Dziś chciałabym poruszyć z Wami pewien ciężki temat. Myślę o nim od tak dawna, że nie pamiętam kiedy pierwszy raz wpadł mi do głowy. Póki co obserwowałam to zjawisko, dzieląc się swoimi odczuciami z bliskimi mi osobami, ale tak naprawdę chciałabym podzielić się nim z Wami, bo... tak naprawdę o blog i o Was, tych którzy mnie czytają, mi chodzi. Ale nie bójcie się! :)
Gdy zaczynałam pisać, w sieci istniało już wiele genialnych blogów, które były dla mnie wzorem i inspiracją! Po jakimś czasie nawiązała się między nami znajomość i stałam się "jedną z Was"! Pod postami, moimi czy Waszymi, roiło się od komentarzy - zabawnych, pochwalnych, pomocnych, rozpoczynających ciekawe dyskusję, niekiedy kontrowersyjnych, z którymi można było się zgodzić lub nie. Czasem inna blogerka odpowiadała postem na posta, przedstawiając ten sam temat z innej perspektywy. Bardzo lubiłam ten czas :) To sprawiało, że chciałam pisać i pisać!
Dziś jest troszkę inaczej...
Dziś o wiele łatwiej nam kliknąć dwa razy w zdjęcie na Instagramie, dodać króciutki komentarz "pięknie" pod zdjęciem na facebooku, lub zareagować jedną z kilku możliwych "emocji" na przedstawiony post. Na obu portalach jestem, z obu korzystam. Nie potrafię jednak zaakceptować ich formy w pełni, nie umiem pogodzić się z tym sprowadzeniem wszystkiego do jednego, dwóch kliknięć. Moje posty w mediach społecznościowych często posiadają opis, niekiedy całkiem długi. Nie wiem czy ktoś go czyta, ale ja piszę. Zawzięcie. Piszę również tu, na blogu, choć często brakuje mi motywacji i chęci. Postów z każdym rokiem coraz mniej. Bo widzicie... serduszka i lajki, choć bardzo miłe, to nie są dla mnie najważniejsze. Po napisaniu posta, wrzucam zdjęcia na Instagrama i dzianą bandę na Facebooku i zapraszam Was na bloga, po parę słów ode mnie. Często poruszam jakiś temat, chcąc nawiązać z Wami rozmowę, zacząć jakąś dyskusję. Ale wydaje mi się, że bardzo mało osób tu zagląda. Skąd takie przekonanie? I tu już odpowiedzi udzieliła ostatnio Kasia (klik) i Gosia (klik).
Bo blog żywi się komentarzami! Nie statystykami czy liczbą wyświetleń. Brak komentarzy pod postem jest często dla mnie taką małą porażką, bo czuję, że "pewnie piszę jakieś nudne głupoty, komu chciałoby się mnie czytać?".
Komentarze nie są ważne dlatego, że znajdujemy w nich komplementy. Nie! Są dowodem na Waszą obecność. Takim namacalnym, motywującym. Takim Waszym podziękowaniem za to, że nadal tu jestem i piszę. Wiem wtedy, że te godziny nad klawiaturą są po coś.
Oczywiście mój blog może się przecież nie podobać - może po prostu każdy już stąd uciekł? :) Ale nadzieję dał mi Drutozlot, bo kilka osób podeszło do mnie mówiąc, że czyta i że lubi. Ale ja tego nie wiem (a raczej nie wiedziałam) i od dłuższego czasu myślę o tym, by rzucić blogowanie! I nie jestem w tym osamotniona, bo rozmawiałam już z kilkoma blogerkami i ona niestety z tego samego powodu "siedzą cicho" od dłuższego czasu.
Możecie się śmiać i myśleć, żem
niewdzięczna. Ale czasem jest mi po prostu strasznie przykro, że post,
nad którym spędziłam mnóstwo czasu doczekał się dwóch czy trzech miłych komentarzy
(za każdy ogromne uściski dziewczyny!), a króciutki wpis na fejsie czy
insta obsypany został licznymi serduszkami. Oznacza to, że jesteście,
lubicie, coś mi tam jednak wychodzi, ale czytać mnie już nikt nie chce,
nie ma czasu, nie czuje potrzeby.
Piszę
więc rzadziej, mniej chętnie, ale piszę, bo pisać i czytać lubię. Bo
brakuje tego w obecnym świecie gdzie liczy się tylko obraz, piękny kadr,
a słowa są w zasadzie zbędne.
Widać to idealnie wtedy, gdy pod wpisem (najczęściej na insta czy fb), w którym szczegółowo opisuję dane techniczne projektu, pojawiają się pytania o metraż, wzór, link, nazwę włóczki itp. Nie da się chyba bardziej pokazać autorowi, że absolutnie nie przeczytało się tego co ma do powiedzenia. Co więcej, pytający liczy na to, że autor mimo to pomoże nam i udzieli odpowiedzi. A wszystko przecież jest podane na tacy, trzeba tylko chcieć, przeczytać zdanie lub dwa.
To zjawisko niestety sprawiło, że i ja przestałam mieć ochotę na komentarze... Od pewnego czasu tylko czytam, rzadko komentuję. I ja postanawiam to zmienić! Przeczytałam post? Podobał mi się? Zgadzam się z autorką, albo mam zupełnie inne zdanie? Dam jej o tym znać! Ona przecież po to pisze, nie dla siebie, z nudów, z obowiązku. Ona pisze do nas i tak samo jak ja, liczy na odzew.
Jeśli nie chcemy by jakiś blog umarł, musimy zacząć dawać coś z siebie. Jeśli go lubimy, jest on dla nas źródłem inspiracji czy relaksu i chętnie czytamy każdy nowy post, to dajmy autorowi o tym znać, w podziękowaniu za te godziny nad klawiaturą, za chęć podzielenia się z nami swoimi myślami czy wiedzą.
Podsumowując - moi mili! Ja naprawdę nie wiem ilu Was tu jest... Nie wiem kto mnie jeszcze tu lubi czytać, kto czeka na nowy post, nowy projekt. Naprawdę tego nie wiem. Otrzymuję regularnie komentarze od kilku osób, którym jestem za to ogromnie wdzięczna, bo to dzięki Wam jeszcze piszę! Bo wiem, że po drugiej stronie ktoś rzeczywiście istnieje! Jeszcze raz dziękuję!
Pozdrawiam Was,
Marzena