Obiecałam sobie, że przy okazji szykowania się do następnych wakacji, napiszę post o tym czym są dla nas podróże oraz jak się do tego zabieramy. No więc jestem! Siadam i piszę. Zobaczymy co z tego wyniknie :) Proponuję zaparzyć litr herbaty lub kawy, bo post zapowiada się obszerny. Do dzieła!
Zacznę od tego czym są dla nas wakacje. Odkryliśmy jakiś czas temu, że podróżowanie jest właśnie tym co chcemy robić. Nie dominuje to całego naszego życia, wszak mamy wiele innych zajęć i pasji (i pracę!), nie jesteśmy ciągle w drodze, wręcz przeciwnie, ale to nie zmienia faktu, że to one właśnie są na szczycie listy "rzeczy do robienia w ciągu naszego całego życia". I wiele spraw jest tym marzeniom podporządkowanych - to jakie prowadzimy życie, na co wydajemy pieniądze, jaką mamy pracę, plany na przyszłość...
Co prawda nasza przygoda podróżnicza dopiero się zaczyna, ale przecież przed nami wiele wspólnych lat:) Ciągle zastanawiamy się gdzie pojedziemy następnym razem i kiedy będzie
to możliwe. Tak, zdecydowanie chcemy zobaczyć cały świat!
Jako że jest to dla nas bardzo ważna sprawa, to mogłabym opowiadać o tym przez wiele godzin, nadal czując, że nie udało mi się w pełni przekazać swoich myśli... Tak to już jest z pasjami :) Postaram się jednak skupić na konkretach, opowiedzieć ogólnie o naszym podejściu i sposobach, a gdybyście zapragnęli wiedzieć więcej to dajcie znać w komentarzach. Powstanie wtedy więcej postów, które będą tyczyć się już konkretnych aspektów.
Temat jest bardzo rozległy, a
sposobów na idealne podróżowanie jest dokładnie tyle ile osób
podróżujących. Nie ma szans wymienić ich wszystkie nie tworząc przy okazji
książki! :)
Myślę, że podstawową kwestią, od której mogłabym zacząć to bardzo prosty podział na:
planujących i nieplanujących. My zdecydowanie zaliczamy się do tej pierwszej
grupy. I mamy ku temu kilka powodów.
Należymy do ludzi podróżujących aktywnie, więc nasze wycieczki pełne są przeróżnych zajęć:
intensywnego trekkingu, pływania, wspinania, ostatnio również sportu i
wielogodzinnego zwiedzania. Kochamy głównie przyrodę i przygody, ale
bardzo lubimy poznawać nowych ludzi i ich zwyczaje, historię i kulturę
miast. Oprócz tego nie stronimy od błogiego lenistwa na plaży. Jednym
słowem - robimy wszystko i lubimy wszystko.
Wakacje to dla nas czas wyjątkowy. Przenosimy się nie tylko w inne miejsce, ale również w inną rzeczywistość. To przede wszystkim czas spędzony razem, ale wyłącznie na przyjemnościach. Na doświadczaniu, poznawaniu, doznawaniu! Nie ma domowych obowiązków, nie ma przeszkadzaczy, internetu (tak, ograniczamy to wtedy do minimum, nawet nie musimy się pilnować), komputera, pracy... To czas specjalny i robimy co w naszej mocy by czerpać z niego jak najwięcej.
I w tym właśnie pomaga nam planowanie - nie tracimy cennych chwil w trakcie podróży na szukaniu noclegu, liczeniu kasy, wynajdywaniu atrakcji. Nie ryzykujemy, że pojedziemy w mało atrakcyjne miejsce, bo wybraliśmy pierwszy lepszy region, do którego mógł zabrać nas pierwszy lepszy samolot. Nie ma stresu, jest tylko błogie szczęście.
Lubimy zaplanować całe wakacje będąc jeszcze w domu, bo w takim przypadku co najwyżej ominie nas mycie naczyń albo trening, a nie tropikalny las, pełen egotystycznych ptaków, nocny lokalny targ, piękne fale na oceanie czy ciepło południowego słońca. Nie wspominając o tym, że za ten wakacyjny czas płacimy najczęściej o wiele więcej niż za domowy.
Moim zdaniem warto dobrze zaplanować urlop, ale przede wszystkim warto robić to, co nam sprawia przyjemność. Nie traktujcie więc tego posta jak wskazywanie najlepszej drogi, a jedynie jako poradnik jak sobie poradzić z planowaniem wymarzonej podróży.
Od czego zaczynamy? Na początku zawsze ustalamy trzy rzeczy.
Termin, budżet i kierunek.
Te trzy sprawy są od siebie mocno zależne. Termin określa jaki będziemy mieć budżet, albo w zależności od budżetu ustalamy czas trwania wakacji. Zawsze wolę trochę poczekać (o ile to możliwe) niż musieć się bardziej ograniczać. Wszystko zależy od możliwości i kierunku jaki obierzemy.
Na początku sprawdzamy ogólne ceny w danym kraju by wiedzieć w ogóle na co się szykować. Szkocja na przykład jest droga, ale Indonezja jest absurdalnie tania, chociaż samolot z Polski do Azji już nie bardzo. Dlatego do Azji lecimy na miesiąc, a nie na dwa tygodnie (no, między innymi dlatego, drugi ważny powód to oczywiście piękno tego kawałka świata i chęć konkretnego oderwania się od europejskiego stylu życia:)).
Gdy już wiemy jakich cen się spodziewać, możemy mniej więcej oszacować budżet (my zawsze robimy to z "górką", w razie gdyby coś nas niemiło zaskoczyło), a mając budżet już można ustalać termin! Prowadzimy domową księgowość i skrupulatnie zbieramy oszczędności, więc możemy to łatwo wyliczyć. Mateusz zaklepuje urlop w pracy i dopiero wtedy zaczynamy przygotowania!
Rozeznanie.
Czasem do zaplanowanego urlopu mamy ponad pół roku, a niekiedy tylko 3-4 miesiące. W pierwszym przypadku nie ma powodu do pośpiechu i działamy gdy mamy ochotę lub wolną chwilę. Jeśli do wyjazdu zostaje nam około 3-4 miesiące to bierzemy się już na poważnie do pracy. Myślę, że to jest dobry czas by zdążyć ze wszystkim, mieć szansę "złapać" dobre noclegi, zabookować wycieczki czy w razie czego wprowadzić jakieś większe zmiany, gdyby okazało się, że nasz początkowy cel nie był najlepszą opcją. Nigdy nie jest to jednak intensywny krótki okres pracy. Rozbijamy sobie organizację wyjazdu na mnóstwo małych części i powoli, na spokojnie, w wolnej chwili działamy. Czasem jest to godzina w tygodniu, a niekiedy, gdy mamy wenę, zgłębiamy temat przez połowę weekendu.
Wstępne rozeznanie polega na czytaniu o danym kraju albo miejscu. My praktycznie zawsze wybieramy inne państwo do zobaczenia, wiec zbieramy też ogólne informacje o nim. Nas to bardzo ciekawi, nie myślcie, że to jest coś w stylu "obowiązkowej pracy domowej". Nie, skądże! Interesuje nas kultura, geografia i klimat, przy okazji tego rozeznania poznajemy historię danego kraju, bywa że znajduję sobie nawet jakiś film dokumentalny by poznać jeszcze więcej ciekawostek. Warto znać zwyczaje, religię czy obecną sytuację polityczną w miejscu, w które chcemy zwiedzać.
Chcemy by nasz wypoczynek był odpowiedzialny, a wszystkie aktywności wykonywane z głową, więc na przykład zanim weszliśmy na wulkan, to prześledziliśmy informacje o jego ostatniej aktywności, albo zapytaliśmy dobrze zorientowanego w tym temacie teścia o sytuację na Filipińskich wyspach i bezpieczeństwo turystów w danym regionie (na południowej wyspie operują islamistyczne ugrupowania rebelianckie, zdarzają się porwania dla okupu...). Warto również dowiedzieć się co MSZ ma do powiedzenia na ten temat.
Czym więcej wiemy o danym państwie, tym lepiej!
Po zgłębieniu tych ogólnych informacji wyszukujemy atrakcji, które nas pociągają. I tu polecam się dobrze przyłożyć, bo oczywiste jest, że w przewodnikach lub na pierwszych stronach wyszukiwania w google, znajdziemy przede wszystkim te mocno turystyczne i popularne punkty. Te kilka lat podróżowania nauczyło nas, że popularne nie oznacza najlepsze, ale na pewno najbardziej zatłoczone. Nie lubimy tłumów, ale oczywiście nie rezygnujemy ze spektakularnych widoków z takiego powodu. Po prostu nie ograniczamy się tylko do nich. Czytamy blogi, książki, poradniki, a ja lubię również zajrzeć na google maps i pozrzucać pomarańczowego ludzika w losowych miejscach, gdzieś poza utartym szlakiem.
Warto też szukać atrakcji w konkretnym regionie. Bo gdy używamy wyłącznie ogólnych haseł, to dostaniemy "top 10 do zobaczenia", ale w całym kraju! A to może wiele zmienić.
Ten przykład dobrze pokaże Wam nasze kroki:
Organizujemy właśnie podróż do Wietnamu. Kraj ten jest bardzo długi, więc nie sposób w krótkim czasie zobaczyć północną i południową część. Nas najbardziej interesują góry, a dodatkowo w maju będzie tam odpowiednia pogoda. Na północy leży Hanoi, więc to tam wylądujemy, to pewne. Ale gdzie potem?
Na początku poczytaliśmy odrobinę o każdej prowincji, zaznaczając na mapie punkty godne odwiedzenia.
Taką mapę możecie mieć zawsze przy sobie, na telefonie. W trakcie podróży może przypominać o planowanych punktach do odwiedzenia lub w łatwy sposób informować o odległościach do pokonania itp.
I mając taką mapę przed oczami łatwo ocenić, które miejsce kusi nas najbardziej. My wybraliśmy najdalej wysunięte na północ prowincje (przy granicy z Chinami). Są one najmniej popularne, co nas bardzo cieszy bo liczymy na to, że unikniemy masy turystów i skomercjalizowania, a jednocześnie nieprzyzwoicie piękne i dziewicze.
Ten etap, chociaż niekiedy bardzo czasochłonny i wyczerpujący, jest
naprawdę wyjątkowo przyjemny! Szkicując plan podróży czujemy się trochę
jak na wakacjach:) Zmieniają się nasze nastroje, błądzimy w myślach po dzikich szlakach, marzymy o tym co zjemy i co przywieziemy jako
pamiątkę. Bardzo to lubię.
Mając już w głowie i w arkuszu (tak, notujemy ile się da) wszystkie potrzebne informacje, możemy ocenić czy to jest właśnie podróż naszych marzeń.
To wszystko czego się dowiedzieliśmy o północnym Wietnamie utwierdziło nas w przekonaniu, że jest to miejsce dla nas. Czas przejść do kolejnego etapu.
Organizowanie.
Taka wycieczka miewa czasem punkty kluczowe, które decydują o większości spraw.
Bilety z Polski do Azji kupiliśmy już jesienią, a o terminie urlopu decydowała cena biletów. To jest pierwszy kluczowy punkt. Nie planowaliśmy nic przed kupnem tych biletów, bo dopiero po poznaniu daty, mogliśmy zacząć rozważać kraje do odwiedzenia (pory deszczowe nie należą do ulubionych:)).
Mając już wybrane kierunki i zrobione "rozeznanie", możemy wziąć się do
organizacji, czyli składania wszystkiego w całość, kupowania,
rezerwowania i szkicowania planu wycieczki.
To, że robimy plan nie oznacza, że go nie zmienimy w trakcie lub tracimy głowę czy też radość, gdy coś nie pójdzie po naszej myśli. Na miejscu sporo rzeczy dostosowujemy do sytuacji, zmieniamy albo dajemy się ponieść chwili, ale czujemy się pewnie mając dobrze rozplanowany czas i posiadając listę rzeczy, które chcemy/możemy zobaczyć czy zrobić. Powtórzę się, ale naprawdę nie chcę tracić wakacyjnego czasu na zastanawianie "co ciekawego można zobaczyć w okolicy?" lub, o zgrozo, na sprzeczkach gdzie powinniśmy się teraz udać. Jeśli nie chcę czegoś robić to lepiej ustalić to wspólnie przed wyjazdem niż decydować na gorąco!
Przykładowo musimy dostać się do oddalonego o 100 km od miasta punktu, by podziwiać pola ryżowe. Wszyscy miejscowi proponują nam bus, który odjeżdża za dosłownie 15 minut! Rzecz w tym, że ja mam chorobę lokomocyjną, trasa zaś prowadzi krętymi drogami przez góry, a dodatkowo nie czuję się dobrze w tak ciasnych i zatłoczonych miejscach (bus okazuje się puszką bez klimy wiozącą rolników z targu, więc jadą z nami też świnki i kury:)). I mam 15 minut by zaprotestować, ale nie mam nawet co zaproponować w zamian! Pojawia się stres i niezadowolenie. Albo pojedziemy i będzie me źle i niedobrze, ale będą piękne widoki (ciekawe czy jest bus powrotny?!), albo zrezygnujemy i stracimy szansę na zobaczenie danego miejsca i przy okazji dobre nastroje. I ja się pytam na co to komu?:) Jestem pewna, że jeżeli sprawdzimy wcześniej to okaże się, że jest kilka innych opcji! I można znaleźć najlepsze rozwiązanie, nie rezygnować ani z komfortu, ani z widoków.
Wracając do tematu. Nie każdą podróż organizujemy w ten sam sposób. Jest wiele czynników, które na to wpływają. Często najlepszą opcją jest dla nas podróżowanie autem i wtedy wszystko zwiedzamy na własną rękę, albo, jak w przypadku Wietnamu, musimy zdać się na innych. Nie będę wgłębiać się tu w szczegóły, bo nigdy nie skończę tego posta, ale organizacja to czas gdy zgrywamy wszystkie terminy, kupujemy bilety i rezerwujemy hotele/wycieczki/samochód. Czytamy również bardziej szczegółowo o punktach, które wybraliśmy. O cenach wstępu, obowiązujących zasadach, sposobach na zwiedzanie, możliwościach itp.
Bilety lotnicze kupujemy bezpośrednio na stronie linii lotniczych, obowiązkowo z ustalonym miejscem, bo oszalałabym gdybym nie mogła usiąść koło Mateusza (niesamowicie boję się latać...).
Jesteśmy fajną mieszanką - ja się boję lotu, Mateusz nie znosi lotnisk i tych wszystkich procedur. Więc najpierw ja go muszę odstresowywać, a potem on mnie :)
Noclegi wyszukujemy na bookingu, agodzie lub airbnb. Mam wrażenie, że każdy kraj ma swoją ulubioną stronę, więc warto zajrzeć na każdą z nich. Niekiedy, jak w przypadku wyspy Tioman, najłatwiej było znaleźć fajny nocleg na stronie dedykowanej tej wyspie. Turystyka nie jest tam mocno rozwinięta, więc nie każdy wrzuca swoje pokoje na booking.
Chciałabym tak w skrócie opowiedzieć Wam o hotelach, które wybieramy. Tak się składa, że mam chyba inną definicję słowa luksus, niż większość ludzi. Wiecie co jest dla mnie super, ekstra i wyjątkowe? Spanie na bezludnej wyspie w namiocie na plaży, bez bieżącej wody i klimatyzacji. Luksusem jest tu przyroda, widoki i przygoda! Innym razem luksusem będzie drogi eco hotelik, który oferuje wszystkie udogodnienia, a największym z nich jest cisza i nieprzejmowanie się absolutnie niczym (jest klima, uroczy basen, plaża kilka metrów przed domkiem, świetna restauracja na plaży z pysznym jedzeniem).
W Szkocji luksusem było odosobnienie. Ten biały punkt to nasz malutki domek, otoczony przez wrzosowiska, owce i skały. Na horyzoncie nie było żadnych innych zabudowań.
Luksusem nigdy nie były dla nas hotele takie jak Gołębiewski, Radisson czy inny Marriott. Nigdy sami nie wybierzemy noclegu w takim miejscu i nie chodzi o ceny, ale o totalny brak atmosfery. "Typowy hotelowy pokój" nam się nie podoba, bez względu na wysoki poziom wyposażenia, wolimy więc zrezygnować z pewnych udogodnień na koszt klimatu i oryginalnego wystroju.
W Bangkoku spaliśmy w tzw. Poshtelu, czyli designerskim hostelu, gdzie pokoje były maciupkie, okrągłe i całe oszklone (i bardzo ładne, ciekawie urządzone), ale na dachu był obłędny bar z widokiem na miasto. Więc w zależności od miejsca i tego czego w danym momencie oczekujemy, zmienia nam się definicja luksusu.
Wolimy niewielkie hotele z duszą. Raz jest to coś z wyższej półki, a niekiedy coś na niskim poziomie, ale oferujący coś "ekstra".
Co do namiotu i plaży... takie coś czeka nas w maju i nie mogę przestać o tym rozmyślać! Z pewnością podzielę się wrażeniami po powrocie.
Oprócz biletów lotniczych czasami kupujemy przed wyjazdem też bilety na komunikację lub wejściówki. Jeśli mamy pewność co do dnia, w którym będziemy zwiedzać jakiś park czy muzeum, to wolimy być już przygotowani. Warto poczytać cokolwiek o danym miejscu przed przyjazdem, bo można trafić na zdanie "kupcie bilety online, kolejki Was zabiją!". I kilka razy uratowało nam to dzień :) Ale nie jest to nasz obowiązkowy punkt do odhaczenia.
Oczywiście z odpowiednim wyprzedzeniem rezerwujemy wycieczki. Najpierw jednak upewniamy się komu powierzamy nasze wakacje. Bo zepsuć sobie samemu podróż jest przykro, ale gdy zrobi to ktoś za nas, i na dodatek każe sobie zapłacić, to już zupełnie inna bajka :) Żeby mieć pewność, że będziemy w pełni usatysfakcjonowani należy po prostu przeczytać ile się da, głównie opinie opinie innych podróżujących.
Dla nas ważna jest też filozofia i praktyki danej firmy. Na przykład: jeśli jakiekolwiek wycieczki zawierają atrakcje ze zwierzętami (wiecie co mam na myśli) to rezygnujemy od razu. Nie chciałabym być przypadkiem świadkiem niehumanitarnego traktowania zwierząt ku uciesze durnych turystów. Wszystko co "śmierdzi" nam czymś takim lub inną nieodpowiedzialnością, omijamy szerokim łukiem.
Polecam podróżować z głową! Wspieranie słabo rozwiniętych regionów, jak przykładowo Północny Wietnam, jest bardzo ważne. Turystyka pozwala wioskom na rozwój, posyłanie dzieci do szkół, podwyższenie ich poziomu życia, ale pamiętajmy, żeby nie przyniosła tylko większych szkód, co w wielu miejscach miało niestety miejsce. Brak ograniczeń zniszczyło już niejedną piękną wyspę czy dżunglę.
Mateusz i nasz super przewodnik po Jawie! Odebrał nas (razem z kierowcą) z lotniska, pomógł załatwić początkowe formalności, nakarmił lokalnym jedzeniem i owocami, zapewnił dobry nocleg, umilał czas rozmową o swoim kraju i pokazał nam piękne i niebezpieczne wulkany! Na koniec sprawnie załatwił za nas sprawy z balijskimi strażnikami w porcie, żebyśmy zdążyli na zaplanowaną łódkę. Pełen profesjonalizm.
Pozostałe.
Uff! Gdy wszystko zaklepane i kupione to można zluzować. Pozostaje już tylko czekać na upragniony urlop. W między czasie przygotowujemy się do wyjazdu w dany region. Na przykład w tym roku kupiliśmy aparat do fotografii podwodnej, żeby móc w końcu uwiecznić piękno podwodnego świata, ale też móc bez stresu zabierać sprzęt na łódkę czy kajak. Z lustrzanką mam opory.
Jak wiecie z innych postów, przygotowuję też garderobę - obecnie szyję, ale poprzednio należało się oczywiście ubrać w sklepie. Nie zostawiam tego na ostatni moment bo nie znoszę działać w stresie. Odpowiednio wcześnie przeglądamy ubrania i sprzęt i decydujemy co się nadaje a czego nam brakuje. Teraz jest już trochę łatwiej, bo zdążyliśmy kupić już trochę rzeczy na poprzednie wyprawy. Mamy więc lornetki, dobre walizki (pamiętajcie by sprawdzać wymiary dozwolone w Waszych liniach:)) i plecaki, lekkie ubrania trekkingowe, butki do wody, etui wodoodporne na telefony, itd.
Ważną kwestią jest też zdrowie. Gdy lecimy do Azji to odpowiednio wcześnie udajemy się na wizytę do medycyny podróży. Lekarz informuje nas o zagrożeniach związanych z przebywaniem w danym regionie i zleca szczepienia. Nie są one obowiązkowe, ale my nie zamierzamy ryzykować. Za pierwszym razem zaszczepiliśmy się przeciw żółtaczce pokarmowej, durowi brzusznemu i tężcowi. W tym roku wystarczyło tylko ponowić tą pierwszą. Można również otrzymać recepty na leki "w razie wypadku", bo czasami możemy znaleźć się daleko od cywilizacji i na dodatek w kraju, w którym opieka medyczna jest bardzo wątpliwa.
W tym czasie wykupujemy również ubezpieczenia podróżne oraz ubezpieczenie auta, jeśli planujemy jakieś wynająć. Sprawdzamy czy dokumenty są ważne, wyrabiamy te, które są wymagane (międzynarodowe prawo jazdy na przykład) oraz orientujemy się czy nie musimy zdobyć żadnej wizy lub pozwolenia.
I na koniec pozostaje już tylko spokojnie czekać na wymarzoną podróż! Spakować się i ruszyć w nieznane, po kolejną dawkę wspomnieć i wrażeń :)
Podsumowanie.
Co nam daje to całe planowanie? Po pierwsze pozwala nam poznać miejsce, do którego jedziemy. Nie chcemy tylko odhaczać punktów na mapie, ale również dowiadywać się, chłonąć i poznawać jak najwięcej! Po drugie zabiera niemalże cały stres związany z podróżowaniem. Wszystko mamy ogarnięte, nic nas nie zaskoczy, możemy przestawić się na tryb "leniwiec".
Po trzecie i najważniejsze - nie tracimy czasu i wyciągamy z podróży tyle ile się da, tworząc piękne, pozytywne wspomnienia. Wiecie, że z naszej poprzedniej Azjatyckiej podróży tylko 1 dzień z 35 wspominam niemiło? Dnia w Bangkoku nic nie uratuje, ale w pozostałych sytuacjach, gdy na przykład pochorowałam się na rajskiej plaży, mogłam łatwo temu zaradzić, bo byłam już przygotowana :) W domu kosztowało mnie to nie więcej niż pół godziny, musiałam skoczyć do osiedlowej apteki by kupić potrzebny lek, a tam, na Tiomanie, mogłabym co najwyżej położyć się do łóżka i płakać z bezsilności, licząc na to, że jakiś miejscowy ma coś na moją dolegliwość.
Robiąc to wszystko możemy o wiele lepiej zagospodarować dany nam czas. Jeśli mamy tylko tydzień urlopu to szkoda byłoby wykorzystać go byle jak. A przynajmniej nam byłoby bardzo szkoda!
Myślę, że planowanie pozwala również zaoszczędzić pieniądze, ponieważ nie podejmujemy decyzji na szybko i mamy czas i możliwość sprawdzenia wszystkich dostępnych opcji.
Poza tym wiecie, że ja lubię porządek i plany. Taki typ człowieka. Czuję się szczęśliwa mając wszystko pod kontrolą, ale wiem, że są ludzie, którzy pakują kilka ubrań i lecą w nieznane! I to sprawia, że są szczęśliwi. Ta niewiadoma, to ryzyko. Tak jak mówiłam. Ile ludzi, tyle idealnych sposobów.
Ciekawa jestem jaki jest Wasz punkt widzenia! I koniecznie dajcie znać jeśli chcielibyście bym rozwinęła którąś z powyższych kwestii. Tu starałam się opowiedzieć bardzo ogólnie, więc sporo rzeczy przemilczałam dla Waszego dobra (ileż można czytać jeden post?!), a i tak wyszedł długaśny wpis.
Jeśli chodzi na naszą przyszłą podróż to jesteśmy już za połową organizacji! Myślę, że do końca lutego ze wszystkim się uporamy :)
Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena