piątek, 31 stycznia 2014

Krótka notka

Nie raz mi powtarzano, że dyskusje w internecie to nic dobrego:). Każdy wie swoje. No ale ja i tak jestem uparta i uparcie staram się to robić. Właśnie na pewnej facebookowej stronie rozwinęła się mała dyskusja na temat... szydełkowania. Tak naprawdę na temat robienia na drutach, ale nikt chyba nie widział różnicy. Czego się dowiedziałam? Że mamy nie mają czasu na szydełkowanie, kto to teraz robi? Jak mają chwilę wolną to idą posiedzieć przy komputerze. Dowiedziałam się, że szydełkowanie (z uporem maniaka piszą w ten sposób:)) z czystej przyjemności, podczas gdy w łóżeczku leży małe dziecko nie istnieje (i pogadają ze mną jak będę miała dzieci:)).  Oraz że właśnie dlatego robię na drutach (no w końcu:P), że nie mam jeszcze dzieci. Oczywiście żadna z dyskutujących Pań nie dzierga, a przynajmniej nie dzierga z pasji.
Chyba Ci co mi powtarzali, by nie dyskutować w sieci mieli rację?:)
Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena.

czwartek, 30 stycznia 2014

Fotograficzne czwartki: obróbka zdjęć część 2

 http://welnianemysli.blogspot.com/search/label/fotograficzne%20czwartki

Tydzień temu pisałam o tym jak przygotować miejsce do zdjęć i jak starać się kadrować, by tło nie odwracało uwagi. Nie zawsze jednak uda nam się zrobić zdjęcia tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale na szczęście możemy naprawić to nasze prawie dobre zdjęcie:).
Pokażę Wam dziś jak w łatwy sposób wykadrować zdjęcie w Gimpie. Przez przypadek podczas fotografowania możemy uchwycić element, który tam znaleźć się nie miał. Jak na przykład framuga drzwi. Starajcie się zwracać uwagę na tego typu rzeczy, jeśli nie uda się przy samym fotografowaniu, to zróbcie to przy pomocy programu, dosłownie w minutę! Albo i krócej:).

Weźmy przykładowe zdjęcie:
Kadrowanie wykonujemy przed zmniejszeniem, ponieważ przy tej czynności ubędzie nam trochę zdjęcia, więc rozmiar się zmieni.
Na panelu z przyborami odnajdujemy ikonę prostokąta. Klikamy na nią.
Na dole wyświetlą nam się dodatkowe opcje:
Interesuje nas tylko to co jest w czerwonej ramce. Musimy zaznaczyć Stałe, tak jak u mnie, i po prawej wybrać Proporcje. Kiedy już to zrobimy musimy w miejscu, gdzie widnieje napis "bieżący", wpisać 3:2 jeśli chcemy kadrować zdjęcie poziome, lub 2:3 jeśli zdjęcie pionowe. Po co to robimy? Chodzi o zachowanie proporcji zdjęcia. By długość miała taki sam stosunek do wysokości jak przed kadrowaniem. Najczęściej nie chcemy zrobić zdjęcia zbyt płaskiego, ani wąskiego - tylko takie o standardowych proporcjach. Oczywiście, jeśli ktoś chce mieć zdjęcie wąskie jak w przypadku tego zdjęcia:
musi po prostu odhaczyć Stałe i kadrować wedle uznania.
Gdy proporcje są już ustalone bierzemy się za kadrowanie. Nadal musimy mieć wybraną opcję zaznaczania (patrz pierwsze zdjęcie) i wystarczy narysować prostokąt na naszym zdjęciu. Powstanie ramka, którą możemy modyfikować. Przesuwać - klikając i przytrzymując lewy przycisk myszy na środku zaznaczonego prostokąta, zmniejszać, zwiększać - chwytając i przeciągając prostokąciki na rogach. Ja wykadrowałam tak:
Chciałam przede wszystkim pozbyć się kawałka blatu, który wszedł mi w kadr, oraz by moja bransoletka znalazła się na środku.
Ostatnią rzeczą jaką musimy zrobić to zatwierdzić nasz wybór. Robimy to klikając w zakładkę Obraz i wybierając Kadruj według zaznaczenia.
Gotowe!
Kadrowanie to nie tylko ucinanie to tu, to tam, ale również prostowanie krzywego zdjęcie. Znowu posłużę się przykładem:
Nie, wcale na niego nie krzyczę! 

Jak widzimy horyzont jest krzywy, nawet bardzo. Musimy coś z tym zrobić... Wybieramy z paska przyborów narzędzie obracania:

Następnie klikamy gdziekolwiek na naszym zdjęciu, a po pojawieniu się okienka i siatki, obracamy nasze zdjęcie tak by obiekt, do którego się odnosimy - w tym przypadku horyzont - był prosty. Obracamy przytrzymując lewy przycisk myszy i ruszając w prawo lub lewo myszką.
Po odpowiednim obróceniu naszego zdjęcia wciskamy przycisk Obróć na okienku, które się nam otworzyło. Tak teraz wygląda nasze zdjęcie:
Pozbywamy się szarego pola, kadrując tak jak opisałam to na początku.
Porównanie zdjęcia przed i po obróceniu:
 Jeśli macie pytanie bądź wątpliwości, piszcie!:)
Pozdrawiam, Marzena

środa, 29 stycznia 2014

Wspólne dzierganie i czytanie

Bez zmian książkowo-robótkowych, choć wszystko idzie do przodu. Wypożyczyłam od razu dwa tomy "Domu przy cmentarzu" więc czytam Le Fanu nadal. Nie powstrzymało mnie to jednak przed kupnem książki. Jak już wiecie, uwielbiam ładne rzeczy, ładne okładki też:). Więc cieszę się moją nową książką i jej ładną okładką ładnie komponującą się z innymi na półce.
Wybraliśmy się w niedzielę z Mateuszem do empiku w celu kupienia sobie "czegoś". Po przesłuchaniu i obejrzeniu wszystkich interesujących nas płyt poszliśmy piętro wyżej do książek.
Jak kupuję książki?
Jeśli szukam konkretnego tytułu to nie ma problemu. Najczęściej nie kieruję się obecną modą, nowościami i tym o czym się pisze i mówi w mediach. Sama wolę poznawać i oceniać - oczywiście cenię sobie rady najbliższych. Zwłaszcza jeśli mają podobny czytelniczy gust. Mam dość specyficzne podejście - przede wszystkim książka musi być papierowa. Nie mam nic do e-booków, to takie moje zafascynowanie papierem:). Uważam, że czytniki to świetna sprawa, ale nie dla mnie. Gdy wybieram książkę w bibliotece lub w sklepie nie kieruję się niczym innym jak intuicją, tzn. idę między półkami i podnoszę to co przyciągnie mój wzrok. I dopiero wtedy czytam opisy z tyłu - które najlepiej żeby zawierały jak najmniej informacji - jeśli jest to coś ciekawego to biorę, jak nie to szukam dalej w podobny sposób.
Postępując tak nigdy nie wiem czego mogę się spodziewać, ale niekiedy wyciągam perełki (według mnie, a to najważniejsze) takie jak "Zapach cedru" Ann-Marie MacDonald, którą uważam za jedną z najlepszych jaką czytałam (polecam tak bardzo, że bardziej się nie da:)). Jeśli książka na początku nie wciąga mnie tak jak powinna - odkładam. Nie chcę czytać "na siłę". Zdarza się, że sięgam po taką książkę w przyszłości i najwyraźniej wtedy jest jej czas bo nie mogę się od niej oderwać.
Przechodząc do rzeczy kupiłam "Dziecko śniegu" Eowyn Ivey. Zdanie z tyłu głosi: "Opowieść o pragnieniu miłości i szczęścia inspirowana starą rosyjską baśnią". Cieszę się, bo akcja toczy się na Alasce, a jak wiadomo lubię takie klimaty.
Sukienka mniej więcej w połowie długości. Oczek milion na drutach, więc się dłuży, choć i tak, w porównaniu z innymi dużymi projektami, zadziwiająco prędko przybywa mi tych centymetrów.
Pozdrawiam, Marzena.

piątek, 24 stycznia 2014

Farbowanie wełny

Chciałam poczekać z tym wpisem, na przykład do jutra, bo coś ostatnio mam wysyp nowych postów, ale zmotywowana Waszymi komentarzami pokazuję efekty mojego farbowania dziś:).

Dla przypomnienia: kupiłam pół kilo wełny BFL fingering (4ply), 5 motków, każdy po 400 metrów. 
Jak otworzyłam paczkę poczułam taki zapach jakby mi przysłali żywą owcę. Przynajmniej mam pewność, że dostałam naturalną, nieruszaną wełnę! Następnego dnia od razu poleciałam kupić barwniki. Miałam kilka w domu, ale poszukiwałam czegoś konkretnego: wszelkich odcieni różu, czerwieni i wrzosu.

Sposób na farbowanie znalazłam tu. Oczywiście proporcje barwnika i wody ustaliłam sama, tak samo jak nakładanie kolorów.

Kolory jakie użyłam to: rudy, amarant, czerwień, wrzos, fiolet i róż. Do rozrobienia barwników użyłam dużych słoików, do których wlewałam gorącą wodę mniej więcej do 3/4 ich wysokości. Proszek dodawałam stopniowo by uzyskać odpowiedni odcień (została mi mniej więcej połowa z każdej paczuszki). W sumie miałam 7 słoików z barwnikami, kolory sprawdzałam na białej chusteczce. Oto ostateczna ich wersja:

Od lewej: róż, wrzos, rudy, ale w odpowiednio małej ilości, amarant połączony z czerwienią, delikatny fiolet, morelowy, wyszedł chyba z połączenia różu i rudego, oraz fioletoworóżowy (?).
Zostawiam sobie tę chusteczkę do porównania na przyszłe farbowanie.
Namoczoną wcześniej w letniej wodzie z płynem do naczyń wełnę (trzy motki) odcisnęłam i ułożyłam jeden na drugim. Oczywiście zabezpieczyłam wszystko wokół folią, co w ostateczności na niewiele się zdało.
Nalewałam farby łyżką, każdego koloru po 2-3 cm. System miałam prosty: taki sam kolor na przeciwległym fragmencie włóczki. Starałam się robić to dokładnie i przede wszystkim na spokojnie, zajęło mi to więc trochę czasu, ale nie był to czas stracony:). Po tym zabiegu upiększającym włożyłam moje motki na sitko i gotowałam na małym ogniu nad parą (12 minut). Na koniec wypłukałam dokładnie (bardzo mało barwnika spłynęło, to chyba dobrze?), a do ostatniego płukania dodałam ocet. Jeszcze przed wyschnięciem czułam, że przypadniemy (ja i motki) sobie do gustu:).
A teraz same oceńcie efekt:
Wyszło tak jak sobie zamarzyłam! Jestem ogromnie szczęśliwa (no oczywiście) z tego powodu. Sama siebie zszokowałam!
Przed farbowaniem koniecznie pamiętajcie o przewiązaniu Waszej wełny w kilku miejscach. Dwa to zdecydowanie za mało.
 Już mi się marzy z niej jakiś piękny sweterek...
A tak prezentuje się zwinięta w kulkę:
Nie dałam rady się powstrzymać i przerobiłam kawałeczek...
Ale to jeszcze nie koniec. Tego samego dnia (niestety!) postanowiłam pofarbować pozostałe dwa motki. Metodą garnkową, tzn wrzuciłam wełnę do wody z barwnikiem i octem, i gotowałam przez kilkanaście minut. Zamarzył mi się lodowy błękit. A że dopiero raczkuję w farbowaniu i kolorów mieszaniu, dodałam za mało barwnika (na dodatek odcień nie ten), a potem szalona dolewałam nowy rozrobiony do garnka. Wynikiem tego szaleństwa była wełna w dziwnym jasnym niebieskim kolorze z to tu, to tam intensywnym błękitem. I w ogóle coś okropnego! No ale przeżyłabym ja te cienie, ale przeżyć nie mogłam żółtawo-zielonych miejsc gdzie barwnika mało, a że wełna żółtawa... ech. Wołam wtedy ja Mateusza, Mateusz zarządza farbowanie w szarym, by ten błękitny ciepły (?) stał się zimny tak jak trzeba. Prawie wyszło. Wełna wyglądała generalnie nijak, przestał mi się ten pomysł z lodowym kolorem podobać. Oj blisko byłam załamania nerwowego. I znowu z pomocą Mateusz: zrób czerwoną! No to jeszcze raz garnek, woda, barwnik, ocet i wełna do środka. Dałam dużo koloru, by dobrze pokryło. Przy płukaniu zrobiliśmy wielkie oczy: jaka ładna! A jak się błyszczy!
Martwiłam się, że kolor wyjdzie zbyt jednolity, ale na szczęście są miejsca jaśniejsze jak i ciemniejsze. Podoba mi się efekt jaki to daje w gotowych, wydzierganych wyrobach. Kolor na zdjęciu różni się od oryginału. Siedziałam i siedziałam i nie udało mi się oddać w pełni tego koloru - a wierzcie mi, jest ładniejszy w rzeczywistości!:)

Zdjęć mało bo wełna mało wyjściowa... bo jak pisałam, ważne by zawiązać ją w paru miejscach. Pamiętałam przy pierwszych, zapomniałam przy drugich motkach. No i czeka mnie ciężka praca z rozplątywaniem - a wierzcie mi, wygląda to okropnie.

Na czerwień mam już pomysł. Ale co z wełna, nazwaną przez Asję, blush? Chciałabym coś prostego, lewymi oczkami. Macie może jakiś pomysł?
Pozdrawiam, Marzena.

czwartek, 23 stycznia 2014

Fotograficzne czwartki: tło część 1


Część pierwsza, bo jest dużo sposobów na dobre tło w domu czy na dworze. Dziś tylko o kilku domowych sposobach.

Nie tylko obiekt fotografowany jest ważny. Ważne jest też to, co znajduje się w tle, wokół. Jeśli znajdzie się tam zbyt dużo niepotrzebnych elementów, nasze zdjęcie będzie wyglądało źle. Musi być "porządek". Tzn. nie musi, ale wtedy trzeba umieć ten chaos w tle wykorzystać, odpowiednio pokazać.
Najważniejsza zasada: czym mniej tym lepiej. Od czego zacząć? Gdzie robić zdjęcia naszych robótek? Rozejrzyjcie się więc za ciekawym, jasnym miejscem w Waszych domach, niekoniecznie pustym. Ja niekiedy fotografuję małe przedmioty (takie jak biżuteria, wełna, książka) na komodzie obok mojej malutkiej biblioteczki.
Na co dzień wygląda ono tak:
Ale gdy czas zrobić zdjęcie musi zniknąć wszystko to, co zaburza nam ład. Zostaje więc komoda:), i równo ułożone tło z książek i płyt:
Dopiero wtedy wykonuję tam zdjęcia. Jest mnóstwo miejsc w Waszych domach, które mogą posłużyć za tło do fotografii. Musicie tylko sprawić, by nic nie odwracało uwagi od obiektu fotografowanego. 

Jeśli chcemy wykonać zdjęcia małych obiektów jak w studio, możemy posłużyć się zwykłą białą kartką papieru (albo jakąkolwiek, ważne by kolor pasował oraz była to kartka jednolita). Może być mała, jak w moim przypadku, ale możecie też kupić brystol. Wtedy będziecie mogli fotografować w ten sposób większe obiekty.
Ustawiamy kartkę w taki o oto sposób:

                                                          I możemy fotografować:
Pamiętajcie by zrobić zdjęcie w taki sposób (dobrze wykadrować) by w tle nie było widać ściany, a na pierwszym planie blatu, na którym położyliśmy kartkę. Na zdjęciu ma być tylko nasze tło i obiekt. W następnym poście pokażę jak kadrować przy pomocy Gimpa gdy przez przypadek wykadrujemy źle:).

Gdy chcemy sfotografować kogoś odzianego w naszą robótkę (albo siebie) robimy dokładnie to co w pierwszym akapicie. Szukamy miejsca, które nie posiada zbyt wiele odciągających uwagę elementów. Zdejmujemy obrazki i zdjęcia ze ścian, odsuwamy niepotrzebne mebelki, a przede wszystkim usuwamy bibeloty. Kadrujemy tak by tło było jak najmniej urozmaicone.
Przykład złego zdjęcia:
Czemu jest źle? Ponieważ widać ścianę, szafę, framugę, kontakty, sufit, podłogę i rzeczy na szafie:). Musimy coś z tym zrobić... Skupmy się więc na samej ścianie. Jeśli macie taką możliwość (dużo wolnego miejsca) fotografujcie się w domu właśnie na tle ściany. Bez podłogi i sufitu w kadrze.
Jeśli nie mamy tyle miejsca - tak jak ja - ograniczmy się do dwóch najmniej odwracających uwagę rzeczach. Ścianie i szafie.
Nic w tym tle nie odwróci uwagi od Waszych dzieł:). Pamiętajcie! Im mniej tym lepiej!
Pozdrawiam, Marzena.

środa, 22 stycznia 2014

Wspólne dzierganie i czytanie

Ostatnio nie brałam udziału w zabawie - natłok nauki i choroba (znowu wróciła!) sprawiła, że czytałam mało, dziergałam ile się da (też bez rewelacji). Ale już dziś mam spokój - niekoniecznie z chorobą - więc piszę! Skończyłam oczywiście "Czułość wilków". Prosto pisana książka, której nie potrafię porównać do niczego. Generalnie cała historia to dążenie do poznania prawdy - kto jest mordercą? Ale podobało mi się w niej przede wszystkim to co zachwyciło mnie np. w "Kronikach portowych" (choć to jednak inne książki). Było o niczym i o wszystkim. O ludzkich problemach, uczuciach, niekiedy skomplikowanych. Było o Kanadzie i mimo że nie lubię zimna, uwielbiam klimat tych surowych krain. Zamiast marzyć o ciepłych krajach mi w głowie Nowa Fundlandia i Syberia!

Wypożyczyłam sobie dziś (nigdzie nie mogę kupić, a kupić chciałabym bardzo) książkę Josepha Sheridana Le Fanu "Dom przy cmentarzu". Niestety autor nie napisał zbyt wielu książek a dodatkowo we wrocławskich bibliotekach mają ich tylko kilka. Rozsianych po całym mieście. 

Kiedyś przeczytałam inną jego książkę: "Stryj Silas" i byłam zachwycona! Wszystko co uwielbiam (oprócz Syberii:))! Jest to XIX wieczna powieść grozy, w której nie brak tajemnic. Oj zdecydowanie moje klimaty. Już nie mogę się doczekać aż jutro na spokojnie otworzę pierwszy tom. 

Na drutach sukienka z Filcolana Arwetta Classic, pomysłu własnego.
Ostatnio zamówiłam wełnę BFL do farbowania. Wczoraj odebrałam z poczty, a dziś już suszy się pofarbowana! 
Mam 5 motków 100 gramowych, 400 metrów długości każdy. Jak pofarbowałam pokażę jak wyschną, ale póki co jestem zadowolona. Dokładnie opowiem w osobnym poście.
Pozdrawiam, Marzena!

wtorek, 21 stycznia 2014

Bransoletka dla dziewiarki

Zanim zaczęłam sukienkę, zrobiłam do niej bransoletkę:). Parę dni później wybrałam się do sklepu z koralikami w poszukiwaniu czegoś ładnego na markery (oczywiście pogubiłam część z tych co miałam) i kupiłam włóczkową zawieszkę!
Bransoletka bardzo prosta. Sznureczki w trzech kolorach: granat, fuksja i fiolet, wykończenie pozłacane.


Sukienka się robi, choć oczywiście musiałam już spruć ponad dziesięciocentymetrowy kawałek. Zmieniłam trochę koncepcję i teraz oczywiście muszę myśleć na nowo. Jak zawsze podczas robienia po swojemu mam tylko same dylematy:).
Pozdrawiam, Marzena

sobota, 18 stycznia 2014

Breezy green cardigan

Weekend to jedyny czas (zimą), kiedy mogę skorzystać z pomocy Mateusza przy robieniu zdjęć. W ciągu tygodnia, gdy wraca z pracy jest już po prostu ciemno. Wolę więc poczekać parę dni i zrobić sesję w sobotę. Niestety pochorował mi się biedaczek, więc z pleneru nici (jeszcze tak nie zwariowałam by samemu ze statywem po parkach latać:)) ale dobrze, że miał na tyle siły by przemeblować trochę mieszkanie i zrobić sesję w domu.

Sweterek zaczęłam po świętach, kilka dni w okolicach sylwestra leżał w torbie (goście ważniejsi!), potem zaczęłam robić normalnym tempem i tak oto skończyłam go dwa dni temu. Końcówka szła ciężko. Czym bardziej chciałam go skończyć, tym było gorzej. A gdy nabrałam milion oczek na kołnierz i każdy rząd dłużył się w nieskończoność to nie mogłam już tak spokojnie pracować. Co pół rzędu odpoczynek, grzebanie w internecie, jakaś gra - byleby nie widzieć ile długich rzędów mi jeszcze zostało. Nieważne jak długi byłby początek - idzie przyjemnie, ale końcówka mnie dobija:).
Zużyłam około 230 gram Babyalpaki BC Garn, druty 3mm. Wełna jest cudowna, po wypraniu jest lejąca, lekko błyszcząca i niesamowicie miękka. Nic tylko się tulić.

Przyznam, że podoba mi się bardzo. Kolor jest idealny - niejaskrawy, ale nie jest to też zgniła zieleń, której nie lubię. Zdecydowanie będzie to jeden z moich ulubionych!

Wczoraj wieczorem zaczęłam sukienkę. Głowa bolała, ale ja siedziałam i liczyłam te oczka, i kombinowałam jak dodawać, gdzie, co i jak. Nie jestem chętna do robienia próbek. Przerobię parę rzędów i "dobra, wystarczy". Dlatego robiąc coś z głowy liczę się z pruciem - lenistwo czy głupota? Hmy... :). Na razie wyszłam na prostą, mniej więcej wiem co robić dalej, a czy dobrze, to będę wiedziała jak przerobie trochę więcej niż 3 cm. Co z tego, że projekt naszkicowałam, wzór, razem z Mateuszem na rękawy wybrałam, jak nie potrafię jeszcze przekładać tego co mam w głowie na to co mam na drutach. Tzn. nie potrafię ocenić czy przy dzieleniu robótki na rękawy i korpus, na pewno będę miała tyle centymetrów co bym chciała (na szerokość jak i na długość). 
Nie robię na oślep oczywiście. Mam zapisane gdzieś na 23484 kartkach moje obliczenia:). Ale nie czuję się pewna. Dopiero jak dojdę do konkretnego miejsca będę wiedziała, że plan się powiódł. Ale nie od razu Rzym zbudowano - jak nie będę próbować to się nie nauczę.
Zastanawiam się jak Wy projektujecie? Zanim zaczniecie robótkę macie już rozplanowany cały wzór? Czy w trakcie go wymyślacie i dopiero na koniec gotowy spisujecie?
Pozdrawiam, Marzena.

czwartek, 16 stycznia 2014

Fotograficzne czwartki: balans bieli


Kolejną ważną rzeczą podczas blogowego (dziewiarskiego) fotografowania jest balans bieli. Każdej z nas zależy na tym by zdjęcie oddało rzeczywisty kolor naszego dzieła. Jest to istotne przy tak bogatej liczbie kolorów naszych moteczków:). Każdy jest inny, piękny, oryginalny - chcemy pokazać wszystkim dokładnie to czym my się zachwyciłyśmy.
Podczas używania trybu "auto" balans bieli wybiera się automatycznie, najczęściej się nie myli. Ale aparat nie zastąpi ludzkiego oka, nieważne jak poprawnie zrobimy zdjęcie, może się okazać, że wyjdzie i tak źle. Wtedy pomocy szukamy w programie do obróbki.

Jeśli Wasz aparat posiada tryb "P" (polecam używać go zamiast "auto", część opcji wybiera się automatycznie, nad częścią mamy kontrolę np. nad balansem bieli, ISO - o którym wspomnę w przyszłym tygodniu. W ten sposób powoli stajemy się "niezależni":)) to balans możemy wybrać samemu. Szukamy więc na naszym aparacie WB i wybieramy odpowiednią opcję. Najczęściej są to: słońce - oczywiście do fotografowania w słońcu, cień i pochmurnie -  są one podobne, używamy gdy brakuje nam ciepłego światła, światło żarówki - podczas fotografowania przy sztucznym, żółtym świetle. Wybieranie odpowiedniego balansu jest bardzo ważne. Podczas fotografowania zdjęć w sztucznym świetle żarówki, przy użyciu niewłaściwej opcji, możemy mieć duży problem z uzyskaniem naturalnych kolorów. 

Zdjęcie w świetle żarówki ze złym balansem:


Zdjęcie w świetle żarówki z dobrym balansem: 
Co jeśli wybraliśmy zły balans? Bądź odpowiedni, ale jednak kolory nie są takie jak w rzeczywistości? Oczywiście poprawić to w programie.

Uruchamiamy program, robimy to o czym już pisałam w poprzednich postach (podstawowa obróbka). Teraz w zakładce kolory wybieramy balans kolorów.
Pojawia nam się okienko z suwakami. Oczywiście znów uważam, że najlepszą metodą na nauczenie się tego jest zabawa nimi. 
Musicie jednak wiedzieć, że już delikatne przesunięcie może dość mocno zmienić zdjęcie, sprawiając, że nie będzie dobrze wyglądać. Róbmy więc to pomału, dodając lub odejmując tylko po jednej wartości (po prawej od suwaków pojawia nam się wartość odpowiednia do przesunięcia).
Jak to działa? Jeśli nasze zdjęcie jest np. zbyt żółte odnajdujemy ten kolor w naszych suwakach i przesuwamy w przeciwną stronę, dodając więcej koloru przeciwstawnego.
Powyżej suwaków mamy trzy opcje: cienie, półtony, światła. Możemy pracować jedynie na półtonach (zmieniać kolor tych "średnich" miejsc), ale jeśli komuś niestraszne zagłębianie się w szczegóły programu polecam sprawdzenie dwóch pozostałych opcji.

Zdjęcie włóczki, wykonanej z dobrym balansem bieli i poprawione w programie Gimp:
Porównanie: zły balans, dobry balans przed obróbką i po obróbce:

Zdjęcia ze sztucznym światłem zawsze są mniej naturalne od prawdziwych, ale dbając o takie szczegóły jak balans kolorów, jasność i obróbka możemy uzyskać zadowalający nas efekt. Kolor wełny na zdjęciu jest identyczny z tym, który mam w swoim koszyku:).
Pozdrawiam, Marzena

niedziela, 12 stycznia 2014

Ewidentnie brakuje metki

Wczorajszy wieczór spędziłam w bardzo miłym gronie kobiet zarażonych tym co ja - dziewiarstwem. Nowa siedziba e-dziewiarki mieści się teraz blisko mojego miejsca zamieszkania, mam nadzieję, że będę mogła co miesiąc spędzać kilka godzin w tak miłym towarzystwie. Poznałam osobiście kilka Pań, które znałam jedynie z ekranu, z czego bardzo się cieszę:).

Po powrocie do domu zamiast odpocząć od drutów (jak można?) zaczęłam robić Mateuszową czapkę z Mondial Olimpii. Skończyłam ją rano. Miałam dwa motki, zużyłam niecały jeden. Tym razem zgodnie z życzeniem czapka dopasowana (bez wiszącego tyłu). Wzór miałam, ale nawet nie zajrzałam. Więc w zasadzie wszystko z głowy, oprócz pomysłu (część oczkami prawymi, część lewymi), który zgapiłam ze zdjęcia. Nabrałam 75 oczek na druty 4mm, przerobiłam kawałek ściągaczem, następnie zmieniłam druty na piątki i 2/5 robótki przerabiałam lewymi oczkami a resztę prawymi (30 lewych, 45 prawych). Potem co 15 oczek odejmowałam w każdym rzędzie aż zostało ich 10. I tyle.
Czapka się podoba, podobno nie grzeje tak mocno jak ta z Limy Dropsa, nie gryzie, jest miękka, ale jest problem. Nie ma metki, nitki, nic co by świadczyło o tym gdzie czapka ma przód a gdzie tył! Ewidentnie brakuje metki! No mówię, że obojętnie jak założy to będzie dobrze, ale potrzeba Mu takiego punktu odniesienia. Jako że oczka lewe od prawych rozpoznaje bez problemu ustaliłam, że czapka przód ma tam, gdzie oczka lewe. Chyba przeszło:).

Pozdrawiam, Marzena.