piątek, 27 maja 2016

Ostatni tydzień

Naprawdę czuję się zarobiona. Nie przemęczona i obolała, ale grafik mam tak napięty, że jak w końcu przychodzi moment na "kompletnie nic nie robię, mam czas na leżenie" to pora iść spać! :) Na szczęście nie są to same przykre obowiązki, jest praca, jest dom, jest planowanie, zakupy (w końcu udało nam się ubrać Mateusza na ślub! Tak to było wyzwanie, a czemu? Na to musicie poczekać do lipca), piszę wzór, w zasadzie już skończyłam, ale jeszcze trzeba go przejrzeć w poszukiwaniu baboli. Test rusza więc dziś lub jutro, możecie spodziewać się wzoru w połowie lipca :).

Co jeszcze? Dentysta, który rozciął mi wargę! Dzierganie nowego swetra, ale tym razem z gotowca, bo nie dam rady już w czerwcu nic z siebie wykrzesać, na książkę mi już czasu brakuje, więc nic chwilowo nie czytam. Czekam na dostawę, bo już paczka jest w odprawie. Sporo też ostatnio ćwiczymy, ale to, mimo że zajmuje trochę czasu, jest tym przyjemny obowiązkiem. 

Mateusz regularnie biega, a biega dużo i szybko. Czego nie można powiedzieć o mnie, ale to nic. Czy bieganie to jedyny rodzaj aktywności? Nie. A ja nie znoszę biegać. Spacerować, rowerować owszem, ale bieganie mnie zanudza. Nie będę i już, nie ma co się zmuszać, bo żadna przyjemność ćwiczyć na siłę prawda? Uważam, że każdy powinien znaleźć to co lubi i w tym się rozwijać. Jedni wybiorą rowerowe wycieczki, drudzy jogę, inni bieganie. A ja sobie ćwiczę w domu. Zaczęłam z Chodakowską, porobiłam miesiąc i wybrałam sobie swój własny zestaw ćwiczeń i cisnę ile się da. I to mi sprawia przyjemność! Zwłaszcza efekty :).

Co do biegania Mateusza... w niedzielę we Wrocławiu był Men Expert Survival Race, czyli bieg z przeszkodami. Oczywiście Mateusz wziął udział, przebiegł, dał radę ze wszystkim. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. Wybrał 12 km trasę, na której czekało kilkadziesiąt przeszkód. W przyszłym roku i ja planuję wziąć udział! Nie wiem czy dam radę 12 km, bo do tego trzeba coś pobiegać, ale 6 km na pewno.
Należy dodać, że przed i po biegu zrobiliśmy 15 km rowerem, a ja niemalże całą trasę towarzyszyłam mu na rowerze by cały bieg uwiecznić :).
 

Na drutach po raz kolejny Fino. Potrzebuję sweterka, takiego małego do sukienek. Mam jeden z zeszłego roku, ale przecież jeden to za mało. Długo wybierałam wzór, na szczęście z włóczką poszło szybko. Lubię się z różem :)

Krój jak nie mój, czyli dopasowany, nawet bardzo, a dodatkowo pełno w nim dziur! :)

Na koniec, znowu poruszona przez ślubne tematy, zapytuję: czy naprawdę tylko my lubimy takie proste bukiety bez zbędnego dekorowania, układania i ozdób? :) To tak a propo propozycji kwiaciarni, które nadal żyją latami '90 (nie, nie, wcale nie jestem złośliwa:P) I na dokładkę coś smakowitego. Truskaaaaaawki!
Pozdrawiam,
Marzena

PS Planuję długi post o planszówkach? Są tu jacyś fani? :)

piątek, 20 maja 2016

Wyprzedaż i malutki projekt

Mam dla Was małe Chmurkowe ogłoszenie!

Jako że w najbliższym czasie nie ma najmniejszych szans na nowe zamówienia od Dream in Color, postanowiłam urządzić wyprzedaż pozostałych u Chmurki motków tej firmy. Niestety transakcje w dolarach amerykańskich stały się dla nas mało korzystne. Przykro mi, zwłaszcza, że to pierwsze włóczki jakie u Chmurki zagościł i które polubiliście! Liczę na to, że dolar kiedyś odpuści i wrócą, a w raz z nimi inne amerykańskie, które już mam na oku! A nawet one mają na oku mnie:) Trzymam więc kciuki i zapraszam Was do sklepu, gdzie czekają na Was duże promocje! :) Klik!
Promocje ważne do wyczerpania zapasów.

A na koniec pochwalę się, że skończyłam kolejny projekt! Ha! No dobra, żaden to wyczyn, bo projekt jest malutki i słodziutki :) I też będzie potrzebował pomocy w testowaniu... ale o tym potem. Zostawiam małą zapowiedź:
 Pozdrawiam i życzę Wam cudnego weekendu,
Marzena

poniedziałek, 16 maja 2016

The cosiest life ever!

Uwaga. Post długi, pełny zdjęć i treści. Wchodzisz na własną odpowiedzialność:)

Bo wiecie. Najlepsze co mnie w życiu spotkało to spotkanie Mateusza. Już nie mogę się doczekać tych kolejnych lat, ze stu spokojnie, które sobie razem spędzimy! Jako że nie ma lepszej inspiracji niż miłość, stworzyłam nową, małą kolekcję, w którą włożyłam całe serce, mnóstwo godzin, trochę bólu pleców i palców, wygięty drut (zielony Zing!), słów i rozmyślań. W tym wszystkim niemalże pomagał mi właśnie Mateusz, (niemalże bo druty pogięłam sama, Mateusz mi je uratował!) który zawsze ma niemały wkład w moją pracę. Bo przecież komuś się żalę, ktoś zagląda żeby ocenić, pruje, zwija, podpowiada, sugeruje. Przymierza i nosi!

Chcieliśmy taki sam sweter. Męski i kobiecy jednocześnie. Wygodny, prosty, z nietuzinkowymi detalami. Postawiliśmy na różne kolory, ale pozostaliśmy w takim samym klimacie - wybraliśmy kolory natury! Jako że nie mamy większego problemu by znaleźć w upodobaniach część wspólną, udało nam się zaprojektować swetry, które pasują i podobają się i mi i Mateuszowi. 

Przedstawiamy Wam kolekcję "The cosiest life ever!", czyli w dosłownym tłumaczeniu "najprzytulniejsze życie... eee świata" :) i zapraszamy do obejrzenia zdjęć z magicznego sadu...

Długo myśleliśmy nad nazwą - chcieliśmy czegoś co zdecydowanie nas dotyczy. Nie dość, że nasze życie naprawdę jest najprzytulniejsze, to jeszcze Mateusz długi czas miał ksywkę Kołzi :)
Poza tym ten wzór i ta włóczka... Tak, jest bardzo przytulnie.

Najpierw powstał sweter męski, i to on wziął na siebie całe prucie i kombinowanie. Powstał z Fino w kolorze Elephant, z wełny połączonej z kaszmirem i jedwabiem. W motku włóczka nie ma sobie równych pod względem miękkości, ale po wypraniu... o ludzie! Taka miękkość chyba jest już karalna. 

A oto "Cosy Hubby"!


Jak wiecie uwielbiam prostotę i minimalizm, więc i tym razem to one grają pierwsze skrzypce. Całą uwagę skupiłam na kołnierzu i detalach przy rękawach. Cieszę się podwójnie, bo to już drugi sweter dla Mateusza, i drugi z kołnierzem. A on nigdy, przenigdy nie lubi się z kołnierzami! Może nigdy nie trafił na taki jak trzeba? Teraz jak ma niemały wkład w jego wygląda sprawy mają się zupełnie inaczej:).


Pewnie dobre oko wypatrzy coś dziwnego co dynda na sznureczkach... Ale o tym zaraz!

Kołnierz i mankiety są wykonane "double knitting", bardzo włóczkożernym i czasochłonnym ściegiem ale absolutnie genialnym! Dzięki niemu kołnierz jest mięsisty, trzyma formę i grzeje. Leży idealnie.

Rękaw dodatkowo zdobi poziomy łańcuszek/warkoczyk, który współgra z linią zakończenia oczek.
(wszystko opowiem zanim dojdę do mojego swetra, no ładnie)

No to teraz czas na "Cosy Wifey"!

Moja wersja jest poszerzana od wysokości pach do samego dołu. Lubię szerokie swetry, więc musiałam to zrobić:). Wzór będzie oczywiście dostępny w prostej jak i poszerzanej wersji.

 Sweter jest bardzo wygodny, cieszę się z niego jak dziecko.

Mój zrobiłam oczywiście też z Fino, ale w kolorze Riverbed - brązy w kilku odcieniach połączone z szarością. Wszystko dzięki Julie, która nie dość, że tak pięknie je ufarbowała to jeszcze obdarowała mnie tymi motkami. Wiem, że tego nie przeczyta, ale i tak - bardzo dziękuję! 
Kołnierz jest średniej długości - delikatnie opada, a z tyłu przyjemnie grzeje. Ściągany sznureczkiem, jeśli jest taka potrzeba. Sznureczki to po prostu łańcuszek na szydełku zrobiony podwójną nitką. 


Znowu zbliżenie na łańcuszek. Moim zdaniem dodaje uroku, a Wam jak się podoba?

A teraz słów kilka o tym co na sznureczkach... Jakiś czas temu trafiłam na firmę Manemis i normalnie w świecie się zachwyciłam. Bo jest czym! Prostotą i pomysłem przede wszystkim. Od razu zaświtał mi pomysł w głowie. Nieśmiało napisałam do właścicielki sklepu z pytaniem o nietypowe zamówienie. I zgodziła się bez najmniejszego problemu zrealizować mój plan! Zajrzyjcie do niej koniecznie, bo tworzy cudną drewnianą biżuterię i nie tylko. Nasze przytulne swetry zyskały małych przyjaciół, którzy przyjechali do nas pięknie zapakowani. Myślę, że nie ma wątpliwości, które są moje:

Tak prezentują się już przymocowane tam gdzie trzeba (edit: uroczo nazwane przez Magdę pociągutki:)):

Mateusz wybrał jeże, bo tak:) Owce u mnie ciągle mają numer jeden (mam piżamę w owcę, skarpetki, mam owcę filcową i owcę w głowie generalnie.
 

Trochę się też pożalę.. albo raczej pochwalę co ja nawyprawiałam jak dziergałam męski. Zrobiłam jeden rękaw, no ładnie wszystko grało to wzięłam się za drugi... Przed mankietem zorientowałam się, że zrobiłam o jedno zmniejszenie za mało. No to przez Mateusza zmotywowana do złych czynów postanowiłam wykonać je w tym miejscu gdzie jestem i udawać, że nic się nie stało. Jak zrobiłam już niemalże cały mój sweter okazało się, że zapomniałam nie jednego, ale dwóch zmniejszeń! I jeden rękaw był krótszy o parę centymetrów. Ból był, bo mankiet już gotowy, no ale sprułam uczciwie i dorobiłam te zapomniane rzędy jak należy. Ale już ledwo dawałam radę! dziergałam do późna, ręki nie czułam, mózg się wyłączył. Potem oznajmiłam Mateuszowi, że jeśli coś znowu będzie nie tak to poprawię go nigdy. Chyba się sweter wystraszył bo już żadnego rzędu nie zgubił.

Na koniec jeszcze moje ulubione zdjęcie...

Moje zdjęcia oczywiście wykonał Mateusz, a Mateuszowe zrobiłam ja. Wspólne pomagał robić statyw.


Pozdrawiamy,
Marzena i Mateusz

środa, 4 maja 2016

Majowe kadry

Wróciliśmy z majówki w Ustce. Nie był to wyjazd rekreacyjnym i nie miał na celu odpoczywania. Uzbieraliśmy kilka spraw ślubnych do załatwienia i postanowiliśmy wszystkie odhaczyć w tym czasie. Znaleźliśmy też na szczęście czas na wyczekany spacer po nadmorskich lasach i oczywiście po samej plaży. Już kiedyś wspominałam... że to nie morza najbardziej mi brakuje tu, w okolicach Wrocławia. Tylko tych dużych, prawdziwych lasów właśnie. Morza brakuje zwłaszcza latem, ale lasów cały rok. Ciszy, spokoju, zieleni.

Pogoda była piękna - ciepło, bezwietrznie, słonecznie. 

Koło Smolca znaleźliśmy sobie polankę wśród drzew. Niewielu drzew, bo wokół Bystrzycy jest tylko taki cienki pas lasu. Co gorsza (nie wiem co przychodzi ludziom do głowy) część z tego lasku została zwyczajnie wycięta w tym roku... Jak to jest, że ludziom nie żal, nie tęskno do przyrody, zieleni i piękna? Nie umiem odpowiedzieć, ale przykro mi się robi gdy z każdym rokiem co raz to jej mniej w okolicach. Dziwne rzeczy są dla ludzi priorytetami.

Wróciłam z Ustki z pokaźnym kawałkiem swetra. Coś tam kawałek sprułam, ale generalnie to jestem do przodu. Zaczęłam w pociągu rękaw, bo musiałam przemyśleć dół, a szkoda było czasu:). Dałam sobie deadline do 10 maja. No musi się udać!

A w kartonach na poddaszu, wśród morza folii bąbelkowej czają się takie oto rzeczy....

Za kilka dni możecie wyglądać ich na Chmurkowych półkach:).
Pozdrawiam ciepło,
Marzena