miejsca do farbowania, basen, ćwiczenia czy spotkania towarzyskie. I to nawet nie jest połowa. Uff!

Zaniedbałam odrobinę druty i bloga, dziergam niewiele i chyba dość wolno. Pamiętacie różowy sweterek z początku roku? 
 
Dłubałam i dłubałam, zmieniałam, prułam, poprawiałam, aż postanowiłam dać sobie spokój. Odłożyłam by spruć, ale postanowiłam najpierw ochłonąć. Sweterek był prawie gotowy, brakowało mu tylko rękawków i dekoltu, więc po kilku tygodniach leżakowania zamiast go spruć postanowiłam zrobić z niego klasycznego zwyklaka. Już prawie skończyłam, nie jest on niczym więcej niż kwadratem z rękawami, ale i takie mają swoje zastosowanie - są wygodne, klasyczne, codzienne. Jestem pewna, że będę w nim chodzić, bo po prostu takie lubię. A że nie ma w nim nic szałowego (choć taki był plan)? Cóż z tego! Jest mięciutki i różowy, to musi wystarczyć. 

Dziś pewnie zamknę oczka i będę musiała się zmierzyć z problemem "co dalej?". Jest plan na męski sweter, całkiem nowy projekt, ale póki co brak mi potrzebnego do kreatywnego myślenia czasu i lenistwa :) Nie lubię projektować na siłę, więc poczekam na odpowiedni moment, odpowiednią myśl i chęci. Wybiorę coś z listy ulubieńców na Ravelry i oddam się bezmyślnemu dzierganiu. Brzmi jak dobry plan, prawda? 

Całe to szaleństwo, które obecnie uprawiam wynika po części z faktu, że... uciekamy na koniec świata na ponad miesiąc! :) Do pracy (uzależnionej teraz bardzo mocno od daty wyjazdu), chęci rozwoju i codzienności doszło więc planowanie, załatwianie i organizacja wycieczek, noclegów, szykowanie, zakupy, szczepienia... W skrócie wszystko to co należy zrobić gdy jedzie się w tropiki na 35 dni i chce zwiedzić w tym czasie ze cztery kraje. Absolutnie nie mogę się już doczekać!
A gdzie lecimy? Chyba większość z Was wie z pewnego bloga (klik!), że rodzice mojego męża wyprowadzili się do Malezji (taka tam normalna sprawa:)). Jedziemy więc do nich, do Kuala Lumpur, które będzie stanowić naszą bazę wypadową. A w planach mamy podróż na Borneo, do Tajlandii, Singapuru i Indonezji (Jawa i Bali). O ludzie, ależ jestem podekscytowana. Nawet ten kilkunastogodzinny lot mnie nie przeraża tak bardzo jak sądziłam!

Zanim jednak ruszymy w daleki świat, w majówkę odwiedzimy rodzinną Ustkę, a w drodze powrotnej pojawimy się w Gdańsku, gdzie razem z dziewczynami z bloga Powłóczmy się organizujemy spotkanie robótkowe! Co Wy na to? Widzimy się? No powiedzcie, że tak! :) 

Spotkanie odbędzie się 6 maja w niedzielę, a wszystkie szczegóły - czas i miejsce - zostaną wkrótce ustalone i ogłoszone na facebooku, na stronie wydarzenia - klik! Śledźcie wydarzenie i dajcie znać czy będziecie. Liczymy na Was! Jak to jest zawsze na Chmurkowych spotkaniach, obecność jest obowiązkowa i każdy mile widziany. Jeśli nie macie facebooka, dajcie znać proszę tu, pod postem czy planujecie się z nami zobaczyć (tak, tak, planujecie). Mam nadzieję, że będę mogła się z Wami zobaczyć i wspólnie podziergać przy kawie!

Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

wtorek, 3 kwietnia 2018

Lea

Niesamowite jak szybko udało mi się wydziergać projekt, nad którym myślałam tak absurdalnie długo! Po odłożeniu nieudanego projektu, który zajął mi cały styczeń i nie przyniósł nic w zamian, postanowiłam wydziergać niewielki, kobiecy sweterek, idealny do spódnicy, którą z obłędem w oczach wypatrzyłam w ulubionym sklepie (a do której, jak szalona, niemalże od razu poleciałam i dokupiłam buty:)). Czekając na pojawienie się jej na "półkach" już zaczęłam snuć plany, dobierać włóczkę, druty, ściegi. Zrobiłam wiele próbek i nabrałam niezliczoną ilość razy oczka, które po przerobieniu kilku centymetrów prułam bez żalu.
Były takie dni, że już naprawdę nieźle byłam zła na druty, na te walające się wszędzie skrawki prutej włóczki, próbki, które coś w sobie miały, ale nadal nie odpowiadały mi w stu procentach.
Ale udało się! Spojrzałam na wszystko od całkiem innej strony i ukazał się w mojej głowie wymarzony projekt.
Minęła chwila i już miałam wyliczone każde oczko i mogłam w końcu dziergać! A od nabrania oczek do ich zamknięcia minęło 12 dni!

Niemniej po wypraniu okazało się, że się rozpędziłam i musiałam (w dniu, kiedy planowaliśmy sesję:)) skrócić korpus o ponad 5 cm. Do sukienki czy spódnicy długość sweterka musi być niewielka, kończyć się trochę za talią, nie leżeć na biodrach. O taki efekt mi chodziło, więc bez marudzenia po prostu sprułam, przekładając sesję na inny, dogodny dzień.
Teraz czas na prezentację! Oto Lea, sweterek delikatny, kobiecy i romantyczny, wydziergany z myślą o tej jednej, wyjątkowej spódnicy (ale pasujący niemalże do każdej mojej sukienki), prosty i wygodny, którego jedyną, bardzo subtelną, ozdobą jest okrągły, ażurowy karczek:
 

Jestem bardzo zadowolona z doboru koloru! Może to i nieskromne, ale po prostu uwielbiam jak kolor Dancing Grass gra z barwami tych cudnych kwiatów i listków! :) Pasują do siebie idealnie. Przepadłam na rzecz sukienek i spódnic tej marki (dla zainteresowanych: Marie Zelie). Znacie mnie na tyle, by wiedzieć, że uwielbiam dziewczęce, romantyczne kroje, kolory i wzory - zwłaszcza te botaniczne!





Sweterek jest niewielki, na tyle krótki by nie psuł efektu rozkloszowanych spódnic czy sukienek, podkreślał talię i przy okazji był wygodny, nawet ubrany do spodni. 

Dziergałam z mojej własnej, ręcznie farbowanej włóczki Alpacino, w wyżej wymienionym kolorze - połączeniu beżu i bardzo spranej, jasnej zieleni. Zużyłam jej niewiele, dokładnie 1.79 motka, czyli około 720 metrów na rozmiar S. Absolutnie podtrzymuję swoje zdanie na temat tej bazy - rozkosznie miękka i delikatna, bez najmniejszego cienia podgryzania!
Wełna z alpaki niekiedy potrafiła mnie podgryzać - jestem okropnym wrażliwcem, zwłaszcza w okolicach szyi. Alpacino jest z innej planety, kto macał ten wie!:)

Lea dziergana jest od góry i bezszwowo. Umiejscowiłam niewielki pas ażuru w takim miejscu by móc nosić sweterek na gołe ciało i nie zdradzać zbyt wiele. Jednocześnie chciałam by był odrobinę kuszący, romantyczny i zdecydowanie kobiecy!

Rękawy i dół zakończyłam prostym i praktycznym podwójnym ściągaczem, dzięki czemu sweterek ładnie układa się na dole i nic nie odciąga uwagi od karczku.
Mimo chwilowego zwątpienia w wybrane przeze mnie miejsce na sesję, absolutnie nie żałuję! Zastanawiałam się jeszcze nad romantycznym, gęstym lasem, ale... ciężko o taki zaraz po ziemie:). Zdjęcia oczywiście wykonał Mateusz, który doskonale wie czego mi potrzeba. Mój wkład to jak zawsze obróbka (i pozowanie), którą absolutnie uwielbiam się bawić (nikomu nie oddam tej roboty!). Czasem tak niewiele trzeba by nadać fotografii wymarzony klimat! Mimo że nadal lubię fotografować to chyba ta część kręci mnie najbardziej.

Jestem ogromnie ciekawa co sądzicie! Lubicie takie niewielki, taliowane sweterki?

I na koniec ogłoszenie: teraz czas na testowanie! Jako że posiadam cudowną, stałą grupę testerek, nie każdy rozmiar jest "wolny", ale jeszcze mam parę wolnych miejsc! Jeśli masz ochotę na test mojego nowego projektu, proszę napisz do mnie na maila: welnianemysli@gmail.com z informacją, który rozmiar miałabyś ochotę przetestować (głównie większe rozmiary). Dziękuję!

Pozdrawiam Was serdecznie!
Marzena