czwartek, 18 czerwca 2015

Zadbaj o swój sweter...

Edit: Po kilku latach obcowania z coraz to lepszymi włóknami, moja opinia, jak i postępowanie uległo zmianie! Przeczytaj koniecznie najnowszy post z serii: klik!

...i nie napracuj się za dużo:).
Dzisiejszy post jest kontynuacją wpisu sprzed ponad roku, który nosił nazwę "Bo kto przejmuje się instrukcją?". Z perspektywy czasu ten nowy tytuł wydaje się zdecydowanie lepszy, a dlaczego, będziecie mogli przeczytać poniżej. 

Posty w tej serii będą pojawiać się rzadko, przynajmniej co roku. Muszę zdążyć nadziergać trochę swetrów i zdążyć je przetestować pod kątem noszenia i prania:). Kto jest ciekawy jak dbam o swetry, jak je piorę i jak to znoszą, zapraszam do przeczytania pierwszego wpisu (klik!), bo dzisiejszy będzie po części kontynuacją, tzn. opisem skutków moich poczynań.

W dalszym ciągu, jak widzicie w tytule i jego kontynuacji, lenistwo jest u mnie zbyt silne by w stu procentach postępować zgodnie z instrukcją prania i suszenia ręcznie robionych swetrów. Ale w ciągu tych kilkunastu miesięcy zdążyłam nauczyć się paru rzeczy, dostać w kość jak i popłakać nad swetrem. W tym czasie otworzyłam sklep z wełną i w zasadzie dziergam tylko z tego co sprzedaję, a jako że to półka dość wysoka, dbam o swetry bardziej niż to miało miejsce w lutym, zeszłego roku.

Ale w dalszym ciągu próbuję - co można prać w pralce, jak dana włóczka to znosi, czy koniecznie muszę suszyć na płasko? Mam nadzieję, że coś doradzę i Wam, przed czymś uchronię (lepiej uczyć się na czyichś błędach, prawda?) i dowiem się od Was czegoś na ten temat.



Szary melanż to Stormwind, który zrobiłam z Everlasting Sock od Dream in Color (wełna merino). Jest to stara baza, której już nie mam w sklepie. Zastąpiła ją podobna, ale bardziej sprężysta włóczka, skręcona z dziewięciu nitek. Ten mój jest 8ply i to da się odczuć. Jest mocna, nie mechaci się, ani razu nie goliłam tego swetra, a noszę go często, jako że jest to zdecydowanie codzienny sweter. Żadnego swetra nie piorę w pralce, tylko ręcznie w chłodnej wodzie, ale niektórym serwuje wirowanie na 400 obrotach. On do nich należy. Z racji wzoru, za każdym razem go blokuję, więc nie wiem jakby wyglądał suszony tak jak cała reszta zwyczajnego prania- na sznurku/suszarce.

Sweter poniżej to Lumberjack, niedawno wydziergany dla Mateusza. Ja po prostu uwielbiam Leizu... Julie ma już teraz trzy grubości tej włoczki. Ja zaczęłam od Worsted i tak się zachwyciłam, że zamówiłam sobie ponad dwadzieścia motków DK, a i na sock przyjdzie kolej. Dlaczego tak ją lubię? Sprężysta, mocna, lekko błyszcząca (10% jedwabiu, 90% merino), gładka, miękka, odporna na noszenie, daje dużo ciepła. Zdecydowanie mój swetrowy faworyt. Dlatego właśnie z niej zrobiłam sweter dla Mateusza. Wiem, że wytrzyma wszystko. Piorę ręcznie, czasem wiruję na 400 obrotach, zależy od tego ile czasu chcę mu dać do wyschnięcia. Za każdym razem wygląda tak samo w kwestii jakości i kształtu.

O Boxy z Bamboo Fine pisałam w poprzednim poście z serii. Bambus nadal jest miękki, ale zwyczajnie się powyciągał. Sweterek wygląda nieciekawie, w ogóle już w nim nie chodzę.

Pure Merino ciągle to samo - żyje, mechaci się trochę, nadal nie jest tak delikatny jakbym tego chciała, dlatego co raz rzadziej go zakładam. No podgryza mnie skubany. Ale żyje i trzyma formę. Dawno go nie prałam, ale chyba nadal wrzuciłabym go bez skrupułów do wirowania.

Rosy Cheek zrobiłam z Jilly DiC, teraz robię kolejną rzecz z tej włóczki. To singiel, czyli włoczka 1ply. Niestety w sukience nie pochodziłam za dużo... zimą cały czas biegaliśmy i załatwialiśmy sprawy mieszkaniowe, więc sukienki wisiały smutnie w szafie, bo ja zawsze stawiam na wygodę. Mogę powiedzieć za to co mi się wydaje... Po pierwsze włóczki tego typu przerabiałabym zawsze na większych drutach niż nam się wydaje. Po praniu lekko "puchną", i wypełniają ładnie te szczeliny między oczkami. Wydaje mi się, że czym mniejsze druty, tym większe ryzyko, że nam się będzie filcować. Nie wirowałabym ich, a na pewno nie prałabym w pralce.

Lace Merino poniżej to włóczka od Lana Grossa. Zrobiłam z niej Street Chic od Asji. Dawno w nim nie chodziłam, był schowany gdzieś głęboko w kartonie i tak leżał i leżał. Nie boję się go jednak wirować, ale niestety mam wrażenie, że za mocno się wyciąga.

BFL (blue faced leicester) to wełna, którą sama farbowałam. Zrobiłam z niej Light Trails. Piorę ją ręcznie w chłodnej wodzie, wiruję na niskich obrotach, suszę zwyczajnie, na suszarce. Lubię ten sweter, jest bardzo zwyczajny i czuję się w nim komfortowo. Niekiedy odczuwam w okolicach ściągaczy lekkie podgryzanie, ale i tak go lubię. Tylko mam wrażenie, że się rozjaśnił. I leciutko się mechaci.

No i znowu Leizu, tym razem Worsted, w sweterku od Joji - Cold Breath. To właśnie dzięki temu swetrowi tak bardzo się z nią polubiłam. Noszę go cały czas, piorę często, suszę na płasko, jeśli nie wiruję, albo wieszam zwyczajnie na suszarce, gdy jednak pozwolę mu się pokręcić w pralce. Cały czas wygląda jak nowy. Niezniszczalny!
To zdecydowanie zabawny stosik ze swetrami. Dwóch z nich w ogóle nie noszę, a jeden uwielbiam!

Znowu Everlasting Sock i znowu na starej bazie. I znowu ta sama historia - super się nosi, dobrze znosi pranie, nie mechaci się, suszę tylko na płasko bo liczba warkoczy wymaga lekkiego blokowania. Czasem wiruję, ale dla niego to nic wielkiego. A sweterek to Merigold.

Alpaca była opisywana w poprzednim roku. Chyba ani razu go nie założyłam od tamtego czasu...

Z zielonym jest tak samo jak z pasiakiem. Chyba nie czuję się za dobrze w takiej zieleni.
Sukienki z Safran Drops nie noszę zbyt często. Nie pamiętam kiedy był ostatni raz... Ale ją lubię:).

Frozen Fjord powstał z Milis od Julie Asselin. Kolejny singiel - i tak samo jak z Jilly, nie odważyłabym się włożyć go do pralki. Jeśli dba się o taką włóczkę to pozostaje piękna przez długi czas, ale wystarczy raz potraktować ją surowo i może nie być już tak okazała (a single mają to do siebie, że wizualnie i namacalnie robią wielkie wrażenie). Luźne przerabianie sprawia, że nie sztywnieje po praniu, ale tak jak pisałam, ładnie wypełnia szczeliny i jednoczenie pozostaje lejąca.

No i teraz najlepsze. Alpaca z Dropsa. Chcesz mieć sweterek z tej włoczki? Trzymaj ją z daleka od pralki! Piękna jest, zwłaszcza ten kolor, ale w chwili obecnej, ten sweterek pasuje na moją młodszą siostrę. Której nie mam.

Calm to gruby singiel od DiC. Podobnie jak z cieńszymi wersjami - przerabianie na większych drutach to klucz do długowieczności takich swetrów. A przynajmniej takie jest moje zdanie podparte doświadczeniem:). Jeśli robótka jest "ciasna" to trzeba mocno uważać, żeby nie sfilcowała się w strategicznych miejscach. Piorę więc go baaaardzo delikatnie, suszę na płasko i staram się za każdym razem lekko naciągnąć. Jestem już ciut mądrzejsza i zamiast obrażać się na single, po prostu robię to co należy. Nie jest tajemnicą, że takie włóczki są delikatniejsze od tych skręconych z kilku nitek, szybciej się mechacą, ale za to potrafią być zniewalająco miękkie, pięknie uwydatniają kolory i mają delikatny połysk. Sweter (klik!) ciągle czeka na małą poprawkę - chcę zrobić mu dłuższy ściągacz na około, bo jednak brakuje mi paru centymetrów do odpowiedniego opatulenia się nim.

Z Arwetty zrobiłam moją ulubioną sukienkę - Inky. Uwielbiam tą włóczkę, mimo że trzeba co jakiś czas użyć golarki do swetrów. Jest mięciutka, znosi dzielnie częste ręczne pranie, wirowanie, suszenie na wieszaku. 

Lace od Dropsa był już opisywany w tamtym roku. Niestety ciągle zapominam, że mam tą ażurową bluzkę i wcale w niej nie chodzę. Więc żyje i ma się dobrze:).

Kolejny sweter z Calm, to Fickle Heart od Justyny Lorkowskiej. Calm, oprócz tego, że jest miękki to jest też bardzo ciepły. Podobnie jak z tym kobaltowym - piorę delikatnie w ręku i suszę na płasko. Nie radzę inaczej:).

A na koniec wszystkie moje swetry (te które opisałam powyżej) razem, w całkiem sporym wełnianym stosiku:).

Nie są to wszystkie swetry jakie wydziergałam. Pomijając te kompletnie (teraz tak myślę:)) nieudane, z początkowego okresu mojej przygody z wełną, zabrakło to jeszcze kilku... Na przykład Carpino. Nitka, o której pisałam w poprzednim poście, zerwała się niedługo po, i Carpino umarło. Może i udałoby się je naprawić, ale tam się stały jakieś dziwne rzeczy - nitka się zerwała, kilka naokoło się sfilcowało i naprawdę mimo chęci poległam. 
Sweter Mateusza, Hell's Kitchen poszedł w zapomnienie bo nie do końca mi się udał. Myślałam, że będzie po blokowaniu w miarę trzymał formę, ale niestety z prania na pranie rękawy robiły się co raz węższe, korpus jakby lekko przykrótki. Nie wiem... Coś mi w nim nie pasowało. 
Kremowa Vitamina D, zrobiona z Silk Yarnart przestała być wyjściowa już po paru noszeniach. Włóczka początkowo bardzo miękka, po kliku (delikatnych) praniach stała się nieprzyjemna w dotyku i zaczęła się filcować pod pachami i wszędzie tam gdzie często się ją dotykało.
I chyba najgorsza strata... Zielony, mięciutki sweter - Breezy Cardigan. Obiecałam sobie wtedy, w lutym, że nie włożę go do pralki. I nie wiem co mnie podkusiło... wywirowałam i go straciłam. Znowu młodsza siostra by się ucieszyła. Choć i tak nie wyglądał już jak dawniej. A był wyjątkowy! Niesamowicie miękki i przytulaśny! 

Ta seria, tak myślę, ma pomóc/przestrzec/doradzić nie tylko Wam, ale i mi. Taki dowód na to co robiłam, dlaczego się stało tak a nie inaczej i co powinnam robić w przyszłości. Jak zrobię nowy sweter to zawsze mogę zajrzeć i zobaczyć co robiłam z tą włóczką dwa lata temu i jak to się skończyło. Poza tym widzę jak na dłoni jakich kolorów mi ciągle brakuje w szafie i ile swetrów udało mi się wydziergać przez ten czas i jak bardzo "nie mam w czym chodzić":).

Czekam na Wasze rady i spostrzeżenia!
Pozdrawiam ciepło,
Marzena

31 komentarzy:

  1. http://ankikankankiskakanki.blogspot.co.uk/2012/03/kolejny-recykling.html
    Kochana, na sfilcowane welniane wyroby moze pomoc informacja z powyzszego linku. Jak widac w komentarzach- raczej dziala.
    Szkoda sfilcowanych dobr....
    Dzieki za podzielenie sie doswiadczeniami, to zawsze jest w cenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale piękny post! Przyznam, że poprzedni znam i pamiętam. Nawet zaglądałam, żeby zasięgnąć wiedzy, ale moja pralka nie ma chyba 400 obrotów tylko więcej, więc tylko ręcznie piorę - nawet skarpetki.
    Ah! A te swetry wszystkie! Jak ja Ci zazdroszczę! Nadal dziergam od października Lukrecje z DiC Sock i tak mi opornie idzie. Chyba nigdy nie skończę :-)
    Piękne zdjęcia sweterków! Po prosty piękne! !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Myślę, że każdy jest dobry w czymś innym... Ty kobieto za to zrobiłaś ostatnio więcej czapek niż ja w ciągu całego mojego życia:). Jestem dziewiarką z trzema czapkami, jednymi rękawicami i dwoma kominami.

      Usuń
  3. Ty jednak jesteś hardcorem, ja się boję nawet sweter odwirować w pralce, nie prałabym za nic w świecie czegoś, co miesiąc dziergałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja nic nie piorę w pralce:) Czasem tylko wiruję i nieposłusznie suszę na suszarce:)

      Usuń
    2. Z wyjątkiem tych co uprałaś i tego nie przeżyły :P

      Usuń
    3. Ten z Alpaki i Breezy były tylko wirowane... w pralce prałam tylko bambusa i bawełnę. Wełnę się boję!:)

      Usuń
  4. ja niestety zaszalałam z Calm-em i włożyłam na płukanie i wirowanie do pralki ... no i mam mały, sztywny sweterek :-) ale spróbuje z octem - może akurat zadziała :-)

    pozdrawiam
    Iga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj i daj znać czy działa. Szkoda, że tak się narobiło:(

      Usuń
  5. Bardzo ciekawie opisujesz - i bardzo przydatna wiedza dla innych koleżanek dziewiarek :)
    A jak blokujesz swetry i sukienki po kolejnym praniu? Rozpinasz na maksa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystko blokuję, tylko to co ma wzór, a nawet nie zawsze:). Najczęściej rozkładam na płasko, tak żeby wyglądało jak najlepiej i tylko w kilku miejscach przypinam, żeby mi się nic nie osunęło. I najczęściej przypinam tylko w okolicach warkoczy/ażuru. Rękawy sobie odpuszczam, tylko ładnie je układam, żeby nie było zagięć.

      Usuń
  6. Fajny post, ładne zdjęcia. Ja zawsze wszystkie moje dziergadła piorę ręcznie w letniej wodzie i suszę na płasko..., czasami już mi ręce opadają, bo fajnie się nosi, a później trzeba to wszystko prać ręcznie. Uh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jeszcze dodam, że np. bardzo gryzące skarpetki po wypraniu [w szamponie do włosów] zostawiam do wymoczenia się w odżywce do włosów [bo wełna, to przecież też włos] i wtedy wełenka jest bardzo mięciusia i mniej gryzie, albo w ogóle. Tak można zrobić również ze swetrami i z czapkami, które nie miłosiernie gryzą w czółko. :-] Dowiedziałam się o tym na jednym z youtubowych knitting podcast. Pozdrawiam

      Usuń
    2. Na gryzienie polecam też moczenie w roztworze mocznika :)

      Usuń
    3. Dzięki dziewczyny za rady odnośnie gryzienia!

      Usuń
  7. Ja tylko w dwóch kwestiach...
    NIE LUBIĘ SINGLI.. po sfilcowaniu pięknej chusty je szczerze znienawidziłam i unikam jak mogę... w zasadzie od tamtej pory ( dawno to było) kupiłam jeden raz- z niedopatrzenia... na szczęście dodatek sztucznego zpowodował że sweter żyje i ma się dobrze... a odkąd sama przędę, nie wyprodukowałam ani jednego singla i raczej już tak zostanie....
    I absolutnie nie mam zamiaru odwodzić od singli, jak ktoś lubi proszę bardzo, ja nie....
    Druga sprawa to w kwestii mechacenia... zazwyczaj tak jest że te delikatne wełny bardziej się mechacą i zarówno BFL jak i merynos to potwierdzają, ja mam z BFL'a mitenki, a że jest to wełna jeszcze z dodatkiem króliczej angory, to mechaci się na potęgę... ale lubię je i po prostu golę często...
    Mówi się że te prymitywniejsze (ostrzejsze) rasy owiec, a raczej wełny mniej się mechacą choć i tu bywają wyjątki... uwielbiany przeze mnie szetland, ma właśnie różnie... mam udziergi które w zasadzie od nowości były golone może ze 2 razy, a za to wrabiany sweter (jakieś mam takie wrażenie że szary szetland gryzie mocniej niż biały) mechaci się jakoś bardziej...
    I na koniec wszystkie udziergi piorę ręcznie... niekoniecznie w chłodnej wodzie, ale zawsze pilnuję aby nie było skoków temperatur, bo to właśnie filcuje (w końcu przy farbowaniu działa się 100st. a czesanki wychodzą z tego bez szwanku) czytałam gdzieś że niektórzy stosują taką metodę, że nabierają wodę na wszystkie etapy prania (łącznie z płukaniem) i po kolei ulewają sobie do aktualnej fazy procesu, bo przecież woda podczas prania stygnie, więc na płukanie stygnie sobie wtedy w osobnym naczyniu... ja tak nie robię, ale prze ostatecznym wrzuceniem do płukania swetra, sprawdzam czy woda z niego kapiąca jest mniej więcej tak samo ciepła co woda w misce...
    Większość rzeczy wiruję (niestety z tą alpaką dropsa masz rację :( ) a przy tym jak wrzucam do wirówki to każdy sweter (lub skarpetki na raz) wrzucam do siatek do prania, lub do poszewek na poduszki... w ten sposób mam pewność że nie poplączą się np. rękawami i nic im nie będzie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam małe doświadczenie, właściwie to wręcz żadne. Zrobiłam dla mojego F sweter z DROPS Alpaca - z tą nitką obchodzę się jak z jajkiem i to wyjątkowo kruchym. Trzęsę się nad nią bardzo, nie zamierzam eksperymentować. Chyba dlatego, że to pierwszy (jak dotąd jedyny) mój sweter na drutach zrobiony, wymagający wieeeeele czasu i zawierający w swoich oczkach ogrom miłości ;) Jakbym go popsuła to bym chyba razem z nim się w przepaść rzuciła :D
    Mam jeszcze jeden sweter swój, szydełkowy. DROPS Karisma, niby producent wprost mówi, że znosi pralkę, ale ja podchodziłam do tego z nieufnością. Pierwsze kilka prań odbyło się za pomocą rąk. W tym jedno pechowe - zostawiłam go do ręcznego prania, a moja mama postanowiła mi pomóc. I wszystko fajnie pięknie, tylko takiego mokrego wysuszyła go na wieszaku - wydłużył się o jakieś 15 cm... na szczęście fason ma taki, że mu to jakoś bardzo nie zaszkodziło, tylko rękawy muszę wywijać ;) Ale od tego czasu już wrzucam go do pralki po prostu, co ma być to będzie ;)

    Ale jak patrzę na ten Twój stosik to ma takie wielkie ochoty, wiele ochot i pragnień. Wełenkowych pragnień, sweterkowych pragnień... ciekawe kiedy ja się takiego stosiku dorobię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że się "trzęsiesz"! Ja się nie bałam i patrz co narobiłam:)

      Usuń
  9. Ja o włóczkach z niższej półki, ale może komuś się przyda. :)
    Test pralkowy zdany celująco- włóczka Lima od Dropsa i Peruvian od Filcolany- woda zimna 30 stopni, program pranie wełny/ręczny i wirowanie na 400 stopni. Z pralki wyjęłam dokładnie to samo co włożyłam. ^^
    Malabrigo jeszcze się boję wkładać do machiny, ale ilość swetrów rośnie, więc jak myślę, że każdy będę musiała wyciskać z tej wody ręcznie, to az mi słabo. :p

    OdpowiedzUsuń
  10. Marzenko - ale masz cudną kolekcję sweterków! Szczególnie spodobało mi się pokazanie ich w zestawach kolorystycznych. Tak się napatrzyłam i doszłam do wniosku, że nie mam niczego w kolorze różowym. Czyli - po moich granatach przyjdzie czas na róże. Dziękuję, że napisałaś o tych włóczkach. Ja strasznie nie lubię kiedy włóczka się mechaci - mam taki ładny czerwony sweterek z wełny z jedwabiem, włóczka kosztowała niemało a sweter nie nadaje się do założenia przy ludziach - nawet golarka nie pomaga... Szkoda mi strasznie, bo tyle się odziubałam na drobnych drutach, jest taki mięciutki i delikatny ale niestety nie nadaje się do częstego noszenia.
    Pozdrawiam Cię serdecznie,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już swoją fazę miałam. Rok temu:). Wydaje mi się, że teraz brakuje mi fioletów, zieleni i czerwieni. I może czerni?
      A mechacenie potrafi zniechęcić do noszenia swetra... Ja czasem mam też wrażenie, że mi się np. pod pachą leciutko filcują. Nie wiem czemu...

      Usuń
  11. Kochana Marzenko ;)
    Już po raz trzeci czytam tego posta i dzięki niemu wiem co kupie, gdy uszczuplę swoje wełniaste zapasy. Kolekcja cudownie ogromna. Aż mi wstyd, że ja takiej nie mam. Mam nieśmiałe pytanko, jakim aparatem robisz zdjęcia lub co polecasz dla kogoś z skromnym portfelem. Odkąd prowadzę bloga nie jestem zadowolona z moich zdjęć............. a u Ciebie tak cudnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu dorobisz się takiej, na pewno! Ja oczywiście twierdzę, że nadal mam ich za mało. Bo przecież tyle kolorów, nitek i wzorów jeszcze nie spróbowałam!:)
      Ja robię zdjęcia lustrzanką, canon 1000d. Ale "sekret" tkwi w obiektywie. Mam jasny obiektyw. Aniu zapraszam Cię do mojej serii o fotografii. Może w czymś Ci pomoże? Coś wyjaśni?
      http://welnianemysli.blogspot.com/search/label/fotograficzne%20czwartki

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
  12. A ja mam pytanie techniczne ... Czy Frozen Fjord z Milisa czasami nie farbuje w praniu? To znaczy, czy aby niebieskie paski nie puszczają koloru i nie szkodzą tym szarym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że nawet (piorąc go pierwszy raz) nie pomyślałam, że możne się coś wydarzyć? Na szczęście nic a nic nie puszcza koloru. A na pewno nie farbuje:)

      Usuń
  13. Kolekcja imponująca! Cały tekst przeczytałam bardzo uważnie , notując sobie w pamięci co ważniejsze informacje, pozdrawiam serdecznie:))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Marzenko! Dziękuję za cenne uwagi dotyczące zachowania się Jilly po praniu (że puchnie). Przymierzam się do sweterka z tej włóczki i teraz zastanawiam się czy wybrać druty 3,5 czy 4,0.
    Na podstawie próbki normalnie zdecydowałabym się na 3,5, ale teraz mam zagwozdkę ...
    Co radzisz? Czy Jilly po praniu zdoła wypełnić te dziury powstałe w robótce na drutach 4,0?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli próbka na drutach 3.5 wyszła Ci taka akurat, to wzięłabym druty 4. O ile nie prałaś próbki. Ja dziergałabym normalnie taką cienką nitkę na drutach 3mm, ale w przypadku Jilly czy Milisa, używam 3.5. Pozdrawiam!

      Usuń

TEN BLOG JEST ZAMKNIĘTY. NIE ODPOWIADAM JUŻ NA ZAMIESZCZANE KOMENTARZE. POZDRAWIAM! :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.