Mój szaraczek powstał sobie pod koniec czerwca, doczekał się sesji, ale akurat nie mieliśmy ani czasu ani ochoty na zdjęcia, więc wybraliśmy najgorszy z możliwych momentów i wykonaliśmy kilka naprawdę średnich kadrów. Z postanowieniem powtórki wróciliśmy do domu i na tym się skończyło. Jak widzicie już długo wisi w mojej szafie, a my nadal nie zatroszczyliśmy się o lepsze zdjęcia, a co gorsze straciłam na nie po prostu ochotę. Wiem, że nie ma już większych szans na sesję sweterka London (robocza nazwa od koloru wełny), a jako że czasem pytacie jak tam mój szary, pokażę Wam tych kilka średnich kadrów, które udało nam się zrobić latem. Wysokie słońce nie pozwalało dobrze ukazać plecionek, więc moi drodzy - musicie poruszyć swoją wyobraźnię! :)
Wydziergałam go z myślą o sukienkach czy koszulach - klasyczny, taliowany krój, dziergany od góry, z rękawami 3/4, którego jedyną ozdobą jest warkoczowy przód. Wydziergałam go z Fino w kolorze London.
Sweterek zadomowił się w szafie, całkiem się polubiliśmy, to jeden z tych zwyklaków, które pasują na każdą okazję i do wszystkiego. Pomysł własny, ale wzoru raczej nie planuję.
I to by było na tyle :)
Obecnie na drutach Mateuszowy Lumberjack. Intensywnie nosił go rok temu, a że wełna ciężka i na dodatek z jedwabiem to ciut mu się wydłużyło. Nie pozostało nic innego jak spruć odrobinę rękawy i korpus i dokonać odpowiednich zmian. Chyba akurat potrzebuję takiego bezmyślnego dziergania... Ale w głowie już rodzi się pomysł na nowy sweter! Powoli, niespiesznie, ale skutecznie :) Nigdy nie zmuszam się do wymyślania wzoru - czekam, aż pojawi się w mojej głowie idealny i szczegółowy obraz i dopiero zaczynam działać. Póki go nie widzę to nie nabieram oczek, więc po Lumberjacku pewnie wydziergam najpierw czapkę... bo jak się kupi nową kurtkę, to nagle się okazuje, że żadna czapa nie pasuje, prawda?:)
Pozdrawiam Was ciepło (i trochę sennie...)
Marzena!