piątek, 27 stycznia 2017

Neutralnie

Chusta gotowa, schnie posłusznie na poddaszu. Ja od dwóch dni nie miałam drutów w ręku. Nie dlatego, że nie chciałam, czy nie miałam czasu. Nie miałam po prostu pomysłu! Jak mam coś dziergać to musi to być co naprawdę mi się podoba, na co naprawdę mam ochotę. Ale mi od dawna nic ciekawego nie wpadło w oko, nic nie zachwyciło, na swój pomysł nie mam chwilowo siły, dwa projekty z rzędu i dwa testy zajmą mi trochę czasu, chcę odpocząć, bezmyślnie przekładać mięciutkie oczka.
Wczoraj razem z Mateuszem przekopaliśmy Ravelry. Zawsze pomaga mi wybrać kiedy mam ten "gorszy" dzień, gdy nie mogę na nic się zdecydować. Zawęziliśmy grono do kilku ładnych swetrów, które w sumie przydadzą mi się na nadchodzącą wiosnę. Nadal nie mogłam się zdecydować żaden konkretny, więc jako że miałam już swoje małe grono "do wyboru" poszliśmy poszukać natchnienia wśród merynosów i kaszmirów. Wytypowaliśmy faworytów. Miałam już kilka wzorów i kilka kolorów, teraz trzeba było iść spać, by na drugi dzień, wypoczęta wiedzieć już co powinnam wybrać! Zawsze muszę poczuć to coś - taki dreszczyk, podekscytowanie, nie móc się już doczekać! Jeśli tego nie ma, nie ma swetra. 

Tym razem nie będzie mocnych kolorów, czy oryginalnych połączeń. Będzie spokojnie i romantycznie, subtelnie wręcz:

Ten stonowany, delikatny beż to Fino Parchemin. Nie ma w nim niepotrzebnej żółci, która potrafi zepsuć ten kolor. Jest lekko poszarzały, jak stary pergamin. Drugi motek to Fino Echo, czyli chłodna srebrzysta szarość.

Wybór padł na Old Romance od Joji (klik!) - zachwycił mnie się ten sweter w dniu publikacji. Z czasem o nim zapomniałam, ale na szczęście nadal mi się podoba! Poza tym nie mam takiego lekkiego otwartego sweterka. A mieć muszę wszystkie :)

To ciężki wzór i wcale nie chodzi mi o dzierganie, tylko o dobór kolorów. Myślę, że łatwo popełnić błąd w doborze odcieni. Trzeba tę kwestię dobrze przemyśleć, by koronka zdobiła, a nie psuła cały efekt. Mam nadzieję, że uda mi się to pierwsze :).

Co sądzicie o kolorach i wzorze? Może macie już swój?

Pozdrawiam i lecę zwijać motki! 
Marzena

wtorek, 24 stycznia 2017

Róż, róż, róż i róż

Jakiś czas temu pokazałam to zdjęcie na facebooku i na instagramie. Zadałam pytanie tam, zadaję więc i tu - jak sądzicie, którą piękność wybrałam na swoją nową chustę? :) Wiecie jak ja uwielbiam kolory! Jak uwielbiam różowy! Każdy kolor z tego zdjęcia jest cudowny!

Z kolorami mam tak, że naprawdę mnóstwo odcieni mi się podoba. Nie przejmuję się zbytnio tym co mi pasuje, co gra z włosami, cerą, w czym mi dobrze. Czemu? Bo już taka jestem, jak będę chciała mieć sweter w danym kolorze, to go zrobię i będę nosić z przyjemnością, na przekór. 

Oczywiście jest kilka kolorów, których nie lubię, albo nie lubię siebie w nich. Ale za każdym razem liczy się moje zdanie, nie otoczenia. I wcale nie chodzi tu o to, że nie interesuje mnie czyjaś opinia. Kwestia gustu jest dla mnie bardzo ważna. Bo to przecież ja w tym chodzę, to ja tu mieszkam, to moje ciało, moja dusza:). Dlatego zgodnie ze swoimi przekonaniami i potrzebami na przykład nie maluję się ani trochę, nie robię sobie brwi czy paznokci, wróciłam z blondu do rudości, noszę słodkie róże, a omijam szmaragdy (jesteś ruda, musisz nosić zielenie!). Jeśli ja czuję się komfortowo to więcej mi nie potrzeba, naprawdę! I w drugą stronę jest tak samo - jeśli coś sprawiałoby że czułabym się nieswojo, to szybko bym z tego zrezygnowała, bez względu na to czy ogół twierdzi, że mi w tym dobrze, że powinnam, że tak należy. A guzik! :)
Taka postawa sprawia, że naprawdę łatwo przychodzi mi łączenie nieoczywistych rzeczy, wychodzenie przed szereg czy poza "bezpieczną strefę", lub łamanie tradycji. Są po prostu kwestie, które dotyczą wyłącznie nas. I jeśli dotyczą nas, to nasz zdanie jest najważniejsze!

Taka myśl przyszła mi przy okazji tego różowego zdjęcia. Bo odpowiedź na pytanie "którą piękność wybrałam na swoją nową chustę?" brzmi: KAŻDĄ! :)
Róż się łączy z bielą, szarością, czernią, a ostatnio modnie i pięknie łączyć go z żółtymi odcieniami. A ja sobie połączyłam róż z różem, różem i różem.

Chusta już prawie gotowa! Pomysł własny, będzie test :) 

Pozdrawiam,
Marzena

sobota, 14 stycznia 2017

Moje narzędzia pracy

Ostatnio zrobiłam porządek z moimi narzędziami. Nie żebym wcześniej miała bałagan, ale postanowiłam posegregować, przejrzeć, dokupić i zaplanować przechowywanie. Już kilka dobrych lat należę do dziewiarskiego grona, więc mam za sobą pewne doświadczenia. Wiem na pewno jak nie lubię przechowywać moich narzędzi, które używam najczęściej, i czego na prawdę mi potrzeba. 
Jestem szaloną minimalistką, nie mam zapasów wełny, nie kupuję nic pod wpływem emocji, nie zbieram niepotrzebnych rzeczy. W kwestii narzędzi jest tak samo. A mowa oczywiście o drutach. 

Wypróbowałam już kilka sposób na przechowywanie drutów, nie sprawdził się u mnie wiklinowy koszyczek, nie sprawdziło się etui po płytach. To pierwsze jest zbyt sztywne, przez co druty blokowały się przy próbie wyciągnięcia splątanej pary. Nie mam problemu z plątaniem żyłek, nie osiąga to przecież poziomu splątanej wełny, ale to blokowanie między ściankami okropnie mnie irytowało. Rozsądnym sposobem jest przechowywanie w etui na płyty, wszystko jest posegregowane i bezpieczne, ale jakoś nie przypadło mi to do gustu - druty wysuwały się z koszulek, nie chciało mi się wertować stron, nie pamiętałam o wkładaniu na miejsce. To nie był mój sposób i tyle :). Potrzebowałam czegoś pomiędzy, czegoś w co łatwo zajrzę i szybko ustalę lokalizację potrzebnego rozmiaru, w co wygodnie wrzucę druty po skończonej pracy i co będzie po prostu ładne. Bo ja uwielbiam ładne rzeczy. 

Natrafiłam na świetny internetowy sklepik Rzeczownik z ładnymi biurowymi artykułami - klik! Zakupiłam dwie saszetki/piórniki w cudny figowo-roślinny wzór. Jedna większa na druty z żyłką i same żyłki, oraz mniejsza, taka akurat na druty wymienne. I teraz jest w końcu jak trzeba!
 
 

Ten sposób przechowywanie sprawdza się u mnie świetnie, bo jako że jestem człowiekiem lubiącym umiar, mam naprawdę, jak sądzę, mało narzędzi. A czym dokładnie pracuję? I jaka jest moja opinia? Już Wam mówię!

Przede wszystkim lubię druty wymienne. Jest to niesamowita oszczędność miejsca i pieniędzy. Łatwo również, podczas pracy, zmienić druty na większy rozmiar bez konieczności przekładania oczek na inny komplet drutów. Ja używam drutów wymiennych KnitPro. Marka ta przemawia do mnie najbardziej i ograniczam już swoje zakupy tylko do niej. Są solidne, czuć je w dłoni, co po prostu uwielbiam! A jakby tego było mało jakiś czas temu pojawiła się seria Zing, na punkcie której oszalałam :) Milej się przecież dzierga na kolorowych drutach prawda?



Mój zestaw wymiennych drutów składa się z drutów 3.5mm, 3.75mm (zing), 4mm, 4.5mm, 5mm, 5.5mm, 6 i 6.5 mm (zing). Druty 4 mm nie są pokazane, bo akurat dziergam nimi nowy szal.


Jeden drut już jest uroczo wygięty, oznacza to, że najprawdopodobniej niedługo wymienię ten komplet na nowy (oczywiście na Zing!). Jak widzicie mam tylko jeden komplet każdego rozmiaru, bo więcej po prostu nie potrzebuję. Dziergam jedną rzecz na raz, więc to w zupełności mi wystarcza. 

Dziergam wyłącznie metalowymi drutami, starsze komplety są już zmatowione, ale poza tym nie mam do nich żadnych uwag. 

Razem z drutami przechowuję w mniejszej saszetce miarkę do drutów, szydełko i drut warkoczowy. 

Do drutów wymiennych mam 4 żyłki, w dwóch kolorach, każda innej długości - 120, 100, 80 i 60 cm. 

Tutaj jest ta sama sytuacja co z drutami. Nie potrzebuję nic więcej, bo mając te 4 żyłki i 7 par drutów mam w sumie 28 par drutów :).

Docelowo planuję mieć tylko druty wymienne i żyłki, ale mam jeszcze oczywiście druty na żyłce z wcześniejszych lat, oraz te, które są zbyt cienkie by mogły być wymienne. 

Druty KnitPro Zing 3.5 mm, bardzo je lubię, końcówki są już bardziej żółte niż zielone, tak często ich używam. Po prawej również KnitPro, grubość 2.5 mm. Żyłki w KnitPro są w porządku - miękkie i elastyczne, ale po jakimś czasie (dłuższym) zdarza im się odczepić od drutów...
Zingi w cudnych kolorach - różowe 5 mm i miętowe 3.25mm. Uwielbiam! Chociaż w tych pierwszych coś się dzieje z łączeniem żyłki, jakby leciutko się wysuwa...

Druty po lewej to Addi Lace (3mm), w złotym kolorze, z czerwoną żyłką. Bardzo ładne, często ich używam, ciągle są w dobrej formie, ale Addi są leciutkie. Niektórzy mówią, ze to zaleta. Moje odczucia są inne. Chętnie bym Wam powiedziała co to za druty z prawej... ale nie mam pojęcia :) Addi albo Hiyahiya (3mm), też leciutkie, żyłka się trochę "łamie" i zagina.
Znowu druty Addi (2.5mm), tym razem srebrno-złote. Bardzo fajna żyłka, znowu zbyt lekkie, ale naprawdę lubię ich używać. Długo już są ze mną, podobnie jak te powyżej. No i ostatni komplet (nie mam pojęcia czemu mam dwa egzemplarze) HiyaHiya, rozmiar 5mm. Błękitna żyłka jest bardzo cieniutka i miękka. Podobnie jak Addi, są puste w środku, więc są leciutkie. Wolę ciężar i dźwięk stukania KnitPro.

Nie wiem czy w porównaniu z innymi dziewiarkami mam tych narzędzi dużo czy też mało, mi na dzień dzisiejszy nie potrzeba nic więcej, a nawet mam, jak zauważyłam, kilka par zbędnych (za dużo 3mm i 2.5mm :)). Na pewno w przyszłości dokupię kilka par grubszych drutów, od 7 do 10 mm. 

Oprócz tego mam też słoiczek z niewielką ilością markerów, w kilku kolorach bym mogła sobie odpowiednio przystrajać robótkę:
No i oczywiście metr krawiecki i igły dziewiarskie do zszywania. Z dodatkowych rzeczy nabyłam też jakiś czas temu "maszynkę" do pomponów. A ostatnio dodatkowo zakupiłam szkicownik, by nie uciekały mi pomysły! Wszystko co przyjdzie mi do głowy maluję i notuję jak należy:

Ciekawa jestem Waszych sposobów na przechowywanie i opnii na temat poszczególnych drutów. Przyznajcie się, ile macie narzędzi pracy?:)

Pozdrawiam,
Marzena

czwartek, 12 stycznia 2017

Tajemnicza zawartość i coś jeszcze

Jeśli macie ochotę zerknąć na zawartość tajemniczego pudełka, jeśli ciekawi Was co w sobie kryło, to zapraszam poniżej :) Jola prezent już otrzymała, mogę więc bezpiecznie pokazać moje podarunki. 

Czerwone pudełko kryło w sobie kilka rzeczy, a każda, mam nadzieję, bardzo dziewiarce potrzebna!
Nie mogło więc przede wszystkim zabraknąć mięciutkich precli... Misy, chmurkowej misy, która by te precle, przewinięte w motki, pięknie przechowywała. A podczas dziergania, by jeszcze bardziej umilić ten proces (da się w ogóle?:)), morze oczek ozdabiać będą koraliki, z sową na czele. I wszystko to osłodzone zostało małym co nie co.

Wełna to Leizu Fingering Nuances w kolorze Surprise Gradient, czyli piękne miodowe odcienie, zielenie, przełamane szarobłękitnym. Markery dostępne są u chmurki i nazywają się Pani Sowa, a misa nosi słodką nazwę Lukrowane kłosy. Nie widać kłosów na zdjęciu, ale ozdabiają one całą misę - możecie zobaczyć tu: klik!

Joli, jak już wiem, bardzo przypadła do gustu ta tajemnicza zawartość. Bardzo mnie to cieszy! Niech się pięknie dzierga i cieszy oko jak najdłużej :)

Wspomnę jeszcze, że... skończyłam dwa dni temu mój tajemniczy sweter!!! Ależ mnie to cieszy! Dziś go odszpiliłam i ubrałam - jest taki jak być powinien! Planuję pokazać go dopiero po testach, nie mam najmniejszego pojęcia jak ja to wytrzymam, ale chcę spróbować. Będę też potrzebować testerek... :)

A już w głowie mam plan na następny sweter, ale zanim go zrobię... (proszę się nie bać, to może zabrzmieć groźnie) projektuję swoją własną chustę! Wiecie, że nie jestem (nie byłam?) fanką chust, ale coś mnie zaczyna do nich ciągnąć. Mam też pomysł, który bardzo mi się podoba, muszę się tylko w końcu zdecydować na kolory. Proszę wysłać mi trochę zdecydowania.

Pozdrawiam,
Marzena

niedziela, 1 stycznia 2017

Baila

Mam taką zasadą, że zawsze fotografuje udzierg od razu po blokowaniu. Lubię jak jest taki świeży, nienoszony. To jest moje dziwactwo, nie sądzę by rzeczywiście miało cokolwiek wyjść gorzej, jeśli kilka razy przespaceruję się w nowym swetrze zanim zrobimy mu kilka zdjęć :) Ale lubię i już. Tym razem jednak było inaczej. Czasu na sesję zdjęciową nie było, a ja czapkę tak polubiłam, że nie śniło mi się nawet trzymać jej w ukryciu zanim doczeka się sesji! Czapka absolutnie jest moim faworytem, noszę ją cały czas, wzór jest piękny, prosty, wygodny, a wełna taka ciepła! Moja Baila, autorstwa Pauli Wiśniewskiej:

Nie mogę napatrzeć się na kolor i na tą trójwymiarowość wzoru - grubość wełny jeszcze to podkreśla. Świetnie wyglądają te "szczeliny", ten roztańczony wzór, a czubek leży idealnie, tworząc ciekawy kształt. Naprawdę bardzo podoba mi się Baila! Dziergajcie swoje!!!
 

Oryginalna Baila jest z Ankary od Julie Asselin. Niestety, tak jak już Wam wspomniałam Ankara została wycofana, co jest naprawdę smutne, bo włóczka jest świetna, mięsista i delikatna. Bardzo chciałam zrobić Bailę z tej samej włóczki. Okazało się, że w magazynie u Julie znalazło się jeszcze kilka motków, poprosiłam więc o motek w kolorze I'm blushing (wielbię ten odcień różu, złamię nawet dla niego zasadę i wydziergam drugi sweter w tym kolorze:)) i jeden motek na czapkę Mateusza, o której będzie innym razem. Pracowało się z tą nitką cudownie. Aż żal się z nią pożegnać...

A wiecie, że w tej włóczce jest moher? Nawet go nie widać, prawda? Włóczka ma bardzo mały włosek, nawet nie pomyślałabym, że taki właśnie ma skład (85% merino, 15% moher).


Czapkę robiłam przez dwa wieczory, wzór jest prosty, dzierga się bardzo przyjemnie, i przybywa bardzo szybko. Same plusy :). 


Wracam do kończenia rustykalnego, a Wam życzę miłego dnia i równie miłego Nowego Roku!

Pozdrawiam,
Marzena