niedziela, 19 stycznia 2020

Catkins

Moi mili! Mam nadzieję, że ucieszycie się na wieść, że wzór na sweter Catkins, który powstał we współpracy z Indie Belle, właśnie pojawił się w moim sklepiku na Ravelry! Oczywiście dostępny jest w wersji polskiej i angielskiej! Znajdziecie go tu: klik!
 

Catkins to sweter z mocną rustykalna nutą, pełen uroczych tekstur i ściegów! Nie umiem wskazać tego ulubionego, chociaż za każdym razem gdy wyjmuję go z szafy, zachwycam się efektem jaki dało połączenie klasycznego ryżu i tej połyskującej złotem włóczki... Projekt opisałam szczegółowo w tym poście, jeśli macie ochotę poczytać o nim więcej: Catkins. Pozostałe detale na temat wzoru czy rozmiarów znajdziecie już na stronie projektu.

Jeśli macie ochotę wydziergać swoją własną wersję, ale nie wiecie jaki kolor wybrać to koniecznie zajrzyjcie w zakładkę "projects", do testowych sweterków, bo zadziały się tam cuda! Dziewczyny, jesteście cudowne! :) Bardzo Wam dziękuję!

Pozostaje mi życzyć Wam miłego dziergania! Jeśli potrzebujecie rady związanej ze wzorem czy wyborem włóczki to piszcie śmiało - z przyjemnością pomogę! :)

Pozdrawiam,
Marzena

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Letnia garderoba

Pamiętacie mój poprzedni post o garderobie? (klik) Pokazałam Wam moje jesienno-zimowe ubrania, głównie swetry, i to z czym je łączę. Opisałam wtedy dość szczegółowo swój styl i zamiłowania kolorystyczne, które od tamtego czasu w ogóle się nie zmieniły, co jak sądzę, oznacza, że faktycznie udało mi się jasno określić swoje upodobania! :) Mając w sobie taką konkretną listę ulubieńców (czy to w kwestii barw czy fasonów) bez problemu mogę wydziergać czy uszyć sobie kolejnego pewniaka bez ryzyka wpadki i rozczarowania. To jest bardzo motywujące! Nie szukam już daleko, nie eksperymentuję, a jeśli pragnę czegoś nowego, świeżego, to staram się co najwyżej wyglądać "za róg", a nie skakać ze skrajności w skrajność. Co to oznacza? Jeśli kocham róż i złoto, to szukając kolejnego koloru, który polubię, nie sięgną po błękity (brrrr) tylko będę poruszać się w okolicach tych dwóch odcieni, dając szansę ciepłym brązom, przydymionym miedziom czy lawendzie. Taki sposobem moja paleta poszerzyła się na stałe o ten kolor: klik! Bardzo się polubiliśmy i oglądam się za nim z taką samą przyjemnością jak za słodkościami. Tak jak wspomniałam w poprzednim poście, bardzo ciągnie mnie obecnie do ciepłych, przydymionych, rustykalnych barw, ale także to wanilii czy bieli. 

Podoba mi się to, że kolory, które lubię świetnie prezentują się na letnich ubraniach i równie świetnie wypadają na moim ulubionym lnie. A jeszcze bardziej podoba mi się, że mam bardzo dobre wytłumaczenie by szyć letnie ubrania zimą! :) Pomijam fakt, że to po prostu ma sporo sensu - szycie letnich latem, a zimowych zimą często kończy się tak, że niezbyt długo chodzimy w danym ubraniu, bo sezon zdąży się już skończyć. Mogłabym poczekać do wiosny z szyciem sukienek, ale tak się składa, że nasze wakacje zaczną się na początku maja, więc mam tylko cztery miesiące by skompletować całą letnią garderobę, którą chcę tam ze sobą zabrać (znowu uciekamy na miesiąc!). Doszło też do tego, że uszyłam Mateuszowi szorty i oczywiście planuję kolejne, więc roboty mam niemało - muszę ubrać dwie osoby!

Szycie zimą lekkich ubrań ma ten minus, że nie ma jak ich sensownie obfotografować, więc wstrzymam się z tym do lata, a tym czasem pokażę Wam grupowe zdjęcia wieszakowe, opiszę każdą rzecz króciutko i opowiem o tym, co mam jeszcze w planach do zrobienia, tak by garderoba nabrała sensu. 

Nie kupuję już żadnych sukienek, szortów ani topów, być może skuszę się na t-shirty jeśli nie wyrobię się ze wszystkim, ale mam w swojej szafie kilka niezłych sklepowych ubrań, które bardzo lubię, są dobre jakościowo i uszyte w Polsce. A do tego pięknie wpasowują się w całość, są wygodne i chętnie przeze mnie noszone. Cała reszta znika z mojego życia.

Wyjęłam wszystko co mam z szafy, zrobiłam selekcję (co chcę, co się nadaje, co pasuje) i na chwilę obecną moja letnia garderoba prezentuje się tak:

Z dwunastu pozycji samemu uszyłam aż dziewięć! Przyznam, że jestem z siebie okropnie i bezczelnie zadowolona - nie dość, że zrobiłam sama, to jeszcze są one w czołówce moich ulubieńców! Zacznę od lewej.
  • Biel: Inari top z białego tencelu, prosta lniana sukienka od Seaside Tones oraz niedawno uszyta i jeszcze nie obfotografowana koszulowa sukienka Kalle Shirt z mieszanki lnu i sorony (niżej znajdziecie zdjęcie, gdzie widać ją lepiej)
  • Krem i beż: Fringe Dress z cieniutkiego lnu oraz kolejna sukienka, którą uszyłam zimą - nowa Montavilla Muumuu (bo po prostu uwielbiam ten wzór!!!) w cudownym waniliowym kolorze. To mieszanka tencelu i lnu - ma wszystkie zalety oby tych włókien. Nie gniecie się mocno i jest zwiewna i lekka, a jednocześnie chłodzi i nie klei się do ciała jak len. Zamówiłam już kolejny kawałek tego koloru na top. Będzie pasował idealnie do wszystkich moich szortów!
  • Róż: Maya Top z kwiecistej bawełny, pierwsza Montavilla Muumuu z cienkiego lnu, Ogden Cami z tego samego materiału, Kielo Wrap z modalu, sukienka Ogden Cami w brzoskwiniowym lnie.
  • Mahoniowa sukienka w drobne białe kropki (co sprawia, że kolor jest delikatnie rozmyty, niejaskrawy, stonowany) jest od MLE Collection. Jest to wiskoza, delikatna i zwiewna. Sukienka jest krótka i dość wycięta, więc sprawdza się idealnie latem.
  • Ciemno zielona wiskozowa sukienka od Aeterie. Kupiłam ją na ślub kuzynki, ale nie jest mocno "strojna", czego bardzo nie lubię w ubraniach. Wybrałam krój i kolor, który sprawdzi się w wielu okazjach. Nie jestem fanką jednorazowych ubrań. 

Nie da się ukryć jakie kolory czy materiały lubię, prawda? :)

Nie wszystkie sukienki, które Wam pokazałam nadają się jednak na azjatyckie klimaty, więc dwie z powyższych nie pojadą ze mną w podróż. W domu zostanie zielona, bo jest zbyt zabudowana bym się w niej dobrze czuła w tropikach, oraz Kielo Wrap. Sukienka ta jest uszyta z lejącej dzianiny, która opływa ciało i posiada brzoskwiniową fakturę. To i długość sprawiają, że Kielo nie będzie dobrą opcją podczas wilgotnych upałów. Dlatego planuję uszyć jeszcze dwie sukienki, ale o planach opowiem na sam koniec.
Mam konkretne wymagania co do letnich ubrań. Gdy z nieba leje się żar nie potrafię założyć na siebie nic co jest zabudowane pod szyją czy pod pachą. Odpowiednia "przestrzeń" pozwala skórze oddychać, odprowadzać wilgoć, a ja czuję się komfortowo i lekko.
Obcisłe rękawy toleruję tylko w t-shirtach, a w sukienkach czy topach wybieram te z odpowiednim luzem w strategicznych miejscach lub zupełny brak rękawa.

Jeszcze rzut oka na wszystkie sukienki, które uszyłam w ciągu roku:
Czuję się bardzo usatysfakcjonowana patrząc na tę paletę barw!

Rzadko noszę spódnice, więc zapomniałam o tej jednej jedynej, którą mam, gdy robiłam zdjęcia. Wrzucam więc starą fotkę. Kupiłam ją dwa lata temu w Marie Zelie. Nieźle się wpasowuje kolorystycznie w resztę garderoby, prawda? :)

Latem, gdy nie mam akurat na sobie sukienki, noszę krótkie szorty i topy. Lubię w zasadzie tylko dwa kroje (każdy nie dłuższy niż 1/3 uda - w takich czuję się najlepiej): jeansowe i dopasowane spodenki (jeśli dopasowane to tylko jeansowe, tylko niebieskie!) oraz luźne i zwiewne szorty, z gumką i sznurkiem w pasie. Dlatego takie właśnie sobie uszyłam. I uszyję kolejne!

Jeansowe, kremowe i różowe, które leżą na samej górze, są kupione w sklepie. Bardzo je lubię i mimo, że nie jest to żadna super marka, to wyglądają po dwóch letnich sezonach jak nowe. Zielone i drugie różowe to Spring Shorts, które uszyłam w zeszłym roku - klik!
Ten krój jest idealny, bardzo lubię w nich chodzić i dlatego nie chce mi się eksperymentować i szukać nowego wzoru. Ale muszę wybrać nowy kolor...

I jak w przypadku sukienki jest to łatwe, to jeśli chodzi o szorty i topy, mam trochę więcej do zaplanowania. Chcę móc wykonać z nich później jak najwięcej zestawów. Szkoda by szorty pasowały tylko do jednej bluzki!

Postanowiłam poszerzyć obecną paletę o kilka odcieni, które ostatnio mnie mocno zachwycają. Póki co króluje u mnie róż, biel i kremy, jest też odrobina zieleni i mahoniu. Ten ostatni (i jego odmiany) musi pojawić się w większej ilości! Skleciłam taką mini paletę, które planuję się trzymać przy następnych tkaninowych zakupach:

Rozglądam się za wszystkimi zgaszonymi odcieniami mahoniu czy kasztanów, mauve, orzechowymi kolorami czy wanilią (bo mnie ten kolor powala na kolana!), ale też zerkam na zieleń, beże i róż oczywiście :)
Mam pierwszego kandydata. To len od Merchant & Mills w kolorze Maud, ten sam materiał, którego użyłam do różowej Montavilli. Myślę, że będzie pięknie wyglądał w lekkiej i obszernej sukience na ramiączkach!

Planuję uszyć jeszcze przynajmniej dwie krótkie i lekkie sukienki, które będą idealne na plaże, przynajmniej jedną parę szortów (może skrócę sobie też ulubione jeansy, które zyskały ostatnio przetarcia na kolanach) i sporo topów czy t-shirtów. Tego brakuje mi najbardziej. Nie umiem nic kupić w sklepie i ciężko mi też zdecydować jaki materiał będzie dobry by uszyć coś samemu. Lubię len i cieniutkie wiskozy w bluzkach. Ten pierwszy znajduję bez problemu, ale wiskozy najczęściej są dla mnie zbyt "grube", zbyt gęsto tkane. A do tego pasują mi głównie te z delikatnym wzorem. I przez to, zamiast szyć różne elementy garderoby, skupiam się głównie na sukienkach bo to przychodzi mi łatwiej. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że to topy powinny zyskać teraz priorytet.

Zamówiłam więc cztery materiały, kupiłam stacjonarnie kolejne trzy i biorę się do pracy. A Was proszę - jeśli możecie mi polecić cieniutkie wiskozy z subtelnym wzorem, i na dodatek w moich kolorach, to piszcie koniecznie :)

Na liście do uszycia są jeszcze t-shirty dla Mateusza oraz jeszcze jedne męskie szorty. Wzór, z którego korzystałam za pierwszym razem sprawdził się idealnie (klik!) - obiecuję pokazać je gdy tylko pojawi się słońce w weekend. Ciemno zimą w domu, nie ma wyjścia, trzeba czekać na światło.

Na koniec wspomnę jeszcze o jednym ważnym elemencie letniej garderoby, czyli butach! Jestem w tej kwestii raczej minimalistką... Mam trzy pary sandałów, każdy do innych celów, nie kupuję nowych póki obecne nadają się do użytku:
  1. Na co dzień noszę wygodne płaskie sandały, dobrze trzymające stopę i pasujące i do spodni i do sukienki. Nie lubię zakrytych pięt ani palców. Wybieram zawsze klasykę - tym razem Ryłko w bardzo jasnym i subtelnym pudrowym kolorze. 
  2. Jako że naprawdę sporo chodzimy - po miastach, szlakach, górach, plażach - potrzebuję mieć jakieś ultra wygodne sandały, które zakładam najczęściej do szortów i luźnych sukienek. Na naprawdę konkretne wyprawy zakładam latem lekkie trekkingowe buty, ale pozostałe wędrówki przemierzam w takich właśnie piankowych, lekkich sandałach, które są w pełni tolerowane przez moje zwariowane stopy (które lubują się w moim bólu niestety). Te akurat są z firmy Clarks.
  3. Lubię też mieć "wyjściowe" sandały, które zakładam do sukienek. Te kupiłam w Ryłko i są w pięknym miodowym kolorze, który gra z moją garderobą. Mają niewielki kwadratowy obcas, dobrze trzymają stopę i co najważniejsze, pozwalają mi się nosić w rozsądnej ilości bez bólu :)
I to tyle, chociaż chcę dokupić jeszcze plażowe klapki. Latem, tak samo jak w pozostałych sezonach, jeśli chodzi o buty (ale też ubrania!) głównie stawiam na wygodę i uniwersalność. Lubię mieć tylko to, czego faktycznie mi potrzeba i co regularnie noszę.

Teraz, gdy sama szyję, mogę wykonać kilka razy ten sam wzór. Nie mam problemu z noszeniem "tego samego", wręcz przeciwnie! Gdy polubię jakiś fason czy kolor to mogę powielać go w nieskończoność :) Jak któraś sukienka się zużyje albo zepsuje, to po prostu zrobię ją sobie jeszcze raz! Czad!

Planuję aktualizację pod koniec kwietnia. Zobaczymy ile uda mi się uszyć do tego czasu!

Pozdrawiam,
Marzena

środa, 8 stycznia 2020

Emilia & Philomene

I na dokładkę jeszcze jedno piękne imię. Josephine.

Ostatnio, równie mocno jak do różu, ciągnie mnie do ciepłych, rustykalnych, nietypowych odcieni - złotych brązów, sjeny, miedzi, brunatnych czy herbacianych kolorów... Te barwy ostatnio dominują nawet moje szyciowe plany (jako że w róż już się nieźle wyposażyłam). Więc zapytana, który kolor z palety Emilie & Philomene chciałabym zamienić w sweter, moje oczy powracały ciągle do "Brooklyn", czyli mocno spranego i stonowanego koloru herbacianego. Kojarzy mi się on z ciepłem i przytulnością, a właśnie taki projekt pragnę stworzyć. Dlatego też moją wybranką została Josephine, której sprężystość i okrągły przekrój bardzo pasował do tego zamysłu. Tym razem nie alpaka, nie kaszmir czy singiel, ale klasyczny merynos, który swoim skrętem i kształtem uwypukli każde oczko, będzie plastyczny i mięsisty. Pięknie zagra w ściągaczach, podkreśli wyraźne tekstury czy plecionki...

Jeszcze przed świąteczną przerwą listonosz dostarczył mi paczkę z czterema preclami, prosto z Londynu. Urlop, święta i potrzeba odpoczynku, zmusiły mnie do poczekania ze zdjęciami czy z zaczęciem pracy nad nowym projektem, ale jak widać nie powstrzymałam się i jeden motek przewinęłam by móc wykonać choćby małą próbkę (stąd tylko trzy Josephiny na zdjęciach:)) 

Kolor Brooklyn na tej bazie jest nieznacznie cieniowany, co objawia się tylko delikatną zmianą koloru w gotowej dzianinie - nie powstają paski czy plamy, których bardzo nie lubię. Z drugiej strony nie przepadam wybitnie za stuprocentowymi fabrycznymi solidami, które dają płaski efekt bez wyrazu. Ręcznie farbowane solidy mają to do siebie, że nieznacznie mienią się, przejaśniają lub przyciemniają o ton lub dwa w sposób równomierny, dzięki czemu otrzymujemy ten piękny, trójwymiarowy efekt. Jestem pewna, że wiecie o co mi chodzi! :)

Ciężko oddać ten kolor na zdjęciach! Jest mocno stonowany, ale nie bez wyrazu. Baza ta nie posiada połysku ani widocznego włoska, jest mięsista i miękka - naprawdę przytulny z niej motek! Jest idealna dla każdej skóry i sprawdzi się w większości wzorów (stary, dobry merynos!).

Amelie (klik!), czyli farbiarka i właścicielka Emilie & Philomene, dała mi wolną rękę, podobnie jak pozostałe dziewczyny, z którymi współpracowałam i będę współpracować (taki mały spojler:P), ale poprosiła bym poszerzyła rozmiarówkę o bardzo duże rozmiary. Jest to dla niej bardzo ważna kwestia i myślę, że to naprawdę słuszna sprawa! Ciekawa jestem co Wy o tym sądzicie! :)

Oprócz motków w paczuszce znalazłam mały upominek, który jest absolutnie przeuroczy! Przypinka ta od razu znalazła się na moim ulubionym woreczku na robótkę (a musicie wiedzieć, że nie ciągnęło mnie do nich nigdy). Kształt, wielkość, wzór i kolor ogromnie mi się podobają! Różowy motek i wszystko jasne: 
 Przypinka od Twill and Print.

Jaki mam plan na te motki? Oczywiście sweter! Przytulny i oversizowy. Więcej nie chcę póki co zdradzać - tak naprawdę projekt jeszcze nie wykiełkował w pełni, chociaż mam w głowie ogólny zarys. Dopiero próbki pozwolą mi zdecydować i obiecuję podsyłać zajawki :)

Wykonywanie zdjęć motków jest czymś, co naprawdę bardzo lubię... przygotowuję się do tego odpowiednio - najpierw odwiedzam moją ukochaną kwiaciarnię, która nie ma sobie równych jeśli chodzi o wybór kwiatów. 
Mają mnóstwo rodzajów i kolorów, w tym rzadkie gatunki, o których nigdy nie słyszałam! Zabieram ze sobą motki, by móc dobrze dobrać kolory :) Potem oczywiście należy przygotować tło i aranżację. Myślę, że mogłabym być florystką bo taka praca sprawia mi mnóstwo przyjemności, chociaż lubuję się raczej w braku ładu, nie lubię gdy wszystko jest równo, symetrycznie ułożone, lubię łączyć nieoczywiste rzeczy czy kolory, dlatego klasyczne bukiety nie są dla mnie. Często po zakupie kwiatów do wazonu, robię w nich przemeblowanie - odwiązuję sznurek czy wstążkę i robię po swojemu. Jestem fanką niestylizowanych bukietów, gdzie panuje chaos i obfitość! Polne kwiaty łączę z różami, trawą, suchymi gałązkami... Dlatego bardzo się cieszę, że Panie w mojej ulubionej kwiaciarni po prostu pozwalają mi pokazywać palcem co chcę i pakują mi wszystko w papier bez zbędnego układania. Wszak do sesji i tak muszę wszystko rozsupłać :) I (o zgrozo) popsuć od czasu do czasu.
Po takiej sesji panuje w pokoju niezły bałagan! Suszone kwiaty się sypią, a niekiedy specjalnie je kruszę :) Zimą zdjęcia w domu mogę robić tylko do południa. I to pod warunkiem, że za oknem nie ma chmur. Wtedy światło jest najlepsze i nie śmiem tego ignorować. Gdy pogoda nie sprzyja... ubieram kurtkę i czapkę i idę robić to samo na balkon :) Chociaż wolę jednak tego unikać, z wiadomych powodów!
 

Czas na pobudzenie wyobraźni i złapanie za druty! Idę parzyć herbatę, siadam na kanapie i oddaję się swojej ulubionej pracy! 

A Was, jeśli lubicie klasyczne, dobre i miękkie włóczki oraz stonowane, dojrzałe kolory, zachęcam do zajrzenia do Amelii i jej wełnianego świata :) 

Pozdrawiam,
Marzena