(Uwaga! Długi post o niedzierganiu!:))
Chciałam poczekać z tym postem, aż łazienka będzie przynajmniej w 90% gotowa. Ciągle brakuje jej paru elementów, które mają dopełnić nasz projekt. Ale Gosia (Pimposhka) prosiła o wpis zanim zacznie remontować swoją łazienkę i nie potrafię jej odmówić:).
Wszystko to co najważniejsze w łazience już się znajduje, więc nie będzie zionąć żadna dziura, zamiast toalety, ściany są pomalowane, drzwi prysznicowe (nareszcie!) są, to i pokazać mogę, bez wstydu (chyba:)).
Chcieliśmy mieć minimalistyczną łazienkę, w bieli i szarości. Z dodatkiem czerni. I tej czerni nam brakuje. Drobne rzeczy i dodatki w takim będą właśnie kolorze (uchwyty na ręczniki, koszyki, kosz na bieliznę), a jako że ich nie ma, to musicie sobie je wyobrazić:).
Zacznę znów od projektu, który najpierw wykonaliśmy w SketchUpie:
Nie wiem co się stało z półkami po prawej, ale podczas renderowania postanowiły stać się czarne:).
A oto jak nam wyszło to w praktyce:
Zdjęciami jestem załamana - dopiero wieczorem zauważyłam, że jakość poszła w las i generalnie jakoś tak mi się nie podobają. Ale już nie będę mieć czasu na nowe. Poza tym strasznie ciężko szło mi fotografowanie wąskiego i długiego pomieszczenia. Musiałam używać szerokiego kąta, więc... no. Wyżaliłam się.
Zastanawiam się, po fakcie oczywiście, czy nie chciałabym jednak kafli na całej ścianie, a nie tylko do 1,20m. Jak sądzicie? Myślimy czy czasem nie dokupić ich trochę (zostało nam sporo) i położyć je na całości, ale ciągle mamy co innego do roboty/myślenia/urządzania i zwlekamy z podjęciem decyzji.
No dobra, przejdę do rzeczy technicznych. Prysznic. W oryginalnym projekcie (czyli to co zastaliśmy na początku) nie było tak głębokiej wnęki. Obecnie ma 90 cm głębokości, wcześniej było to ok. 20-30 cm. Zmieściłby się nam brodzik zaokrąglony, ale tylko 80 cm. Bo taka właśnie szeroka jest (i była) wnęka. Przedłużenie wnęki pozwoliło nam zrobić prysznic troszkę większy.

Brodzik mamy niski, ma nie więcej niż 5 cm. Do takiego brodzika potrzebny jest specjalny, płaski syfon. Początkowo chcieliśmy prysznic bez brodzika, taki wiecie - nowoczesny. Ale były same problemy - a nie wiadomo czy się zmieści syfon w podłodze, a to odpływy były drogie (a jak tanie to ludzie pisali, że słabo odprowadzają wodę), a to coś tam, coś tam. Gdy już tyle się nasłuchaliśmy, naszukaliśmy, nastresowaliśmy to nam się odechciało. Dodatkowo nasze kafle nie są antypoślizgowe, więc była też obawa, że będziemy co jakiś czas ślizgać się wychodząc z kąpieli. Postanowiliśmy kupić niewielki brodzik i jest dobrze. Brodzik na pewno łatwiej się myje, nie ma takiego ryzyka wywrotki, a do tego ciepło jest w nóżki:).
Drzwi prysznicowe wymęczyły nas równie mocno. Bo co nie szliśmy do sklepów pokroju castorama/lerła merlę:)/obi, to wszystkie drzwi wydawały nam się niedopracowane, za lekkie, trzaskające, trzeszczące itp. Nie wiem czy to była zasługa lat stania na wystawie, czy złego zmontowania ich (bo niekiedy nieźle się kolebały!), ale ryzykować nie chcieliśmy. Nie chcieliśmy również wydawać zawrotnych cen i kupować czegoś z najwyższej półki.
Dowiedzieliśmy się (w sieci jak i doświadczalnie, w salonie łazienkowym), że drzwi Huppe, to drzwi dobrej jakości. Drzwi, które otwiera się bez strachu, że zaraz wypadną z zawiasów. Które po prostu wygodnie się użytkuje. Dla mnie takie rzeczy muszą być "ciężkie", tzn. muszę czuć, że otwieram drzwi. Rozumiecie:). Wybraliśmy jedną z tańszych propozycji i jesteśmy zadowoleni.
Nasze drzwi mają też powłokę anti-plaque, po stronie kąpielowej. Woda zostaje na drzwiach, ale nie pozostaje osad trudny do usunięcia. Nie oznacza to, że drzwi po kąpieli są nieskazitelnie czyste. Po prostu łatwiej o nie dbać i woda im nie szkodzi.
Trzeba tylko uważać, by nie użyć na tej stronie silniejszych środków czystości. Są specjalne preparaty do mycia takich szyb, nie mamy jeszcze, ale sprawdziliśmy, że wodą też się je da umyć:).
Bateria prysznicowa. Były tylko dwie (wszędzie!), które mi się podobały. Bateria, podobnie jak drzwi, musi być dla mnie solidna i muszę ją czuć. Nie mogę mieć poczucia, że trzymam w ręku plastik. Poza tym kształt się dla mnie liczył:). Mateusz robił wielkie oczy, o co mi chodzi z tymi słuchawkami... aż w końcu zrozumiał. One nie mogą być płaskie na górze! Muszą być takie "kwadratowe" (czekam na Wasze pytania, o co mi chodzi:)).
Podobały mi się tylko dwie i obie były z tych lepszych firm. I naprawdę cenowo nie jest to duża różnica. A w jakości różnicę widać. Przede wszystkim pozostaje dłużej błyszcząca, a osad z wody znika idealnie. Myślę, że warto zainwestować. Mamy przy umywalce coś z niższej półki i ciągle się wściekamy na zacieki.
A i zdecydowaliśmy się na termostat. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie - nowocześnie wygląda i łatwo ustalić odpowiednie parametry. U mnie to np. maksymalne ciśnienie i jakieś 45 stopni:).
Chyba wszystkie termostaty posiadają blokady. A przynajmniej blokadę na pokrętle od temperatury. Ma to na celu uchronić przed przypadkowym zwiększeniem temperatury i przełączeniem się na tryb "piekło" (tak, to ten mój). My mamy też blokadę na lewym pokrętle, gdzie ustalamy ciśnienie wody. Jest tryb Eco, a potem już nieEco, czyli znowu mój. Jej, brzmię jak masochistka!
I tu znowu postawiliśmy na tę lepszą firmę i znowu jesteśmy zadowoleni. Oprócz niełapania osadu mamy płynne przejścia, zero zacinania jak to znowu ma miejsce przy umywalce...
Z deszczownicy zrezygnowaliśmy. Bo tak:).
Przez wydłużenie wnęki dodatkowo zyskaliśmy miejsce na półki, które na razie są smutnie puste, ale mamy plan umieścić tam koszyki/pudełka, dwie na jedną półkę. Myślimy o materiałowych, w geometryczne czarno-białe wzory (A może doradzicie nam coś? Taki styl nam się marzy:
klik!) Ale jako że łazienka już jest i się nam nie pali, to skupiamy się obecnie na wykańczaniu reszty mieszkania.
Płytki mamy tylko pod prysznicem, na ścianie z umywalką i pod półkami, przy toalecie. Na ścianach mamy kafle, które imitują beton. Są na nich zacieki, plamy, a dodatkowo same płytki mają delikatną, surową fakturę.
Pod prysznice postanowiliśmy dodać pstrokate, czarno-białe płytki na jednej ścianie (przy których aparat wariuje przy zdjęciach z daleka). Nie chcieliśmy samej smutnej szarości.
Pomysł zapożyczyliśmy stad:
klik,
klik. Pod półkami zaś daliśmy białe, duże kafle, żeby ładnie "stopiły" się kolorystycznie z górą.
Reszta ścian pokryta jest specjalną farbą do łazienek. I szczerze polecam kupić do łazienki jak najlepszą farbę! Normalnie wszystko z niej schodzi! Czy to olejek mi się wyleje na półkę, czy to zwyczajny kurz, czy psiknę na ścianę odżywkę (bo nie trafię we włosy) - nieważne. Wszystko schodzi po przetarciu wilgotną ściereczką. I nie ma śladu. Szkoda, że w całym mieszkaniu takiej nie mamy...:)
Ścianę, na której w zasadzie nie ma nic (oprócz kaloryfera) pomalowaliśmy, również taką farbą na szaro. Spodobało mi się to zdjęcie i postanowiliśmy zrobić podobnie:
klik. Kupiliśmy nawet czarno biały obrazek, ale ciągle czeka na powieszenie. Chcemy mieć tam taką mini galerię minimalistycznych grafik.
Na dole daliśmy wysoką białą listwę, takie same są/będą w całym mieszkaniu. Na górze zaś zrobiliśmy do niej odniesienie takiej samej szerokości.
Na podłodze mamy duży (60x60) biały szkliwiony gres. I nie. Nie będę kłamać. Ładnie wygląda, pięknie nawet, idealnie kontrastuje z matową, betonową ścianę (próbowaliśmy dobrać matowe na podłogę, ale było fuj!), ale brudzi się. Tzn. nie bardziej niż inne, ale widać to od razu. Więc trzeba często wycierać, bo inaczej nie ma tego efektu.
Jak już jestem przy tym zdjęciu to wspomnę, że łazienka zgodnie z planem architekta kończyła się w miejscu gdzie zaczyna się kaloryfer. Tzn. była krótsza o przynajmniej metr (a z tego co pamiętam to więcej). Nie moglibyśmy tak wysunąć (pogłębić) wnęki prysznicowej gdybyśmy nie zdecydowali się na wydłużenie tej ściany. Byłoby bardzo mało miejsca. Mamy więc większą łazienkę, gdzie wszystko mieści się akurat, a nie na styk, i dłuższą kuchnię - bo to tam sama ściana:). Przedpokój wcale na tym dużo nie ucierpiał.
Umywalka jest z Ikea. Jest duża, ma 80 cm szerokości (a chcieliśmy nawet 100 cm), w zasadzie podwójna, a nam taka właśnie była potrzebna, bo zęby myjemy zawsze razem:).
Z wyglądu jest minimalistyczna, a jednocześnie stanowi centralny punkt w naszej łazience. Z umywalkami z Ikei i jest o tyle dobrze, że zawsze mają do nich idealne szafki! Nie lubię gdy szafka pod umywalką stanowi tylko "osłonę" dla syfonu, gdzie wstawi się trzy środki czystości i po sprawie. Mamy więc dwie duuuże szuflady, które w ogóle nie kolidują z syfonem, więc mamy mnóstwo miejsca. Kupiliśmy sobie też trzy zestawy pojemników do przechowywania, które zdecydowanie ułatwiają... no przechowywanie:).
Te bambusowe są takie dwupoziomowe. Bardzo fajny pomysł! Mam porządek jak nigdy.
Między umywalką a pralką ulokowaliśmy kontakt. Teraz trochę żałuję, bo ta przestrzeń świetnie nadaje się na jakąś szafkę czy półkę, a żal by było jednak zasłonić te kontakty. Ale na razie będzie to miejsce na kosz na pranie. Czyli wszystko gra.
O pralce mogę powiedzieć tylko tyle, że nie miałam pojęcia jakie są dobre, a jakie nie. Chciałam by miała pojemność 7kg, miała wirowanie na 400 obrotów, i wybór niskich temperatur. No i na przykład opóźnienie startu. I trochę ładna żeby była:). Niestety brakuje mi w niej sygnału końca prania.
Oświetlenie. Mamy cztery oczka ledowe (odporne na wilgoć), w tym jeden nad brodzikiem oraz dwie lampy "żarówki". Których nawet nie zdążyliśmy ogarnąć... musimy zdecydować, czy chcemy skracać kabel czy tak zasupłać. Za trudna decyzja. Musi poczekać.
Chcieliśmy lampy przy lustrze zapalać osobno, ale to ostatecznie wydało mi się bez sensu. Bo ja zawsze zajrzę do lustra jak jestem w łazience. I po co tak mam pstrykać? Zwłaszcza, że nie mam w zwyczaju gasić takich świateł. Wiecznie zapominam i zostawiam zapalone u znajomych/rodziny itp.
Na koniec będą drzwi. Zaraz obok umywalki moja najulubieńsza łazienkowa rzecz. Dlaczego? Bo są cudne, no po prostu idealne. Takie sobie wymarzyliśmy. I takie mamy!
Są proste, minimalistyczne, nowoczesne. Ale bez żadnych udziwnień. Znalazłam jakiś czas temu, na facebookowej stronie o architekturze wnętrz, zdjęcia pewnego ciekawego projekt mieszkania. A tam takie właśnie drzwi... no spać nie mogłam jak je zobaczyłam. Wypytałam architekta, a ten w swej dobroci dał mi namiary na takie same! Klamkę wyszukałam sama. W tamtym projekcie też była taka kanciasta i czarna. I też musiałam taką mieć:). Bo z inną to już nie byłoby to samo... Prawda?
Ciężko było mi zrobić zdjęcie całości. W przedpokoju nie mam tylu metrów by objąć je całe... Więc zdjęcie zdecydowanie "takie se!".
Nie chciałam podcięcia na dole, bo żal mi było je "niszczyć", ale wyczytałam, że trzeba. Czemu? Bo wilgoć musi gdzieś umykać, bo tak bezpieczniej i lepiej. To mam i wcale nie jest mi z nim źle.
Drzwi są szersze niż wydaje się na zdjęciu. I ładniejsze. Wierzcie mi!:) (no widzicie jak zwariowałam na ich punkcie?!).
Co jeszcze mają takiego fajnego? A są to drzwi bezprzylgowe. Ha! Znacie takie słowo? My nie znaliśmy do czasu, aż Pan w sklepie nas nie oświecił. Tradycyjne drzwi są przylgowe. Widać im zawiasy, gdy są zamknięte i jak je zamykamy to nie są na równi z ościeżnicą (takie mądre słowa znam). A bezprzylgowe, czyli takie jak nasze, po zamknięciu "wchodzą" w ościeżnicę. O tu to widać:
Bardzo mi się to podoba. Taka mała rzecz, a cieszy:). Zawiasy też są schowane w tej całej ościeżnicy, są całkiem inne od tych nam znanych. Przynajmniej z tego co ja wiem, i co w życiu widziałam. A pokażę Wam:
Zamek też nie jest standardowy. Jest magnetyczny, czyli nacisk na klamkę zwalnia magnez, a jak sobie machamy klamką przy otwartych drzwiach to żaden bolec się nie wysuwa (mogłabym pisać opisy techniczne do takich ustrojstw, prawda?:)).
No dobra, to chyba tyle. Mam nadzieję, że i tym razem coś podpowiedziałam/pomogłam/poinformowałam wszystkich tych, którzy mają zamiar remontować bądź szykować łazienkę. Dla nas to wcale nie było łatwe, więc jeśli choć trochę rozjaśniłam Wam temat, to się cieszę!:)
Pozdrawiam ciepło,
Marzena