Kilka dni temu wróciliśmy z trzytygodniowego urlopu w Ustce. Mimo że Mateusz nie musiał chodzi do pracy i leniwie spędzaliśmy każdy poranek, mimo że plażowaliśmy w każdych możliwych warunkach, czytając, dziergając czy pływając, mimo słodkiego, totalnego nic nie robienia, cieszę się, że jesteśmy już w domu. Urlop był zdecydowanie udany! Cudownie było odpocząć, ale tak już się udomowiliśmy na nowym, że zaczęłam już trochę tęsknić. Do domu i do naszej cudnej codzienności:).
Nie udało mi się skończyć w Ustce sweterka (taki był plan), ale to nic! Powoli, bez pośpiechu skończyłam go w tym tygodniu, wyprałam, zblokowałam i zabrałam na sesję.
Dawno już nie zrobiłam sobie nic "przy ciele", taliowanego, a zwłaszcza ażurowego. Zmusiły mnie do tego dwie rzeczy. Pierwsza to brak jakiegokolwiek sweterka z dłuższym rękawem do sukienki. A druga to zachwycenie się pewnym sweterkiem Hani Maciejewskiej.
No to mam i ja. Mój własny, turkusowy - Endearment!

Endearment ma w sobie coś niepowtarzalnego! Mankiety mnie zauroczyły... Tak samo wykończony jest tył:

Użyłam Jilly od Dream in Color, w kolorze Brilliant. Wzięłam większe druty (3,5mm) bo przy moim ciasnym dzierganiu singiel mógłby za mocno się zbić, a chciałam by było lekko i zwiewnie. Motki mieszałam tylko na początku, ale okazało się to niepotrzebne, więc przestałam się tym martwić na wysokości pach.
Ach! Brakowało mi tego koloru w szafie!

Bardzo podoba mi się plisa na guziki. Niby nic wielkiego (Haniu to jest komplement!:)), a jak cudnie wygląda - idealne rozmieszczone guziki i ten lekko zawijający się brzeg...
Życie jest zbyt piękne by tracić czas na poprawne zapinanie guzików!
Trochę detali...
Teraz czas wziąć się za lawendowe szarości, które pokazywałam w poprzednim poście... W końcu zdecydowałam się na dwa z czterech ozdobników, które chciałam umieścić w moim nowym projekcie. To był trudny wybór, ale przyszła pomoc i już wszystko jasne. Biorę się za niego:)
A Wam na do widzenia puszczam oczko!
Pozdrawiam ciepło,
Marzena