Tydzień temu zawitaliśmy do Smolca, a ja nadal stąpam gdzieś wysoko w chmurach i nie umiem wrócić do cudnej, codziennej rutyny. Dzisiejszy post może być lekko bez składu i ładu, więc póki co nie biorę się za opisywanie tego cudownego dnia. Za dużo myśli, za dużo emocji :) Poza tym nie mam żadnych zdjęć! Ale mieć oczywiście będę, tylko musimy na nie cierpliwie poczekać. Fotograf (przecudowny!) obfotografował wszystko co możliwe, więc ja nie brałam się za żadne zdjęcia. I tak miałam sporo pracy, ledwo się wyrobiliśmy. Dlatego na relację i słów kilka będzie trzeba poczekać, ale znacie mnie, nie oszczędzę Was, zasypię zdjęciami!
Myślę, że mój stan mówi sam za siebie. Dni mi się mieszają, czasu nie ogarniam, nie wiem co, gdzie i jak :). Po tych pracowitych miesiącach nagle możemy robić nic i trochę się jeszcze w tym gubimy. Nie ma obowiązków, teraz tylko przyjemności! Rozleniwimy się, słowo daję.
Piszę więc posta, tak na przełamanie i mam nadzieję, że pójdzie z górki.
W tym gorącym okresie przedślubnym nie miałam kompletnie ochoty na książki. Czasu było mało, a głowa pełna innych myśli. Teraz za to pochłaniam z wielką przyjemnością jeden z prezentów. Bo poprosiliśmy właśnie o książki, zamiast kwiatów! Ja sama jako gość wolę dać coś praktycznego zamiast bukietu, którego najprawdopodobniej nikt nie doceni. I to normalne - dostaje się przecież ze dwadzieścia bukietów, w dniu ślubu nie ma czasu nawet na nie spojrzeć, a potem stoją wszystkie razem i tworzą krótko żyjący, kolorowy dywan. Choćbym tam upchnęła najbardziej fantazyjne gatunki, no po prostu nie ma szans by sprawiły wielką radość. Płatki opadną i tyle z przyjemności jaką chcieli nam podarować najbliżsi.
Dostaliśmy świetne książki, nie trafiła się żadna, którą już czytaliśmy. Ale otrzymaliśmy dwie "Czarodziejskie Góry". (Może ktoś chciałby się wymienić? Szkoda by stała jedna, smutna, nieczytana. Niestety nie było już paragonu by zwrócić, a tak może uda się w inny sposób:))
Ja czytam właśnie "Krocząc w ciemności" autorki "Sprawiedliwości owiec" (to ta od Chmurki:)). Bardzo oryginalna książka, lubię takie. Mateusz zabrał ze sobą do pracy jeszcze "Lot nad oceanem" Folletta, więc nie załapała się do zdjęcia. No i druga Czarodziejska Góra.
Książkę Jaume Cabré i Murakamiego kupiliśmy sami, korzystając z kart podarunkowych. I dodatkowo nabyliśmy przewodniki po państwach, do których wybieramy się w podróż poślubną!
Tydzień w Słowenii i tydzień w Chorwacji. Dwa tygodnie, każdy trochę inny - Słowenia, choć brzmi tak "polsko", wcale taka nie jest. Jest bardzo zielona, górzysta, spokojna, ale kryje w sobie niejeden skarb. To że ma piękne zamki (jeden w jaskini!) i miasteczka to jedno, ale te liczne wodospady, dzikie wąwozy, rwące rzeki, ogromne jaskinie... Doczekać się nie możemy. Sama Słowenia jest tylko troszkę większa od województwa dolnośląskiego, więc mamy w planie pojechać w każdą stronę. Ale najbardziej doczekać nie mogę się tej dzikiej rzeki, bo planujemy spróbować raftingu:) Wstawiam kilka zdjęć z internetu na zachętę, bo ja sama parę lat temu nie przypuszczałam, że tam jest tak pięknie!
A potem tydzień w Chorwacji. I tam mamy zamiar normalnie w świecie pobyczyć się na pięknych plażach (piękne czyli dzikie, z lazurową wodą, miejscami do nurkowania). Oczywiście zwiedzanie też będzie, ale mimo wszystko najbardziej lubimy podziwiać przyrodę. W Chorwacji za to mamy ochotę spróbować nurkowanie z butlą! A jedziemy na wyspę Brač. Nasi gospodarze mają mnóstwo owiec, a chodzić do owiec można kiedy się tylko chce. A ja chcieć będę na pewno:)
Jedziemy pod koniec sierpnia, wracamy we wrześniu. Liczymy na mniejsze tłumy i temperaturę nie zagrażającą życiu.
Co do prezentów... oprócz tych, w formie pozwalającej spełnić dowolne marzenie, otrzymaliśmy takie o to cudo. Ręczna robota! :)
Kanapka z owiec! To dzieło rąk naszej koleżanki Moniki. Jestem pod wrażeniem!
Dostaliśmy również, co prawda nie w dniu ślubu, ale już po, (od kolegów i koleżanek z Mateuszowej pracy) kosz piknikowy i noże. Prezent bardzo trafiony, bo my pikniki uwielbiamy! Poza tym przyda się idealnie do Słowenii, ale i na plażę. Kosz jest świetny - ma w środku cały zestaw potrzebny dla dwojga. Cieszę się z niego jak dziecko:) Wszystko ma swoje miejsce, a dla mnie, człowieka perfekcjonisty to prawdziwa przyjemność.
Teraz będzie coś czego już w ogóle, kompletnie, absolutnie się nie spodziewałam! Dzień przed wyjazdem do Ustki dostałam cynk od kuriera, że ma dla mnie paczkę. A ja akurat leciałam do fryzjera. Paczka nie została dostarczona... Ale chwila? Czy ja coś zamawiałam? Absolutnie nie, chyba, że już mi się wszystko pomieszało i zamówiłam jakieś kolejne ozdoby. No ale nic na to nie wskazywało. Na drugi dzień rano wyjeżdżaliśmy, nie było opcji żeby kurier zdążył mi wręczyć paczkę, bałam się, że ją cofnie do nadawcy. Zadzwoniłam więc i poprosiłam o nie zabieranie paczki w teren i osobiście pojechałam do siedziby dhl. I co znalazłam w paczce? Anonimowej do tego? A takie oto prezent!:)
Długo zajęło zidentyfikowania "winnego":) Justyna, dziękujemy pięknie!
Ale to nie był koniec niespodzianek... Gdy wróciliśmy otrzymałam kolejną paczkę, od Moni, a tam?! Tadam!
Kto nas zna wie, że herbata to nasz mały nałóg, a kubki wręcz uwielbiamy! Lubię kolekcjonować te nietypowe, inne, piękne. Monia, dziękujemy!!! I ta herbatka, mniam!
Poza tym dostaliśmy tyle ciepłych słów, pięknych życzeń, że aż się łezka w oku kręci! Wam również bardzo dziękujemy za tyle miłych słów!
Na koniec informuję, że u Chmurki właśnie jest nowa dostawa Leizu Fingering :) Jak zwykle, dwa nowe kolory przyszły się przywitać - ciemne jak noc
Mouton Noir i
szalona Pinata :) Poza tym oczywiście uzupełnienie wszystkich kolorów -
klik! Zapraszam, już leżą na półkach i czekają na nowy dom.
Życzę Wam miłego popołudnia i zostawiam Was z pytaniem - co jest w słoiku?!
O tym jutro.
Pozdrawiam, Marzena