poniedziałek, 13 stycznia 2020

Letnia garderoba

Pamiętacie mój poprzedni post o garderobie? (klik) Pokazałam Wam moje jesienno-zimowe ubrania, głównie swetry, i to z czym je łączę. Opisałam wtedy dość szczegółowo swój styl i zamiłowania kolorystyczne, które od tamtego czasu w ogóle się nie zmieniły, co jak sądzę, oznacza, że faktycznie udało mi się jasno określić swoje upodobania! :) Mając w sobie taką konkretną listę ulubieńców (czy to w kwestii barw czy fasonów) bez problemu mogę wydziergać czy uszyć sobie kolejnego pewniaka bez ryzyka wpadki i rozczarowania. To jest bardzo motywujące! Nie szukam już daleko, nie eksperymentuję, a jeśli pragnę czegoś nowego, świeżego, to staram się co najwyżej wyglądać "za róg", a nie skakać ze skrajności w skrajność. Co to oznacza? Jeśli kocham róż i złoto, to szukając kolejnego koloru, który polubię, nie sięgną po błękity (brrrr) tylko będę poruszać się w okolicach tych dwóch odcieni, dając szansę ciepłym brązom, przydymionym miedziom czy lawendzie. Taki sposobem moja paleta poszerzyła się na stałe o ten kolor: klik! Bardzo się polubiliśmy i oglądam się za nim z taką samą przyjemnością jak za słodkościami. Tak jak wspomniałam w poprzednim poście, bardzo ciągnie mnie obecnie do ciepłych, przydymionych, rustykalnych barw, ale także to wanilii czy bieli. 

Podoba mi się to, że kolory, które lubię świetnie prezentują się na letnich ubraniach i równie świetnie wypadają na moim ulubionym lnie. A jeszcze bardziej podoba mi się, że mam bardzo dobre wytłumaczenie by szyć letnie ubrania zimą! :) Pomijam fakt, że to po prostu ma sporo sensu - szycie letnich latem, a zimowych zimą często kończy się tak, że niezbyt długo chodzimy w danym ubraniu, bo sezon zdąży się już skończyć. Mogłabym poczekać do wiosny z szyciem sukienek, ale tak się składa, że nasze wakacje zaczną się na początku maja, więc mam tylko cztery miesiące by skompletować całą letnią garderobę, którą chcę tam ze sobą zabrać (znowu uciekamy na miesiąc!). Doszło też do tego, że uszyłam Mateuszowi szorty i oczywiście planuję kolejne, więc roboty mam niemało - muszę ubrać dwie osoby!

Szycie zimą lekkich ubrań ma ten minus, że nie ma jak ich sensownie obfotografować, więc wstrzymam się z tym do lata, a tym czasem pokażę Wam grupowe zdjęcia wieszakowe, opiszę każdą rzecz króciutko i opowiem o tym, co mam jeszcze w planach do zrobienia, tak by garderoba nabrała sensu. 

Nie kupuję już żadnych sukienek, szortów ani topów, być może skuszę się na t-shirty jeśli nie wyrobię się ze wszystkim, ale mam w swojej szafie kilka niezłych sklepowych ubrań, które bardzo lubię, są dobre jakościowo i uszyte w Polsce. A do tego pięknie wpasowują się w całość, są wygodne i chętnie przeze mnie noszone. Cała reszta znika z mojego życia.

Wyjęłam wszystko co mam z szafy, zrobiłam selekcję (co chcę, co się nadaje, co pasuje) i na chwilę obecną moja letnia garderoba prezentuje się tak:

Z dwunastu pozycji samemu uszyłam aż dziewięć! Przyznam, że jestem z siebie okropnie i bezczelnie zadowolona - nie dość, że zrobiłam sama, to jeszcze są one w czołówce moich ulubieńców! Zacznę od lewej.
  • Biel: Inari top z białego tencelu, prosta lniana sukienka od Seaside Tones oraz niedawno uszyta i jeszcze nie obfotografowana koszulowa sukienka Kalle Shirt z mieszanki lnu i sorony (niżej znajdziecie zdjęcie, gdzie widać ją lepiej)
  • Krem i beż: Fringe Dress z cieniutkiego lnu oraz kolejna sukienka, którą uszyłam zimą - nowa Montavilla Muumuu (bo po prostu uwielbiam ten wzór!!!) w cudownym waniliowym kolorze. To mieszanka tencelu i lnu - ma wszystkie zalety oby tych włókien. Nie gniecie się mocno i jest zwiewna i lekka, a jednocześnie chłodzi i nie klei się do ciała jak len. Zamówiłam już kolejny kawałek tego koloru na top. Będzie pasował idealnie do wszystkich moich szortów!
  • Róż: Maya Top z kwiecistej bawełny, pierwsza Montavilla Muumuu z cienkiego lnu, Ogden Cami z tego samego materiału, Kielo Wrap z modalu, sukienka Ogden Cami w brzoskwiniowym lnie.
  • Mahoniowa sukienka w drobne białe kropki (co sprawia, że kolor jest delikatnie rozmyty, niejaskrawy, stonowany) jest od MLE Collection. Jest to wiskoza, delikatna i zwiewna. Sukienka jest krótka i dość wycięta, więc sprawdza się idealnie latem.
  • Ciemno zielona wiskozowa sukienka od Aeterie. Kupiłam ją na ślub kuzynki, ale nie jest mocno "strojna", czego bardzo nie lubię w ubraniach. Wybrałam krój i kolor, który sprawdzi się w wielu okazjach. Nie jestem fanką jednorazowych ubrań. 

Nie da się ukryć jakie kolory czy materiały lubię, prawda? :)

Nie wszystkie sukienki, które Wam pokazałam nadają się jednak na azjatyckie klimaty, więc dwie z powyższych nie pojadą ze mną w podróż. W domu zostanie zielona, bo jest zbyt zabudowana bym się w niej dobrze czuła w tropikach, oraz Kielo Wrap. Sukienka ta jest uszyta z lejącej dzianiny, która opływa ciało i posiada brzoskwiniową fakturę. To i długość sprawiają, że Kielo nie będzie dobrą opcją podczas wilgotnych upałów. Dlatego planuję uszyć jeszcze dwie sukienki, ale o planach opowiem na sam koniec.
Mam konkretne wymagania co do letnich ubrań. Gdy z nieba leje się żar nie potrafię założyć na siebie nic co jest zabudowane pod szyją czy pod pachą. Odpowiednia "przestrzeń" pozwala skórze oddychać, odprowadzać wilgoć, a ja czuję się komfortowo i lekko.
Obcisłe rękawy toleruję tylko w t-shirtach, a w sukienkach czy topach wybieram te z odpowiednim luzem w strategicznych miejscach lub zupełny brak rękawa.

Jeszcze rzut oka na wszystkie sukienki, które uszyłam w ciągu roku:
Czuję się bardzo usatysfakcjonowana patrząc na tę paletę barw!

Rzadko noszę spódnice, więc zapomniałam o tej jednej jedynej, którą mam, gdy robiłam zdjęcia. Wrzucam więc starą fotkę. Kupiłam ją dwa lata temu w Marie Zelie. Nieźle się wpasowuje kolorystycznie w resztę garderoby, prawda? :)

Latem, gdy nie mam akurat na sobie sukienki, noszę krótkie szorty i topy. Lubię w zasadzie tylko dwa kroje (każdy nie dłuższy niż 1/3 uda - w takich czuję się najlepiej): jeansowe i dopasowane spodenki (jeśli dopasowane to tylko jeansowe, tylko niebieskie!) oraz luźne i zwiewne szorty, z gumką i sznurkiem w pasie. Dlatego takie właśnie sobie uszyłam. I uszyję kolejne!

Jeansowe, kremowe i różowe, które leżą na samej górze, są kupione w sklepie. Bardzo je lubię i mimo, że nie jest to żadna super marka, to wyglądają po dwóch letnich sezonach jak nowe. Zielone i drugie różowe to Spring Shorts, które uszyłam w zeszłym roku - klik!
Ten krój jest idealny, bardzo lubię w nich chodzić i dlatego nie chce mi się eksperymentować i szukać nowego wzoru. Ale muszę wybrać nowy kolor...

I jak w przypadku sukienki jest to łatwe, to jeśli chodzi o szorty i topy, mam trochę więcej do zaplanowania. Chcę móc wykonać z nich później jak najwięcej zestawów. Szkoda by szorty pasowały tylko do jednej bluzki!

Postanowiłam poszerzyć obecną paletę o kilka odcieni, które ostatnio mnie mocno zachwycają. Póki co króluje u mnie róż, biel i kremy, jest też odrobina zieleni i mahoniu. Ten ostatni (i jego odmiany) musi pojawić się w większej ilości! Skleciłam taką mini paletę, które planuję się trzymać przy następnych tkaninowych zakupach:

Rozglądam się za wszystkimi zgaszonymi odcieniami mahoniu czy kasztanów, mauve, orzechowymi kolorami czy wanilią (bo mnie ten kolor powala na kolana!), ale też zerkam na zieleń, beże i róż oczywiście :)
Mam pierwszego kandydata. To len od Merchant & Mills w kolorze Maud, ten sam materiał, którego użyłam do różowej Montavilli. Myślę, że będzie pięknie wyglądał w lekkiej i obszernej sukience na ramiączkach!

Planuję uszyć jeszcze przynajmniej dwie krótkie i lekkie sukienki, które będą idealne na plaże, przynajmniej jedną parę szortów (może skrócę sobie też ulubione jeansy, które zyskały ostatnio przetarcia na kolanach) i sporo topów czy t-shirtów. Tego brakuje mi najbardziej. Nie umiem nic kupić w sklepie i ciężko mi też zdecydować jaki materiał będzie dobry by uszyć coś samemu. Lubię len i cieniutkie wiskozy w bluzkach. Ten pierwszy znajduję bez problemu, ale wiskozy najczęściej są dla mnie zbyt "grube", zbyt gęsto tkane. A do tego pasują mi głównie te z delikatnym wzorem. I przez to, zamiast szyć różne elementy garderoby, skupiam się głównie na sukienkach bo to przychodzi mi łatwiej. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że to topy powinny zyskać teraz priorytet.

Zamówiłam więc cztery materiały, kupiłam stacjonarnie kolejne trzy i biorę się do pracy. A Was proszę - jeśli możecie mi polecić cieniutkie wiskozy z subtelnym wzorem, i na dodatek w moich kolorach, to piszcie koniecznie :)

Na liście do uszycia są jeszcze t-shirty dla Mateusza oraz jeszcze jedne męskie szorty. Wzór, z którego korzystałam za pierwszym razem sprawdził się idealnie (klik!) - obiecuję pokazać je gdy tylko pojawi się słońce w weekend. Ciemno zimą w domu, nie ma wyjścia, trzeba czekać na światło.

Na koniec wspomnę jeszcze o jednym ważnym elemencie letniej garderoby, czyli butach! Jestem w tej kwestii raczej minimalistką... Mam trzy pary sandałów, każdy do innych celów, nie kupuję nowych póki obecne nadają się do użytku:
  1. Na co dzień noszę wygodne płaskie sandały, dobrze trzymające stopę i pasujące i do spodni i do sukienki. Nie lubię zakrytych pięt ani palców. Wybieram zawsze klasykę - tym razem Ryłko w bardzo jasnym i subtelnym pudrowym kolorze. 
  2. Jako że naprawdę sporo chodzimy - po miastach, szlakach, górach, plażach - potrzebuję mieć jakieś ultra wygodne sandały, które zakładam najczęściej do szortów i luźnych sukienek. Na naprawdę konkretne wyprawy zakładam latem lekkie trekkingowe buty, ale pozostałe wędrówki przemierzam w takich właśnie piankowych, lekkich sandałach, które są w pełni tolerowane przez moje zwariowane stopy (które lubują się w moim bólu niestety). Te akurat są z firmy Clarks.
  3. Lubię też mieć "wyjściowe" sandały, które zakładam do sukienek. Te kupiłam w Ryłko i są w pięknym miodowym kolorze, który gra z moją garderobą. Mają niewielki kwadratowy obcas, dobrze trzymają stopę i co najważniejsze, pozwalają mi się nosić w rozsądnej ilości bez bólu :)
I to tyle, chociaż chcę dokupić jeszcze plażowe klapki. Latem, tak samo jak w pozostałych sezonach, jeśli chodzi o buty (ale też ubrania!) głównie stawiam na wygodę i uniwersalność. Lubię mieć tylko to, czego faktycznie mi potrzeba i co regularnie noszę.

Teraz, gdy sama szyję, mogę wykonać kilka razy ten sam wzór. Nie mam problemu z noszeniem "tego samego", wręcz przeciwnie! Gdy polubię jakiś fason czy kolor to mogę powielać go w nieskończoność :) Jak któraś sukienka się zużyje albo zepsuje, to po prostu zrobię ją sobie jeszcze raz! Czad!

Planuję aktualizację pod koniec kwietnia. Zobaczymy ile uda mi się uszyć do tego czasu!

Pozdrawiam,
Marzena

15 komentarzy:

  1. Ech, Ty to potrafisz! Środek lata w środku zimy:) Pięknie się komponują te letnie fatałaszki. Kolorystycznie i stylowo. Aż nie mogę się doczekać Twoich wakacji, hahahaha! Liczę, że zrobisz duuuużoooo fotek w Tych pięknych ciuszkach. Pozdrawiam Cię serdecznie Pracowita Mróweczko:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I od razu jakoś przyjemniej i cieplej :)

      Zdjęć będzie milion, albo dwa... tak sądzę! Cieszę się na ten len w Azji. Miałam poprzednim razem tylko dwa lniane ubrania i to w nich czułam się tam najbardziej komfortowo. Ogólnie dobrze znoszę wilgotny klimat, ale nie da się ukryć, że jest tam ciągle mokro i gorąco! :)

      Usuń
    2. Masz rację len jest rewelacyjny na taki klimat. Ja osobiście uwielbiam jeszcze bambus. Super chłodzi. No i jedwab oczywiście. Generalnie natura to natura;) Udanych Wakacji i pstrykaj ile się da!

      Usuń
  2. Piękna kolekcja. Masz rację, ja też trzymam się tego co lubię raczej niż kupiec 20 różnych wykrojów. Więc mam te same sukienki i topy w różnych kolorach. Lubię sandsly od Ryłko. Klasyka i wygoda, chociaż również jestem fanką obcasow i Irregular Choices. Czekam na zdjęcia kolekcji na modelce 😉
    Oprócz wspomnianych przez ciebie sklepów, kupuję materiały od dragonfly fabrics (sezonowe) , minerva crafts active fabrics

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko Polska dostarczy nam trochę ciepła (we Wrocławiu zaczyna być naprawdę ciepło już wiosną) to pokażę nowości, a jak nie to po wakacjach na pewno będą zdjęcia :D
      Dziękuję za namiary! Zerknę :)

      Usuń
  3. Bardzo zwarta garderoba. U mnie bywa różnie. Ale się staram:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę musiałam się napocić, żeby osiągnąć ten stan ;)

      Usuń
  4. Bardzo ładnie i ożywczo ten wieszak wygląda, nie ciasno na nim, co kluczowe. Tak się wczoraj zastanawiałam, jak by to wyglądało, gdyby obok powiesić letnie ubrania Twojego Męża. A pomysł jest stąd, że mam poczucie, że Wy jesteście tak dobrani, że gdyby zebrać razem Wasze rzeczy, to nawet one pasowałyby pewnie do siebie idealnie :). Oczywiście nie podejrzewam, żeby Mateusz nosił róż, myślia pewno wiesz co mam na myśli.
    Odnośnie tkanin, mam prawie takie same ulubione jak Ty. Poza dżinsem, którego nie lubię i tencelem, z którym nie miałam dotąd do czynienia, więc go nie znam. A propos, udało się pozbyć plamy po czarnych lodach? No więc w związku z tym, że mam podobne upodobania, proponuję Ci poszukać batystu. Prawdziwy batyst to bawełna, niezwykle cienka, ale bywa też wiskozowy. Odwiedź jakiś nieźle zaopatrzony sklep z tkaninami i zobacz,czy będzie Ci batyst pasował. Ja miałam jedną ukochaną bluzkę z batystu bawełnianego i jak ogólnie nie przepadam za bawełną, zwłaszcza latem na upałach, tak ta bluzka była doskonała i nie było żaru z nieba, który by ją zdeklasował. A ddodam,że miała długi rękaw. Tyle,że cała była bardzo luźna. Po kilku sezonach bardzo intensywnego użytkowania i wielokrotnego prania w końcu zaczęła się drzeć, ale przepadałam za nią tak, że chcę sobie coś podobnego i tak samo cienkiego uszyć na lato.
    No, nagadałam się. Batyst z całego serca polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że Mateusz nosi zupełnie inne kolory niż ja? :) Najładniej mu w błękicie królewskim, granatach i czerni. Lubię go też w miodowych przydymionych odcieniach, bieli i szarościach :)

      Plama zniknęła! Szare mydło pomogło :)
      Batyst macałam, ale akurat ten co miałam okazję widzieć, był bardzo cieniutki, więc prześwitywał. Ale mam go w pamięci ciągle.

      Usuń
  5. Gratulacje! Ja też mam na celu zminimalizowanie kupowania na rzecz szycia, więc zawsze z ciekawością czytam Twoje odzieżowe posty. Mam prośbę - czy mogłabyś następnym razem podać linki lub nazwy sklepów, w których kupiłaś tkaniny? PS - ostatnio dowiedziałam się, że Marzena to prawdopodobnie staropolska oboczna forma imienia Małgorzata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś czytałam o pochodzeniu mojego imienia :) Dziwne to powiązanie, ale faktycznie tak było!
      W postach o konkretnym ubraniu zawsze podaję linki - zerknij tam. Najczęściej wystarczy kliknąć w nazwę sklepu i przeniesie Cię od razu na stronę :)

      Usuń
  6. Dzień dobry!
    Zachwyciłam się tą letnią garderobą, tak jak poprzednio zimową. Obie bardzo mi przypadły do gustu, bo ja podobnie bardzo lubię połączenie urody i praktyczności ubrań! Bardzo podziwiam to, że swoją szafę w ogromnej mierze sama tworzysz. To tym bardziej przydaje unikatowości i przede wszystkim pozwala dobierać pod siebie bez chodzenia na kompromisy. Aż mi szkoda, że sama nic nie umiem uszyć :) Ale póki co Twój blog zmotywował mnie już do sięgnięcia po druty, więc może i to przede mną.
    Len ze zdjęcia wygląda obłędnie, zwłaszcza jeśli na żywo idzie w odcień rooibosa, taki jak na sweterku z kłosami. Będzie z niego coś pięknego :) Chociaż i odrobinę jaśniejszy odcień byłby piękny.

    Skoro garderoba już przygotowana, to pozostaje życzyć miłych wakacji!

    Pozdrawiam serdecznie
    Patrycja

    PS Blog śledzę już od ok. roku, ale dopiero znalezienie wpisu o braku komentarzy zmotywowało mnie do zostawienia śladu życia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam więc nadzieję, że sięgniesz po maszynę! Uważam, że to jest genialna umiejętność :)

      Jeszcze trochę szycia przede mną - szyję głównie sukienki i brakuje mi ogromnie bluzek! :) Mam tylko trzy :P

      Usuń
  7. W kwestii materiałów - zawsze możesz naturalny materiał zafarbować, masz przecież doświadczenie :) Jest to nieco trudniejsze niż w przypadku włóczki (zwłaszcza bawełna), ale pastele czy średnio nasycone kolory są jak najbardziej osiągalne. Mnie się zdarza kupować coś,co odpowiada mi składem, splotem i fakturą a kolor sobie robię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie, nie ciągnie mnie do tego wcale. Nie mam już nawet narzędzi do farbowania i nie czuję póki co potrzeby czy zainteresowania tematem :) Na szczęście póki co kolorystycznie udaje mi się znaleźć to co lubię! :)

      Usuń

TEN BLOG JEST ZAMKNIĘTY. NIE ODPOWIADAM JUŻ NA ZAMIESZCZANE KOMENTARZE. POZDRAWIAM! :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.