W pierwszym poście z tej serii zrobiłam skrócony opis moich dziewiarskich zachowań (klik!). Dziś będzie o tym, który chyba najbardziej dziwi wśród grona dziergających, a przynajmniej takie jest moje doświadczenie :). Mowa tu o byciu monogamistką robótkową!
To, że zawsze dziergam jeden projekt na raz już wiecie. Pytanie - jak to robię?
Oczywiście nie chcę nikogo przekonywać, bo to jest dla nas dobre, co sprawia NAM przyjemność, co jest zgodne z naszymi potrzebami i zainteresowaniami. Ale jeśli potrzebujesz choćby małej pomocy by uporządkować swój dziewiarski świat i bardzo chcesz stać się posiadaczką jednego "wipa" to zapraszam do lektury.
Odpowiedź na wyżej postawione pytanie jest u mnie bardzo proste - jak to robię? Bez problemu. Wynika to z mojego charakteru, silnej woli i osobistych potrzeb, to cecha, która nie tyczy się tylko dziewiarstwa, więc nie czuję się nigdy pokrzywdzona, nieszczęśliwa czy zdenerwowana z tego powodu. Wręcz przeciwnie, jest to dla mnie stan idealny, cała reszta przysparza mi mnóstwo przykrości i niezadowolenia. Postaram się mimo to przeanalizować to co mam w głowie, zebrać kilka istotnych powodów, zabiegów i odczuć, które wpływają na moje postępowanie, tym samym, mam nadzieję, podpowiem Wam jak radzić sobie w takich warunkach dla dziewiarki wcale nie oczywistych i naturalnych.
Powiedziałam Wam kiedyś, że dziergam nie tylko dla samego dziergania, ale przede wszystkim dla WYdziergania. Dla mnie przerabianie oczek ma konkretny cel - chcę mieć daną rzecz! Nie posiadam więc żadnych projektów "wypełniaczy", które powstają wyłącznie po to by czymś zająć ręce. Mam mnóstwo innych zainteresowań i kiedy nie mam co dziergać, po prostu robię inne przyjemne rzeczy :). Odchodzą mi więc zalegające, rozpoczęte bez większego planu, robótki.
W przypadku gdy nie mam naprawdę pomysłu co robić, a koniecznie muszę coś podziergać to znajduję wzór, który jest tym czego mi brakuje w szafie. Przykładowo nie miałam sweterka do sukienki, więc gdy miałam absolutną pustkę w głowie, zabrałam się za Sibellę (klik!), która była po prostu ładna i praktyczna - wiedziałam, że będę ją na pewno nosić. Zajęłam więc ręce i przy okazji stworzyłam sweter, który z rozkoszą teraz noszę.
Ale chyba najtrudniej się powstrzymać gdy zobaczymy nowy wzór... i serce zaczyna mocniej bić, prawda? Co wtedy? Tak jak wspomniałam mam silną wolę i jeśli widzę wzór, który skradł moje serce, to owszem, zachwycam się nim i planuję wydziergać, ale u mnie z zawsze jest to myślenie "jak tylko skończę obecny sweter, to ten jest następny!". Nie jest to wyrzeczenie, nie męczę się w oczekiwaniu na nowe, raczej jestem pełna ekscytacji, że już dokładnie wiem co mam narzucić na druty jak tylko jedne oczka zamknę. Jak jest moja rada? Starać się ochłonąć :) Jest piękny, owszem, ale przecież jak poczeka to nie straci nic a nic na swojej urodzie. Najlepiej na chwilkę o nim zapomnieć, bo zbyt częste chodzenie wokół pięknej rzecz, zbyt częste patrzenie i myślenie, sprawia, że zwyczajnie powszednieje.
Gdy zaczynam planować dany wzór to, jak każda dziewiarka, chodzę wokół włóczki, miziam, przeżywam, myślę o nim nawet w nocy, robię próbki, sprawdzam jakie kolory połączyć, a nabranie oczek to doprawdy cudowne uczucie :) I właśnie dlatego nie zaczynam nic innego w trakcie. Bo chcę by ten poziom zadowolenia nie spadł! Dziergam by wydziergać, jak najszybciej! Wiadomo - z czasem nasz entuzjazm przygasa, więc dziergam póki nadal we mnie jest go sporo. Potem taki sweter nosi się z wielką przyjemnością, nie z poczuciem "wymęczenia". Rośnie w oczach i każde oczko nadal cieszy, nawet to na rękawach (które swoją drogą lubię robić).
Moja rada jest bardzo prosta - po prostu powstrzymaj się przed nabraniem oczek na coś nowego, nawet jeśli mówisz sobie, że to tylko mała próbka, tak aby sprawdzić kolor, czy wzór. Najlepiej totalnie zapomnieć o innych sprawach i wpaść po uszy tylko w ten jeden jedyny projekt i czerpać z niego tyle ile się da!
Nie zaczynam również nic nowego póki nie zblokuję, nie pochowam nitek, nie zszyję. To ta najmniej przyjemna część dziergania, ale ulga gdy zrobimy to od razu jest niesamowita.
Jakie są plusy takiego powstępowania? Przede wszystkim nic mnie nie męczy, nie zerka z koszyka z wyrzutem, nie zalega, nie zajmuje miejsca w domu i w głowie. Czuję się spokojna i uporządkowana. Jako urodzona minimalistka lubię gdy otacza mnie mało rzeczy.
Po drugie, równie ważne w sumie, bardzo szybko kończę projekt i mogę się nim cieszyć! Dziergając jedną rzecz mamy bardzo szybki postęp w pracy, nie ma czasu na nudę i zniechęcenie nawet do morza prawych oczek. A jeśli coś mi nie pasuje, to pruję od razu (tak jak w przypadku swetra, który ostatnio dziergałam... ale o tym innym razem), nie czekam na żadne przyszłe oświecenie, nie mówię "może spodoba mi się za pół roku", bo tak właśnie gromadzi się niepotrzebne rzeczy w domu.
Po trzecie - każdy projekt dziergam z przyjemnością. Nie robię nic na siłę, z obowiązku, z potrzeby wykończenia tego co zaczęłam x lat temu. Bardzo cenię każdy dzień i uważam, że hobby to ma być wyłącznie przyjemność (i wyzwanie!), a nie przykry obowiązek.
Po czwarte. Nie zapominam. Nie mam potrzeby przeliczania robótki na nowo, przypominania sobie, który rozmiar robiłam czy też co miałam na myśli pół roku temu.
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania, śmiało piszcie :) Jestem pewna, że część z Was absolutnie nie podziela mojego zdania - i dobrze! Byłoby nudno na tym świecie jakby każdy był taki sam.
Pozdrawiam Was serdecznie,
Marzena