środa, 7 sierpnia 2019

Ulubione: kosmetyki do pielęgnacji

Mam całą długą listę pomysłów na nowe posty! Od połowy lipca byliśmy na urlopie, a zaraz po powrocie wpadliśmy w festwiwalowy szał (festiwal filmowy Nowe Horyzonty, kto był?:)), więc dopiero teraz mogę zacząć na spokojnie bawić się w pisanie. Lista ta zawiera nie tylko posty dziewiarskie czy szyciowe! Dziś na przykład chciałabym Wam opowiedzieć o kosmetykach. Mimo że w historii mojego bloga taki temat pojawił się tylko jeden jedyny raz, to tak się składa, że używam co nie co, myję się (wybaczcie mi ten humor - rano jest, kawa jeszcze nie zaczęła działać!:)), dbam o skórę, włosy, cerę i mam w tej kwestii trochę przemyśleń, mam listę ulubionych kosmetyków, które z przyjemnością mogę Wam polecić, mam ochotę na dyskusję i usłyszenie Waszej opinii czy poznanie Waszych kosmetycznych propozycji.

Nie mając większej wiedzy na temat składów, jakości i ogólnie tego co jest dostępne na rynku, bardzo często wybieram produkty, które ktoś mi po prostu poleci. Gdy chcę kupić nowy kosmetyk pytam lub szukam propozycji na blogach, które lubię. Wybór w sklepach jest tak wielki, że nie potrafię samodzielnie wytypować kandydatów. I w zasadzie niespecjalnie chce mi się w to za bardzo wgłębiać. Dopóki nie sprawdzę na własnej skórze to nie wiem czy warto zainwestować w coś pieniądze. Popularne i bardzo chwalone produkty potrafiły bardzo mnie rozczarować i oczywiście w drugą stronę. Zakładam więc, że każdy kosmetyk ma mniej więcej takie same szanse by mi się spodobać, więc po prostu szukam punktu zaczepiania, czyli zbieram kilka nazw produktów z blogów i zamawiam to co mi najbardziej odpowiada z opisu. 
Właśnie dlatego postanowiłam napisać Wam tego posta! Być może postępujecie tak jak ja i taka lista po prostu ułatwi Wam odrobinę życie. Ja bardzo polegam na takich wpisach - głównie podglądam w tym temacie Magiczny Domek i Make Life Easier.

Mając już prawie 28 lat mam udało mi się stworzyć swoją listę ulubieńców. Wypracowałam swoje minimum, którego potrzebuję do codziennej pielęgnacji i rzadko kiedy je przekraczam. Cieszę się, że udało mi się znaleźć kosmetyki, które akceptuję w pełni i dobrze działają na moją skórę czy włosy.

Pielęgnacja dłoni i ust.
Zacznę od produktów, które towarzyszą mi najdłużej! O cerę zaczęłam dbać sumiennie kilka lat temu, ale ręce i usta otrzymują swoją dawkę nawilżenia już od bardzo dawna. Te produkty zużywam bardzo szybko! Mam zawsze kilka opakowań, bym nie musiała ich szukać po domu ani wyjmować z torebki. Używam już w zasadzie tylko kremów do rąk Yope.
 
Te duże, półlitrowe butelki mają zostać zastąpione mniejszymi, co trochę mnie smuci. Pojemność 500 ml to akurat na moje potrzeby.
Yope tworzy wyłącznie kosmetyki naturalne. Lubię ich ciekawe, ale nieintensywne zapachy i konsystencję balsamów. Chyba nie mam ulubieńca - obecnie skończyłam figę i z przyjemnością przeniosłam się na wanilię. Miałam również kwiat lipy, który pachnie przepięknie! A do torebki wrzucam zieloną herbatę z miętą. Nie ma to wpływu na jakość kosmetyków, ale lubię ich również za te urocze zwierzątka na opakowaniach:)

Jeśli chodzi o pielęgnację ust, to zawsze mam przynajmniej dwie pomadki, które ciągle gubię, oraz krem bambino, który zawsze czeka w pogotowiu na biurku. Stosuję losowe marki, na zdjęciu akurat waniliowa pomadka z Yves Rocher.
Czy naprawdę potrzebuję ciągłej pielęgnacji ust? Zdecydowanie nie. Nie mam z nimi żadnego problemu, po prostu lubię to robić. Tak samo jak kremować ręce:)

Pielęgnacja ciała.
Od wielu lat stosowałam losowo wybrane żele pod prysznic i nigdy specjalnie nie pałałam miłością do żadnej konkretnej marki czy zapachu. Jednak od ponad roku używam wyłącznie jednego produktu i tak już zostanie. Żel od Yope kupił mnie zapachem kokosa, naturalnym składem i przyjemną konsystencją. Ale głównie tym kokosem. Naprawdę lubię kokosa.

Tak bardzo, że bez wahania zrezygnowałam z poprzedniego ulubionego masła do ciała (Yves Rocher) gdy tylko pojawiło się masło z tej samej serii co żel. Kokos i sól morska. O rany! Konsystencja i zapach mnie po prostu powala. 
Nie lubię smarować ciała mleczkiem czy balsamem. Zawsze wybieram tylko gęste masła. Nie mam problemu z ich aplikacją, a działanie nawilżające jest o wiele lepsze niż w przypadku tych pierwszych.
Mimo że mam skórę naczynkową (nie tylko na twarzy) to nigdy nie kupowałam produktów dedykowanych temu typowi skóry. Cóż, nie wierzę w cuda i wiem, że przez skórę, kremem czy peelingiem, nie usunie się defektów podskórnych (popękanych naczyń krwionośnych czy cellulitu/tłuszczyku), więc skupiam się wyłącznie na dobrym nawilżeniu. Rozumiem, że niektóre produktu mogą zapobiegać pękaniu naczyń, zmniejszać zaczerwienienie, ale ja pajączki po prostu mam od dziecka. Towarzyszą mi całe życie, ale nie pojawia się ich więcej, więc nie martwię się jaki peeling wybrać, by nie pogorszyć sprawy. Przy okazji wspomnę, że zrobienie sobie siniaka jest u mnie tak naturalne jak oddychanie. Wystarczy mnie dotknąć, a na drugi dzień już jestem fioletowa :)

Peeling
Przyznam, że nie wyrobiłam sobie jeszcze zwyczaju regularnego peelingowania. Zapominam o tym głównie jesienią czy zimą, ale latem staram się to robić dość często. Nie mam konkretnego faworyta, ale wiem czego na pewno nie lubię. Nie toleruję żadnego peelingu, który po fakcie pozostawia warstwę na skórze! Nie mogę wyjść z podziwu, że uznaje się to za zaletę - "nasz produkt pozostawia delikatną, nawilżającą warstwę i nie ma potrzeby nakładania balsamu". I już wiem, że nie kupię tego produktu. Warstwa ta jest dla mnie tłusta niczym wosk. Nie ma nic wspólnego z delikatną, początkową lepkością masła do ciała. Mam wrażenie, że skóra jest napięta, a po peelingu wcale nie czuję się "oczyszczona", tylko... brudna. Więc myję się raz jeszcze! Ciągle się zastanawiam, czy tylko mi odbija na tym punkcie :)

Miałam dwa razy naprawdę fajny cukrowy peeling o zapachu limonki, z firmy Organic Therapy, ale niestety firma ta chyba przestała istnieć i nie da się go już kupić. Próbowałam kilku różnych marek, niektóre zamiast tłustej warstwy zostawiały dodatkowo pomarańczowy kolor, ostatecznie całkiem odpowiadał mi śliwkowy z Ministerstwa dobrego mydła, ale kilka dni temu przyszła do mnie paczka z dwoma produktami firmy Miya i jestem wyjątkowo zadowolona! W końcu!

Ten po prawej, w czerwonym pojemniczki, to peeling do ciała z czerwoną glinką. Posiada drobne, ale skuteczne drobinki soli i cukru. Może na pierwszy rzut oka nie wygląda na mocny, ale naprawdę robi swoje. I pachnie obłędnie słodkimi owocami!
Ten w waniliowym pudełku to peeling do całego ciała, również do twarzy. Ja kupiłam go właśnie w tym celu. Przeczytałam o nim na blogu Kasi Tusk i zgadzam się z jej opinią, że w ogóle go nie ubywa. Co prawda nie stosuję go długo, ale na dobry peeling twarzy potrzeba dosłownie odrobinę. Lubię peelingi do twarzy z nierozpuszczalnymi drobinkami (ale są również kryształki cukru). To chyba najmocniejszy produkt do twarzy jaki miałam, ale nadal w granicach normy. Polecam również peeling od Make Me Bio (Almond Scrub). Jest to proszek, który należy rozrobić z odrobiną wody by uzyskać pastę. Bardzo niepozornie wyglądającą pastę! To bardzo skuteczny i intensywny peeling. Jeden z lepszych jakie miałam. 

Pielęgnacja skóry twarz.
W ostatnim czasie o skórę twarzy dbam w sposób szczególny. Dlatego właśnie regularnie używam peelingu. Ale to oczywiście nie wszystko.
Niestety mam cerę problematyczną. Jeszcze kilka lat temu miałam wyłącznie problem z naczynkami. Rumienię się odkąd pamiętam, pajączki na policzkach posiadam od najmłodszych lat. Są i już. Nie jest to dla mnie wielki problem, nie przejmuję się takimi rzeczami zbytnio. Prawie cztery lata temu, przez spory i gwałtowny problem z hormonami, moja twarz (i nie tylko) zmagała się z wyjątkowo silnym i uciążliwym trądzikiem. Od razu zaczęłam działać, nie skupiając się wyłącznie na leczeniu przyczyny, ale również objawów. Za 8 miesięcy miał odbyć się nasz ślub, a ja nie potrafiłam znaleźć zdrowego miejsca na swojej twarzy... Nie poddając się wyjątkowo ciężkim i przygnębiającym myślom, zaczęłam nieprzyjemny proces leczenia - stosowałam silny lek naskórny, który między innymi agresywnie złuszczał naskórek. W efekcie oprócz trądziku miałam na twarzy wielką czerwoną plamę, suchą i wrażliwą na wszystkie bodźce skórę, ale ostatecznie w dniu naszego ślubu nie miałam ani jednej krostki! 
Lek ten działał mocno i szybko, co wiązało się z powstawaniem przebarwień. Ale te, na szczęście, łatwo mogłam zakryć nawet delikatną warstwą podkładu. I w zasadzie tylko dlatego użyłam go w tym dniu.

Dziś mam tych przebarwień już naprawdę niewiele, zostało tylko kilka małych blizn po tym incydencie, ale chyba zmieniło to moją cerę, bo teraz zdecydowanie należy do kategorii "tłusta i problematyczna". Gdy dobrze o nią dbam, jest w miarę gładka i matowa. Ale wiele kremów, nawet tych lekkich, od razu zapycha mi pory i powoduje pojawienie się wyprysków. Musiałam więc mocno skupić się na tym temacie. 

Wypróbowałam wiele kremów, część z nich musiałam odrzucić już po pierwszym użyciu. Nawet te, które powstały właśnie do pielęgnacji skóry tłustej! Na szczęście udało mi się trafić na krem, który moja szalona skóra toleruje i chyba będzie to wieloletnia przyjaźń. Nie chce mi się znowu eksperymentować.

Mowa o tym pośrodku oczywiście, firmy Organique. Dobrze nawilża i jednocześnie radzi sobie naprawdę nieźle z moją skórą. Bardzo wydajny, praktycznie bezzapachowy. Zaczęłam właśnie drugie opakowanie. 
Ten po lewej to krem jaki dostałam w gratisie do zamówienia (Clinique Dramatically Different Moisturizing Cream). To mocno nawilżający krem, bardzo gęsty i raczej "tłusty". Dlaczego się tu znalazł? Po powrocie z wakacji miałam dość mocno spieczony nos od słońca. Skóra była szorstka, pomarszczona i mało estetyczna. I wystarczyły dwa dni by ten maluch zrobił z tym porządek. Cudownie wygładził i zmiękczył naskórek. Ja mogę używać go niestety wyłącznie punktowo, ale może znajdzie się tu ktoś z wielką potrzebą nawilżenia cery:)
I krem pod oczy. Używam regularnie, bo kiedyś trzeba zacząć. Chyba jako jedyny spośród kremów, które miałam okazję używać, faktycznie dał widoczne rezultaty. Będę się go trzymać. 

Oprócz kremów i peelingu używam również toników. Głównie dlatego, że mam skórę tłustą.

Nie mam żadnego faworyta. Głównie używam toników i płynów do oczyszczania porów i redukowania ilości sebum. Niestety po intensywnym wysiłku fizycznym mam za każdym razem dwudniowe zmaganie z krostkami, dlatego kluczowe jest przemywanie nim twarzy przed i po treningu. I oczywiście każdego dnia rano i wieczorem. Nie ma ich na zdjęciu, ale używam również żeli antybakteryjnych do mycia twarzy. No robię co mogę :)
Miałam dość mocny tonik z Tołpy, ale teraz przerzuciłam się na tańszy z Ziaji. Też działa. 

Hydrolatów używam rzadko, ale jednak... głównie do okazjonalnego zmywania tuszu do rzęs czy korektora pod oczami, jak już mam jakieś wyjście i zdecyduje się je nałożyć. Ten po lewej, z Ministerstwa Dobrego Mydła, ma ziołowy zapach i lubię go czasem nałożyć po peelingu. Daje przyjemnie uczucie świeżości. Kiedyś używałabym ich jak tonika, ale cóż, moja skóra potrzebuje bardziej agresywnego oczyszczania.

Opalanie.
Z roku na rok co raz bardziej martwi mnie wystawianie skóry na słońce. Oczywiście opalam się, ale robię to z głową i bardzo często nakładam krem z filtrem. Do ciała wybieram trzydziestkę, a na twarz zawsze przynajmniej filtr 50. W tym roku zdecydowałam się na wyższą półkę cenową - oba te kremy są mieszanką filtrów chemicznych i mineralnych.
Ten niewielki sztyft La Roche-Posay kupiliśmy w Portugalii. Podczas nauki surfingu spędzaliśmy w wodzie kilka godzin, więc tradycyjny krem dość szybko znikał, a my piekliśmy sobie twarz, dłonie i stopy. Moim zdaniem przypomina on wosk, który po nałożeniu mocno trzyma się skóry. Woda raczej po nim ścieka niż zabiera ze sobą. Różnica była znacząca. I nakładanie o wiele przyjemniejsze!

Włosy.
Cóż, w tym temacie nie ma żadnych zmian. Jeśli chcecie poczytać co mam na ten temat do powiedzenia, to zapraszam do posta sprzed ponad 4 lat - klik! Ciągle aktualne:) 
Teraz używam szamponu, odżywki i maski na zmianę, a po myciu olejku bez spłukiwania, który pojawił się na rynku dopiero po napisaniu tamtego posta. 
 
W kwestii włosów zmieniło się tylko jedno - przy wspomnianej powyżej burzy hormonalnej, przez kilka miesięcy wypadały mi włosy. Na szczęście nie było to bardzo drastyczne, ale widzę, ze nie są już tak gęste jak kiedyś. Ale trzy lata to wystarczający czas by zauważyć napływ nowych włosów! Trochę im zajmie dorównanie pozostałym w kwestii długości, ale poczekam cierpliwie. Nigdzie mi się nie spieszy:)

Malowanie:)
I na koniec moje ogromne zapasy kosmetyków kolorowych! Istne szaleństwo proszę Państwa! Wydałam fortunę.
 
Tak naprawdę kupiłam tylko ten korektor... przed ślubem :) A tusz, o ludzie, dostałam w gratisie przy zakupach w Yves Rocher. To chyba dobrze oddaje moje podejście do malowania.
 
Pisałam Wam już, że na ślub malowałam się sama, bo mocny makijaż to absolutnie nie jest to czego mi potrzeba do szczęścia. Kupiłam cały zestaw dobrych kosmetyków, tylko po to by użyć ich jeden jedyny raz, zakryć swoje plamy po leczeniu (udało się to bez większych szaleństw i mogłam czuć się swobodnie, bez maski), a następnie część sprzedać sąsiadkom. Zostawiłam sobie co nieco na wszelki wypadek i używałam w zasadzie tylko korektora i tuszu. Kiedy? Na kolację z mężem, na imprezę, na przyjęcia czy do sesji zdjęciowej. A na co dzień nie maluję się wcale. I totalnie mi z tym dobrze.

Kiedyś jedna czytelniczka zapytała mnie jak sobie z tym radzę, tak ogólnie. Jakie mam podejście, przemyślenia i jakie są reakcje innych. Cóż, chyba po prostu taka jestem, że mnie to w ogóle nie obchodzi. Nie ma tu żadnej manifestacji, ot po prostu mam to gdzieś:). Naprawdę, nie przejmuję się tym wcale. Jednego dnia po prostu nie nałożyłam makijażu i tak już zostało - co bardzo mnie cieszy. Nie maluję paznokci, nie nakładam samoopalaczy, nie doklejam sobie rzęs (brr! wybaczcie, ale to ostatnie mnie akurat przeraża:))
 
Nie przeszkadza mi to czy Ty się malujesz czy nie, nawet specjalnie o tym nie myślę, chyba, że ktoś naprawdę przesadzi i ciężko to zignorować.
Jednak osobiście uważam za absurd, że malowanie stało się normą do tego stopnia, że brak makijażu traktowany jest jako dziwactwo albo przynajmniej coś godnego uwagi (niekoniecznie pozytywnej). Co więcej - delikatny makijaż stał się symbolem "naturalności", a jego brak niedbaniem o siebie. Tak, dla mnie to absurd. Oczywiście uogólniam, ale musicie wiedzieć, że najmniej zrozumienia w tej kwestii mam od innych kobiet właśnie:). 
Usłyszałam niejeden raz, że nie maluję się tylko dlatego, że nie mam potrzeby i że zobaczę jak będę starsza. Minęło kilka lat, żarty Mateusza pozostawiły już wokół oczu drobne ślady, trądzik zrobił swoje, pajączki jak były tak są, a ja nadal się nie maluję. Myślę, że te "defekty" dla większości są już całkiem poważnym argumentem za nałożeniem podkładu. Rzecz w tym, że w moim przypadku to wcale nie jest kwestia "potrzeby".
Kupując kosmetyki na ślub, Pani z politowaniem patrzyła na moje TYLKO wyregulowane delikatnie brwi i próbowała przekonać mnie, że namalowanie sobie nowych jest konieczne do idealnego ślubnego wizerunku. I wiem, że w jej oczach byłam dziwakiem. Ale dlaczego?
Nie przejmuje się takimi opiniami, ale zawsze ogromnie intryguje mnie powód. Dlaczego kobiety mają się malować? Dlaczego nie możemy mieć naturalnych rumieńców, swoich brwi i paznokci, widocznego pajączka na twarzy, krostki, plamki, cieni pod oczami. No przecież my tak właśnie wyglądamy. Czy się malujemy czy nie, nasza twarz nadal tak właśnie wygląda. I ja postanowiłam się tym nie przejmować, przyjąć tak samo jak przyjmują to mężczyźni. Zająć się spaniem z rana zamiast nakładaniem makijażu, beztroskim pływaniem w morzu bez zamartwiania się o wodoodporność mojego tuszu itd. Wiem, że z pomalowanymi rzęsami moje oko wygląda lepiej, mam jasne rzęsy, ale ja naprawdę się tym nie przejmuję. Niekiedy nakładam na rzęsy hennę, ale jak zejdzie, a ja zapomnę się umówić do kosmetyczki, to trudno. 

Kiedyś byłam świadkiem jak jedna dziewczyna chwaliła drugą za cudowną, piękną cerę. I wpadłam w niemałą konsternację, bo... obie miały na sobie podkład i puder, więc, kurczę, nie wiem, ale wydaje mi się, że trudno to wtedy ocenić :) Absolutnie nie ujmuję jej nic, bo naprawdę wyglądała ładnie, ale akurat ocena stanu cery wydała mi się mało realna w takich warunkach. Napisałam o tym by jeszcze lepiej zobrazować jak malowanie stało się normą, jak postrzega się twarz kobiety (jak kobieta wygląda z makijażem, a nie bez).
 
To moje niemalowanie, jak pisałam, nie jest żadną manifestacją, nie zastanawiam się nad tym jakoś szczególnie. Farbuję przecież włosy, czasem przyciemniam rzęsy albo nakładam korektor pod oczy. 

Skupiam się więc na zdrowiu, pielęgnacji, a nie na ukrywaniu. Próbowałam raz czy dwa ukryć swój szalony półroczny trądzik pod makijażem, poddałam się i postanowiłam myśleć tylko leczeniu. Współczuję wszystkim, którzy zmagają się z nim każdego dnia... I z tym co po sobie pozostawia. Mi makijaż pomógł kilka razy, zakrył raczej plamy potrądzikowe lub zaczerwienienie spowodowane złuszczaniem naskórka, niż same krostki. Wiem, że są sytuacje, kiedy makijaż pozwala nam swobodnie funkcjonować wśród ludzi, taki powód jest dla mnie jak najbardziej zrozumiały. Chociaż mi akurat nie przeszkadzałyby Twoje niedoskonałości :)
 
Jeśli się malujesz i odebrałaś ten ostatni podpunkt wpisu jak krytykę, to wiedz, że absolutnie bez powodu! Ciężko wyrazić swoje myśli i odczucia przez monitor, więc wybaczcie jeśli to tak brzmiało. Po prostu przedstawiłam Wam swój, niemakijażowy, punkt widzenia. Jest mi naprawdę wszystko jedno kto, jak, dlaczego i czy w ogóle się maluje. Ja cenię sobie swoje podejście i grunt byś Ty czuła się ze swoim tak sam.

A teraz czekam na Wasze opinie i przemyślenia! Używaliście kiedyś tych produktów co ja? Może macie jakąś ciekawszą propozycję? Chętnie się dowiem co polecacie i spróbuję czegoś nowego, chociaż kokosowego żelu i masła nie zastąpię niczym innym! Kokosowa faza trwa w najlepsze :)
 
Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

34 komentarze:

  1. Spodobała mi się bardzo trafna uwaga, że współcześnie delikatny makijaż jest synonimem naturalności, a brak makijażu jakimś dziwactwem. Rzeczywiście coś stanęło na głowie. Ja, kiedy byłam młodsza, stosowałam make-up codziennie w nienachalnej, ale mimo wszystko widocznej formie (cienie na oczy, tusz, puder, róż i szminka). Wydawało mi się, że będąc w pewnym stopniu osobą publiczną - nauczycielka :-), tak musi być, że w przeciwnym razie będę postrzegana negatywnie, jako ta, która zamiast dawać przykład m.in. schludności, nie dba o siebie. Dziś patrzę na to inaczej. Przyczyniła się do tego alergia na kosmetyki. Szkoda, że musiałam w ten sposób dojrzeć do tego, że maska z kosmetyków nie powinna mnie definiować. Dziś używam bardzo niewielu kosmetyków- boję się testować nowych dla mnie. Lubię emulsję do mycia i balsam do twarzy i ciała firmy Cetaphil. W wakacje i weekendy nie maluję się wcale, zaś w czasie roku szkolnego tuszuję rzęsy i czasami daję jakiś kolor na usta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Używałam krem do twarzy Cetaphil, pod koniec mojej kuracji lekiem (musiałam nawilżyć mocno skórę przed ślubem i jednocześnie nie pogorszyć sprawy). Naprawdę dobry produkt!

      Usuń
  2. Bardzo mi sie Twoje podejscie do makijazu podoba, popieram z calego serca. Zawsze malowalam sie bardzo oszczednie z braku... cierpliwosci do tej operacji. I mimo chronienia mojej cery przed nadmierna chemia, kilka lat temu okazalo sie, ze np. kazdy tusz do rzes mnie uczula, wygladam jak krolik, wiec ich nie maluje. Na dodatek nosze na codzien okulary, wiec makijaz rzes nie jest niezbedny. Gratuluje Ci rozsadku, bardzo zdrowe podejscie do sprawy: makijaz i ja. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Teresa! :) I ja nie mam do tego cierpliwości. A na dodatek mam zwyczaj ciągłego przecierania oczu, noszę soczewki kontaktowe i ostatecznie (mimo braku uczulenia) po nałożeniu tuszu, mam niekiedy podrażnione oczy.

      Usuń
  3. Zaczęłam używać szamponów które polecałaś, już jakiś czas temu i jestem zachwycona:) Natomiast nie maluję się, nie lubię. Ponieważ sama mam cerę naczyńkową to zawsze używałam tego argumentu że malowanie się podrażnia itd. ale teraz już wiem że gdybym miała najzdrowszą cerę na świecie to też bym się nie malowała, wtedy mówiłabym a po co z taką cerą..:)
    A lubisz perfumy? jeśli tak to bardzo jestem ciekawa jakich używasz.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo lubię perfumy! Faktycznie pominęłam je oraz antyperspirant w poście. Jeśli chodzi o ten drugi to zawsze jest to ten sam produkt, od lat (firmy Nivea). A jeśli chodzi o perfumy, to nie mam jednego ulubionego zapachu - gdy tylko kończę flakonik, idę do perfumerii w poszukiwaniu nowego. Używam na raz tylko jednego (nie kupuję dopóki obecny się nie skończy). Gustuję w lekkich, kobiecych, nienachalnych zapachach - nie lubię tych kwiatowych, duszących, ani mocno cytrusowych czy ziołowych. Obecnie używam Calvin Klein Eternity Air. Poprzednio miałam Aqua Allegoria Pera Granita i Chanel Chance (różowy).

      Usuń
    2. Ach i cieszę się, że spodobał Ci się ten szampon! :) Tej samej serii używasz?

      Usuń
  4. Ja od okresu dojrzewania (obecnie mam 34 lata) mam problem z wypryskami i tłustym czołem. Od ok. 1,5 roku używam codziennie od mycia twarzy Rumiankowego Żelu Do Twarzy Sylveco. I naprawdę pomógł! Co jakiś czas coś tam wyskoczy (głównie jest to związane z cyklem miesiączkowym), ale skóra nie jest już taka tłusta. Ostatnio zrezygnowałam też z toniku i po prostu rano i wieczorem myję twarz, a potem nakładam krem Oczyszczające Liście Manuka Ziaja. I tyle :) Ten zestaw dość skutecznie zapobiega wypryskom, świeceniu czoła, a jednocześnie skóra jest dobrze nawilżona. A makijaż zmywam Płynem Micelarnym Biolaven, bo wszystko inne dosłownie wyżera mi oczy...

    Jeśli chodzi o makijaż - stosuję do pracy w wersji minimum: puder, tusz, eyeliner, róż i szminka. Wiem, że to wcale nie jest takie minimum, bo to kilka różnych kosmetyków, ale jak patrzę na inne kobiety, a szczególnie na młode dziewczyny, to ja wyglądam jak bez makijażu... Naprawdę nie rozumiem, po co nakładać na twarz taką masę kolorowych kosmetyków, malować brwi, doklejać rzęsy, itd. Szkoda tej skóry, szkoda czasu poświęconego na taki makijaż (mi to zajmuje 2-3 minuty) i pieniędzy na te kosmetyki.

    A perfum nie używam wcale, mam nadwrażliwość na zapachy i wszystkie perfumy mnie drażnią i męczą. Jest nawet taki płyn do płukania ubrań, który wywołuje u mnie gęsią skórkę i odruch wymiotny! I ostatnio w pracy przyszła do mnie pani, która rozsiewała wokół siebie ten zapach i miałam ochotę ją poprosić, żeby się odsunęła na drugi koniec pokoju, ale oczywiście nie mogłam :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzę ten żel, zwłaszcza, że kończy się mój obecny.
      U mnie jest podobnie - cera tłusta, ale dobre dbanie zapewnia mi bezkrostowe życie :) Chyba, że zapomnę o toniku po treningu!
      Współczuję nadwrażliwości na zapachy... ja mam akurat na dźwięki :P

      Usuń
  5. Dzięki za post. Dodam kilka z kosmetyków do listy "do wypróbowania". polecam spróbować domowych peelingów. Ja mieszam w opakowaniu po kupnym peelingu: cukier biały, demerarę, kawę mieloną, oliwę z oliwek, opcjonalnie dodaję (bo mam w szafce) olej z makadamii oraz olej z pierwiosnków. Wszystko mieszam i gotowe. Pachnie cudnie, świetnie peelinguje, a skóra jets cudownie miękka i gładka.
    Jeśli masz skórę tłustą i tradzikową, to do twarzy lepiej nie używać peelingów mechanicznych, tylko enzymatyczne.
    Ja się maluję, bo lubię. Do makijażu używam podkładu mineralnego sypkiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za przepis, spróbuję! :)
      Co do peelingów do twarzy, to jak jak pisałam - wyleczyłam kilka lat temu ten szalony trądzik i obecnie, przy dobrej pielęgnacji, moja tłusta cera jest ujarzmiona, nie mam wyprysków, wyłącznie zmuszana jestem do ciągłego oczyszczania :( Oczywiście gdy tylko się pojawią, nie używam nic zdzierającego :)

      Usuń
  6. Lat mam trochę więcej, bo po 40, ale wnosząc z opisu mam bardzo podobną cerę do Twojej. naczynka i siniaki, zaczerwienienia to standard.
    Od kilku miesięcy zmagam się z jakimiś koszmarnymi wypryskami głównie na twarzy, ale też szyja i bywa dekolt, które dermatolog zdiagnozował jako uczulenie na słońce...
    Stosuję więc, zgodnie z zaleceniem maści, które podobnie jak u Ciebie wysuszają mnie dokumentnie czego następstwem jest zwiększona produkcja sebum i... kółko się zamyka.
    Do mycia twarzy używam zaleconego też przez dermatologa płynu do mycia SVR Provegol - 1000 ml butlę zakupiłam daaaawno, używam codziennie i końca nie widzę. Cery nie przesusza. Mnie służy i mogę go polecić.
    Zawsze, bezwzględnie po myciu twarzy używam toniku lub hydrolatu. Ostatni ulubieniec to hydrolat z liści czarnej porzeczki od La-Le.
    Trafilam też na krem, który mi świetnie służy, zarówno na przesuszenia, wskazany też do naczynkowej, krem z Yasumi z kwasem laktobionowym.
    Skoro masz ulubiony płyn do mycia ciała a nie znosisz tej tłustej powłoki po peelingu to polecam ze swoim zwykłym mydłem używać fusów z kawy. W jedną rękę plyn, w drugą fusy, zmieszać w dłoniach i rozcierać na ciele.

    Też nie znoszę tej opresyjnej atmosfery konieczności makijażu. Obserwuję też mus bycia opalonym. Latem, to już naprawdę nie uchodzi nie być choć muśniętym. Oczywiście, że wolalabym mieć piękny oliwkowy odcień zamiast rożowego, cerę, która nigdy nie ulega podrażnieniu a zaniedbania braku filtra przypłaca jedynie kilkoma piegami. Ale mam inaczej, przyzwyczaiłam się, zaakceptowałam, nie toleruję natomiast tego braku akceptacji u innych i zlote rady, że wyglądałabym lepiej gdybym się trochę opalila wywołują u mnie delikatnie mówiąc pianę.

    Normalnie codzienny makijaż ograniczam do kremu BB lub naturalnego podkładu mineralnego (świetny z Ecolore) ostatnio z uwagi na ten atak obcych w ogole wyeliminowałam.
    Tusz od wielkiego dzwonu, bo prawie każdy podrażnia mi oczy a że dużo pływam (minęłyśmy się kiedyś na Racławickiej) to i tak mam oczy regularnie podrażnione.

    Pozdrawiam
    Czerwonoskóra, czerwonooka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny płyn do zanotowania! Dzięki!

      Co do bycia opaloną... zgadzam się! Na swój ślub poszłam biała jak mleko (nie mogłam wychodzić na słońce). Nie miałam z tym absolutnie żadnego problemu, ale słyszałam, że powinnam jednak być opalona, bo jak to? Jak ja będę wyglądać? Jak chora! Te rady irytują mnie w takim samym stopniu jak Ciebie.

      I naprawdę minęłyśmy się?! O rany! Jestem ciekawa kiedy :)

      Usuń
  7. Jak cudownie poczytać kogoś, kto ma tak jak ja w kwestii makijażu :) Mam 30 lat i na co dzień nie maluję się w ogóle. U mnie przyczyna jest banalnie prosta: zwyczajnie mi się nie chce ;) Rano wolę pospać o te 5-10 minut dłużej, a wieczorem poświecić te kilka minut na przeczytanie kilku więcej stron przed spaniem. Czuję się z tym super :) nie uważam, żeby czegoś mi brakowało, ani nie czuję się brzydsza przez to, że widać moje wiecznie czerwone policzki i delikatne sińce pod oczami. Też mnie przeraża to co się dzieje w okół makijażu obecnie. Niedługo wychodzę za mąż i z przerażeniem czytam na grupach FB na temat makijażu, jaki "powinna" mieć panna młoda. Sama zamierzam mieć jak najdelikatniejszy makijaż, chcę się czuć w tym dniu sobą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te tematy o ślubie przerobiłam 4 lata temu, nadal nie mogę wyjść z podziwu :) Strasznie poszłam "zaniedbana" do tego ślubu. Ale za to jaka szczęśliwa i wolna od bzdurnych zasad. Czego i Tobie życzę!

      Usuń
  8. Ja mam włosy które się przetłuszczają po pierwszym dniu. Zaczęłam używać Faith in nature szampony bez sls i parabenów. Pasują mi. Ja jestem tzw 40+(duży plus lol), od wieku lat robię własne kosmetyki and również używam the Ordinary jak i koreańskich specyfików. Polecam Missha bb cream dla tych którzy nie lubią się malować na tapetę 😉. Nie zależnie od wieku polecam również miód na około 20 minut jako maskę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie na odwrót - szampony naturalne, bez tych wszystkich szalonych składników, robią mi na głowie jakiś koszmar. Mam włosy matowe, tłuste, nieprzyjemne w dotyku.
      Dziękuję za rady! Miód używałam na włosy, świetnie się spisywał!

      Usuń
  9. Mi bardzo podobają się kobiety naturalne, bez makijażu, każda prezentuje wtedy swoją oryginalną urodę. W moim małym mieście jest dużo bardzo podobnie upiększonych kobiet przez jeden salon piękności, wyglądają prawie jak klony: te same brwi, sztuczne rzęsy, powiększone usta...Co do Twoich kosmetyków - używałam szampon Aussie (nie pamiętam który dokładnie) i miałam po nim szorstkie i splątane włosy, po prostu go wyrzuciłam. Odżywka pewnie by uratowała sprawę, ale po innych szamponach nie miałam takiego efektu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Lekki makijaż nie zmienia wyglądu, ot go po prostu "poprawia". Ale faktycznie widuje się identycznie wyglądające osoby... Obecnie jest moda na grube, równe jak od linijki i ciemne brwi. I widuję je na każdym kroku. Podobnie z długimi, doklejanymi rzęsami.

      Który rodzaj tego szamponu używałaś? Oczywiście wszystko zależy od naszych włosów - dlatego tak ciężko znaleźć idealny produkt. Jednemu pasuje, drugi musi omijać z daleka.

      Usuń
    2. Mieszkam w UK. Wszystkie kobiety mają te dane brwi, które ja określam jako styl na córkę węglarza lol.

      Usuń
  10. Ha, tylko połowa wpisu się opublikowała. Ja się maluję bo lubię ale w ciągu wakacji czy weekendów daje sobie spokój z malowaniem. Z domu wyniosłam że liczy się pielęgnacja a nie makijaż. W mojej łazience znajdziesz więcej kosmetyków pielęgnacyjnych niż kolorowych. Jeszcze raz polecam the Ordinary (nie wiem czy są w Pl). Sama mam problemów a jednocześnie tłustą skórę i znam ból braku odpowiednich kosmetyków. Dlatego jak już mówiłam, robię własne od lat. Fajnie ze wyrażasz swoją opinię i nie przejmuj się że ktoś może to odebrać inaczej. Taki urok internetu

    OdpowiedzUsuń
  11. dzieki za wpis.
    Kiedys dawno, dawno temu, po Twoich namowach testowalam Aussie do wlasow i faktycznie bylo swietnie, ale poznie zdecydowalam sie na naturalne produkty. Musze przyznac, ze zmiana byla trudna, ale po pewnym czasie wlosy i skora glowy sie przyzwyczaily i bardzo to sobie chwale.
    Krem do twarzy zapisuje do zapamietania! Ja przez lata z tego samego powdu uzywalam tylko Origins zel (nie krem!) nawilzajacy (zielony sloik) i tez mozesz chciec przetestowac, tylko nie wiem, czy gdzies maja probki w Pl. W Nl jest w Dauglasie i mozna dostac probke na ok 2 tyg- fajna opcja przed wydaniem sporej kasy. A aktualnie uzywam kremu, ktory zrobilam na warsztatach w Zielonym Laboratorium w Gorach Kaczawskich, cos mi sie wydaje, ze te warsztaty moglyby Ci sie spodobac;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Temat jak malowany dla mnie ;)
    Tak sie zlozylo, ze juz ponad 50 lat ganiam po tym swiecie, kompletnie nie makijazowana, i daje sie ;)
    Po prostu nidy nie bylam i nie bede typem do kolorowych kosmetyków. Sztyft labello po prostu wystarcza.
    Nie posiadam równiez kremu pod oczy. Krem Nivea z niebieskiej tubki wystarcza mi dio wszystkiego. Wiem, ze nie kazdy, nie kazda cera toleruje, niektóra skóre ten krem po prostu niszczy, zatyka pory, powoduje wypryski. Dla mnie jest to jednak najlepszy krem, uwielbiam to uczucie, gdy rozcieram go w dloniach, nieco ogrzewam , i nakladam na twarz i normalnie czje, gdy moja cera wchlania go jak gabka.
    Poza tym, jestem fanka mydla, takiego produkowanego w domowych manufakturach. Nie, sama nie robie :D ale mam zaufane miejsca, gdzie takie mydlo nabywam. Nie lubie kupnych zeli pod prysznic, nie mam mozliwosci kupna czegos naturalnego, tak wiec pozostaje przy tym mydle, którym myje takze wlosy. Serio!
    Jestem fanka kremów do rak, na dlonie musze uwazac, nawet z racji zawodu i stalej ich dezynfekcji, która wysusza skóre. Tutaj chetnie kupuje co i raz inny krem, kochana Gackowa zaopatruje mnie w polski Ziaja, o którym mam dobre zdanie, bo nie tlusci.
    Mleczka do ciala tez chetnie uzywam, tutaj teu zmieniam, ale o ile czasami chetnie biore cos z Garnier, czy jak ostatnio Yves Roche, to jednak bardziej ciagnie mnie w kierunku produktów z Nivea.
    O braku kremu pod oczy juz wspomnialam, i nie moge narzekac na brak dzialania w tym zakatku twarzy kremu Nivea. Nie zdaje mi sie, ze wygladam "straszniej, starzej" niz inne panie w moim wieku... a szyje to w ogóle mam gladsza. Nie zapominajmy o szyi, dla szyi musimy miec czas, a ja krem Nivea, to naprawde procentuje. Mam takiego lekkiego fiola, i chetnie ogladam szyje innych kobiet, bo szyja zdradza faktyczny wiek, a nawet czasami dodaje lat.

    Kosmetyki Yope tez chetnie przetestowalabym, nawet i przez te zwierzatka... ;) sa sliczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krem nivea lubię do ust, ale wiem, że moja skóra by oszalała gdybym nałożyła choćby cienką warstwę... zazdroszczę Ci tej bezproblemowej skóry!
      Z tego co udało mi się dowiedzieć (starałam się znaleźć jakiejś naukowe dowodowy, nie artykuły na portalach dla kobiet), że najbardziej istotne jest zwykłe nawilżanie. Nawet najprostszymi, najtańszymi produktami. To ono głównie zapobiega starzeniu się skóry. Możemy mieć krem przeciwzmarszczkowy z super składem, ale nie zdziała o wiele więcej niż ten najprostszy, dobrze nawilżający.

      Usuń
  13. Ja uwielbiam kosmetyki!!!!! Staram się ograniczać ich kupowanie co idzie mi z różnym skutkiem. Ale co ciekawe nie mam specjalnie jakiś ulubionych kosmetyków. Natomiast jedna rzecz bardzo godna polecenia to podwójne mycie twarzy z metody Koreanek, czyli najpierw myjka na bazie oleju a potem na bazie wody! To jest cudo i naprawdę bardzo Ci to polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się zwłaszcza przy cerze problematyczne.

      Usuń
    2. Gosiu, poczytam o tym myciu! Chociaż wszystko co ma olej, póki co muszę trzymać z dala od mojej skóry. Zapycha mi pory okrutnie. Ale może to całkiem coś innego. Sprawdzę! Dzięki dziewczyny :)

      Usuń
  14. U mnie 30. na karku i też z tych nieumalowanych 😉
    W przypadku kosmetyków jestem straszną mininalistką: tusz do rzęs, bezbarwna pomadka, czasami korektor i krem bb (sporadycznie), płyn micelarny, peeling enzymatyczny i ktem nivea 3w1 (obecnie przeciwzmarszczkowy z filtrem na dzień i odżywczy na noc), masło do ciała. I tyle w temacie.
    Chociaż ostatnio zauważyłam, że strasznie przesusza mi się skóra na stopach i Mama mnie poratowała świetnym kremem, który raczej zostanie ze mną na dłużej.
    Cerę mam trochę problematyczną, od kilkunastu lat walczę z wypryskami. Częściej niestety przegrywam (zawsze mam "coś" na twarzy), ale chyba już przywykłam...
    Ale za to bardzo lubię mieć pomalowane paznokcie! Nie żele, nie hybrydy, ale zwykły lakier plus utwardzacz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedz proszę co to za krem do stóp? Miewam czasem z tym problemy, a żadne póki co mnie nie zachwycił.
      Mi się udaje, przy odpowiedniej pielęgnacji, mieć gładką skórę, ale wiem, że jeden zły krok i jutro na czole będzie krosta :D

      Usuń
  15. A ja kosmetyki uwielbiam, kupuję nałogowo i bardzo mi z tym dobrze. Nie czuję jakiegoś przymusu do robienia makijażu, ale prostu lepiej się czuję, jak mam mówiąc w przenośni brew podkreśloną. I tak było zawsze, od kiedy wolno mi było się malować. No i paznokcie! Kocham lakiery! Jeśli zaś chodzi o pielęgnację, to zaczęłam ją regularnie stosować dopiero około czterdziestki, bo natura mnie obdarzyła cerą bezproblemową i jakoś nie widziałam większej potrzeby. A moja Babcia mówiła, że trzeba nawilżać. Trzeba było Babci słuchać! Lepiej zapobiegać, niż leczyć, teraz mam skórę bardzo wrażliwą i suchą. Może i ja kiedyś się skuszę i napiszę o ulubieńcach? Pozdrowienia Marzenko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój makijaż zawsze jest niezwykle staranny i nienachalny! Są makijaże podkreślające urodę i te... zmieniające ją :)
      Ja, wieku nastoletnim, miałam bzika na punkcie malowania paznokci. Robiłam szlaczki, wzorki, bawiłam się kolorami. Teraz nie używam nawet bezbarwnych, ale nie miałabym oporów przed dodaniem lekkiego koloru (gdyby mi się chciało:)). Inaczej z makijażem (tym bardziej wyrazistym). Czułabym się niezręcznie, ale to z pewnością tylko kwestia przyzwyczajenia. Podobnie jak niemalowanie się.
      Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  16. Cóż... Nie powymądrzam się na temat kosmetyków bo maluję się od wielkiego święta, a mój codzienny makijaż to lekka kreska pod okiem:) Ale napiszę Ci, że z tymi siniakami mam identycznie, właściwie zawsze mam jakiegoś i nigdy nie wiem, skąd się wziął:) Gdzie kupujesz kosmetyki Yope?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najczęściej w sklepach internetowych (i od samych producentów), a gdy jestem w okolicy Super Pharm to zawsze kupię coś na zapas :) Wczoraj udało mi się kupić płyn do podług Yope w Lidlu.

      Usuń
    2. :) No właśnie, ja dzisiaj też byłam w Lidlu i zainspirowana Twoją opinią zakupiłam szampon "Świeża trawa" oraz dwa żele pod prysznic "Dziurawiec" i "Róża" - Jak myślisz, będą OK?. Niestety nie było balsamów do ciała, a na tym najbardziej mi zależało. Może jutro przejdę się znowu, tym razem z okularami:))) Rzeczywiście zapachy obłędne! Pozdrawiam!!!

      Usuń

TEN BLOG JEST ZAMKNIĘTY. NIE ODPOWIADAM JUŻ NA ZAMIESZCZANE KOMENTARZE. POZDRAWIAM! :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.