Jakiś czas temu, na blogu Asji, można było przeczytać bardzo ciekawy post na temat uzależnienia od włóczek. Od tego czasu częściej myślę o moim włóczkowym szaleństwie, a nawet o tych niewłóczkowych. Okazało się, że mam ich kilka. Dla innych mniej lub bardziej zrozumiałych, mniej lub bardziej poważnych - jakkolwiek są odbierane, są to moje własne szaleństwa, którymi chciałabym się z Wami podzielić. A zobaczcie sobie jaka jestem świrnięta, a co!:)
Włóczkoholizm ewidentny. Jak pewnie każda z Was, choruję na piękne motki, wzory, akcesoria - no wszystko co ma związek z dziewiarstwem. Ciągle mi mało. Gdyby nie ograniczenia finansowe byłabym w stanie zakupy włóczkowe robić codziennie. Kilka razy. Na minutę.
Ciągle myślę o motkach, śnię o motkach, przed snem wymyślam nowe wzory - co sprawia, że kładąc się spać po 23, zasypiam dobrze po północy. Dobrze jest mieć kogoś kto to wszystko rozumie, bez zbędnych wyjaśnień. Udało mi się:). No i mam Was oczywiście. A reszta rozumieć nie musi!
Gdyby tego było mało to...
Myślę, że większość ma ulubioną książkę czy film, pewnie nawet niejeden. I ja tak mam oczywiście, ale na szczycie tego wszystkiego stoi... film "Władca Pierścieni". Nie, to nie jest po prostu film numer jeden na mojej liście. To istne szaleństwo! Nie skłamię jeśli powiem, że od nakręcenia filmu obejrzałam go (szkoda, że nie liczyłam dokładnie) ponad dwadzieścia razy. I to części rozszerzone, ponad 3,5 godziny każda. Obejrzałam również materiał z planu filmowego.
Ostatnio zaczęłam pierwszą część, jutro czas na drugą. I za każdym razem gdy go oglądam jestem tak samo zachwycona - wszystkim. Najciekawsze jest to, że nigdy nie przeczytałam książki (jest plan to zmienić), ale przeczytanie ich z pewnością nie zmieni mojego podejścia do filmu. Podejrzewam, że reżyser pozmieniał to i owo, uciął to i owo (częściami rozszerzonymi pewnie nadrabia), ale to nieważne.
Jest to jedyny film, który tak na mnie działa, ale uwielbiam mnóstwo innych. Na filmy Tarantino mogłabym chodzić po dwa razy do kina. Ale to całkiem coś innego. Niewytłumaczalnego:).
Mogłabym na tym skończyć, ale...
Czy można się uzależnić od herbaty? Bo ja z pewnością jestem uzależniona. A raczej My. Pijemy o każdej porze, z nudów, z ochoty, z przyjemności, u gości, do śniadania, obiadu, kolacji. Rano, popołudniu, wieczorem, w nocy. Nigdy za wiele. Pijemy ciągle!
Ale nie tylko herbaty z supermarketu. Jak tylko przyjeżdżamy do Ustki, zaraz lecimy do herbaciarni (we Wrocławiu nie znajdziecie tak klimatycznego miejsca...), za każdym razem wybierając inną. Czarną, zieloną, białą, czerwoną. Obojętnie. Mateusz wybiera po nazwach - wiadomo, czym śmieszniejsza nazwa, tym lepszy smak (śmiem wątpić). Ja wybieram po składzie. Owocowe, wędzone, ziołowe, czekoladowe, z alkoholem. Dla pewności, że nie wybierzemy takiej samej herbaty co wcześniej, prowadzę listę w telefonie! Czy to nie szalone?
"-Co chcesz pod choinkę?" - "Herbatę, no i puszkę na herbatę."
I tak zbieramy puszki, które w naszej mikroskopijnej kuchni się nie mieszczą. Herbaty, zaparzacze, dzbanki.
Puszki, bo to najlepszy sposób na przechowywanie herbaty. Można trzymać w słoikach, ale światło dzienne im szkodzi. Jest mnóstwo innych sposobów na przechowywanie, jednak najlepszym dla herbaty (i na tym nam zależy) są szczelne, metalowe puszki. Dłużej zachowują zapach, smak i właściwości.
Prawie koniec, gdyby nie...
Wspomniałam pewnego razu o nowej kwiaciarni zaraz obok mojego mieszkania. Piękny wystrój, piękne kwiaty. Kupiłam hiacynty, kupiłam piękną doniczkę. No i okazało się, że mi mało!
Dostałam wczoraj kolejnego kwiatka, a wieczorem kupiłam następnego. To dopiero młode szaleństwo, ale już zaczynam się bać... Mam storczyka, kaktusa, hiacynty, żonkile, kalanchoe i ciągle mi mało.
Mam tylko jedno okno w mieszkaniu. Jeden parapet. Kiedyś cały pusty, teraz w 1/3 zapełniony kwitnącymi kwiatami. To idzie w złym kierunku:). Dobrze, że kosztują niewiele, bo inaczej...
I na koniec...
Kto normalny lubi jesień? Zima - piękne krajobrazy pokryte śniegiem, góry, narty. Wiosna - kwiaty, słońce. Lato - ech, no nie wspomnę:). Ale jesień?
No dobra, ja lubię jesień. Od zawsze lubiłam. Nie dość, że to czas moich urodzin, to jeszcze... Jeśli ktoś nie mieszka nad morzem, albo nie odwiedził nadmorskiej miejscowości jesienią, może nie wiedzieć o czym mówię. Czy jest jakaś piękniejsza pogoda niż silny wiatr, deszcz i sztorm? No chyba nie, prawda? Czekałam po każdych wakacjach na ten okres, gdy zaczynały się sztormy. Odgłos wyjącego wiatru to naprawdę piękny odgłos!
Moje wymarzone miejsce do życia? Skalny klif, w dole szalejące morze, ciemne chmury na horyzoncie i silny wiatr. Poza tym cisza i spokój. Czyżby znowu szaleństwo?
Idealnie prawda?:)
Jeśli chodzi o posiadaniu bzika na punkcie miejsca do życia, to chyba każdemu przychodzi od razu do głowy Ewa:). Mogę tylko jej pozazdrościć możliwości!
Z szaleństw to chyba wszystko. Mam oczywiście wiele innych zainteresowań (oby się w szaleństwa nie zamieniły): gry komputerowe, za czym idzie kupowanie ich na potęgę, książki, muzyka, ostatnio buty (o nie, jestem prawdziwą kobietą:( ) itd. Czasem nie zauważam, gdy któreś z nich zmienia się w fioła. Po pewnym czasie sobie to uświadamiam i wiem, że już jest za późno:).
Jestem bardzo ciekawa Waszych niedziewiarskich szaleństw, napiszcie o nich choćby w kilku słowach:).
Pozdrawiam, Marzena.
Zamiłowanie do jesiennego klimatu nad morzem - rozumiem i w pełni podzielam, choć morze mnie konkretnie podobną pogodą urzekło wiosną wczesną przed paroma laty. Do filmów mam podobny stosunek, do "Władcy.." też zasiadałam wielokrotnie, motkoszaleństwo mamy wspólne:) to oczywista oczywistość...
OdpowiedzUsuńZ innej bajki - zamiast herbaty - mogłabym się kąpać w kawie... nie wiem co ona w sobie takiego ma, smakuje mi każda, parzona w ekspresie, z mlekiem, miodem, alkoholem... mmmmm:)
Na dokładkę powiem, że to co w nas szalonego - mam wrażenie nas ubarwia i wyróżnia z tłumu, i im więcej dziwactw tym nasze życie piękniejsze :)
Więc życzę Ci, żeby zamiast parapetu pojawiła się u Ciebie dżungla kwiatów, zamiast dywanów - leżały motki, a tuż pod ręką koło poduszki leżał notesik, w którym te wyśnione projekty po przebudzeniu skrzętnie zapiszesz - ku naszej radości :)
Jakie piękne życzenia Asiu!:)
UsuńJak zaczynam mówić nie dziergającym koleżankom o motkach to patrzą jak na szaloną:). Mateusz łapie się za głowę gdy znowu jęczę: "Obejrzymy Władcę Pierścieniiii?", jak możesz przeczytać niżej w komentarzach nasze herbaciane szaleństwo widać przy każdej okazji:). Ale masz rację! To coś co nasz wyróżnia!
Jak to dobrze wiedzieć, że człowiek nie jest sam w swoim szaleństwie. Ja mam podobnego świra na punkcie filmu z tym, że ja namiętnie oglądam Harrego Pottera. Znam te filmy już chyba na pamieć. Każdą książkę pochłaniałam w kilka dni jak tylko się ukazywały i już się nie mogę doczekać kiedy będę je czytać młodej :)
OdpowiedzUsuńBzik włóczkowy to oczywista oczywistość :) (po wczorajszym spotkaniu miałam piękny sen włóczkowy :))
I jeszcze jedna rzecz, nie wiem czy to bzik ale ja uwielbiam chodzić do księgarni. Uwielbiam przebywać wśród książek, nie muszę ich kupować, ale samo oglądanie daje mi wiele radości :)
A od kiedy przeczytałam Hobbita mam wielką chęć przeczytać Władcę pierścieni pewnie niedługo się za nie zabiorę. Filmów jeszcze nie oglądałam, chcę zacząć od książek.
Jesień tez lubię bo też mam wtedy urodziny :) a to co piszesz o sztormowej pogodzie to jest to jedno z moich marzeń, żeby zobaczyć sztorm na morzu.
No pewnie, że się nie jest samemu! (Ta, ta.. napisałam tego posta, żeby to właśnie sprawdzić:)). Ja ostatnio obejrzałam wszystkie części Harrego. Nie czytałam niestety. Teraz pewnie się już nie zbiorę. Co do znania wszystkich dialogów - wyprzedzam co ważniejsze kwestie o parę sekund, oczywiście wypowiadając je na głos:)
UsuńTak! Ja jestem nałogowym herbaciarzem :) Nałogowo, litrami, dzbankami. Szczególnie czystą zieloną. Uwielbiam każdą herbatę, no może poza rooibosem.
OdpowiedzUsuńA włóczki to oczywiste, ale tutaj staram się mocno ograniczać, tym bardziej, że moje ulubione kłębki to Malabrigo, więc muszę sobie to szaleństwo bardzo dawkować. :p
I walczę ze zdjęciami, które się nie udają :< [mam fujifilm finepix s2000] zmieniam niby przysłonę, ale z rozmazania nici.
Spróbuj proszę ustawić najmniejszą przesłonę i jednocześnie największe (optyczne) przybliżenie.
UsuńA mi się przypomniało: kolejny mój "nałóg"- kubki, filiżanki, szklanki... czasem, aż nie wiem z którego mam pić :)
UsuńHm, nadal średnio, ale jak porządnie naładuję baterie w aparacie to spróbuję kolejny raz.
Przeczytałam, że wielkość matrycy ma duże znaczenie jeśli chodzi o rozmycie tła. Mimo że masz niską przesłonę możesz nie uzyskać dobrego rozmycia, zwłaszcza na małym przybliżeniu (mała wartość ogniskowej). Aparaty cyfrowe zazwyczaj mają małe matryce. W najzwyklejszej lustrzance już jednak można to rozmycie dobre uzyskać.
UsuńA i kubki też uwielbiam!:)
O bziku herbacianym coś wiem. Te stosy kubków zalegające pokój na górze i kuchnię! Wędrówki góra, dół, góra, dół.
OdpowiedzUsuńNo ktoś tyle kubków kupił:). Jakby były dwa to z konieczności byłyby myte od razu:)
UsuńMój bzik totalny to książki,książki i jeszcze raz książki:) Potem filmy, buty również, a od roku włóczki. Tak jak i Ty z trudem opanowuję chęć do kupowania ich w hurtowych ilościach:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWitam Cię na moim blogu!
UsuńPodczas przeglądania sklepów z wełną, muszę się niesamowicie kontrolować... Ewentualnie szybko wyłączyć stronę:)
Pozdrawiam!
W połowie jak bym czytała o sobie. Herbatę jak to mówi rodzina piję bez przerwy. Nawet ostatnio zaparzam w kubku termostatycznym i biorę do samochodu jak gdzieś jadę. Ale dzisiaj miałam fajną przygodę z herbatą, zostałam przez moją mamę poczęstowana chłodną herbatą ze słoika!!! I zapach i smak przeniósł mnie w lata mojego dzieciństwa, pikniki na łonie natury, basen nad Wisłą. Przyjemne to było uczucie, zamówiłam sobie stale dowóz tej herbaty w słoiku na działkę. A i jeszcze te klimaty jesienne i morze. Mieszkałam nad morzem siedem lat i do tej pory bardzo tęsknię za pustą plażą, za morzem w czasie sztormu albo takim zamarźniętym. Ja też zazdroszczę Ewie, a szczególnie tej odwagi, że idzie za głosem swojego serca. Będę z uwagą śledziła jej wyprawę. Gry też lubię, nawet mam xBoxa!!!
OdpowiedzUsuńAnneczko, widzę, że doskonale wiesz o czym mówię! Pusta plaża, cisza, spokój (niekoniecznie spokojne morze:)), niezapomniany klimat:).
UsuńI chyba też muszę sobie sprawić taki kubek...
Marzenko ja myślę że tych bzików znalazłabym u Ciebie jeszcze kilka....:-)
OdpowiedzUsuńTo ja najpierw podobieństwa - włóczkowe oczywiste - w każdym sklepie klikam do koszyka... do koszyka... a potem jak widzę to wszystko razem wyrzucam... za każdym razem tylko cena mnie hamuje (o dzięki Ci budżetowa wypłato),
OdpowiedzUsuńherbata - zawsze i wszędzie, ale nie każda - czerwona nie wchodzi pod żadną postacią ale cała reszta TAK - koniecznie w kubku, najlepiej dużym :) uwielbiam herbaciarnie...
buty - no wiadomo
Filmowa raczej nie jestem ale mam wielki sentyment do "nigdy w życiu" bo obejrzałam akurat w takim momencie, że jakby o sobie - też znam na pamięć (choć już oglądam tylko wtedy jak puszczają w TV)
Władca pierścieni - przez książki przebrnęłam z wielkim trudem, film tylko drugą część z czego sporą część przespałam, ale ostatnio "zaliczyłam" hobbita" i zachciało mi się przeczytać.
a z moich szaleństw osobistych to napadowe kupowanie kosmetyków, których nie używam - czasem ani razu - na szczęście nie często takie napady miewam i mam komu oddać co by się nie zmarnowało.
I nie wiem czy to pod szalenstwo podpada ale co jakiś czas postanawiam sobie coś uszyć - przygotowuję wykrój, kupuję materiał - i na tym się kończy;) wykrojów mam całą szafkę,materiałów ze dwie...
no i na koniec moje ulubione - różne gadżety do kuchni - ostatni szynkowar :))
pozdrawiam
PS no i zaczynam się "obawiać" że lada moment dopadnie mnie szaleństwo foto
Takie kupowanie dla kupowania i mi się zdarza.. Jak kosmetyki to tylko do włosów. Nie jest to bzik konkretny ale co nowego w drogerii to zaraz kupuję, o ile naturalne. W miarę:).
UsuńI z przykrością stwierdzam, że kupowanie materiały i robienie wykroju by w ostateczności nic nie uszyć to szaleństwo:). Nieszkodliwe (chyba, że dla portfela), ale najważniejsze, że Cię cieszy!
Trzymam kciuki za fotoszaleństwo!!!
Też mam swój film. Amelię widziałam mnóstwo razy. Mama się ze mnie śmiała, że dialogi to na pewno na pamięć znam.
OdpowiedzUsuńI kocham herbatę. Kupuję i piję namiętnie.
Władcę Pierścienia czytałam i mogę polecić. Podobała mi się bardziej niż film. Chociaż doceniam kunszt filmowy.
Co ważniejsze kwestie zawsze wypowiadam na głos, kilka sekund przed aktorami:).
UsuńPozdrawiam!
Ja - zdecydowanie włóczki i wszelkie akcesoria dziewiarskie, książki o tej tematyce, nowe wzory, fasony, techniki, blogi, itd. Też mi się włóczki śnią po nocach ;) np. że jem makaron, a okazuje się, że to kolorowa włóczka różnych grubości ;) Mnie się jeszcze ostatnio zamarzył kołowrotek, a to już bardziej kosztowna zabawa... ;) Oprócz tego puzzle, które z mężem układamy wieczorami nałogowo. Uzbierało się ich nam już tyle, że sięgają prawie do sufitu. Jeszcze układamy jedne, a już kupujemy następne ;) Co jeszcze? Gry planszowe i nie planszowe (znowu nałogowo) - Agricola, Carcassonne z kolejnymi dodatkami, Czarne Historie, Kolejka, Posnania, Rummikub, Scrabble... Tak spędzamy właśnie wieczory ;) No i oczywiście rowery, na których spędzamy weekendy i wakacje każdego roku, takie biking & camping czyli 800 km w dwa tygodnie, z minimalną ilością ciuchów, z mapą, kuchenką turystyczną, turystycznym ekspresem do kawy, z sakwami, karimatami, śpiworami i naszym kochanym poczciwym namiotem, który jeszcze nigdy nie zawiódł, nawet w największej ulewie. Te podróże, małe i duże, dają niezwykłe wrażenia, niezapomniane... Wolność, wiatr we włosach, reset umysłu, nicniemuszenie, wielka przygoda, każdego dnia nocleg gdzieś indziej, gdzie tylko chcemy, zupełnie jak dwoje małych dzieci ;) Od tego jesteśmy uzależnieni. Na to moglibyśmy wydać każde pieniądze :) A północ się marzy! Zdecydowanie północ, nie zachód, nie południe, nie ciepłe egzotyczne kraje, ale właśnie północ, być morze wschód (Rumunia, Węgry)... A koty? Zapomniałabym! Przecież jeszcze koty! :):):) Każdy ma jakiegoś bzika ;)
OdpowiedzUsuńmoje szaleństwa na tle twoich staja sie jakby nieco normalne (o dzięki Ci za to :))
OdpowiedzUsuńa sa one następujące (kolejność orzypadkowa):
po pierwsze - uwielbiam włóczkę, mięciutką, milutką, kolorową, gazety i książki włóczkowe kupuję namiętnie - ostatnio przeprowadzony remanent uświadomił mi, jakie mam tyły w przerabianiu, ale to mnie nie powstrzymuje od zaglądania do sklepów włóczkowych i składaniem kolejnego zamówienia; na dodatek zdałam sobie sprawę z tego, że przy zakupie zawsze mam jakiś pomysł na włóczkę, która zawładnęła moim umysłem, a potem zdarza mi się, że nie pamiętam jaki był dla niej cel wobec tego zażyczyłam sobie na urodziny zestaw kredek i zakupiłam zeszycik - żeby choć z grubsza te moje pomysły narysować, można się poczuc jak mała dziewczynka ...
po drugie - herbata, kawa kombinowana - smakowa (polecam z chili - ale w minimalnych ilościach jako dodatek do zwykłej), poza tym słodycze, no i... warzywka i owocki - z utęsknieniem czekam na wiosnę i lato, żeby to zielsko wszelkie miało swój właściwy smak
po trzecie książki - kupuję w ilościach hurtowych, lubię gdy czeka na mnie kilka w kolejce do przeczytania, czasem czytam kilka na raz :), w księgarnich (dla mojego wlasnego dobra) powinni mieć moje zdjęcie z podpisem "tą klientkę już w tym miesiącu nie obsługujemy" - niestety / stety nie mają ...
po czwarte - pani Jesień to moja ulubiona pora roku (nadal czuję się całkiem normalna :)), uwielbiam tą przemianorgię kolorów w pełnym słońcu - mogłabym tak stać i się gapić i gapić ..., a słoneczkoo juz tak nie dokucza o tej porze i przyjemnie jest
po piąte - Skandynawia, często udaje nam się spędzać wakacje w Norwegii lub Szwecji, a ciągnie nas tam z kilku powodów: nawet w lipcu upałów niet, przepiękna przyroda - dzika i wolna, widoki po prostu rozczulające, nie ma tłoku, każdego dnia jesteśmy gdzie indziej, czasem nocleg w aucie, czasem namiot albo w hytte (to już luksus), ceny wprawdzie mniej przyjazne, ale mamy na to kilka sposobów i da się jakoś to powiązać
po szóste - od kilku lat porwały nas ptasiorki, kiedyś potrafiłam rozpoznać wróbla i gołębia, a teraz ogromną satysfakcję mi sprawia nazywanie tych cudeniek, które są wokół nas, nasze weekendy, wakacje są podporządkowane ptakom - fantastyczny sposób spedzania czasu, no i uczy cierpliwości, oj uczy... żeby takiego ptasiorka podejrzeć, trzeba się troszkę naczekać :). mój mąż poluje na nie obiektywem, mnie wystarcza nasycenie oczu - szaleństwo to niestety pociąga za sobą inwestycje sprzętowe, ale czegoż się nie robi dla swoich szaleństw :)
pewnie gdyby jeszcze chwile podumać, to znalazło by się jeszcze kilka rzeczy - męża swego na wszelki wypadek nie pytam, bo pewnie dorzuciłby jeszcze kilka ...
więcej bzików nie pamiętam...
p.s. ups ... kiecki - baardzo lubię :) (to już siódme), a z filmów "Seksmisja" - śmieszy mnie za każdym razem -choć nie specjalnie jestem filmowa, z tym tematem jestem na bakier.
Och i dobrze!!!! Trzeba się czymś w życiu ekscytować, coś uwielbiać , mieć bzika na jakimś punkcie , lub kilku ;)
OdpowiedzUsuńTo nadaje życiu smaczek :)!!!
Ja oczywiście ,wełenki , książki ,czasopisma z tym związane wielbię ,wciąż i nieustanie :)
Oprócz tego ubóstwiam wić sobie gniazdko , kupować rzeczy do domu, bibeloty ,które sprawiają ,że miejsce staje się przyjazne i przytulne :)
I jeszcze by się mnóstwo tego rzeczy znalazło jakby tak się zastanowić :)
ps.Uwielbiam herbaciarnie.W Krakowie mam taką swoją ukochaną .Mają herbatę ,,Ogień z kominka" rewelacyjna jest!!!
Pozdrawiam serdecznie!!!
Bzików najpoważniejszych kilka:
OdpowiedzUsuń1. Włóczka,
2. Książki,
3. Muzyka,
4. Góry
Wszystko w ilościach hurtowych, bez opamiętania, brutalnie nadszarpujące budżet , kolejność przypadkowa. I jeszcze parę by się znalazło , boję się nawet zaczynać o tym pisać, bo strach , że nie skończę, pozdrawiam.
Z tą jesienią to Cię doskonale rozumiem - jestem znad morza z bardzo popularnej miejscowości i jesień to właśnie ten czas, gdy tłumy wczasowiczów już wyjeżdżały, w końcu można było spokojnie wyjść na spacer.
OdpowiedzUsuńZgadzam się! Puste ulice, plaże...:)
UsuńCudny post!
OdpowiedzUsuńTwoje szaleństwa mi się bardzo podobają, wydają mi się takie "normalne" :D "Władcę pierścieni" widziałam z trzy razy, przy czym dwa razy w kinie. Nie zapomnę tego drugiego razu, wybrałam się na maraton i przez cały dzień i część nocy obejrzałam trzy części pod rząd! Jejku, jak wyszłam z tego długiego seansu nie potrafiłam się odnaleźć w realnym świecie ;)
A co z grami komputerowymi? Możesz przejść obojętnie obok najnowszego wydania Twojej ulubionej gry?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe słowa :)
Miłego dnia!
Ja, co prawda nie w kinie, ale w domu, obejrzałam dobrych parę lat temu wszystkie części pod rząd z bratem - równie mocno zafascynowanym tym filmem:).
UsuńCo do gier... Jako że lat mam już >20 przestałam widzieć w grach tylko sposób na nudę. Razem z Mateuszem szukamy gier ambitnych, oryginalnych. Z pomysłem, który zaskakuje. Nowości rynkowe to niestety teraz dziesiąte części tych samym gier co parę lat temu, tylko w gorszej wersji. Jedyne co się poprawia to grafika. Ale nie grafiką człowiek gra:P. My obecnie zaopatrujemy się w humble bundle. To taka strona, gdzie sprzedaje się pakunek gier niezależnych. Tworzonych przez pojedynczych programistów, lub małe ich grupy. Płaci się za taki pakunek ile się chce. Od dolara w górę. Jak możesz się domyśleć, to wcale nie pomaga w nieskładowaniu gier na dysku... Ciągle kupujemy! Ale gry są absolutnie genialne...
No to Cię zanudziłam:)
Tak, szaleństwa siedzą w każdej z nas. U mnie oprócz włóczkowej są to książki, sukienki, buty i góry. Herbata to oczywista oczywistość i tutaj nawet nie przyjmuję do wiadomości, że to szaleństwo tylko wykwintne podniebienie:))) Jesień jak najbardziej (też mam urodziny:) ale w górach bo góry zawsze i wszędzie, wystarczy jedno słowo i ja już spakowana i w blokach startowych:))) A kwiaty zawsze są w wazonie bo jak to tak dom bez kwiatka?
OdpowiedzUsuńZatem nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńWłóczka - kupowanie bez opamiętania, dzierganie - jeśli dziennie nie przerobię choć kilka rzędów, po prostu mnie "nosi", książka - zawsze leży obok, gdy dziergam, a gdy jest ciekawa skutecznie odwróci moją uwagę od robótki, koty - w szczególności mój Bambuś, chodzący za mną jak piesek, który ma w sobie tyle czułości i jestem nią obdarzana o różnych porach dnia i nocy i wreszcie pyszne ciasta domowej roboty, ale nie mojej, bo z racji dziergania nie mam czasu na wypieki! W takiej kolejności występują moje szaleństwa!
Za herbatą nie przepadam, ale lemoniada własnej roboty staje się moim kolejnym uzależnieniem!
Serdecznie pozdrawiam:))
Aż mi się cieplej na duszy zrobiło :D Właściwie po przeczytaniu Twojego posta i dotychczasowych komentarzy mam wrażenie, że niepotrzebnie używałaś stwierdzenia "szaleństwo" bo widzę, że te wszystkie "odchylenia od normy" są całkiem popularne ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o włóczki to jest chyba oczywiste, że większość tu zaglądających ma podobnego bzika ;) Sama wpadłam w ten nałóg stosunkowo niedawno i teraz mam poczucie, że muszę jakoś nadrobić moje nieumiejętności, a pytania "kiedy", "czym" i "za co" doprowadzają do obłędu... Już po kilku nieudanych sweterkach i jednym użytkowym pojawiło się marzenie posiadania specjalnego sponsora, takiego tylko od włóczek i zabawek drucianych, a ponadto możliwości rozciągania wieczorów niczym gumy do życia :)
W przeciwieństwie do Ciebie nie mam jednego filmu, który oglądałam zawstydzająca ilość razy. Ja mam ich kilka. Jeśli wpadnę w jakiś nastrój to potrafię uruchamiać w kółko jeden i ten sam (najlepiej jeśli jest to jakaś seria, np. Harry Potter, Batman, Gwiezdne wojny, no i oczywiście Władca Pierścieni także, nie wspominając już o serialach :)
A herbata... Napisany przez Ciebie akapit dokładnie opisuje moje herbaciane zwyczaje :D Czasami łapie się na tym, że robię sobie herbatę pomimo, że nie mam czasu na jej wypicie :(
Jeśli herbata to i kubek. W to też wpadłam, jak kupię nowy to nie piję z niczego innego. Ale z upływem czasu, wracam do wcześniej zakupionych. Ot tak, żeby im nie było przykro (staram się żadnego nie zaniedbywać :)).
W kwiatki na szczęście jeszcze nie wpadłam, może dlatego, że w moim pokoju większość roślin nie przejawia chęci do dłuższej egzystencji...
Jesień też kocham. I morze. I góry. Dlatego fruwam z radości, bo mieszkam prawie nad morzem i mam możliwość odbywania jesiennych spacerów po nadmorskim parku, gdzie od kolorów aż się ryjek uśmiecha, a jeszcze jak ryjek spotka wiewiórkę to już kompletny szał :D
Muzykę też bym mogła do swoich obsesji zakwalifikować. W domu, samochodzie, pociągu... Radio muszę mieć włączone nawet jak śpię, a rano łatwiej wstać :) Jeśli cisza, to tylko gdy czytam...
JA też z pewnym zaskoczeniem dla siebie samej stwierdziłam, że mam bzika na punkcie włoczki (z zaskoczeniem, bo odkryłam to w sobie niedawno, dzięki wyzwaniu u Maknety i włoczeniu się po rożnych włoczkowych blogach). Więcej szalenstw nie pamiętam, ale miałam rożne w swoim czasie, ale jakos kolejne wypierało poprzednie. Kiedys marzyłam o tym, by życ w gorach, potem nad morzem (w Gdansku). Choc może gdybym mogła wybierac, to jednak postawiłabym na gory. Kiedys szalałam na punkcie Jamesa Deana (to zupełnie nie moja epoka, ale uwielbiam szczegolnie Na wschod od Edenu (zarowno film, jak i książkę). Muszę pomyslec o tym przed zasnięciem, fajny temat, by zasnąc z przyjemnymi myslami. Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuń