Czas na kolejny post o naszym urządzaniu! Ostatni był w czerwcu... no ale nie bez powodu tak długo nic nie pisałam. Zwyczajnie w świecie nie było o czym. Po zrobieniu kuchni mieliśmy przerwę od mieszkaniowych spraw, trzeba było poczekać aż środki się ładnie skumulują na koncie i będzie można działać dalej:)
W lipcu kupiliśmy krzesła do jadalni. Ale wtedy nie mogłam ich pokazać, bo jak powszechnie wiadomo, nic u nas nie może być "po prostu", i mieliśmy na nie konkretny pomysł. Który wiązał się z robotą. Uwielbiamy dokładać sobie roboty.
Gdzieś tam w połowie sierpnia zamówiliśmy stół. Termin realizacji: takie tam 45 dni roboczych.
Następnie, na początku września, zamówiliśmy kanapę: 6 tygodni oczekiwania. Nie było potrzeby spieszyć się z krzesłami, zależało nam na tym by były gotowe jak przyjdzie stół. Wszystkie z wymienionych rzeczy już mamy, ale dzisiaj będzie wyłącznie o krzesłach. Skończyłam je dzień przed dostarczeniem stołu, czyli się super ekstra wyrobiłam.
Krzesła.
Na początku podobały nam się takie nowoczesne krzesła, bardzo popularne ostatnio: klik! Mieliśmy gdzieś okazję usiąść na takich i jednak to nie było to. Poza tym wpadliśmy na pomysł całkiem inny... Chcieliśmy mieć krzesła kolorowe! Malowane! Drewniane, lekko "swojskie", w skandynawskim stylu. Poszukaliśmy najpierw gotowych malowanych krzeseł, ale ciągle kręciliśmy nosem, a to kolor, a to kształt, a to cena. No to co pozostało? A pomalować je samemu.
Odwiedziliśmy dwa sklepy - Jysk i Ikee, w tym pierwszym jedne krzesła nam się podobały wizualnie, ale jakość była dramatyczna. Zrobiliśmy spacer po Ikei i od razu wybraliśmy idealne!
Model, który wybraliśmy to Ingolf. Są dostępne w trzech kolorach, ale nam zależało na tym by nie były pokryte farbą, więc zdecydowaliśmy się na takie: klik!
Nie jest to dąb czy jesion, tylko zwyczajna, miękka sosna. Krzesła są lekkie, ale niekoniecznie odporne na obijanie. Zabawne jest to, że tylko te w naturalnym kolorze mają poprzeczki między nogami. Białe i czarne ich nie posiadają:).
Przygotowanie do malowania.
Pod koniec sierpnia wzięłam się do roboty. Na szczęście krzesła były w częściach, więc łatwiej było je malować. Na początku Mateusz przeszlifował je kostką ścierną o malej gradacji (120). Wystarczyło je tylko lekko zmatowić. Postanowiliśmy malować tylko górną część krzeseł, więc trzeba było jeszcze je dokładnie okleić taśmą malarską.
Po takim szlifowaniu należy dokładnie oczyścić powierzchnię, którą będziemy malować.
Ja używałam do malowania małego wałka, który nie posiadał włosa (to była taka bardziej gąbeczka), oraz pędzla. Oczywiście obowiązkowo kuweta.
Pędzel w tle nie jest tym, którego używałam. Potrzebowałam wyłącznie małego pędzelka to malowania trudno dostępnych miejsc, resztę pokrywałam używając wyłącznie wałka.
Farba.
Zdecydowaliśmy się na farby akrylowe od Fluggera.
Bardzo podoba mi się to ile mają kolorów! Setki, jak nie więcej. Idziemy
do salonu, wybieramy kolor z palety, a Pan od razu wrzuca farbę do
mieszalnika i już. I mamy dokładnie ten odcień jaki nam się podoba.
Potrzebowaliśmy
trzech kolorów, każdy kolor na dwa krzesła, na minimum dwie warstwy.
Puszka 0,75 litra wystarczyła nam idealnie, bo zostało jeszcze trochę na
ewentualne podmalowywania w przyszłości.
Zanim wybraliśmy kolory zrobiliśmy (no oczywiście!) wizualizację w SketchUpie by sprawdzić, które kolory wypadają najlepiej, czy powinny być pastelowe, czy kontrastowe i czy aby na pewno nam się to podoba. To byłaby wyjątkowo przykra sprawa, gdybym napracowała się, spędziła godziny nad malowaniem, a na końcu nie mogła na to potrzeć:).
Ostatecznie wybraliśmy kolor różowy, miętowy i szary w pół połysku.
Musiałam zrobić trzy warstwy koloru. Po dwóch gdzieniegdzie był leciutkie przebłyski drewna, takie wiecie, widoczne moim okiem perfekcjonisty, ale w trudniejszych do malowania miejscach (np. ten krzyż na oparciu) było trochę gorzej. Dwie warstwy zostawiłam tylko pod spodem krzesła.
Między warstwami najlepiej robić 24 godziny przerwy. Moje przerwy były o wiele dłuższe, bo malowałam w weekendy, albo od "święta", na spokojnie. W sumie przez ponad dwa miesiące:). Nigdzie nam się nie spieszyło, więc czasem w ogóle nie myślałam o nich w weekend i odkładałam to na potem. Dodatkowo nie można zrobić całej jednej warstwy na raz. Bo pomalować trzeba z dwóch stron, oraz z boku, a lepiej nie robić tego w tym samym czasie. Łatwo o mały błąd.
Farba szybko schnie, trzeba uważać i pokryć element sprawnie (ale spokojnie da się zdążyć), bo potem zaczyna się ciągnąć i robią się grudki. Schnie równie szybko na wałku, więc niekiedy musiałam przerywać malowanie w połowie, bo wałek z boków wysychał i potem zostawiał nieładne farfocle:). Po czwartym malowaniu stałam się "mistrzem" (jak nazwał mnie Mateusz) i malowałam z prędkością światła i do tego dokładniej niż na początku. Czyli na pierwsze malowanie warto wybrać krzesła, które podobają nam się najmniej:).
Postawiliśmy na pastele: bardzo jasny, pudrowy róż, delikatny niebieskomiętowy i jasny szary. Szary wyszedł naprawdę jasny, ale to nic.
A tak wyglądają:
Zrobiliśmy wizualizację z drewnianymi nogami jak i z pomalowanymi. Te pierwsze były bezkonkurencyjne.
Szary na zdjęciach wygląda jak biały, w rzeczywistości jest jednak szary. Bardzo jasny, ale jednak:).
Mamy w sumie sześć krzeseł. Stoją już nawet przy stole, zawiesiliśmy nawet dzisiaj lampy i jesteśmy z siebie bardzo dumni hihi:). Ale o tym kiedy indziej.
Kolorowe krzesła to taki początek do wprowadzania kolorów do naszego salonu/jadalni/kuchni. Białe ściany jak i fronty będą tłem do kolorowych dodatków i ozdób. Będzie i jasno i wesoło jednocześnie.
Nie wspomniałam jeszcze o tym, że nie wszystko malowałam sama! Mateusz pomalował część szarych i pomagał mi skończyć miętowe. Początkowo trzymałam go z daleka od krzeseł, bo trochę się bałam co mi zmaluje, ale wyszło na to, że bezpodstawnie, bo szło mu naprawdę nieźle!
Jeśli macie jakieś pytania, piszcie śmiało! Może i Wam kiedyś się zachce takiej roboty:)
Pozdrawiam,
Marzena
Śliczne kolorki, pięknie się komponują, a pytanko mam czysto techniczne. Skoro takie odstępy miedzy malowaniami to ile wałków na to zeszło? a może jest jakiś patent by było bardziej ekonomicznie. Pytam bo czeka mnie malowanie komody z ikei i aż się boję co to będzie.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńWałek może wytrzymać długo o ile nie damy farbie na nim zaschnąć. Podczas malowania pierwszych dwóch, różowych, niestety w połowie musiałam wymienić wałek bo farba zaschła i potem okropnie się "sypał". W sumie zużyliśmy 4 albo 5 wałków - już nie pamiętam. Do każdego kolory mieliśmy osobny. Więc minimum 3 powinny być. Jeśli wałek podczas malowania nie wyschnie (mi wysechł po bokach, bo przy malowaniu wąskich elementów używałam początkowo tylko środkowej jego części) to wystarczy do samego końca. Trzeba go tylko po malowaniu umyć dokładnie wodą, delikatnie by go nie "zmechacić" i pozostawić do wyschnięcia. Zauważyłam też, że gdy się go mocno wyciska z wody, to zbija się. Lepiej więc dać mu ociec. Pozdrawiam!
my przemalowaliśmy dwie komody, witrynę i szafę czterodrzwiową używając zaledwie 2 wałków, tyle że wszystko malowaliśmy na biało, ale najważniejsze, tak jak Marzena napisała, umyć wałek zaraz po malowaniu i do różnych kolorów mieć inne wałki.
Usuńw czasie przerwy w malowaniu koniecznie zawinąć wałek w worek-reklamówkę-nie wyschnie nawet przez kilka dni!!!polecam:))
Usuńnie trzeba go w ogóle wówczas myć...tylko w miarę możliwości wymalować z niego jak najwiecej farby
UsuńPodoba mi się taki pomysł na krzesła. Naprawdę fajnie wyglądają krzesła.
OdpowiedzUsuńMy kupiliśmy jakiś czas temu 8 krzeseł sosnowych, używanych, cena była okazyjna, bo 20zł za sztukę, ale głównie przez to, że były one na wyposażeniu szkoły językowej i sprzedającemu zależało na jak najszybszej zmianie wystroju. Właściwie pojechaliśmy po 6 sztuk, ale mąż pytał mnie czemu nie zdecydowałam się na 8, bo przy jakiś okazjach typu urodziny czy święta, zawsze nam brakuje i musimy pożyczać od teściów. Tak się stało, że jak pojechaliśmy to czekało 8 sztuk, żebyśmy mogli sobie wybrać, które chcemy (bo generalnie do sprzedania mieli zdecydowanie więcej), więc wróciliśmy z 8. Planujemy również pastelową kolorystykę, chociaż do końca nie jestem zdecydowana jak mamy je pomalować i teraz jeszcze bardziej mi namieszałaś hahaha :-))) jak do tej pory oszlifowałam aż jedno :-) szybko poszło, ale niestety nie mam warunków, by popracować nad nimi wcześniej jak w okolicy wiosny. Ale uwielbiam takie prace! Całe lato pracowaliśmy nad szafkami, które również kupiliśmy jako używane (do pokoju gościnnego i pokoju córek) oraz szafą czterodrzwiową, by wszystko przemalować na biało, więc mam nadzieję, że trochę wprawy już będę miała i z krzesłami pójdzie gładko. A widok Twoich zapala mnie tym bardziej do działania!
OdpowiedzUsuńPS. Ja też korzystam ze SketchUp'a a takich kwestiach :-)
Czyli cała rodzinka krzeseł zaszła z góry i rozgościła się w jadalni. Super. Nie mogę się doczekać żeby zobaczyć całość.
OdpowiedzUsuńNajważniejszy jest pomysł-kwestie techniczne to sprawa rzemiosła,a Ty dziewczyno w tych krzesłach pokazałaś ducha artysty.Pomysł z podzieleniem na część pomalowaną i nie-dla mnie nowatorski (wykorzystam go kiedyś).Nie pierwszy raz podoba mi się Twoja praca! Pozdrawiam i kibicuję! E.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za miłe słowa! Cieszę się, że się spodobało i super, że masz ochotę kiedyś ten pomysł wykorzystać:). Pozdrawiam ciepło!
UsuńFajnie pomyślane.I wykonane oczywiście:))Zbieram właśnie pomysły "mieszkaniowe" bo co prawda moje przyszłe mieszkanie to na razie kupa gruzu, ale docelowo też będą np.malowane krzesła.Wasze są świetne:))
OdpowiedzUsuńPięknie wyszło gratuluję wytrwałości z mojego doświadczenia już widzę te piękne szlaczki wyryte widelczykiem przez małe słodkie rączki bardzo podoba mi się jak urządzacie mieszkanie, chociaż sama wolę bardziej swojskie klimaty, i aż się wzruszam na myśl co taki maluszek potrafi zdziałac a białe szafki w kuchni są idealne do robienia notatek a dawna reklama ikei tylko mobilizuje do działania :) pozdrawiam gorąco Aga mama trójki maluszków rozrabiaków
OdpowiedzUsuńŚliczne krzesełka! już się nie mogę doczekać aż pokarzesz całość :)
OdpowiedzUsuńWyszło cudnie. Twoje zdjęcie prześliczne.Mela
OdpowiedzUsuńJa ciągle rozglądam się za krzesłami. Miał to być prosty, szybki wybór a nagle nic nam się nie podoba ;) Twoje zaś są piękne chociaż ja bym się skusiła na pomalowanie nóg :)
OdpowiedzUsuńSuper wyszły krzesła! Pomysł z niemalowanymi nogami, przy wersji z pastelowymi kolorami - super. Przyznam, że ten model też mi się bardzo podoba od dłuższego czasu i chyba zdecydujemy się na białą wersję ;-)
OdpowiedzUsuńKoniecznie pokaż jadalnię z kompletem krzeseł!
Pozdrawiam serdecznie
Krzesełka wyszły ślicznie, trzeba naprawdę dużej wytrwałości aby osiągnąć taki efekt. Robiłaś to już wcześniej?. Patrząc na efekt mam wrażenie jakby z fabryki wyszły. Chciałabym byś mi doradziła czy takie krzesła też można pomalować http://kaldekor.pl/krzeslo-peso Zauważ, że tu jest wiklina i właśnie problem jest w tym czy można ją pomalować. Czy to się będzie trzymało? Mam własny pomysł na krzesło i wzorując się na twoim przykładzie chciałam mieć coś swojego i niepowtarzalnego.
OdpowiedzUsuńNo, gratulacje. Spodziewać się mogło przemalowania całych krzeseł, ale tak jest zdecydowanie lepiej. teraz nikt nie powie, że ma takie same krzesła kupione w tym samym sklepie. Pastele to kolejne dobre posunięcie.
OdpowiedzUsuńciekawe
OdpowiedzUsuńNaprawdę jestem pod wrażeniem, krzesła po malowaniu wyglądają o wiele, wiele lepiej! :) Poza tym podoba mi się połączenie pastelowej góry z drewnianymi nogami – może sama pomyślę o takich krzesłach do mojej jadalni, zainspirowałaś mnie :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy! Chętnie zobaczę, gdy już powstaną:) Pozdrawiam!
Usuń