Po 16 dniach urlopu przyszedł czas na powrót do... domu. Tak, do domu, bo mimo że Wrocław początkowo był tylko naszym miejscem do studiowania, i mimo że przez pierwsze lata czuło się, że to jednak tam, te 450 km dalej jest nasz "dom", teraz "jak w domu" czuję się raczej już we Wrocławiu. Tu mamy wszystkie nasze rzeczy, wszystko stoi na swoim miejscu, to we Wrocławiu żyjemy i pracujemy. Ustka to rodzinne miasto, które... odwiedzamy. Kiedyś musiało to przyjść. Przyszło i nie jest mi z tym aż tak źle.
No więc wróciliśmy, wypoczęci i opaleni! Przez cały ten czas pogoda była cudowna, więc plażowanie było praktycznie dzień w dzień. Niestety Bałtyk postanowił sprowadzić jakieś niemiłe prądy, które przeniosły zimne wody głębinowe nad brzeg. Przez półtora tygodnia woda była... lodowata! Żal mi było bardzo, bo tego mi najbardziej brakuje we Wrocławiu - możliwości ochłodzenia się w wodzie (którą uwielbiam!). Mateusz dzielnie pływał każdego dnia (ja nie wiem, co on z Grenlandii jest?), a ja dopiero pozwoliłam sobie na kąpiel pod koniec urlopu, gdy woda osiągnęła pożądaną temperaturę.
A tak Mateusz pewnego mglistego, ale ciepłego dnia postanowił wejść do tej przeciepłej wody:
Oprócz leniuchowania w słońcu (a co w zasadzie nadal jest leniuchowaniem) czytałam i dziergałam, z naciskiem na to drugie. Sukienka już prawie, prawie gotowa! Jednego dnia nie dałam już rady i zabrałam się za sweterek. I pomogło. Na drugi dzień z większą ochotą zabrałam się za dokańczanie pierwszego projektu. Został mi jeden rękaw i kawałek drugiego, plus wykończenie dekoltu. Czyżbym miała skończyć w tym tygodniu?:).
Nawet udało mi się dziergać w towarzystwie! Wolne krzesełko należy oczywiście do fotografa, który nie wiem czemu woli czytać bez dziergania...
Taką oto mamy plażę:
Mówiąc My, nie mam na myśli Ustczan. Na tą plażę nie każdy ma możliwość wejść, ale dzięki temu jest cicho i spokojnie. Można być sobą:).
Wszystkie zdjęcia są z tego samego dnia. Od rana nad morzem wisiała mgła, dość gęsta i sięgająca daleko. Na koniec, tzn. po piętnastej było już całkiem nieźle.
Jeszcze jedno zdjęcie z pięknego, nadmorskiego lasu, które wykonał Nam plecak. Tak, plecak. Taki nowy statyw:).
I na koniec pochwalę się, a co. Ostatniego dnia upiekłam... dobra, upiekliśmy bułeczki cynamonowe. Któryś raz już przeczytałam w szwedzkiej książce o takich smakołykach, i za każdym razem ślinka ciekła. Postanowiłam zwyczajnie w świecie zrobić szwedzkie bułki w Polsce. Czasem trzeba zaszaleć. I tak bardzo nieskromnie powiem, że były przepyszne!
A teraz ogłoszenia:
1. Dziś o 17:00 odbędzie się spotkanie robótkowe. Spotykamy się we Wrocławiu, w Parku Staromiejskim, przy wejściu od strony Teatru Lalek. Należy zabrać coś do picia, przegryzienia i dziergania:). Obecność obowiązkowa! Zapewniam dobre towarzystwo:).
2. Niedługo będę składała zamówienie do Dream in Color. Bardzo proszę o sugestie (w komentarzach: kolor i ilość) jakiej włóczki Wam potrzeba.
3. Przypominam o promocji na wełnę firmy Drops!
Pozdrawiam, Marzena.
Ale cudowna plaża! Ja nie znoszę plaż... bo są tam zazwyczaj tłumy ludzi, wrzeszczących dzieci, biegających psów. No nie lubię i już. Ale na tej plaży to bym z radością usiadła - i też z robótką :) I do tego to wyśmienite towarzystwo! Aż zazdroszczę :) Ja też dzielnie dziergam, pomimo upałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!!!!
Asia
Na tą zatłoczoną nawet nie zaglądam. Nie dałabym rady...
UsuńPozdrawiam!:)
Wyczekałaś z tymi bułeczkami aż wyjedziemy, wredoto! Dzięki serdeczne!
OdpowiedzUsuńByło pięknie przez cały lipiec. Mam nadzieję, że cały czas tak jest. niech inni też się radują i korzystają z uroków plaży.
No i co ja mogę powiedzieć? Natchnęło mnie rano!:)
UsuńKocham polskie morze, mimo lodowatej wody. Szkoda, że mieszkam bardzo daleko od Wrocławia. Chętnie przyszłabym na spotkanie robótkowe :) Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie - tylko wirtualnie, ale zawsze...
OdpowiedzUsuńKiedyś trzeba jednak do Wrocławia przyjechać! Jak daleko? Zaraz ocenimy:).
UsuńWidzę, że odwiedziłyśmy Ustkę w tym samym czasie, ale nie spotkałam bratnich dziergających dusz,bo w ten mglisty dzień wybrałam się plażą w przeciwną stronę, niestety.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Ola.
Olu, najczęściej w Ustce bywałam całe wakacje (w czasie studiów, wcześniej tam mieszkałam), a teraz pojechaliśmy tylko na 2 tygodnie i proszę! Wybrałyśmy ten sam termin. Szkoda, że nie wiedziałam!
UsuńJa ostatnio też marzę o plaży, ale to chyba dopiero za rok. :(
OdpowiedzUsuńTe bułeczki tak apetycznie wyglądają, mniam... uwielbiam cynamon, też będę musiała wrzucić niedługo takie ślimaki.
Amanita! Rób, one są przeeepyszne!
UsuńTaka plaża-bez tłumu ludzi,nadmiernej ilości wrzeszczących,rozkapryszonych dzieci i uciekających psów-nie tylko w Ustce, następna, mi znana , w Kuźnicy na Półwyspie Helskim. A i Bałtyk tak samo zimny...Pozdrawiam:) Gosia
OdpowiedzUsuńMieszkałam nad morzem 7 lat i musiałam wrócić do wielkiego miasta. Tyle lat minęło a ja tak bardzo nadal tęsknie za morzem, za pustą (czytaj bez tłumu wczasowiczów) plażą. Piękna plaża, piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńBułeczki fantastyczne..miałam okazję spróbować. A pogoda? Oddajcie nam słońce,które porwaliście do Wrocławia!
OdpowiedzUsuńAle u nas słońca brak. I dobrze!
UsuńPiękna ta wasza plaża. Gdzie sobie można taką prywatną zamówić? :)
OdpowiedzUsuńA muszę się pożalić, że ostatnio wpadłam na chmurkową stronę żeby kupić Socka Tidal i... ktoś mi go sprzątnął. Dwa motki zostały :( No złość normalnie! ;))))
UsuńTo jest wojskowa plaża, tylko dla posiadaczy przepustki:).
UsuńA Tidal leżał, długo nieruszany, aż tu nagle ostatnio się wyniósł. Będzie jeszcze:)
Marzenko, dziekuje, ze do mnie "zapukalas" bo dzieki temu natrafilam na Twoj blog, a tu tak milo, ze rozgaszczam sie na dobre. Dziewczyny wygladacie CUDNIE na plazy z drutami:) Piekne dzianinki tworzysz, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń