Musicie wiedzieć, że Wasza reakcja na mój ostatni post przeszła moje najśmielsze oczekiwania!
Kliknięcie "publikuj" przy ostatnim poście, było takim przypieczętowaniem decyzji, i mimo że cieszę się, że postąpiłam tak nie inaczej, był to moment bardzo dla mnie stresujący. Wasza reakcja, mnóstwo przemiłych słów, życzenia i ogromne wsparcie, dodały mi mnóstwo otuchy! Cieszę się, że chcecie towarzyszyć mi na nowej drodze, oraz, że rozumiecie moją decyzję. Dziękuję Wam za to!
Zamknięcie sklepiku zmusiło mnie do zrobienia czegoś nietypowego dla mnie... Wiecie, przez pięć lat mieszkałam w sklepie z wełną, więc w każdej chwili mogłam ukraść sobie z półki motki na nowy projekt. To, oraz mój wrodzony minimalizm, sprawiły, że moje prywatne zapasy były mikroskopijne. Zazwyczaj składały się wyłącznie z motków, które zostały po poprzednim projekcie :) Musiałam wybrać coś dla siebie, nie tylko na teraz, ale i na przyszłość! Starałam się podejść do tego rozsądnie i praktycznie - mam w głowie pomysły na kilka projektów oraz jasno określony gust kolorystyczny, więc postanowiłam zostawić sobie tylko to, czego jestem w 100% pewna. Nic na "wszelki wypadek" albo "może kiedyś mi się spodoba".
Co zostaje ze mną? Alpacino DK w kolorze Pale Meadow. Wielbię tę bazę! Jej miękkość, lekkość i przytulność jest niezwykła, a Secret of Life, który z niej zrobiłam, jest moim ulubionym swetrem (wspomnę przy okazji, że od miesiąca trwa test, więc premiera wzoru już niebawem!).
Mam w głowie pomysł na sweter, przytulny i uroczy i widzę go właśnie w neutralnym, kremowym odcieniu.
Zostaje ze mną siedem motków Ladysheep. Włóczka ta dopiero co miała premierę, więc nie udało mi się jeszcze jej wypróbować. Single to jedne z moich ulubionych włóczek, nie mogłam się oprzeć. Wybrałam zielenie i przygaszone złoto - Glen i Rubha Hunish. Nie mam jeszcze zielonego swetra, a marzę o nim od dłuższego czasu!
I na koniec (tak, to już koniec!) Anatolia, w dwóch kolorach - Biscotti oraz Antigue.
Nie mam jeszcze na nie pomysłu, ale Anatolia to najlepsza moherowa włóczka jaka istnieje na tym wełnianym świecie i nic, po prostu nic, jej nie przebije pod kątem delikatności dla skóry. Miałam w rękach kilka moherowych baz z jedwabiem, ale tylko tą jestem w stanie dotykać i nosić bez cienia podgryzania. Zostawiłam ją "na zaś", bo jestem pewna, że powstanie u mnie jeszcze niejeden puchaty sweter. Wybrałam bezpieczne (moje!) kolory, czyli słodkości.
Ostatnio zamówiłam włóczkę o takim samym składzie, najpierw się zgubiła, a potem szła trzy miesiące. Jest równie cudowna, ale jak widać, trudno dostępna :) Chciałam ją przefarbować, ale kupiła mnie swoim naturalnym pięknem i już przygotowuję się do dziergania z niej nowego projektu.
Ten motek Ladysheep Lamb również ze mną zostaje. Podebrałam go jakiś czas temu, z myślą o nowym swetrze, ale zmieniłam zdanie. Teraz mam plan na puchatą czapę!
Czy mam coś jeszcze? Tak jak wspomniałam mam motki z poprzednich projektów, a czasami przewijałam jakiś motek by ostatecznie zmienić zdanie i dołączał on do reszty "zapasów". Muszę się im przyjrzeć. Lubię ruszać z nowymi planami w ładzie i porządku.
A tak szczerze, to nie mogę się już doczekać poznawania nowych, pięknych włóczek od farbiarek z całego świata! Jest tyle utalentowanych osób, które tworzą wyjątkowe, niepowtarzalne kolory! Zostawiłam sobie mało różu, więc będę mogła szaleć :) Mam kilka piękności na oku!
Na koniec wpsomnę, że szal, który dziergałam ostatnio właśnie się suszy. Mam zielone światło, mogę ruszać z nowym projektem!
Pozdrawiam Was ciepło,
Marzena
No i dobrze, idziemy do przodu ��. Ojej jak Ci brakuje wełny to daj znać. Doślę coś, tyle że ja lubię rubić w chunky�� oczekuję nowego projektu. Pozdrawiam z nad walijskiej penisulii
OdpowiedzUsuńWełny mi nie brakuje! :) Lubię mieć tylko tyle, aby było na kolejny projekt, wiec i tak mam już nadwyżkę ;) Pozdrawiam również!
UsuńTaaa, zanim się obejrzałam to w sklepie już nie ma tego co mi się podobało!!! No cóż życie....
OdpowiedzUsuńNo jak tak można było zaspać?! ;)
UsuńA zostawiła sobie Pani jakąś bazę, żeby coś dla siebie zafarbować gdyby nagle ogarnęło Panią natchnienie w tym kierunku?:)
OdpowiedzUsuńEwa
Nic a nic :) Nie planuję farbować w domu, nie chcę trzymać "na wszelki wypadek" całego sprzętu i miliona barwników :) Bo przecież nie sposób zostawić tylko dwóch czy trzech, kiedy jeden kolor tworzy się z większej ilości. No i nigdy nie wiadomo, które się przydadzą! Tak że wszystko trafi do nowych domów :)
UsuńJa natomiast, w końcu zaopatrzyłam się u Ciebie w róż. :D Nie chciałam brać tej Phacelii, ale co zajrzałam do sklepiku, to tak samotnie leżała. Wyglądała jak ostatni kwiat na polu facelii. Musiałam go zabrać do domu! Życzę Ci dużo weny twórczej! :D
OdpowiedzUsuńJuż ten kwiatek do Ciebie leci! Bardzo romantyczny to kolor, czyli idealny dla Ciebie ;)
UsuńMarzenko! Zuch Dziewczyna!!! Wiem, ile myślenia i lęków kosztują zmiany. Sama niedawno to przeszłam. Wiem też, że WARTO podążać za tym co się kocha, choć tak naprawdę idziemy w nieznane. Życie wbrew pasjom przestaje smakować, uwierz mi wiem coś o tym. Za to robiąc to co się kocha łatwiej pokonywać trudności. Gratuluję odwagi choć wiem jak trudno było Ci się rozstać z Chmurką. Trzymam kciuki i nadal pozostaję wierna "Wełnianym myślom".
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno Tusia