piątek, 27 czerwca 2014

Może w końcu coś skończę

Nie lubię gdy tak długo nie mam co pokazać. Gdy tak dużo czasu mija, a ja nie mam nic skończonego. Sweter się blokuje, ale na razie bez rękawów, bo muszę się upewnić, że mi się podoba. 

Dawno nie pokazałam nic nowego bo przecież sukienka zabrała mi kilka tygodni (a najczęściej robię jeden projekt, aż nie skończę, chyba, że wpadnie jakaś piękna rzecz na druty). Zabrała czas nie dając nic w zamian. Lubię gdy jest pomysł, piękna włóczka, dzierganie, blokowanie, zdjęcia, post, a potem noszenie z przyjemnością.
Na dodatek mam problem z tym co dziergać po "szarym". Chcę Arabellę, chciałabym komin/czapkę/rękawiczki  (bo jak nie zacznę teraz to już na tę zimę nie zrobię), mam pomysł na sukienkę, taką wełnianą, ale cienką, na wrzesień. Pomysł na zimowe projekty też jest, ale trzeba jakąś kolejność ustalić:).
No i jak ja mam dylemat - co, z czego (bo tyle mi się podoba) i kiedy? - to za bardzo mnie to stresuje, żeby się na konkretny projekt zdecydować i oddać się mu w 100%. Czytając to co napisałam wnioskuję, że znowu mnie dopadł "kryzys" dziewiarski. Trzeba odczekać, odetchnąć, wziąć książkę (a nie drutu) do ręki i zwyczajnie się odprężyć.

Pozdrawiam Was serdecznie!
Marzena

środa, 18 czerwca 2014

Spotkanie robótkowe i inne przyjemne sprawy

W sobotę, tak jak zapowiadałam, odbyło się spotkanie dziewiarek w celu świętowania Światowego Dnia Dziergania w Miejscach Publicznych. Było naprawdę miło i wesoło, aż żal było wracać do domu. Chciałam pokazać Wam kilka zdjęć -  liczę na to, że nasze uśmiechy na zdjęciach sprawią, że następnym razem pojawi się Was więcej! A następny raz będzie w lipcu, bo wtedy zawita do Wrocławia Kasia! Informację o tym wydarzeniu oczywiście umieszczę na blogu :). 










Część zdjęć wykonywałam ja, część Mariusz, któremu bardzo dziękujemy za obfotografowanie naszego spotkania!
Jakby mi było mało tego świętowania to następnego dnia wybraliśmy się z Mateuszem do parku i w dalszym ciągu bezwstydnie, publicznie dziergałam! A dziergam nadal z Everlasting Socka. Dwa razy prułam, bo pomysł się zmieniał, ale teraz już wiem, że robię dokładnie to co mi się podoba.


Jakby nadal było mi mało tych przyjemności, to postanowiliśmy, że jutro pakujemy się i jedziemy na weekend nad morze! Wspomniałam już, że to pierwsze wakacje, których w Ustce nie spędzimy... więc jak tylko będzie okazja to przemierzymy te 500 km pociągiem choćby na 3 dni, w celu wylegiwania się na plaży.
A właśnie. Powiedzcie mi, co myślicie o spotkaniu robótkowym nad morzem? Kilka osób wyraziło już chęć, w razie gdyby myśl przerodziła się w plan. 

Czytelniczo bez zmian. Mało miałam czasu dla książki, dużo za to dziergam i gram (no tak:)), ale nie odpuszczę. "Drood" mimo że wolno, to czyta się naprawdę fajnie. Liczę na to, że w weekend (brak dostępu do gier...) będę miała czas na to by spokojnie zagłębić się w lekturze.

Życzę Wam miłego weekendu! Pozdrawiam:).
Marzena.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wyniki losowania!

Dzień dobry!
Planowałam nie trzymać Was w niepewności zbyt długo, wpis chciałam dodać z samego rana, ale (przepraszam!) zapomniałam! Jak tylko pamięć mi wróciła zabrałam się za szykowanie losowania. Zgłosiło się 181 osób  - dziewczyny, jestem w szoku! Cieszę się, że było Was tak wiele. Postawiłam na tradycyjną formę, więc miałam (mieliśmy:)) trochę wycinania. No dobra, to do rzeczy:

Powycinane losy trafił do koszyka...

...przy okazji pochwalę się moim obsypanym kwiatami storczykiem, który długo nie miał nic oprócz liści i suchych łodyg, aż nagle wypuścił aż 4 pędy, i teraz mam kwiatów całe mnóstwo. A jest jeszcze kilka pączków...

...pomocna dłoń losująca zamieszała bardzo starannie...

...wybrała jedną karteczkę...
...czym sprawiła radość...
...Kartoflanej!

Serdecznie gratuluję zwyciężczyni i dziękuję Wam wszystkim za udział! Ciekawa jestem co powstanie z tych motków. Czekam więc na maila z danymi do wysyłki (marzena.krzewinska@gmail.com), a później na efekt pracy z wygraną alpaką:).

Pozdrawiam ciepło!
Marzena.

piątek, 13 czerwca 2014

Asja, Babadook i Kasabian

Asja
Tak, tak. Ta Asja:). Wczoraj miałam okazję poznać Asię z bloga asjaknits i było to naprawdę miłe doświadczenie! Asję i jej męża oczywiście. Mateusz również miał tą przyjemność. To było przemiłe popołudnie spędzone na rozmowach, śmiechu, zajadaniu pierogów i popijaniu kawy z karmelem. Pokazałabym zdjęcia, ale ma je u siebie Asia, więc grzecznie czekam na jej powrót do Niemiec i przesłanie mi takiej pamiątki:). Miło jest rozmawiać z Asią godzinami na czacie, ale zobaczyć się z nią chociaż na trzy godziny to dopiero miła sprawa jest! 

Babadook
Po spotkaniu z Asią i jej Połówkiem poszliśmy do kina na horror, który jak się domyślacie nazywa się "Babadook":). Kino uwielbiamy, ale multikina zwyczajnie nie potrafię znieść. Może jestem staroświecka, ale kino traktuję poważnie, gdy oglądam film (ja, wielka gaduła) nie rozmawiam w  wcale, nie przeszkadzam innym, nie jem, nie siorbię, nie używam telefonu. No bo jak tak? I nie jestem w stanie znieść tego u innych. Ludziom się kino z domową kanapą pomyliło... Bo jak w domu jesteśmy sami, albo z rodziną/znajomymi i oni akceptują szepty, kręcenie i przeszkadzanie tak w kinie sami nie jesteśmy, i nie każdy ma ochotę słuchać zza pleców komentarzy do każdej sceny. No to się wyżaliłam, ale wyszło mi to bardzo spokojnie, bo najczęściej po prostu się... no:). Cieszymy się więc, że mamy we Wrocławiu Heliosa (kino nowe horyzonty), w którym jest (teoretycznie) zakaz spożywania posiłków podczas seansu, w bufecie nie sprzedaje się popcornu, ale bułki i można je zjeść przed lub po filmie i puszczają w nim przede wszystkim filmy, które coś w sobie mają. Nie znajdziecie tam Kac Wawy i całej reszty:). Oprócz tych popularnych, dobrych i cenionych w świecie jest też całe mnóstwo filmów niezależnych - nie uważam się za znawce, potrafię wyjść z takiego filmu i robić wielkie oczy pytając "o co tu w ogóle chodziło?". Ale czasem... Czasem trafi się tak dobry film (Bestie z południowych krain!), że naprawdę doceniam to miejsce.

Wracając do tytułowego Pana Babadooka. Uwielbiam horrory, a że się ich boję okropnie to inna sprawa. Pierwszy raz poszłam na taki film do kina i zwyczajnie bałam się, że cały film spędzę pod siedzeniem. Ale się rozczarowałam - film straszny nie był, brakowało mi klimatu, brakowało mi w sumie wszystkiego. Średnio mi się podobał albo wcale. Mateusz za to wyszedł zadowolony, ale nieraz się zdarza, że mamy bardzo odmienne odczucie co do filmów. 
Kilka słów o filmie: historia opowiada o matce i jej synu, którzy mieszkają samotnie (ojciec zginąć 7 lat temu), i wcale im się dobrze nie wiedzie. Ona jest zmęczoną życiem opiekunką w domu starców, on niegrzecznym, aspołecznym dzieckiem bojącym się potworów. Mimo wszystko kocha swojego syna i co dzień sprawdza czy pod jego łóżkiem czy w szafie nic się nie ukrywa, a później czyta mu bajki. Pewnego dnia chłopiec wyjmuje z półki książkę podpisaną "Babadook". Na początku wydaje się zwykłą bajką dla dzieci, ale z każdą stroną staje się co raz straszniejsza. Na ostatniej stronie jest zapowiedź ich śmierci. I nadejściu Babadooka. 

Kasabian
Jeszcze przed rozpoczęciem seansu usłyszałam w korytarzu piosenkę, która od razu wpadła mi w ucho, i miałam wrażenie, że skądś ją znam. Mateusz włączył aplikację, która pozwala odszukać dany kawałek i zaraz okazało się, że co prawda piosenki nie znam, ale jest to singiel z nowej płyty mojego ulubionego zespołu! Od kilku lat kolekcjonuję płyty (Mateusz zaczął wcześniej, więc ma ich o wiele więcej niż ja, ale nadrabiam!) i nie chcę "nabywać" ulubionej muzyki w inny sposób. Słucham tego co kupię, a zanim kupię słucham na youtube. Zaraz po filmie pobiegłam do empiku i nową płytę oczywiście nabyłam (no doczekać się nie mogłam okrutnie!). 

Jeśli chodzi o muzykę to mam chyba specyficzny gust... Podobnie jak z książkami (chociaż oczywiście są wyjątki) nie słucham tego co "modne" i "popularne". Raz, że po prostu wolę co innego, a dwa, że... tak już mam. Jak mi 4 osoby powiedzą "posłuchaj tego kawałka", to na sto procent tego nie zrobię. Dziwak co nie?:) Ja muszę sama, bez niczyjej pomocy coś fajnego znaleźć. Ostatnio znajomy podsumował to słowem "hipster!", ale liczę na to, że był to tylko żart:). 
Ale gust muzyczny mam dość ograniczony. Lubię indie, indie pop, indie rock. Kasabian, Florence, Killers, Franz Ferdinand, Keane. Ale może i Wy lubicie taką muzykę? Dla chętnych zostawiam do posłuchania dwa kawałki: jeden z nowej płyty, jeden z poprzedniej. Może wpadną Wam w ucho:).



 Pozdrawiam, Marzena.

wtorek, 10 czerwca 2014

Garść różności i miła niespodzianka od Beaty

Nie wiem jak dla Was, ale jak dla mnie to jest za gorąco... Zwłaszcza, że nie ma nigdzie w pobliżu morza! To będą nasze pierwsze wakacje, których w całości nie spędzimy właśnie przy brzegu morza, więc nie wiem czego się spodziewać po temperaturach we Wrocławiu. W domu na szczęście 24 godziny na dobę kręci się wentylator, więc jest znośnie:).
Mimo senności, którą wywołuje te 30 parę stopni udaje mi się (nawet) myśleć i dziergać:
Szarości, które pokazałam w ostatnim poście osiągnęły już satysfakcjonującą długość i zostały połączone z fioletem. Jak połączone, na razie nie pokażę - wolę przerobić jeszcze kilka centymetrów.

A w ten weekend przypominam, że widzimy się w Parku Staromiejskim w celu świętowania Światowego Dnia Dziergania w Miejscu Publicznym! Informacja o wydarzeniu o tu: klik.

Przypominam również o mojej Alpakowej rozdawajce! Każdy może wziąć udział, nie ma żadnych ograniczeń:). Zapisy tu: klik.

I najlepsze zostawiłam na koniec! Beata, znana Wam (a jak nie, to szybko tam lećcie) z blogów vademecum blogera oraz moda na bio, zaproponowała mi bardzo miłą rzecz. Mianowicie chciała przeprowadzić ze mną wywiad! Jeśli tylko macie ochotę poczytać co tam miałam do powiedzenia:), zapraszam tu: klik.
Dziękuję Beatko! Sprawiłaś mi wielką przyjemność!.

Pozdrawiam serdecznie z upalnego Wrocławia!
Marzena

czwartek, 5 czerwca 2014

Wspólne dzierganie i czytanie

http://robotkimaknety.blogspot.com/

Ciut spóźniona pojawiam się i ja!:) Czyta się to samo co tydzień temu, czyli " Drood", i pewnie będzie czytał jeszcze trochę, bo nie dość, że grubaśna to książka to jeszcze czasu niewiele. I przy dzierganiu nie mogę czytać, bo to książka z tych, co to 100% naszej uwagi potrzebuje.
A na drutach sweterek z Everlasting Sock DiC, w kolorze Black&White. Nie dałam rady, podkradłam sama sobie z szafy 3 motki... Myślę, że przy przerabianiu czuję to, co niektórzy doświadczyli przy Malabrigo:). Każde oczko takie ładne, włóczka miękka, sprężysta. Samo się dzierga!
Na razie jest szaro, ale to dopiero początek:):
Przypomniało mi się, że w poprzednim tygodniu nie powiedziałam nic o wcześniej czytanej książce - "Kamieniarz" Camilli Läckberg. Książka jest trzecią z serii, i tak samo fajnie się ją czyta jak poprzednie. Pewnie za niedługo złapię za kolejną część. Ale jednak coś było nie tak. Nie, nic strasznego, ale zdziwiła mnie autorka pewną rzeczą... Słyszy się nie raz, że pisanie książki to ciężka robota. Oprócz pomysłu, i talentu pisarskiego trzeba mieć również zacięcie, chęć uczenia się, pytania, czytania, szukania. Bo jak tu pisać o pracy lekarza, gdy nie mamy o tym żadnego pojęcia? No i autorka zdziwiła mnie, bo tak naprawdę nie dowiedziała się niczego o programowaniu. W "Kamieniarzu" (nie zdradzę nic z fabuły, obiecuję) występuje postać, która jest zafascynowana tworzeniem gier komputerowych. I jako studentka matematyki miałam ja już nie jedne zajęcia z programowania, a jakby tego było mało mam w domu przezdolnego programistę! I zwyczajnie nic co wykonuje owa postać nie ma w życiu codziennym miejsca. Według Camilli, programista bierze scenariusz gry, czyta zdanie po zdaniu, i wklepuje to do komputera. W życiu!:) Szkoda, bo wystarczyło przejść się pod pierwszy lepszy wydział informatyki i zapytać choćby pierwszorocznego studenta jak powstają gry. Nie umiałby może żadnej stworzyć, ale wytłumaczyłby jej "jak to jest zrobione". 
Podsumowując: nigdy nie wiesz kto czyta Twoje książki, więc pilnuj się:).
Pozdrawiam, Marzena.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Smuteczki

Dziewczyny! Przyjdzie mi chyba spruć całą sukienkę:(. Przyszłam się więc pożalić! Zanim zrobiłam całe koronki postanowiłam wyprać tego bambusa jednego by sprawdzić ile centymetrów się wydłuży, by zrobić dokładnie tyle ile trzeba na górze. I co?! Okazało się, że zrobił mi się okropny prześwit, wszystko widać... Ja wiedziałam, że w białej, letniej sukience leciutko coś tam zawsze prześwituje, ale nie aż tak. Dziewczyny dzielnie na facebooku starają się coś doradzić - Asja na przykład razem, z Olą proponują róże jaskrawe pod spód założyć i udawać, że tak ma być:).
No nic, na razie odłożyłam, bo zbyt przykry to jest widok, muszę się przespać z tym. Na pocieszenie dziergam sobie (a zaczęłam wczoraj) sweterek z Dream in Color Everlasting Sock własnego pomysłu. Kolor trochę przekłamany, ciemno było jak pstrykałam:

Pozdrawiam i liczę na pozytywne fluidy!
Marzena.

niedziela, 1 czerwca 2014

Dzierganie pod chmurką, czyli...

...Światowy Dzień Publicznego Dziergania!
Jako że już niedługo nasze małe święto, czas wybrać się na polankę w celu wspólnego dziergania/rozmawiania/podziwiania/zabawiania i co tam jeszcze tylko chcecie!
Proponuję więc 14 czerwca, o godzinie 12:00 spotkać się w jakimś publicznym, miłym wrocławskim miejscu. Wszystko to musicie ze sobą wziąć to coś do picia i przegryzienia, żeby mieć siłę na machanie drutami i niekończące się rozmowy, robótkę, oraz największy jaki świat widział uśmiech na twarzy:).
Obecność obowiązkowa - nie słyszę, żadnych protestów. Liczę na to, że poznam w tą czerwcową sobotę jak najwięcej zarażonych wełnianymi sprawami osób!
Na facebooku utworzyłam wydarzenie (klik), wszyscy chętni (a niechętni jeszcze bardziej) proszeni są o dołączenie. A Ci, co facebooka nie posiadają niech podadzą w komentarzu maila, a ja, jak tylko wszystko się potwierdzi wyślę informację ze szczegółami (gdzie, jak, co).
Każdy mile, nawet bardzo mile widziany. No i generalnie obecność obowiązkowa!

Pozdrawiam, Marzena.

PS. Duża odległość od Wrocławia nie stanowi usprawiedliwienia.