wtorek, 25 czerwca 2019

Mieszkaniowe sprawy: balkon

Jak dawno nie było postów z tej serii! Oczywiście zbiór tematów o urządzaniu jest skończony, a biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio trochę w tej kwestii zwolniliśmy, nie mam zbyt dużo do pokazania. Ale jednak coś jest - balkon na przykład (i przedpokój oraz ostateczne wykończenie salonu, o czym innym razem). Tak naprawdę to balkon zrobiliśmy w lipcu zeszłego roku, zaraz po powrocie z Azji. Po zimie odświeżyliśmy go trochę, zasadziliśmy nowe kwiaty w donicach i postanowiłam Wam go w końcu pokazać. 

To nic wielkiego - ani urządzanie, ani balkon. A jednak jest to ostatnio nasze ulubione miejsce do spędzania wolnego czasu. 
Czemu to nic wielkiego? Raz, że nasz balkon jest raczej mały - ma trochę ponad 3.5 m na 1.1m. Jest więc dość długi i wąski. Tak akurat na dwa fotele i stoliczek, ale imprezy tam nie zorganizujemy. Dwa, że to nasze urządzanie nie było bardzo pomysłowe i pracochłonne. Po powrocie z wakacji w zeszłym roku, pragnęliśmy w końcu móc komfortowo przesiadywać na świeżym powietrzu, mieć gdzie zjeść weekendowe śniadanie i czytać książki, ale jednocześnie nie mieliśmy zbyt dużo chęci na wymyślanie i planowanie. Plus zależało nam na czymś budżetowym, bo miesięczne wakacje zjadły ile tylko się dało.
 
Balkony w naszych blokach są jednymi z najbrzydszych jakie widziałam! Możecie je zobaczyć w moim pierwszym poście o mieszkaniu: klik! Zrobione po taniości, niestarannie, ot aby były! Mamy więc brzydkie szare kafle i jeszcze brzydszą szarą siatkę. Siedzenie w takim miejscu nie sprawiałoby człowiekowi żadnej przyjemności. Trzeba było to wszystko zakryć! 
Zapragnęliśmy bieli i ciepłego drewna - chcieliśmy zakupić cienkie, drewniane sztachety pomalowane na biało i zrobić coś w stylu wiejskiego "płotka". Zrezygnowaliśmy z samodzielnej pracy, a próby zamówienia takich deseczek nie przyniosły pożądanych rezultatów. Ostatecznie znaleźliśmy stolarza, ale kazał nam czekać do sierpnia. No nie, bezsensu! Przecież to już połowa lata, szkoda zwlekać. Nie taki był plan!

Mimo początkowej niechęci do trzcinowej/wiklinowej osłony, postanowiliśmy spróbować. Chociaż tymczasowo. Widok odstających i krzywo zamontowanych osłon na balkonach średnio mi się podoba, ale okazało się, że dobre przymocowanie i staranna praca jak zwykle się opłaca. By dobrze zabezpieczyć osłony przed opadaniem, użyliśmy sporo opasek zaciskowych (potocznie znanych jako trytki!). Zamontowane od zewnętrznej strony są niewidoczne. Po zimie trzeba było tylko delikatnie je docisnąć. Mata nie opada, nie odstaje, wisi równo. I sprawia, że światło pięknie przenika na balkon, jednocześnie dając odpowiedni cień. Szczerze? Nie planuję zmieniać osłony na bardziej profesjonalną! I wcale nie chodzi tu o lenistwo :)

Tak obecnie prezentuje się nasze miejsce do letniego, codziennego wypoczynku: 

Fotel Mateusza:

A po drugiej stronie moja miejscówka:

Mimo prostoty wykonania i niewielkiego wkładu jestem ogromnie zadowolona z tego miejsca! Jest cudowne, relaksujące i wygodne!

Kafle zakryliśmy podłogą tarasową kupioną w Castoramie. Są to puzzle, których montaż jest niesamowicie łatwy i ekspresowy. Trzeba było tylko dociąć kilka z nich, by wpasować je idealnie w wymiar balkonu. Po zimie musiałam je zabejcować, bo straciły swój kolor i zapewne nie byłyby odpowiednio odporne na wilgoć.

Trzcina w połączeniu z drewnianą podłogą sprawia, że jest tu niezwykle przytulnie i urokliwie! Nie czuję, że wychodzę na balkon - jest to takie przedłużenie salonu.

Jadamy tu posiłki, pijemy lemoniadę, czytamy książki, a ja oczywiście dziergam, łapiąc promienie słońca.
Ale najważniejszy element tego balonu to kwiaty. Oboje uwielbiamy naturę, kwiaty i zieleń. Według nas idealny ogród to istny zielony chaos, gąszcz dzikich krzewów, drzew i polnych kwiatów. Brak ładu i składu! Co jest w sumie totalnym przeciwieństwem tego co lubimy mieć w domu :). Marzy nam się dziki ogród, naturalny, rosnący bez kontroli, po swojemu. Ale póki co musimy zadowolić się tymi kilkoma metrami balkonu, więc postanowiliśmy stworzyć sobie sami namiastkę tego chaosu, wieszając sześć wielkich donic i zapychając je bujnie rosnącymi kwiatami i roślinami. I tak sobie siedzimy w tych kwiatach, zadowoleni z życia :) I przylatują do nas pszczoły i motyle!

Wczoraj robiłam porządku na balkonie i podcięłam surfinie, które sięgały już połowy barierki. Na zdjęciach nie są więc tak gęste jak przed miesiącem, ale myślę, że wyjdzie im to na zdrowie.

 Uwielbiam komarzyce. Niedługo jej gałązki będą wpadać mi do talerza!
 
 
Stolik i rozkładane fotele kupiliśmy w Ikei. Są bardzo wygodne i solidne. Stolik zaś jest składany, co w sumie przydaje się na tak wąskim balkonie.
No i oczywiście nie można pominąć widoku - póki co nadal możemy cieszyć oczy rosnącą kukurydzą!

Na koniec jeszcze kadr z mojej codziennej perspektywy: 
 
Druty w dłoniach, słońce i kwiaty opadające na głowę!

Być może zdecydujemy się jeszcze na zamontowanie kilku mniejszych donic, poniżej tych już wiszących, gdzie zasiejemy zioła. Za fotelami jest spora przestrzeń więc na pewno się zmieszczą.

Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

środa, 19 czerwca 2019

Rośnie coś puchatego!

Wiecie, że gdy tylko napisałam post o motkach z Chmurki, które zostawiam sobie na przyszłe projekty (klik!), postanowiłam przefarbować kremowe Alpacino DK? Skąd ta nagła zmiana planów? :) Bo spłynął na mnie pomysł i mimo wielu prób użycia innej włóczki, ten projekt widział mi się tylko w grubiutkim Alpacino! Ale absolutnie nie w kremowym odcieniu. Szybko przefarbowałam siedem motków na ciepłą szarość Grey Wolf i od razu wiedziałam, że to była dobra decyzja. Wzór, detale i krój, który mam w głowie (a część już nawet na drutach) idealnie gra z tym odcieniem! Co prawda szarość nie jest jednym z moich ulubionych kolorów, ale nie oznacza to wcale, że nie potrafi mnie zachwycić, czy że unikam go jak ognia (jak w przypadku czerwieni na przykład). Moje zainteresowanie tym kolorem wzrosło gdy zobaczyłam testowy sweterek Secret of Life w wykonaniu Kasi z bloga Wydziergane. Sweterka jeszcze nie ma u Kasi na blogu, ale niedługo będzie premiera wzoru, więc... :)

Po naszkicowaniu projektu oraz wykonaniu kilku próbek mogłam ruszać! Szybko okazało się, że muszę ciut zmienić początkowe plany, bo jak nic metoda od dołu sprawdziłaby się lepiej! Zdecydowanie częściej dziergam od góry, bez względu na krój i kształt swetra, ale też nie zamykam się na inne opcje, bo czasem po prostu TAK jest lepiej, mądrzej, wygodniej, łatwiej. Podobnie jest ze zszywaniem. Czasami naprawdę wystarczy zrobić szew w miejsce sprytniejszego bezszwowego łączenia, by poprawić końcowy efekt. 

Mój nowy projekt rośnie niesamowicie szybko (i najszersza część już za mną!), a będzie to coś w rodzaju uroczej, romantycznej puchatej bluzy. Czyli ciepły, niesamowicie wygodny i codzienny sweter dla tych co lubią słodkie detale :) Co sądzicie o tym pomyśle?

Gdy wydziergałam prawie cały korpus, zblokowałam robótkę by upewnić się, że wszystko jest takie jak powinno. Pasuje idealnie! Można lecieć dalej!

Alpacino jest tak cudnie obłe, miękkie i połyskliwe. Ściągaczowe oczka są okrągłe, mięsiste i równe - czuję się usatysfakcjonowana tym widokiem :)

Postanowiłam stworzyć dziewiarski "pamiętnik". Absolutnie nie lubię prowadzić kalendarzy czy pamiętników, ale marzy mi się piękny notes (już mam, jak widać - kupiony w Rzeczowniku) ze starannie zapisanymi pomysłami na przyszłe projekty, szkicami, detalami, kluczowymi informacjami. Problem w tym, że mój charakter pisma może uchodzić za hieroglify. Sama niekiedy nie potrafię przeczytać co napisałam! I wierzcie mi, nie ma w tym ani odrobiny przesady. Moja mama pisze równo, tworząc obłe, czytelne litery, mój tato zaś był absolutnie mistrzem wrodzonej kaligrafii - nawet się nie musiał starać! A ja co? Nawet w kratce się nie mieszczę. Litery wędrują gdzie chcą, połowa alfabetu wygląda u mnie tak samo i tylko kontekst może uratować czytającego moje zapiski. O ile uda mu się go wyłapać. Postanowiłam więc się przyłożyć. Wszak taki uroczy notes nie może byś splamiony bazgrołami! Zobaczymy co z tego wyjdzie - na pewno "pochwalę się" efektami!

Oprócz pędzenia z nowym projektem szyję ostatnie zaplanowane letnie ubrania - dwie pary szortów i jedna sukienka czeka na zdjęcia. A w weekend siadam do ostatniego topu i chyba póki co tyle mi wystarczy na nadchodzący urlop. Chciałam jeszcze uszyć jedną krótką sukienkę, ale akurat w dzień podjęcia decyzji (miesiąc! Miesiąc zastanawiałam się czy na pewno ten kolor będzie idealny!) ktoś wykupił ostatnie 3 metry. Czekam więc na dostawę - uszyję ją w sierpniu. 
Jak tylko wszystkie ubrania będą gotowe planuję post o letniej garderobie :) Ogólnie strasznie dużo mam planów na nowe wpisy, ale nadal pracuję tak jakby na trzech etatach, dzieląc czas na zamykanie sklepiku i sprzątanie "pofirmowego bałaganu", planowaniu/liczeniu/organizowaniu nowej pracy oraz na bieżącą pracę, czyli projektowanie/testowanie/pisanie wzorów. Uff :) Ale już z górki! Grunt, że praca posuwa się do przodu. 

Miłego długiego weekendu Wam życzę!
Marzena

czwartek, 13 czerwca 2019

Motki do wzięcia!

Wszystkie motki są już zarezerwowane. 

Zgodnie z obietnicą wystawiam dziś na sprzedaż motki, które z jakiegoś powodu nie trafiły nigdy do sklepiku - powstały podczas mojej zabawy kolorami, próby, sprawdzania barwników, nowych technik itp. Są to więc motki pojedyncze, ale być może właśnie tego Wam potrzeba - jednego, dwóch kolorów na chustę lub dodatku do planowanego projektu :) Jako że każdy mięciutki motek zasługuje na przerobienie, liczę na to, że uda się znaleźć im nowy dom!

Dodatkowo mam jeszcze trochę motków, które zostały niedawno zwrócone, ale jako że sklepik już nie działa, wystawiam je tu, w promocyjnej cenie.

Oprócz tego wyprzedaję kilka kłębków z mojej prywatnej kolekcji - niektóre są całe (tylko przewinięte), części użyłam odrobinę do zrobienia próbki, albo brały mały udział w jakimś wielokolorowym projekcie i zostało jeszcze sporo metrów.

Wszystkie ceny są oczywiście bardzo atrakcyjne! Liczy się tylko by spełniły swoje wełniane przeznaczenie! :)

Nie przedłużając - poniżej znajdziecie zdjęcia motków. Pod każdym zdjęciem załączam również szczegóły wraz z wagą i ceną. Proszę Was o zgłaszanie się wyłącznie na adres email: uchmurki@gmail.com - napiszcie mi swoje dane oraz nazwy włóczek, które chciałybyście kupić. Liczy się kolejność zgłoszeń - jeśli zarezerwuję dla Ciebie motki, wyślę wszystkie dane do przelewu i poproszę Cię o dane do wysyłki. Po zakończeniu sprzedaży i po zaksięgowaniu płatności wyślę wszystkie paczki jednego dnia :). Należy do każdego zamówienia doliczyć 15 zł za przesyłkę. Kolory na zdjęciach mogą się nieznacznie różnić od tych w rzeczywistości:

 Rezerwacja A1: Julie Asselin Fino w kolorze Birch (75% merino, 15% kaszmir, 10% jedwab), jeden motek 115g/370m. Tylko w zestawie, cena za całość: 210 zł

Rezerwacja B1: JA Leizu DK w kolorze Poivre (90% merino, 10% jedwab) 115g/238m. Cena 40 zł.
Rezerwacja B2: JA Nurtured Compass (100% wełna) 57g/119m. Cena 20 zł.
 Rezerwacja B3: Chmurka Ram Pam Pam, kolor podobny do Honey Comb, ale chłodniejszy (80% merino, 20% nylon) 100g/77m. Cena 35 zł. (jeden motek wystarczy na czapkę)

 Rezerwacja C1: Niefarbowana włóczka (50% wełna wielbłądzia, 50% jedwab), 100g/400m, bardzo mięciutka! Cena 45 zł.
Rezerwacja C2: Chmurka Ladysheep (90% merino, 10% jedwab), 100g/400m. Cena 40 zł.
Rezerwacja C3: Chmurka Ladysheep (90% merino, 10% jedwab), 100g/400m. Cena 40 zł.
Rezerwacja C4: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł.

 Rezerwacja D1, D2, D3: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł za sztukę.
 Rezerwacja D4: Chmurka Ram Pam Pam, mocno zszarzała mięta (80% merino, 20% nylon) 100g/77m.
Cena 35 zł.
Rezerwacja D5: Chmurka Ladysheep, głęboki morski kolor (90% merino, 10% jedwab), 100g/400m. Cena 40 zł. 

  Rezerwacja E1: Chmurka Ram Pam Pam (80% merino, 20% nylon) 100g/77m. Cena 35 zł.
Rezerwacja E2: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł.

 Rezerwacja F1, F2: Chmurka Goat on the Boat, (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m.
Cena 40 zł za sztukę.
 Rezerwacja F3: Chmurka Goat on the Boat w kolorze Old Wood (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 95g/380m. Cena 35 zł
 Rezerwacja F4: Chmurka Goat on the Boat w kolorze Truffle (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 88g/350m. Cena 35 zł.
 Rezerwacja F5: Chmurka Ram Pam Pam Raven (80% merino, 20% nylon) 84g/65m. Cena 30 zł.

 Rezerwacja  G1: Chmurka Goat on the Boat Sunny Honey (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł.
 Rezerwacja G2: Chmurka Goat on the Boat Old Letter (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir),
93g/370m. Cena 35 zł.
 Rezerwacja G3: Chmurka Goat on the Boat złoto (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir),
65g/260 m. Cena 25 zł.
 Rezerwacja G4: JA Milis, kolor Ancient Gold (100% merino), 50g/217m. Cena 25 zł.
 Rezerwacja  G5: JA Fino (75% merino, 15% kaszmir, 10% jedwab), 86g/275m. Cena 35 zł.

 Rezerwacja H1: JA Leizu Worsted w kolorze Cove (90% merino, 10% jedwab) 100g/183m. Cena 40 zł.
 Rezerwacja H2: Chmurka Goat on the Boat Governess (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 90g/360m. Cena 35 zł.
Rezerwacja H3: Chmurka Ladysheep, Valadilene (90% merino, 10% jedwab), 97g/388m. Cena 40 zł. 

 Rezerwacja I1: Julie Asselin Fino (75% merino, 15% kaszmir, 10% jedwab), 74g/240m. Cena: 35 zł
Rezerwacja I2: Julie Asselin Fino (75% merino, 15% kaszmir, 10% jedwab), 65g/210m. Cena: 30 zł
   Rezerwacja I3: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 50g/200m. Cena 25 zł.
 Rezerwacja I4: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł. 
Rezerwacja I5: Chmurka Goat on the Boat (75% merino, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena 40 zł.

 Niepofarbowane bazy:
J1: Cotton 4ply Sock, (100% bawełna) 100g/400m. Cena 40 zł.
Rezerwacja J2: Nie mam metki, niestety. Jest to na pewno kid mohair z jedwabiem (około 20%), 50g/420m.
Cena 40 zł.
Rezerwacja J3: Wool Cotton 4ply 50% merino, 50% bawełna) 100g/400 m. Cena 40 zł.
Rezerwacja J4: Organic DK (100% organic merino) 100g/225. Cena 40 zł.
Rezerwacja J5: Alpaca Silk Aran (80% baby alpaca, 20% jedwab), 100g/166m. Cena 40 zł.

 Rezerwacja Zwrócone zostały również dwa zestawy LF Nuances, w kolorze Echeveria (90% merino, 10% jedwab), zestaw 140g/480m. Cena sklepowa jednego zestawu 116 zł, obecna cena 70 zł. 


   Rezerwacja Oraz 5 motków Alpacino DK w kolorze Caramel (75% baby alpaca, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/225m. Cena sklepowa 94 zł, obecna cena: 65 zł.

 Rezerwacja I dwa motki Alpacino Caramel (75% baby alpaca, 15% jedwab, 10% kaszmir), 100g/400m. Cena sklepowa 94 zł, obecna cena: 65 zł.

Pozdrawiam Was serdecznie!
Marzena

czwartek, 6 czerwca 2019

Vertices Unite

Tę chustę miałam zrobić w Szkocji. Nie udało się oczywiście, bo na wakacjach jest zawsze tyle do zrobienia i zobaczenia, że po prostu nie myślę o przyziemnych sprawach. Zabrałam wszystkie kolory ze sobą (naiwna!), a udało mi się zrobić tylko część pierwszej sekcji :). Dziergałam głównie w aucie i wieczorami w domku, gdy wiatr wył na wrzosowiskach, a my grzaliśmy się z herbatką i książką przy kominku. 
Ostatnie sprawy, o których Wam doniosłam jakiś czas temu, nie pozwalały na leniwe przerabianie oczek bo ciągle było coś do zrobienia i zaplanowania. Ale ślimacze tempo jest lesze od żadnego, prawda? Tydzień temu zamknęłam ostatnie oczko bordera (tylko jakieś milion oczek zamykane i-cordem) i mogłam blokować! Chociaż tym razem postanowiłam tylko nadać kształt i nie naciągałam jej prawie wcale - i tak wyszła wielka!

Przy okazji sesji zdjęciowej nowej sukienki (klik!) uwieczniliśmy mój Vertices Unite (klik!) w kilku kadrach. Było bardzo ciepło, więc należało się spieszyć. I nie owijać nim zbytnio :) Oto i on:
 

Lubię projekty, które podzielone są na sekcje - ma się wrażenie, że szybko posuwamy się do przodu. Od jednej sekcji do drugiej! Progres jest dobrze widoczny i co jakiś czas następuje jakaś zmiana. W tym przypadku są to kolory i sposób dołączania nowej sekcji do całości. Bo wszystko jest oczywiście robione w jednym kawałku. 

Zapragnęłam chusty w ciepłych, spokojnych i uroczych kolorach. Wybrałam kolory z Chmurkowej palety: Pale Meadow, Sandstone, Tea Rose oraz Flower Pot. Początkowo chciałam chustę brioszkową, gdzie mocno przeplatałyby się kolory, ale wygrał minimalizm. To mój pierwszy projekt ze wzorów Westa. Mamy zupełnie inne gusta, ale niekiedy zachwyca mnie interpretacja innej dziewiarki, która mocno różniącym się od oryginału zestawem kolorów, odmienia klimat projektu! 
 

Wzór napisany jest niezwykle jasno i konkretnie! Podoba mi się ta konstrukcja :) Chociaż nabieranie oczek na border było czasochłonne, niewspominający o ich zamykaniu! Ale zdecydowanie warto. Wszystko zostało estetycznie obrysowane:
 

Zanim zaczęłam dziergać planowałam użyć jeszcze dwóch innych kolorów - brzoskwiniowego różu Tea Rose od Julie Asselin oraz bardziej złocistego Chmurkwoego Old Letter. Ale kilka rzędów i już wiedziałam, że ten drugi gryzie się z resztą, a pierwszego nawet nie przewinęłam. Rose Gold tylko delikatnie różni się od mojego Tea Rose, więc szkoda było zużywać dwa motki by użyć tak niewiele metrów. 
Użyłam drutów takich samych jak we wzorze (3.5 mm). Nie wiem czy osiągnęłam wymiary, ale w przypadku chust, zwłaszcza o takich gabarytach, w ogóle o tym nie myślę. Dziergałam oczywiście wersję dużą, bo wzór ma dwie opcje do wyboru.

Na początku dziewiarskiej przygody totalnie nie widziałam potrzeby dziergania szali czy chust. Ponad dwa lata temu odkryłam, że jednak je lubię, ale wyłącznie w tej ciepłej, "kocykowej" wersji. Używam ich jesienią czy zimą jako szalików, a czasem też w chłodne letnie wieczory do okrycia ramion na balkonie. 
I ta chusta powstała w takim celu. Do jesiennego płaszcza, którego jeszcze nie uszyłam :D


Pozdrawiam Was ciepło!
Marzena

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Kielo Wrap Dress

Sukienka Kielo Wrap jest po prostu genialna. Wiedziałam, że będzie mi się podobać, ale gdy przymierzyłam granatową wersję Ani (tej samej Ani, o której wspominam Wam od początku mojej szyciowej przygody:)) nie mogłam przestać o niej myśleć! Planowałam uszyć ją z cienkiej dzianiny, ale to lejący i śliski modal podkreślił wszystkie jej zalety i zwyczajnie zwariowałam. Dopiłam kawę, pożegnałam się z Anią i w drodze powrotnej pojechałam do sklepu (klik!) kupić dokładnie ten sam materiał, ale oczywiście w moim kolorze! Wybór nie był zbyt duży, planowałam początkowo jasny krem bądź beż, ale znalazłam coś, co bardzo przypomina mój włóczkowy kolor Flea Market - kawa z mlekiem z nutą różu. Cudownie! Nikt, po prostu nikt, nie przekona mnie bym zrezygnowała z szycia czy dziergania z takich odcieni :) 

Bez długich wstępów pokazuję Wam moją ukochaną sukienkę Kielo Wrap! Wszystko mi się w niej podoba (kłamać nie będę:)) - nietypowy, wyjątkowo kobiecy krój, lekkość i zwiewność materiału, kolor oraz niesamowita wygoda. Kielo opływa delikatnie ciało, dopasowuje się do ruchów, nie uwiera, nie krępuje. Dla mnie cudownie! 

Sukienka ma bardzo oryginalny kształt, bez wiązania wygląda o tak:
 
Tu dobrze widać jak perfekcyjnie zaprojektowany jest wzór - góra leży idealnie, nic nie musiałam modyfikować. Na mnie robi to ogromne wrażenie! W sklepach bardzo często coś się marszczy czy odstaje...

A wiązać można ją na kilka sposobów. Standardowo krzyżuje się boki z przodu, robi pełne okrążenie i wiąże paski na przodzie. O czym zapomniałam, więc kokarda dynda z tyłu :)
 
 Ale ja lubię też wiązanie w drugą stronę, czyli marszczenie na plecach, z kokardą z przodu:
 

Mimo swojej finezyjnej konstrukcji jest niewyobrażalnie wygodna! To jest właśnie to, czego głównie mi potrzeba w ubraniach. Najpierw komfort, potem wygląd.

Wybaczcie powtarzalność kadru, ale pergola we Wrocławiu to bardzo popularne miejsce. Musieliśmy więc ograniczyć się do jednej kolumny i czekać na przejście spacerujących :) 

Pierwszy raz używałam fizeliny, w tym przypadku do ustabilizowania pasków. Nie wiem co jest w tym materiale, ale uwielbiam macać te paseczki - są przemiłe w dotyku! Z resztą jak cała sukienka!

Podczas szycia Kielo nauczyłam się klasycznych zaszewek na biuście, pionowych na plecach, łączenia kawałków na overlocku oraz zrobiłam pierwszy raz takie o lamówki:

Nie wiem jak nazywa się ta technika, we wzorze użyto innej metody, a ja zrobiłam tak jak polecała Ania - musiałam trochę poćwiczyć na niepotrzebnych kawałkach. Raz, że metoda była nowa i musiałam nauczyć się trafiania igłą idealnie w łączenie sukienki i lamówki (w ten rowek:)), dwa, że pierwszy raz szyłam z dzianiny i do tego niezwykle lejącej i elastycznej! Musiałam dobrze wymierzyć napięcie materiału, pilnować dwóch warstw żeby się nie przesuwały, a krawędzie nie zawijały. Co oczywiście działo się nagminnie i spędziłam nad maszyną mnóstwo czasu używając mało różowych słów :) Raz prułam całą lamówkę (uff, nie polecam na dzianinie), ale jak widać udało się! I jestem bardzo nimi usatysfakcjonowana! Jest elastyczna, ale ładnie przylega do ciała, nic się nie marszczy, nic nie odstaje.


Jeszcze kilka słów o materiale. Ten modal jest po prostu genialny! Moja szalona jazda do sklepu, zaraz po przymierzeniu sukienki u Ani, o czymś świadczy. A musicie wiedzieć, że jestem zdecydowaną fanką tkanin.
To cienki, lejący i gładki materiał, idealny na lato. Posiada taką delikatnie brzoskwiniową fakturę, jest bardzo miękki i miły w dotyku. Trudny w okiełznaniu podczas szycia, ale jak widać nawet  początkujący da sobie radę. Tylko wiecie, kawa, ciacho i trochę cierpliwości :) 
Jeden minus - łatwo się zaciąga.

Szkoda, że wybór kolorów jest tak niewielki! I z tego co widzę to ten kolor jest niedostępny, ale może jeszcze się pojawi?

Do zszycia na overlocku użyłam szarych nici, a do wykończenia krawędzi nici Gutermann, numer 991. Wybrałam rozmiar trzeci - we wzorze oznaczony jako 36 lub 4. Potrzeba na niego niecałe dwa metry materiału.

Przy okazji sfotografowaliśmy nową chustę, ale o niej w następnym poście! 

Pozdrawiam,
Marzena

środa, 29 maja 2019

Zapasy na nową drogę.

Musicie wiedzieć, że Wasza reakcja na mój ostatni post przeszła moje najśmielsze oczekiwania! 

Kliknięcie "publikuj" przy ostatnim poście, było takim przypieczętowaniem decyzji, i mimo że cieszę się, że postąpiłam tak nie inaczej, był to moment bardzo dla mnie stresujący. Wasza reakcja, mnóstwo przemiłych słów, życzenia i ogromne wsparcie, dodały mi mnóstwo otuchy! Cieszę się, że chcecie towarzyszyć mi na nowej drodze, oraz, że rozumiecie moją decyzję. Dziękuję Wam za to!

Zamknięcie sklepiku zmusiło mnie do zrobienia czegoś nietypowego dla mnie... Wiecie, przez pięć lat mieszkałam w sklepie z wełną, więc w każdej chwili mogłam ukraść sobie z półki motki na nowy projekt. To, oraz mój wrodzony minimalizm, sprawiły, że moje prywatne zapasy były mikroskopijne. Zazwyczaj składały się wyłącznie z motków, które zostały po poprzednim projekcie :) Musiałam wybrać coś dla siebie, nie tylko na teraz, ale i na przyszłość! Starałam się podejść do tego rozsądnie i praktycznie - mam w głowie pomysły na kilka projektów oraz jasno określony gust kolorystyczny, więc postanowiłam zostawić sobie tylko to, czego jestem w 100% pewna. Nic na "wszelki wypadek" albo "może kiedyś mi się spodoba". 

Co zostaje ze mną? Alpacino DK w kolorze Pale Meadow. Wielbię tę bazę! Jej miękkość, lekkość i przytulność jest niezwykła, a Secret of Life, który z niej zrobiłam, jest moim ulubionym swetrem (wspomnę przy okazji, że od miesiąca trwa test, więc premiera wzoru już niebawem!).

Mam w głowie pomysł na sweter, przytulny i uroczy i widzę go właśnie w neutralnym, kremowym odcieniu.

Zostaje ze mną siedem motków Ladysheep. Włóczka ta dopiero co miała premierę, więc nie udało mi się jeszcze jej wypróbować. Single to jedne z moich ulubionych włóczek, nie mogłam się oprzeć. Wybrałam zielenie i przygaszone złoto - Glen i Rubha Hunish. Nie mam jeszcze zielonego swetra, a marzę o nim od dłuższego czasu!

I na koniec (tak, to już koniec!) Anatolia, w dwóch kolorach - Biscotti oraz Antigue. 

Nie mam jeszcze na nie pomysłu, ale Anatolia to najlepsza moherowa włóczka jaka istnieje na tym wełnianym świecie i nic, po prostu nic, jej nie przebije pod kątem delikatności dla skóry. Miałam w rękach kilka moherowych baz z jedwabiem, ale tylko tą jestem w stanie dotykać i nosić bez cienia podgryzania. Zostawiłam ją "na zaś", bo jestem pewna, że powstanie u mnie jeszcze niejeden puchaty sweter. Wybrałam bezpieczne (moje!) kolory, czyli słodkości. 
Ostatnio zamówiłam włóczkę o takim samym składzie, najpierw się zgubiła, a potem szła trzy miesiące. Jest równie cudowna, ale jak widać, trudno dostępna :) Chciałam ją przefarbować, ale kupiła mnie swoim naturalnym pięknem i już przygotowuję się do dziergania z niej nowego projektu. 

Ten motek Ladysheep Lamb również ze mną zostaje. Podebrałam go jakiś czas temu, z myślą o nowym swetrze, ale zmieniłam zdanie. Teraz mam plan na puchatą czapę!

Czy mam coś jeszcze? Tak jak wspomniałam mam motki z poprzednich projektów, a czasami przewijałam jakiś motek by ostatecznie zmienić zdanie i dołączał on do reszty "zapasów". Muszę się im przyjrzeć. Lubię ruszać z nowymi planami w ładzie i porządku.

A tak szczerze, to nie mogę się już doczekać poznawania nowych, pięknych włóczek od farbiarek z całego świata! Jest tyle utalentowanych osób, które tworzą wyjątkowe, niepowtarzalne kolory! Zostawiłam sobie mało różu, więc będę mogła szaleć :) Mam kilka piękności na oku!

Na koniec wpsomnę, że szal, który dziergałam ostatnio właśnie się suszy. Mam zielone światło, mogę ruszać z nowym projektem!

Pozdrawiam Was ciepło,
Marzena

sobota, 25 maja 2019

Nowy początek!


Chociaż ten post można według moich odczuć podpiąć do mojej serii „Marzenia są po po...”, myślę, że dla wielu z Was może to nie być takie pewne. Zamiast więc od razu sugerować jaki jest wydźwięk tego wpisu, postaram się Was z każdym kolejnym zdaniem przekonać do tego, że idę w kierunku swoich marzeń, chociaż moja decyzja niekoniecznie jest taka radosna i bezproblemowa! I być może Was zasmuci...

Możliwe, że przemknęło Wam już gdzieś przed oczami moje ogłoszenie i wiecie czego dotyczyć będzie ten post. Bez względu na to czy wiecie o co chodzi, czy też nie, zachęcam do przeczytania - bo kto jak kto, ale Wy zasługujecie na szczegółowe wyjaśnienie! :) Jesteśmy tu razem już tak długo… Byliście świadkami moich kolejnych kroków, zawsze mogłam liczyć na Waszą pomoc, wsparcie, kciuki, miłe słowo!

Moi mili, po pięciu latach mojej wełnianej przygody postanowiłam zamknąć Chmurkę i skupić całą swoją uwagę, całą swoją miłość do dziergania, wyłącznie na projektowaniu wzorów!
 

Nie śmiem zostawiać Was z domysłami i niedopowiedzeniami, więc spieszę z usprawiedliwieniem i tłumaczeniem! Decyzja ta jest równie szczegółowo przemyślana jak wcześniej otwarcie sklepiku. Mimo swojej szalonej głowy i byciu ogromnie emocjonalnym człowiekiem, staram się zawsze jasno i rozsądnie patrzeć na świat. Jestem świadoma swoich wad, zalet, potrzeb i pragnień. Zdecydowanie daleko mi do ideału, ale staram się zachować zdrową równowagę między światem rozważnym a tym romantycznym. Moja decyzja nie wynika więc z chwilowej słabości czy jakiegoś nowego szaleństwa, które przysłoniło mi wszystko inne.

„Prowadzenie sklepu z...” brzmi jak ciężka praca, póki nie dodamy tam na końcu słowa „wełną”:) Wtedy każde dziewiarskie serce zaczyna bić mocniej! Sklep z wełną jest marzeniem. Ale jest też niezwykle ciężką pracą. Oprócz kłębków wełny, które widać na zewnątrz, jest cała masa pracy, spraw, problemów i rachunków, które trzeba po prostu ogarnąć. Niekiedy tej pasji i przyjemności jest o wiele mniej niż spraw do załatwienia. Normalka! Nieważne co sprzedajemy i jak bardzo to kochamy – trzeba mądrze i z niezwykłą uwagą przyglądać się finansom, prognozować, rozwiązywać szereg spraw i planować kolejne działania. I jeśli nie czujemy się usatysfakcjonowani trzeba niekiedy zmienić kierunek, zatrzymać się i podjąć rozsądne kroki. Bez sentymentów.
Po pięciu latach, w kwestii biznesowej, jestem w innym miejscu niż pragnęłam kilka lat temu. Wkładam w firmę zbyt wiele sił i energii, w porównaniu z tym co mogę z niej czerpać. To tyle, jeśli chodzi o sprawy czysto biznesowe.

Od czego to wszystko się zaczęło? Wełna, Chmurka, farbowanie? Od dziergania! Nie byłoby mnie tu gdybym nie wpadła po uszy, gdybym nie przepadła na rzecz przerabiania oczek i tworzenia! To jest moja główna pasja. Pasja, o którą mi w ostatnim czasie bardzo ciężko dbać. Tęsknię do niej ogromnie, starając sobie tłumaczyć na wiele sposób dlaczego tak niewiele oczek przechodzi ostatnio przez moje druty. Bez dziergania, nic co pojawiło się później, po prostu nie ma takich barw jak przedtem i nie jest dla mnie satysfakcjonujące.

Zatrzymałam się na chwilę, na całkiem długą chwilę i na nowo zapragnęłam zdefiniować samą siebie. I wiecie co się okazało? Że ja w pracy (w kierunku, który obrałam) nie potrafię być szczęśliwa bez dziergania, bez projektowania! Jestem pewna jednego: mogę projektować bez sklepiku czy farbowania, ale farbować i sprzedawać bez dziergania i tworzenia nowych projektów po prostu nie chcę i nie potrafię.

Farbowanie to praca ciężka. Choćby nie wiem co Wam mówili, musicie wiedzieć, że oprócz wymarzonego obracania się wokół wełny, tworzenia nowych rzeczy i przebywania wśród kolorów, jest tam po prostu ogrom, niekiedy bardzo niewdzięcznej, pracy. To wiele godzin pracy fizycznej, ale i umysłowej. Są terminy, są zobowiązania, jest wiele nieudanych farbowań – a bo przez ból głowy zapomniałam co jest w którym garnku, i włożyłam motki do złych barwników, a to coś poszło nie tak, poplątałam motek, źle policzyłam proporcje. Tak się dzieje i już. A oprócz farbowania mam też sklepik, który należy starannie prowadzić, dbać o klientów, rozwijać go, ogarniać cały biurowy chaos, płacić, rozliczać, kupować, wysyłać, zarabiać. I tu okazuje się, że na nic więcej absolutnie nie ma czasu. Ba! Brakuje czasu na te powyższe rzeczy, więc mogę co najwyżej pomarzyć o zaprojektowaniu swetra, który śni mi się po nocach.
Czy chcę więc przebywać wśród wełny, gdy nie mam kiedy jej przerabiać i wykonywać pracy od której to wszystko się zaczęło?
Jest to więc drugi, niezwykle istotny, powód mojej decyzji - pragnienie powrotu do projektowania wzorów!

To wszystko być może brzmi bardzo przygnębiająco i przerażająco. Nie jest moim zamiarem powiedzenie wiem jak strasznie było do tej pory, narzekanie czy użalanie się nad sobą – nic z tych rzeczy! Taka jest po prostu rzeczywistość. Prowadzenie biznesu to ciężki kawałek chleba, ale ten cały trud, który wkłada się w pracę, ma wielkie znaczenie, bo ogromną motywacją jest pasja! O której zresztą nie raz wam tu wspominałam, więc nie myślcie, ze nie jest ona aktualna. Jest i to bardzo! Dlatego właśnie podjęłam taką a nie inną decyzję.

Oprócz tych dwóch przyczyn, którymi się z Wami podzieliłam, jest jeszcze trochę spraw prywatnych. Mają one związek z moimi marzeniami, myślami i potrzebami, ale również z planami na życie. Powodów jest więc kilka, każdy równie ważny. Myślę, że nie sposób oceniać słuszności tej decyzji przez pryzmat tylko jednego z nich. Pragnę zawrócić, zrobić kilka kroków w tył i ruszyć nową ścieżką, z jeszcze jaśniej określonym celem. Pójść nową starą drogą, wyposażona w zdobytą przez te wszystkie lata wiedzą!:) Próba swoich sił, nauka na błędach i sukcesach, doświadczenie zdobyte w wielu dziedzinach, to nie jest czas zmarnowany. Uważam, że rezygnacja z niektórych planów jest równie ważna jak ich podejmowanie. Ważne by robić to świadomie i z przekonaniem, że właśnie to nas uszczęśliwi, że właśnie to ma sens.

I mimo że bardzo mi żal żegnać się z Chmurką, to jestem zadowolona ze swojej decyzji i nie mogę się doczekać nowego! Jestem niezwykle podekscytowana, pełna energii i zapału do pracy :)

Wiecie więc już, że absolutnie nie zamierzam Was opuszczać, zniknąć, dać wam spokój - wręcz przeciwnie. Będzie mnie tu o wiele więcej! Czego bardzo pragnę! Chcę być tu z Wami, dzielić się moją pracą, pomysłami, wiedzą. Projektować i tworzyć tyle ile tylko dam radę!

Nie zdradzę póki co zbyt wielu pomysłów (a jest ich cały wielki worek!) – wiecie, ja nie z tych, co mówią zanim zaczną działać. Proszę Was więc o trochę cierpliwości - jak tylko uporam się z tym całym bałaganem, który narobiłam podejmując tak ważną decyzję, jak już pozamiatam, poukładam wszystko na swoje miejsce i będę mogła ze spokojem zająć się „nowym”, to krok po kroku zacznę zdradzać swoje przyszłe karierowe plany :) Na pewno ten nowy start będzie zasługiwał na osobny post. Póki co możecie być pewni, że druty i głowa pójdzie w ruch! I nie tylko!

Podsumowując – jeśli komuś przyjdzie do głowy współczuć mi bądź mnie pocieszać, to wiedzcie, że nie ma powodu! Mimo że decyzja ta była trudna i kosztowała mnie wiele emocji, to w ostatecznym rozrachunku jestem naprawdę szczęśliwa! To mój nowy początek. Początek pełen nowych wyzwań, przyjemności i oczywiście ciężkiej pracy. Nie mogę się doczekać! Czuję, że to jest właśnie to, co powinnam robić. Te pięć lat pomogło mi to sobie uświadomić.


Niebawem, gdy ostatecznie zamknę sklepik, mój Facebook czy Instagram zmieni nazwę, oraz nieznacznie formę – zamiast produktów, będzie o dzierganiu i projektowaniu, czyli ciągle w tym samym, wełnianym klimacie :) Mam nadzieję, że mimo tej zmiany, zostaniecie tam ze mną i będziecie mi towarzyszyć na tej nowej ścieżce!

Na koniec myślę, że konieczne jest poruszyć kilka technicznych spraw – dziś w sklepiku (klik!) pojawiła się w sklepiku ostatnia dostawa: mnóstwo motków kózki, Ram Pam Pam i pojedyncze kolory pozostałych baz, oraz kilka kolorów limitowanych. Nie będzie już żadnej dostawy włóczek, ani tych od Julie Asselin, ani moich własnych. To ostatnia szansa by móc ich spróbować, zrobić sobie zapas, złapać któryś z kolorów czy też zabezpieczyć się na przyszłość (gdyby zabrakło Wam metrów do zakończenia projektu) :)

Za jakiś czas będę również wyprzedawać motki, które nigdy nie trafiły na sklepowe półki. Posiadam trochę pojedynczych kolorów, które z jakiegoś powodu nie powiększyły palety, bądź służyły mi do pracy. Są to przykładowo odcienie, których nie włączyłam do mini kolekcji, bo ciut odbiegały stylem. Próby i zabawy barwnikami. Kolory, które nie wyszły dokładnie tak jak planowałam, co nie zmienia faktu, że są to kolory udane (ciężko mnie zadowolić). Albo powstały przez pomyłkę – pomyliłam się w proporcjach, przez co powstały kolory ciemniejsze lub jaśniejsze niż planowałam. Czasem solidy wychodziły zbyt cieniowane, a że do sklepiku miały prawo trafiać tylko te idealne, to te odkładałam na bok. Zapewniam was jednak, że są to dobre jakościowo włóczki, które po prostu miały pecha :) Sami ocenicie gdy dodam post, w którym wystawię je na sprzedaż. Ich cena będzie atrakcyjna!

Zamknięcie sklepiku planuję na koniec czerwca, chyba, że półki opustoszeją wcześniej. Wtedy też oficjalnie zmienię branżę i rozpocznę swoją nową-starą przygodę. Nie mogę się doczekać! Ten nowy początek z pewnością zasługiwać będzie na osobny post!

To chyba tyle z istotnych sklepowych spraw. Nie pozostało mi nic innego niż kliknąć „publikuj” :)

Ściskam Was mocno!
Marzena