niedziela, 24 maja 2020

Po co mi ten aparat?

Jak już zapewne zauważyliście, od kilku miesięcy mam nową biżuterię, którą bezwstydnie noszę na zębach. Wymusza ona na mnie więcej uśmiechu podczas sesji, bo większość prób zamknięcia ust podczas pozowania wypada fatalnie. Musiałam więc zmienić nawyki, przez co nietrudno przeoczyć te złote druciki gdy dodaję nowego posta. W poprzednim wpisie poruszyłam króciutko tę kwestię i jeden komentarz zachęcił mnie do napisania dłuższego tekstu na temat aparatu ortodontycznego, przygotowania do założenia, obecnie dostępnych opcji i tego, jak to ogólnie wygląda, ale przede wszystkim opisania powodów, dla których się na niego zdecydowałam. Bo to nie jest wcale takie oczywiste. Ostrzegam jednak, że to będzie dość długa opowieść (albo wyznanie!) o zębach i perypetiach związanych z przygotowywaniem się do założenia aparatu :) Jeśli tematy takie są Wam niestraszne, myślicie nad założeniem drucików na zęby albo po prostu chcecie dowiedzieć się jak to wygląda i z czym to się je, to zapraszam do lektury!


Jako dziecko miałam to szczęście, że trafił mi się proste zęby o przyzwoitym kształcie i bezproblemowym zgryzie. Uniknęłam więc wtedy wszelkiej ortodoncji, co bardzo mnie cieszyło, bo koszty tej całej "sprawy" mogłyby być poza naszym zasięgiem. Niestety, mimo że urodziłam się w latach 90', stomatologia w Ustce nie była najwyższych lotów i ciągle naprawiano mi te same zęby, które za każdym razem stawały się słabsze. Na studiach te dwie górne jedynki musiały zostać uśmiercone i takim sposobem mogłam doświadczyć uroków leczenia kanałowego...

W wieku nastoletnim wyrosły mi wszystkie ósemki, górne w całości, dolne byle jak, ale nadal w granicach "normalności". Od tamtego czasu moje zęby zaczęły się przesuwać. Oczywiście nie wiedziałam tego od razu, bo zęby nie zmieniają położenia z dnia na dzień, ale kilka lat później zauważyłam delikatne wycofanie lub wypchnięcie niektórych zębów. Mimo wszystko w dalszym ciągu kwalifikowały się moim zdaniem jako "zęby równe i przyzwoite" i w mojej głowie nie pojawiła się ani przez chwilę myśl o wizycie u ortodonty.

Sytuacja jednak ulegała ciągłej zmianie. Lewa, górna dwójka usilnie szukała schronienia pod jedynką - jeden ząb się mocno cofał, drugi był wypychany do góry, dodatkowo delikatnie się przekrzywiając. I to już zaczęło mi przeszkadzać, bo dołączyła do nich trójka, a i dół jakby zaczął się tłoczyć na przodzie. W dalszym ciągu daleko było mi do naprawdę krzywych zębów, ale zaczęłam to widzieć, nie podobało mi się to wcale, na zdjęciach krzywizna ta zaczęła rzucać się w oczy (bo była potęgowana jeszcze bardziej bocznym oświetleniem), a świadomość, że zapewne na tym się nie skończy mocno mnie niepokoiła. Nie sądzę by było coś złego w chęci posiadania równych zębów i sympatycznego uśmiechu :) W moim przypadku niestety nie tylko kwestia wizualna miała znaczenie. Tak jak wspomniałam wcześniej dwie górne jedynki są po leczeniu kanałowym i ten narastający ucisk dwójki na zęba sprawiał, że nie mógł się on wyciszyć. Ciągle go czułam! Przez kilka lat łączenie tych dwóch zębów doprowadzało mnie do szału. Nie był to ból, ale nieustający dyskomfort. Ucisk stawał się z roku na rok bardziej intensywny, a dodatkowo rozszczelniał plombę, co jak wiadomo dobrą rzeczą nie jest.
Jakby mi było mało, prawa jedynka zaczęła ciemnieć, więc zaczęłam rozważać koronkę czy też licówkę i takim właśnie sposobem trafiłam w końcu pierwszy raz do ortodonty, który poinformował mnie, że jeśli rozważam aparat (a było ku temu nawet kilka dodatkowych powodów oprócz tych, które opisałam) to należy poczekać z koronką, aż skończę leczenie, inaczej nie ma to sensu.
Wtedy na poważnie zajęłam się tematem, wykonałam zdjęcia i odlewy, skonsultowałam się z drugim ortodontą by mieć dwie opinie i podjęłam decyzję. 

Zdjęcie wykonane prawie dwa lata temu! Widać już wyraźnie to chowanie się dwójki i wysuwanie jedynki i trójki... Mi to już bardzo przeszkadzało, sprawiało że chowałam uśmiech do zdjęć.

Co się okazało? Ortodonta był zdziwiony, że mając tak drobną szczękę "mam tak dużo zębów":)) Oczywiście to był żart, ale faktem jest, że ósemki sięgały mi do samego końca szczęki, wiec miejsca tam nie było wcale. Górne zęby nie tłoczyły mi się odrobinę na przedzie, zachodząc na siebie, ale przesunęły (albo takie zawsze były) prawie o pół centymetra w prawą stronę! Co to znaczy? Tam gdzie jedynki powinny się stykać, ja miałam środek jednej z nich. Gdy zamykam usta, wyraźnie widać, że dolne zęby mają środek w zupełnie innym miejscu niż górne. To powoduje przesuwanie się zębów, które w poprawnym zgryzie układają się na przemian: jeden górny ząb pomiędzy dwoma dolnymi itd. U mnie tej "harmonii" nie było i zęby niepoprawnie się stykały, co powoduje przesuwanie, krzywienie, obracanie i tak dalej i tak dalej... Powstrzymać dwójki przed wypychaniem biednej jedyneczki tak po prostu nie można, trzeba naprawić całość. Już nie wspomnę o tym, że tylne zęby przechylają mi się do środka... ech, nie miał dla mnie litości ten lekarz :)

Samo "wyprostowanie" dwójki nic by nie dało, bo po kilku latach znowu reszta zaczęłaby na nią napierać. Należało zająć się tym od podstaw, albo nici z bezproblemowym zgryzem.

Pierwszy lekarz zaproponował mi usunięcie piątki. Nie podobała mi się zbytnio ta opcja, dlatego właśnie skonsultowałam się z innym lekarzem. Ten nie przyniósł pocieszenia, ale zaproponował inne, moim zdaniem sensowniejsze rozwiązanie. Usunięcie wszystkich ósemek! Brzmi strasznie prawda? I cóż, trochę takie było, ale taka decyzja miała więcej podstaw. Dwie dolne ósemki, które nie wyrosły w całości były niemałym utrapieniem, bo nietrudno w takiej sytuacji o infekcję, a następnie zapalenie. Usuwając te zęby, robiliśmy przestrzeń dla bardziej pożytecznych zębów (ósemki biorą mały udział w rozdrabianiu).
Przygotowanie do aparatu musiałam więc rozpocząć od cierpienia. Zrobiłam to na dwa razy - raz jedna strona, raz druga. Same zabiegi były bezbolesne i zadziwiająco sprawnie poszło, nie licząc jednej, którą należało usunąć chirurgicznie (co i tak było krótsze niż niejedno borowanie). Gorzej było później, i nie chodzi tylko o ból. Mi najbardziej przeszkadzał dyskomfort, ograniczenie ruchów i zdrętwienie. Podczas pierwszego zabiegu w trakcie znieczulania lekko naruszony został nerw, co skończyło się tygodniowym szczękościskiem i dwumiesięcznym mrowieniem na twarzy. Lekarz (swoją drogą bardzo miły i zainteresowany) mówił, że tego nie da się wykluczyć przy takim zabiegu (co jest prawdą, sądząc po informacjach, które sama wyszperałam), ale obiecał, że to minie. I miał rację, uff! Oszczędzę Wam reszty detali związanych z gojeniem po tym zabiegu, bo co wrażliwsi mogą mi nie wybaczyć złego samopoczucia po ich przeczytaniu. Przyznać jednak muszę, że było mimo wszystko lepiej niż się wydaje! Nie jest to coś "nie do zniesienia". 
Po każdym takim zabiegu miałam dwutygodniowy zakaz wykonywania wszelkiej aktywności fizycznej, co było wyjątkowo irytujące, bo miesiąc czy dwa wcześniej inny lekarz też mi zafundował dwutygodniowy przestój w sporcie (ablacja małżowiny nosowej). Jak widzicie, przełom lata i jesieni zeszłego roku nie był dla mnie najmilszym okresem :)

Gdy przyszedł czas zakładania aparatu, lekarka poinformowała mnie, że oprócz klasycznego drucika i zameczków powinnyśmy założyć jeszcze aparat na podniebieniu by mocniej te zęby przesuwać w lewą stronę. Zupełnie opacznie zrozumiałam jej słowa i nie zdałam sobie sprawy z tego, jak taki aparat wygląda. Przed wizytą otrzymałam telefon informujący o konieczności zrobienia drugiego odlewu pod to ustrojstwo (wybaczcie, nie pamiętam nazwy) i dopiero wtedy do mnie dotarło o czym mowa. I może komuś wydam się strasznym tchórzem, ale... spanikowałam i postanowiłam zrobić wszystko by tę opcję obejść! Aparat ten montuje się na pół roku i w przeciwieństwie do tego klasycznego, sprawia o wiele więcej dyskomfortu. Czytając "wyznania" osób, które na taki aparat się zdecydowały, wynikało jedno - trudno mówić normalnie, trudno przełykać, trzeba się tego nauczyć, ale nadal nie ma mowy o pełnym komforcie... czy to prawda? Nie wiem! Bo zwyczajnie stchórzyłam i poprosiłam ortodontkę o znalezienie innego rozwiązania. Najłatwiejszą opcją było usunięcie czwórki albo piątki... o nie, litości! Ale na szczęście ona sama tego nie chciała, miała spore opory przed takim usuwaniem dla wygody i postanowiła spróbować przesuwać zęby klasycznym aparatem. Po pół roku miałyśmy ocenić sytuację i zdecydować czy to ma szansę się udać. I wiecie co? Tak! Udaje się. Zostałam więc uratowana :)

W dniu założenia górnego aparatu. Dolny zakładany był dwa miesiące później.

Minęło prawie pół roku od założenia górnego łuku i ta nieszczęsna dwójka jest już zupełnie innym zębem. Stoi grzecznie obok jedynki, która to wróciła na swoje poprzednie miejsce. Dyskomfort się zmniejszył, na dole też zapanował porządek, ale niech Was to nie zwiedzie - przede mną trzy lata leczenia. Możecie teraz wrócić do dwóch pierwszych zdjęć i je porównać: na pierwszym problematyczna strona znajduje się po prawej, na tym selfiku z Mateuszem oczywiście macie ją po drugiej stronie bo to zdjęcie "z ręki". Ja widzę ogromną różnicę! Zęby są równe i proste!

Nawet jeśli dość łatwo jest wyprostować lekko przekrzywionego zęba, to przesunięcie całej górnej linii zębów o pół centymetra swoje musi zająć. Póki co siódemka odłączyła się od reszty i zajęła swoje nowe miejsce, potem przyjdzie zapewne czas na szóstkę, piątkę i tak dalej. Na pewno na to dość łatwe przesuwanie wpłynął niedawny zabieg usunięcia ósemki. W tym miejscu nie powstała jeszcze tkanka kostna, więc ząb nie napotyka dużego oporu.

Jak oceniam komfort noszenia aparatu? Na początku miałam problem z gryzieniem, zęby były bardzo wrażliwe i wszystko musiałam mieć pokrojone na małe kawałki. To trwało chyba dwa miesiące, ale na przykład Mateusz w ogóle nie pamięta by miał problem z gryzieniem po założeniu aparatu w dzieciństwie. Może więc nie jest to norma i każdy zupełnie inaczej oswaja się z tą sytuacją.
Policzki za to dość szybko się pogodziły z dodatkowym elementem i niemalże od razu zrezygnowałam z wosku zabezpieczającego. Po comiesięcznej wymianie łuku i gumeczek przez kolejny tydzień zęby są naruszane na nowo, ale dyskomfort za każdym razem jest mniejszy i trwa krócej.
Teraz od dwóch miesięcy nie zmieniam ani łuku ani ligatury z powodu anulowania wszystkich niecierpiących zwłoki wizyt, więc zęby mają chwilę wytchnienia - niestety niekoniecznie dziąsła, bo drucik wysunął się z kilku zameczków i czasem daje mi w kość... Ale ten problem nie jest na tyle poważny by nie mógł zaczekać na bezpieczniejsze czasy.
Uciążliwe oczywiście jest również czyszczenie. Klasyczne mycie zębów musi pójść w odstawkę, bo jest po prostu niewystarczające. Gdybym nie miała poważnych powodów do noszenia aparatu to miałabym wątpliwości czy faktycznie chcę najpierw usunąć zęby, a potem kilka lat "męczyć" się z drucikami, które wymagają niemało uwagi (i kasy).

Z ciekawych rzeczy to niezwykle interesujące jest obserwowanie zmian! Jednego dnia mogę stukać górną jedynką o dolną, a następnego jest to po prostu niewykonalne! Czasami zęby przestają do siebie pasować i zgrzytają o siebie nieprzyjemnie. Pojawiają się szczeliny, które zaraz zostają uzupełnione, ale chyba najdziwniejsze jest uczucie ruszania zębów - Mateusz ciągle mnie straszy, że jak wypadnie jeden to polecą wszystkie, bo aparat pociągnie je za sobą ;)

Mam wrażenie, że zmieniły mi się delikatnie rysy twarzy -  stała się ona bardziej smukła. Co jest zresztą dość popularnym zjawiskiem gdy poprawiamy zgryz i ułożenie zębów. Kolejny plus, bo jakoś bardziej mi się to podoba! Moje spostrzeżenia potwierdziła ostatnio koleżanka, wiec wiecie, może nie jest to tylko kwestia "tak mi się wydaje" :)

Na końcu o tym jaki aparat wybrałam. Cóż... złoty :) Nie mogłam się oprzeć! Ale nie jest to intensywny, kiczowaty żółty kolor, jak na taniej biżuterii, ale bardzo delikatny odcień, nieróżniący się zbytnio od koloru mojej obrączki. Jest naprawdę bardzo subtelny. Do wyboru miałam metalowy (klasyczny), złoty i przezroczysty. Mój był nieznacznie droższy od klasycznego, a jest o wiele mniej rzucający się w oczy. Nie tylko ze względu na kolor, ale również na wielkość zameczków czy grubość łuku. Jest subtelniejszy, nie przyciemnia uśmiechu i obłędnie wygląda z różową ligaturą! Ortodontka ma zawsze dla mnie pełną paletę jasnego różu do wyboru :)

Nie mogę się doczekać dnia zdjęcia aparatu i porównania odcisków czy też zdjęć. Początkowo przerażała mnie liczba lat, w których towarzyszyć mi będzie ta biżuteria, ale po pół roku czuję się już w pełni z nim oswojona i nie odczuwam aż tak wielkiej różnicy w życiu jak na początku.

Uff, koniec! Jeśli rozważacie założenie aparatu i macie jakieś pytania, śmiało możecie pisać!
Pozdrawiam,
Marzena

17 komentarzy:

  1. Dobrze, że nie pozwoliłaś sobie tej piątki czy czwórki wyrwać. To jakiś obłęd.
    Już ósemek by mi było żal. Na razie miałaś je daleko i nie brały udziału w przeżuwaniu ale pamiętaj, że szóstki zazwyczaj szybko człowiek traci i po wyrwaniu siódemki przesuwają się na ich miejsce (no nie zupełnie) a ósemki wchodzą na miejsce siódemek. Dzięki temu wygląda jakby żadnego zęba nie ubyło. Więc z tą modą na rwanie ósemek (zdrowych) to według mnie jest bezsens. A w takiej Kanadzie trzymanie ósemek postrzegane jest jak zaniedbanie:))). Zwyrodnialcy:))). Moje zdanie jest takie, że jak natura dała ósemki to widać spełniają jakąś rolę. To może wyrostek robaczkowy też trzeba wyciąć zawczasu bo niczemu nie służy i ostatnie żebra wyciąć bo lepszą się ma talię bez nich? To nie są przytyki do Ciebie tylko do ortodontów, którzy chyba czasem "odlatują" za bardzo:)
    Pozdrawiam, Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, tak jak wspomniałam u mnie nie było ani odrobiny miejsca i nieusunięcie ósemek po prostu wykluczyłoby leczenie ortodontyczne, a te po prostu było już konieczne dla zdrowia i lepszego komfortu życia. W przeciwnym wypadku nie chciałabym usuwać żadnego zęba, nie tylko dlatego, że jest to ogromnie nieprzyjemne :)
      Fakt, spotkałam się z tym, że dentyści wyjątkowo nie lubią tych zębów i najchętniej usuwaliby je od razu po wyrżnięciu. Nie wiem jakie mają argumenty, ale też uważam, że jest to przesadzone...

      Usuń
    2. Ale ósemki ogólnie są raczej pozbawione roli w przeżuwaniu, to narząd szczątkowy, tak samo jak kość ogonowa.

      Usuń
    3. Oj zmartwiłaś mnie Mario bo ja się dolnych ósemek pozbyłam, na szóstki uważam bardzo ale jedna już leczona kanałowo także tego, nie wpadłam na to, że ósemki mogą się do tego przydać w przyszłości. Będzie trzeba implanty robić.

      Usuń
    4. Gosiu, nadal masz siódemki :) Ortodonta poinformował mnie, że zęby mają tendencję do przesuwania ku środkowi (jeśli jest miejsce, na przykład po usunięciu właśnie). Z drugiej strony implant może być o wiele sensowniejszy, bo każde takie przesunięcie zębów zmienia zgryz (bo jak przesuwają się dolne to i górne zaczynają się zmieniać. Ale zdecydowanie lepiej zapytać o to lekarza, bo ja wiem tylko tyle ile jeden z nich mi powiedział :D

      Usuń
  2. Pieknie wygladasz z tymi drucikami na zebach, bardzo mi sie podoba. Moj zgryz jest daleki od idealu, ale juz taki zostanie. Kiedys nie bylo mozliwosci, potem pieniedzy, a teraz to juz jest chyba za pozno na takie druciki, szczegolnie ze to dlugo trwa.
    Jesli chodzi o usuwanie tych osemek, to tutaj (Australii) tez sie je usuwa, wlasciwie zaraz po wyrznieciu. Czesto robi sie to za jednym zamachem, pod narkoza. Zabieg sie dosc kosztowny. Dentysci uwazaja, ze osemki sa niepotrzebne, trudno je wyczyscic, sa wiec zrodlem wszelkich infekcji, wiec lepiej je usunac, nim zaczna sprawiac nam problemy. MOj syn ma nadal wszyskie cztery i jakos dentyska go nigdy nie namawiala do usuwania. Ale juz mojego meza tak, gdy trzeba bylo cos tam leczyc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joanno, nigdy nie jest za późno - zęby można "naprawiać" aparatem w każdym wieku :) Moje leczenie trwa ponad trzy lata ze względu na to mocne przesunięcie się wszystkich górnych zębów. Skrzywione zęby, ale z poprawnym zgryzem z pewnością będą miały inny czas "oczekiwania" :)

      Ósemki faktycznie są problematyczne, zwłaszcza w leczeniu. Ale nie usunęłabym ich na wszelki wypadek. Wszak można poczekać aż faktycznie dadzą nam się we znaki.

      Usuń
  3. Hm, mam jak ty. Miałam za małą szczękę na wszystkie zęby. Yep, ósemki nie mają żadnej roli oprócz bólu wyrzynania (ja doswiadczylam ścisko szczęku w wieku 21 lat) po to by je usunąć 10 lat później.
    Pięknie wyglądasz z aparatem i uśmiecha się wiecej bo ci pasuje.
    Wszyscy mamy niedoskonałości i można by mówić, jest to to co rozróżnia nas od innych, że musimy być nie doskonali, albo to tylko nasza próżność. No she gdybym miała mieć wybór (i finanse) to o tak bym usunęła extra skórę po dziecku, mimo że kocham mojego syna bardzo. No wake to już moja dygresja.
    Ładnie Ci i tyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Fajnie, że aparat może przy okazji się jeszcze podobać - cieszę się z tego złota i różowych gumeczek jak dziecko :)

      Usuń
  4. Brzmi negatywnie ale to pozytywnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie te klamerki odwalaja wspaniala robote na Twoich zebach! I faktycznei jest tak, zepoprawic uzebienie, mozna w kazdym wieku, nie tylko w dzieciecym wieku.
    Moje dolne 1 i 2 sa krzywe, ale tak juz zostanie, zreszta nie rzuca sie w oczy, mam taki zakrywajacy zeby usmiech, i krzywizne widac, jak zaglada mi sie z góry na nie, co w sumie nikt nie robi przeciez.
    Z klamerkami i ósemkami mial przeprawy mój maloletni wtedy syn, dolna szczeka zaczela uciekac mu w kierunku szyi, zeby z nia, wiec klamra, aparat, na koniec operacyjne usuwanie wszystkich ósemek, bo jeszcze tkwily w dziaslach, to bylo króptko przed jego 15- stymi urodzinami. Wygladal jak chomik. Ale cala akcja oplacila sie, dzisiaj ma piekne zeby w liczbie 28. Ja mam jeszcze 30, czyli dwie ósemki, na dole, jeszcze istnieja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dolne zęby i u mnie się mniej rzucają w oczy, pewnie dlatego, że górne są dość duże (ale na szczęście bez przesady. Kiedyś nawet ich wielkość zebrała komplementy od pewnej dentystki! haha) i gdybym miała tylko z tym problem, pewnie bym odpuściła. Wszak nie jest to tania przyjemność niestety...

      Byłam zdziwiona gdy dowiedziałam się jakiś czas temu, że właśnie cofniętą czy wysuniętą szczękę też naprawia się aparatem! Dobrze, że szybko podjęliście leczenie, zapewne trochę to trwało?

      Usuń
    2. To trwalo okolo 4 lat, zaczęliśmy jak syn mial prawie 11. W sumie zawdzieczamy to dentyscie, który przy obligatoryjnej kontroli zębów, stwierdzil fakt i przekierował nas od razu do drugiego gabinetu.
      Odlewy gipsowe przed i po robią wrażenie, i widać, ze cala akcja była konieczna.
      Dasz radę, wytrzymasz do pomyślnego zakonczenia 😁

      Usuń
  6. Bardzo mi się spodobał ten wpis. Ja o zęby bardzo dbam bo moi rodzice oboja mają problemy (każdy różne) i oboje są zaimplantowani więc pewnie i mnie to czeka. Co do zgryzu to mój jest daleki od idealnego ale bardzo go lubię. Nie mam dwóch górnych dwójek ale jakoś to się fajnie samo pozamykało (na górze mam też dwie szczątkowe ósemki, dolne usunęłam). Co prawda spikerką w TV z takimi zębami bym nie mogła być ale na co dzień mój uśmiech daje radę. Nie powiem, ostatnio zauważyłam, że szpara między górnymi jedynkami już nie pokrywa się ze szparą między dolnymi jedynkami, jakieś 2 mm i może mnie też będzie jednak kiedyś czekał aparat. Bardziej by mnie chyba denerwowało, gdyby mi ząb zaczął ciemnieć. Nie lubię u ludzi (głównie w TV) taki sztucznych, hollywoodzkich uśmiechów, zębów super równych i wybielonych, zdecydowanie wolę naturalne uśmiechy ale widzę, dlaczego Ty podjęłaś taką decyzję i w Twoim przypadku chyba też założyłabym sobie biżuterię. Kiedyś w telewizji był program Idol, i tam robili dokrętki ogłoszenia wyników w jakiejś turze eliminacyjnej. tzn. piosenki były nagrane a ogłoszenie wyników parę tygodni później na żywo. Monice Brodce 'magicznie' pojawiły się licówki między programem a dokrętką ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój zgryz, póki był bezproblemowy (mimo że nieidealny) to też całkiem go lubiłam :) Ale ostatni kilka lat mam z nim utrapienie i tak, ten ciemniejący powoli ząb przelał czarę goryczy! Chociaż najbardziej nieprzyjemne fizycznie było to wpychanie się dwójki pod tę nieszczęsną martwą jedynkę...
      Pamiętam Idola! Ha, oglądałam wszystkie odcinki. Umknęły mi zęby Brodki :P

      Usuń
    2. Pimposzko, toś mnie zaskoczyła, i od razu poleciałam na insta, obejrzeć Cię uśmiechniętą... faktycznie jest jak piszesz, a drugi fakt, jak napisałaś, to się i dopatrzylam 🧐😁 zaskakujące, jak ruchome są ludzkie zęby.

      Usuń

TEN BLOG JEST ZAMKNIĘTY. NIE ODPOWIADAM JUŻ NA ZAMIESZCZANE KOMENTARZE. POZDRAWIAM! :)

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.