niedziela, 14 stycznia 2018

Twill & Plain

Miło otaczać się ludźmi, którzy nas inspirują. Pokrewnymi duszami, które nadają na tych samych falach, jakby dokładnie wiedziały czego Ci trzeba.  Czasem wystarczy tylko jedno słówko, by w głowie pojawił się pomysł, by coś nabrało kształtów. Jako romantyczka bardzo mocno zwracam uwagę na oprawę i atmosferę, nawet jeśli chodzi o tak z pozoru błahą rzecz jak projektowanie swetra. Kolor, wzór, kształt, falujące włosy, tło, zdjęcia, nazwa, opis... to wszystko musi tworzyć dla mnie coś wyjątkowego, pięknie opakowaną całość, a inspiracja, pomoc, czy choćby słówko jest wtedy na wagę w złota. Zwłaszcza jeśli ktoś dokładnie wie co Ci w duszy gra! Ale na moment zmieńmy temat...

Nieoczywisty kolor zasługiwał na nieoczywisty projekt. Z ogromnym uporem i zacięciem, odmierzając barwniki w kroplach, uzyskiwałam kolor, który widziałam oczami wyobraźni. Po długich próbach powstał wyczekiwany Flea Market, który sprawia mi niemały problem, gdy próbuję go nazwać jednym słowem. Plastyczny, połyskujący, delikatny, ale nie dziewczęcy odcień, który w świetle zmienia swoje oblicze. Naprawdę bardzo go lubię, dlatego musiałam wydziergać z niego coś dla siebie.

Twill & Plain to sweter, który dzierga się na kilka sposobów - od boku, troszkę od dołu oraz zdecydowanie od góry. A to wcale nie sprawia, że jest trudny czy czasochłonny. Nietypowy, choć wygląda klasycznie.

I jako że wiem, że bardzo długo kazałam Wam czekać, przechodzę czym prędzej do rzeczy i przedstawiam Wam mój nowy projekt:


Najważniejszą rzeczą w Twill & Plain jest oczywiście jodełkowy i "tkany" przód - tekstury podkreślone kolorem i połyskiem, na rzecz których zwyczajnie przepadłam.
Dwa ściegi spośród użytych w tym projekcie były bardzo nietypowe pod względem próbki, co wymagało ode mnie odrobiny więcej obliczeń i dłuższego myślenia :) Ale to wyzwania są przecież najciekawsze! Ta jodełka była tego warta.

Myślę, że teraz Was trochę zdziwię. Twill & Plain posiada dwa szwy po bokach swetra, ale reszta jest oczywiście dziergana bezszwowo. Dlaczego? Bo po pierwsze to była najprostsze rozwiązanie, po które sięgnęłam wcale nie z tego oczywistego powodu. Uważam, że sweter zyskał wiele przez to "usztywnienie". Przedni panel i tył trzymają się idealnie, sweterek trzyma formę, idealnie oddzielając klasyczny tył od ozdobnego frontu. Początkowo robiłam co mogłam by uniknąć szwu w tym projekcie, ale wierzcie mi na słowo - ten szew robi różnicę! :)
 

Dziergałam z mojej własnej Goat on the Boat (100g/400m), w wyżej wspomnianym kolorze prosto z pchlego targu. Użyłam około 1350 metrów na rozmiar S.
Rękawy, długie i przytulne, podobnie jak dekolt i dół wykończyłam podwiniętym ściągaczem.
Jeszcze odrobina detali...
 
 

A teraz wrócę jeszcze raz do pierwszego akapitu. Przede wszystkim muszę podziękować Oli, z którą łączy mnie uwielbienie do prostych, klasycznych form. Dokładnie jakby wiedziała czego mi akurat potrzeba (albo to jej właśnie było czegoś potrzeba :)), podsunęła słowo-klucz. Jodełka! Jedno słowo i w głowie rodzą się pomysły.
Kolejna inspirująca osoba pojawiła się dziś. Jeszcze przed zaczęciem posta sweterek nie miał nazwy... nic nie przychodziło mi do głowy, nic takiego co tworzyłoby tę całość, o której Wam wspomniałam. Tu słówko szepnęła mi Ania, którą bezczelnie werbowałam do testów. Ania zna się nie tylko na dziewiarstwie, ale również tkaniu i jakby dokładnie wiedząc czego potrzebuję, podsunęła mi właśnie Twill & Plain, co nie dość, że dobrze oddaje wzór to jeszcze tak pięknie brzmi! Dziękuję!
I oczywiście Mateusz... Ciężko mi opisać słowami jak ja widzę ten projekt, kolor i nazwę, jaki konkretnie klimat tworzą w mojej głowie, ale Mateusz idealnie oddał to zdjęciami! 

Bardzo się cieszę, że zdjęcia są już gotowe, bo jak wiecie, nie noszę swetra póki go nie obfotografuję... długo musiałam się powstrzymywać!  
Jestem ogromnie ciekawa co sądzicie, czy też lubicie takie klasyczne, ale efektowne wzory i tekstury?

Jak zwykle na koniec krótkie ogłoszenie :) (Edit) Mam już komplet, dziękuję Wam! Test wkrótce rusza! :)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Marzena

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Thunderstorm Toque

Słuchajcie! Znowu dramat. Zaczęłam dziergać sweter, wymarzony i wyczekany, ale jak tylko przerobiłam kilka centymetrów stwierdziłam, że kolor do mnie jednak nie pasuje, a wzór już mi się opatrzył. Kolor piękny, wzór też, ale humory psują wszystko. Ewidentnie coś jest na rzeczy, bo to nie tyczy się tylko tego jednego projektu - nic mi się nie podoba obecnie, nic nie jest godne wrzucenia na druty. To co robię? Nie dziergam! Znam ten stan, trzeba przeczekać, nic na siłę, za moment, za chwileczkę mnie olśni. Coś tam w głowie się powoli układa w kształt męskiego swetra, ale póki co nie jest to nic konkretnego.
Trochę tęsknię do dziergania swetra, tego uczucia zniecierpliwienia (chcę go już nosić!), chęci posiadania kolejnej mięciutkiej rzeczy, w nowym kolorze, z ciekawym wzorem, w wygodnym kształcie. Mimo wszystko na brak zajęć nie narzekam, a moją głowę obecnie wypełniają przede wszystkim myśli o przyszłej, magicznej podróży życia, która najpierw ogromnie przerażała (16 godzin w samolocie to BARDZO STRASZNA RZECZ), a teraz mam zwyczajnie motyle w brzuchu. Jako że podróż daleka i bardzo długa to mimo że wypada w okolicach lata, zabieramy się właśnie za porządne planowanie i organizację. Nie jest to łatwe, zwłaszcza jak człowiek chce zwiedzić przynajmniej cztery orientalne kraje w ciągu miesiąca - wymaga to od nas mnóstwo czytania, liczenia i ustalania. Ale to dobrze, przynajmniej nie mam czasu myśleć o tym samolocie :).

Fakt, że nie dziergam nie oznacza, że nie mam Wam nic do pokazania. Dziś kolej na moją czapkę. Planowałam ją w tym samym truflowym kolorze co czapę Mateusza, potem zmieniłam zdanie i bardzo chciałam coś srebrzystego, następnie wrzosowego, a ostatecznie zrobiłam ją w ciepłym, beżoworóżowym kolorze. Trudne decyzje trzeba podejmować jak się bierze za dzierganie.

Miałam w swoim małym filcowym koszyku kilka kulek Goat on the Boat w kolorze Flea Market, które zostały mi po nowym projekcie, oraz ponad połową motka Anatolii w kolorze Ballerine, którego używałam w Melanie. Pasowały do siebie idealnie! Anatolia była bardziej różowa i delikatnie zmieniła odcień kózki, doprawiła ją malutką kropelką słodyczy. Czapka pasuje idealnie do mojego Find Your Fade!

Przedstawiam Wam moją wersję Thunderstorm Toque, który dziergany z całkiem innego rodzaju włóczki, pokazał swoją drugą twarz, a moherowy włosek sprawił, że jest bardziej przytulny i romantyczny.

Pompon również wykonałam z dwóch nitek. Ciężko to uchwycić, ale dzięki Anatolii pięknie się mieni! Poza tym gdybym użyła tylko Goat on the Boat to pompon miałby ciut inny kolor niż czapka.

I na głowie:
 

Uwielbiam ten czubek układający się w kwiatowy kształt! Pompon lekko go przysłania, ale to nic, efekt jest cudny!


Dziergałam mniejszy rozmiar i użyłam drutów 3.25 mm na ściągacz oraz 3.75 mm na resztę czapki, czyli ciut cieńsze niż polecane, bo moja próbka delikatnie się różniła. Pierwszy raz korzystałam ze wzorów AbbyeKnits i szczerze polecam! Prosto i klarownie opisane, a same projekty niezwykle dopracowane.

Z wydzierganych rzeczy, których nie pokazałam Wam jeszcze, został tylko mój nowy projekt swetra! Ale już niedługo, niedługo... obiecuję!

Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

wtorek, 2 stycznia 2018

Autumnal

Witam Was w Nowym Roku! Nigdy szczególnie nie przywiązywałam wagi do zmiany daty, pierwszy dzień z kalendarza nie jest dla mnie żadnym szczególnym wydarzeniem, nie znajdziecie u mnie postanowień, podsumowań, haseł w stylu "nowy rok, nowa ja", ale w tym roku tak się akurat złożyło, że moje odczucia, samopoczucie i myśli zgrały się mniej więcej z tą datą. 

Po pracowitej pierwszej połowie grudnia, miała nadejść ta pełna lenistwa i przyjemności. Ostatecznie jednak, do końca roku zmagałam się z przeziębieniem, takim nieprzyjemnym stanem pomiędzy zdrowiem i chorobą, gdy brak absolutnie siły na cokolwiek, a z drugiej strony nie ma powodu by leżeć w łóżku i wypacać się pod kołdrą. Zamiast odpocząć, wymęczyłam się okropnie, kichając i kaszląc od czasu do czasu, nie mając siły i głowy do obfotografowania dawno skończonego swetra, który czeka na to już dłuższy czas. Książka szła średnio, gry, nad którymi planowałam potracić trochę życia nie kusiły wcale, filmy nudziły, druty odpychały. Na pewno wiecie o czym mówię! No katorga. Dopiero teraz, świeża i pełna energii i motywacji (no w końcu!) planuję co zrobię w przyszłości. I nie ma to nic wspólnego z nowym rokiem, a raczej z powrotem do świata ludzi ogarniających, ale że akurat wypadło to w taki a nie inny dzień...:) 
Planów mam całe mnóstwo (choćby na niemałą liczbę postów w styczniu!), ale najpierw pokażę Wam co podczas tego uroczego czasu udało się stworzyć.

Odpuściłam sobie duże formy i zajęłam tymi projektami, które rosną w mgnieniu oka. Obiecałam nową czapkę Mateuszowi, wymarzyłam sobie jedną dla siebie, a w Ustce czekała mała głowa, której obiecałam coś wełnianego na zimę. Zamówiłam 4 motki grubości Aran i zafarbowałam na Chmurkowe kolory. Mała głowa dostała swoją czapkę w święta, Bailę w kolorze Candied Papaya, ale zdjęć nie ma i nie będzie niestety. 

Mam za to dziś dla Was zdjęcia czapki dla Mateusza! Ufarbowałam dwa mięciutkie motki (baby alpaka, kaszmir i jedwab) na kolor truflowy, przy okazji dowiadując się kilku nowych rzeczy o farbowaniu (wiecie jak alapaka okropnie wygląda na mokro?:)) i wydziergałam męską wersję czapki Autumnal, lekko modyfikując liczbę oczek (moja próbka różniła się ciut od tej sugerowanej). Trafiłam z rozmiarem idealnie, choć nabierałam oczka chyba pięć razy. 
Wiecie, że nie lubię przekombinowanych wzorów męskich, ale tym razem zdecydowaliśmy się na delikatny warkoczowy wzór, który nadal spełnia nasze oczekiwania. Ścieg jest mięsisty i tworzy przyjemną dla oka zwartą strukturę, przez którą nie przedostaje się zimowy (ha ha!) wiatr. Alpaka to idealna wełna na czapkę, bo włosek wypełnia szczeliny między oczkami i jest w niej naprawdę ciepło. A to połączenie włókien... o ludzie! Myślałam, że już nic mnie nie zdziwi pod względem miękkości... Niebo pod palcami :) Czas przedstawić czapę. Oczywiście na mężowskiej głowie:
 

Czapka jest dłuższa, bo w takich Mateuszowi najładniej. I kolor też mu pasuje :) Zresztą Truffle to jego ulubiony kolor z nowej palety, więc wybór był oczywisty. Zapytany co podoba mu się najbardziej w nowej czapce odpowiedział, że... "szew", którego oczywiście nie ma, ale na myśli miał początkową nitkę, wplecioną pionowo na lewej stronie. Co w tej takiego fajnego? A no że od razu wiadomo gdzie jest tył czapki :) 
 

Góra jest przyzwoicie zaprojektowana - czubek ładnie układa się, nic nie sterczy, nie marszczy. Bardzo mnie to zawsze irytuje.
Z tego co pamiętam, użyłam drutów takich samych jak w projekcie, ale zredukowałam liczbę oczek o mniej więcej 20. Chyba, bo pisząc post nie mam czapki przed oczami, poszła wraz z Mateuszem do pracy.
(tylko żeby nie zgubił, tylko żeby nie zgubił...)

Prostota, wygoda i ciepło. A na dokładkę kolor i wzór pasujący do wszystkiego. A noszona czapka to najlepsza czapka, także zadowolona jestem z niej bardzo. Dziergałam w samochodzie, więc wzór jest naprawdę prosty i łatwy do zapamiętania.
Zużyłam ostatecznie tylko jeden motek, niemalże w całości, coś około 165 metrów, drugi, początkowo przeznaczony na moją czapkę, trafi w ręce zaprzyjaźnionej dziewiarki by grzać inną, mężowską głowę. 

Jako że mam już gotowe zdjęcia kolejnego projektu, to mam nadzieję, że widzimy (czytamy?) się wkrótce! Teraz uciekam zaczynać nowy sweter! No wreszcie:)

Pozdrawiam Was ciepło,
Marzena