czwartek, 22 listopada 2018

Cisowy zakątek

Oprócz tych wielkich, ekscytujących podróży, lubimy z Mateuszem od czasu do czasu, w wolny weekend, uciec od świata i domowego życia i poobcować z przyrodą lub zwiedzić jakieś piękne miejsce czy miasto. Cała domowa reszta może poczekać, ważne jest dla nas by zobaczyć jak najwięcej, oderwać od internetu i miejskiego życia, wyciszyć się, pobyć samemu bez tych wszystkich przeszkadzaczy jakie na co dzień nas otaczają. Nawet jeśli potrafi się nie oglądać telewizji (tak jak my), ciągle tylko patrzeć w monitor, telefon czy zajmować swoją głowę obowiązkami, to gdzieś tam, poza domem, czas jakby zwalnia i o wiele bardziej docenia się każdą minutę. Chwile spędzone na zwyczajnym lenistwie, leżenie do późna w łóżku, czy niespieszne czytanie książki przy herbacie, zamiast dawać poczucie winy, jak to czasem bywa w domu, (tyle obowiązków, a ja leżę!) sprawiają czystą, niczym niezmąconą, przyjemność:) Jest czas na rozmowy, ciszę, patrzenie w gwiazdy, zbieranie liści, oglądanie witryn sklepowych na starówce, popijanie koktajli w kawiarnianym ogródku. Krótkie wakacje to dla mnie równie miły wypoczynek! Ten czas jest nam niezbędny do życia. Zbyt przyjemny, by rezygnować z niego na rzecz umycia okien :)

W listopadowy długi weekend wybraliśmy się dalej niż zazwyczaj. Najczęściej wybieramy coś w okolicy, bardziej góry, niż morze. Ale od dłuższego czasu kusiło mnie ogromnie pewne miejsce. Miejsce tak piękne i ciekawe, że warto było jechać do niego te sześć godzin.

Cisowy Zakątek znajduje się w Sasinie, kilka kilometrów od Bałtyku (tęskniłam już za naszym morzem!). Zakątek tworzy 14 uroczych domków jak z bajki! Pierwszy raz usłyszałam o nim na blogu Magiczny Domek. Zostałam kupiona! Uwielbiam ludzi z pasją i pomysłami, a to miejsce zdecydowanie stworzył ktoś taki. Każdy domek ma swoje imię i jest urządzony w charakterystycznym stylu. My mieszkaliśmy w Meduzie:
 
 
 
 
Prawda, że uroczo? Na początku chciałam domek Leśny lub Naturalny, które są pełne ciepłych kolorów i drewna. Jako że były zajęte musieliśmy wybrać wśród kilku innych, i ostatecznie cieszę się, że trafiło na Meduzę, bo bardzo mi się podobał - leśnych chatek jest mnóstwo, meduzowych już niekoniecznie!

Mój absolutny faworyt kolorystyczny! Ja chcę taki domek! W takim kolorze! To chyba Duża Ryba:
 
 

Lubię łączyć miłość do podróżowania i wypoczynku z miłością do pięknych rzeczy. Dlatego  szukając miejsc na wakacje, czy to te małe czy duże, przeglądam i czytam mnóstwo stron w sieci by znaleźć te idealne dla nas. Tak by nie tylko wypocząć, ale zainspirować się i zachwycić!

A do tego mieliśmy piękną pogodę, a jesień w tym roku bardzo się postarała by wyglądać nieziemsko. Gdy nie czytaliśmy książek lub gdy nie dziergałam, włóczyliśmy się po lasach i polach. Mam dla Was trochę kadrów złotej jesieni. Przydadzą się, bo akurat za oknem okropnie szaro i przygnębiająco.
 

Jak chodzić to tylko po błocie. Ostatecznie ścieżka się skończyła, nie pozostało nic innego niż brnąć przez krzaki i strumyki:) Nie ma takich rzeczy, które nas zniechęcą.
 



Domki były położone niemalże w lesie, za oknem zaczynało się paprotkowe morze, a kilka metrów dalej piękny, ciemny las.
 
 
A w lesie takie grzyby! Mimo że lubię je jeść, czego nie można powiedzieć o Mateuszu, to nie znam się na nich kompletnie. Wyglądał cudnie, ale kto go tam wie...

Las i morze nigdy mi się nie znudzą... możemy błądzić między drzewami tak długo, aż zaczniemy być albo głodni albo zmarznięci. Ewentualnie skończy się światło i trochę zaczynam panikować :)

W drodze na plażę. Latarnia w Stilo:

 I powrót po ciemku:

Nocą przy domkach było tak ciemno, że widać było miliony gwiazd na niebie...

Po powrocie do domku można było już tylko bezkarnie czytać, dziergać i pić wino. A. I grzać stópki, albo grzać wszystko w saunie!

Jako że nie mam w domu wanny, takie wakacyjne skarby, jak to kokosowe mydło z Malezji, muszą czekać na specjalne okazje. Generalnie to mam bzika na punkcie kokosa. Ta kąpiel była cała kokosowa! Kokosowa świeczka (jak świeczka to tylko Woodwick!), Rafaello, Malibu, kokosowa kula do kąpieli, żel z kokosem... na co komu być normalnym!

Mydełko cudne!

Tak wspominam o tych drutach i wspominam... nie martwcie się, opowiem coś więcej i o tym! Zabrałam ze sobą swój nowy projekt, który dziergam z grubszej wersji Alpacino, no cóż, w różowym kolorze. Mimo miliona warkoczy szło naprawdę sprawnie. I wszystko wyglądało tak jak powinno, serce się radowało, że tak ładnie rośnie i tak ładnie wychodzi... aż tu nagle, w jednym jedynym momencie, gdy światło dzienne już prawie się kończyło, okazało się, że na wysokości łączenia z pachą, jak nic jest jaśniejszy, około 2 cm, pasek! Widoczny tylko w tym jednym świetle! 

 Widzicie to?! Dół przez to wydaje się ciemniejszy.

Jak już go zobaczyłam, to nie mogłam tak po prostu zignorować. Poszło do sprucia kilkanaście centymetrów. Wiecie, sprułam więcej niż wydziergałam tam na miejscu. Wtedy bolało, ale już dziś, gdy zamykam oczka, cała frustracja zniknęła. Teraz czas na rękawy, czyli już prawie koniec!

Na koniec pokażę Wam coś strasznego i pięknego jednocześnie! W domku była kuchnia i raz zostaliśmy na miejscu by samemu przygotować sobie obiad... korzystając z okazji, że to wakacje, postanowiliśmy zaszaleć jak dziesięcioletnie dzieci (zdarza nam się to częściej niż by się mogło wydawać!). Tadam! Uwaga, od samego patrzenia przybywa kalorii! 

Tak. To są gofry. Na obiad. Ze wszystkim. Owoce, dżemy, maliny, biała czekolada, nutella, syrop klonowy, miód i już sama nie wiem co. Mniam! I białe wino dla równowagi.

To chyba był nasz pierwszy wyjazd nad morze z Wrocławia, gdzie indziej niż do Ustki. Okazało się, że lasy i plaże są absolutnie niesamowite w całej Polsce!

Tak patrzę na te zdjęcia i znowu chce mi się gdzie pojechać. Ale póki co mój nowy projekt potrzebuje mojej całej uwagi. Mowa oczywiście o pracowni, która już zaraz, niedługo będzie gotowa! Dam znać jak tylko się urządzę! 

Pozdrawiam Was serdecznie i wracam zamykać oczka.
Marzena.